Reklama

- Do końca życia zostanie Pani „córką prezydenta”. To budzi gniew?
Aleksandra Kwaśniewska:
Budzi. Staram się sama o sobie tak nie myśleć i ciągle naiwnie wierzę, że w końcu ludzie zaczną mnie traktować jako autonomiczną jednostkę.

Reklama

– Są na to sposoby. Na przykład mogłaby Pani... zabić swojego ojca.
Aleksandra Kwaśniewska:
Nie jest aż tak źle, żebym musiała się uciekać do tak drastycznych metod.

– Ale to wtedy z córki prezydenta stałaby się Pani…
Aleksandra Kwaśniewska:
Tą słynną „morderczynią własnego ojca”. Nie, dziękuję. Radzę sobie mimo wszystko i mam to szczęście, że bardzo lubię swoich rodziców, więc bycie utożsamianą z nimi nie jest dla mnie, mimo wszystko, ujmą. Lecz zapewne do końca życia będę się tłumaczyć, że funkcjonuję w mediach „dzięki” ojcu.

– A nie talentowi?
Aleksandra Kwaśniewska:
Chociażby. I z tego nieszczęsnego „Tańca z gwiazdami”, od którego wszystko się zaczęło, też do końca życia będę się tłumaczyła. A ja myślałam wtedy, że robię sobie tylko wakacje od psychologii i za chwilę wrócę do zawodu.

– Wakacje trwają i Pani psychologiem już chyba nie będzie?
Aleksandra Kwaśniewska:
Nie wiem, ciągle mnie to korci. Mam dwa pomysły na doktoraty, ale to, co teraz robię, za bardzo mnie ekscytuje, żeby powiedzieć: nie będę tego robiła, bo większą wartość będzie miała kariera naukowa.

– Nie tyle większą wartość, co może głębszy sens. Bo tak „robimy” w rozrywce.
Aleksandra Kwaśniewska:
Głębszy sens? A co by mi w praktyce dał doktorat z psychologii?

– Okulary.
Aleksandra Kwaśniewska:
Zmarszczki…

– I okulary. Fajne, modne albo oldskulowe można kupić. Zyskałaby Pani dodatkowy powab erotyczny.
Aleksandra Kwaśniewska:
Czyli z próżności powinnam to zrobić?

– Albo dla możliwości głębszej penetracji w populacji męskiej. Nie?
Aleksandra Kwaśniewska:
Nie potrzebuję tutaj poszerzać swoich horyzontów. Natomiast poszerzanie i pogłębianie warsztatu dziennikarskiego nie jest według mnie pozbawione sensu.

– I cóż to Pani pogłębia i rozwija?
Aleksandra Kwaśniewska:
Poprzez rozmowy z ciekawymi ludźmi można dowiedzieć się być może równie dużo, co zgłębiając książki.

– I czegóż się Pani dowiaduje, czego by Pani nie wiedziała albo nie przeczuwała?
Aleksandra Kwaśniewska:
Otóż właśnie cała psychologia na tym polega. Że upewniamy się w tym, co przeczuwamy. Nie chciałabym zresztą dorabiać do moich wywiadów jakiejś wielkiej ideologii. Po prostu sprawia mi to przyjemność i pozwala zarabiać. Praca idealna.

– Pysznie. Ale osoba, która jest dwugarbnym wielbłądem, czyli córką taty prezydenta i mamy – pani prezydentowej…
Aleksandra Kwaśniewska:
Dziękuję…

– ...mogłaby chcieć wymyślić dla siebie rolę, która by te garby z niej zdjęła. Coś raczej szalonego.
Aleksandra Kwaśniewska:
To byłoby na siłę. Pogodziłam się z tym, że jestem „ta” Kwaśniewska. Jak byłam dużo młodsza, słyszałam często pytanie, czy nie doskwiera mi, że nigdy nie jestem po prostu Olą.

– I że nigdy nie będzie Pani wiedziała, co ludzie o Pani naprawdę sądzą.
Aleksandra Kwaśniewska:
A ja myślałam, że to jest moja wartość, bo według mnie ważne było, jak ja się z byciem dzieckiem tego właśnie ojca „noszę”.

– Czyli jest Pani po prostu Olą, która boryka się z „kwaśniewskizmem”?
Aleksandra Kwaśniewska:
Tak. Tylko w moim odczuciu to nie jest coś bardzo złego.

– Na ślubie przyjmie Pani nazwisko męża?
Aleksandra Kwaśniewska:
Nawet gdybym zmieniła nazwisko, czy to coś zmieni w moim społecznym odbiorze? Ludzie i tak będą mówili: „To córka Kwaśniewskiego”.

– A co Pani myśli o tym obyczaju przyjmowania nazwiska męża?
Aleksandra Kwaśniewska:
To jest, szczerze mówiąc, przedziwne. Tak, jakbym w ciągu tej jednej godziny, kiedy przysięgam wierność po grób pewnemu facetowi, przeistaczała się z Oli w Kasię. Uważam, że jest to jednak odebranie nam ważnego elementu naszej tożsamości.

– Może silne kobiety powinny…
Aleksandra Kwaśniewska:
...narzucać mężowi własne nazwisko?

– Tak. I wtedy byśmy wiedzieli, z jaką parą mamy do czynienia, kto jest w tej parze alfą.
Aleksandra Kwaśniewska:
To nie wpisuje się w moją wizję związku, który powinien być bardzo partnerski. Pamiętajmy, że zostałam wychowana przez dwie bardzo silne osobowości.

– Ale w patriarchalnym świecie.
Aleksandra Kwaśniewska:
No tak. I mam w sobie tę dwoistość. Z jednej strony świadomie uważam, że kobiety są równie dobre, jak mężczyźni, równie silne, są dla mężczyzn równorzędnymi partnerkami. Obraziłabym się, gdyby ktoś mi powiedział, z pełnym przekonaniem, że kobiety to słabsza płeć. Ale równocześnie mam gdzieś w głębi zakodowane, że jednak mężczyznom wolno więcej. Że muszę zachować jakąś pokorę wobec życia, która nie dotyczyłaby mnie, gdybym była mężczyzną.

– Czyli jest Pani, jak wiele innych młodych kobiet, wytworem epoki przejściowej. Jeszcze jedną nogą w epoce patriarchalnej, a drugą nogą w tej nowej.
Aleksandra Kwaśniewska:
To nawet krzepiące.

– Córka prezydenta dziś współczuje synowi premiera?
Aleksandra Kwaśniewska:
Tak. Ja w ogóle współczuję „wrogom publicznym”. Bo uważam, że…

– On nie jest „wrogiem…”, jest „debilem publicznym” – jak sam siebie nazwał.
Aleksandra Kwaśniewska:
„Debil publiczny”, w którego się rzuca kamieniami, to już trochę „wróg publiczny”. A gdyby nie był synem premiera, nikt by nie zwrócił uwagi na istnienie osoby, która przez tydzień miała jakiś konflikt interesów, którego w dodatku nie dostrzegał jego pracodawca. Więc jemu się dostaje za nazwisko. Jest mi go naprawdę, po ludzku, bardzo szkoda.

– Czuje Pani z nim jakąś wspólnotę losów „córek”, „synów”?
Aleksandra Kwaśniewska:
Ze wszystkimi „tymi” dziećmi taką wspólnotę trochę czuję.

– Z Martą Kaczyńską też?
Aleksandra Kwaśniewska:
Pod tym względem tak. Choć trudno mi jest się z nią zgodzić światopoglądowo. Jej współczuję jeszcze bardziej niż Michałowi, ze względu na całą jej sytuację życiową.

– Mimo drastycznych różnic światopoglądowych?
Aleksandra Kwaśniewska:
Uważam generalnie, choć akurat Marta nie jest chyba tym przykładem, że my, dzieci polityków, dużo łagodniej traktujemy politykę niż normalny obywatel siedzący przed telewizorem.

– Dużo lepiej wiecie, że to jest tylko gra?
Aleksandra Kwaśniewska:
Wiemy, że należy oddzielać poglądy polityczne od osobistych sympatii i antypatii. Wiemy, że ci ludzie, którzy na siebie „szczekają” w telewizji, na co dzień mogą być w bardzo poprawnych, koleżeńskich relacjach.

– Posiadacie więc wiedzę straszliwą.
Aleksandra Kwaśniewska:
Mnie to nie przeraża. Ja uważam, że ta gra jest elementem cywilizowanego świata. Mnie raczej dziwiłoby, gdyby politycy się nienawidzili, bo mają inny pogląd na podatek liniowy.

– Panno – jeszcze – niedoszła psycholog, a dlaczego właściwie dziennikarstwo, a nie po prostu zwykłe ludzkie celebryctwo?
Aleksandra Kwaśniewska:
Na zwykłe ludzkie celebryctwo jestem mimo wszystko za mało próżna. Z jednej strony troszeczkę zazdroszczę moim koleżankom, które zrobiły z siebie chodzące banery reklamowe i skupiają się na tym, żeby dać się ładnie sfotografować, bo na pewno zarabiają dużo lepiej ode mnie. Ale ja chyba nie byłabym w stanie się przełamać. Jednak chciałabym mieć poczucie, że robię coś, co w moim odczuciu jest ważne. Oczywiście to nie jest tak ważne, jak…

– Praca taty?
Aleksandra Kwaśniewska:
Właśnie. Ale ważniejsze od celebrytyzmu. Dziennikarstwo mi to daje. Byłam typowym dzieckiem, które nie miało jednego talentu, zawsze byłam dobra w bardzo różnych rzeczach.

– To nieszczęście dla człowieka.
Aleksandra Kwaśniewska:
Prawda? I to mi się odbija przez całe życie. Ja ładnie śpiewałam i ładnie tańczyłam, i ładnie recytowałam wierszyki. Byłam dobra i z polskiego, i z matematyki, i z biologii, i z wf-u, i z języków. Cały czas mogłam wszystko, ale nie miałam poczucia, że jest ta jedna jedyna rzecz na świecie, która mi wychodzi najlepiej.

– Amy Winehouse tak uważała, ale to długo nie trwało. Z drugiej strony, można powiedzieć, że jest Pani idealnym materiałem na idealną Panią domu – tyle umiejętności…
Aleksandra Kwaśniewska:
No, nie zapędzałabym się. Co prawda bardzo lubię gotować i uprawiać ogrodnictwo balkonowe, ale nie cierpię sprzątać. I siedzenie w domu bez dostępu do ludzi jest dla mnie jednak rodzajem więzienia.

– Ta próba przed Panią. I, Pani zdaniem, na czym polega rola kobiety przy mężczyźnie? Czy w ogóle można mówić o roli kobiety przy mężczyźnie?
Aleksandra Kwaśniewska:
Moim zdaniem rola kobiety przy mężczyźnie jest dokładnie taka sama, jak rola mężczyzny przy kobiecie. Rola wspierania się nawzajem. Tak jest w przypadku moich rodziców. Powielam ten schemat. Jestem absolutnie przyzwyczajona do tego, że mężczyzny bardzo dużo nie ma w domu, a kobieta jest w stanie sama sobie świetnie zorganizować czas. Nie siedzi jak ta Penelopa, nie dzierga z nudów i nie płacze z tęsknoty.

– A pokusy? Penelopa dzierga, Odys daleko, patrzy na syreny i się zabawia. A tutaj zalotnicy prężą muskuły.
Aleksandra Kwaśniewska:
W pokusach nie ma nic złego, dopóki kończą się w miejscu, w którym zaczyna się szkodzenie związkowi.

– Gdzie jest ten moment, który szkodzi związkowi? Po prostu seks?
Aleksandra Kwaśniewska:
Wszelka intymność.

– A flirt?
Aleksandra Kwaśniewska:
Flirt do pewnego momentu jest do wybaczenia. Nie przesadzałabym, jeśli w tym flircie nie pojawiają się żadne obietnice ani deklaracje typu: „Jesteś fantastyczniejsza niż moja żona…”.

– „Czekałem na ciebie całe życie”?
Aleksandra Kwaśniewska:
Czy: „Gdybym nie był żonaty, tobym się z tobą zestarzał”.

– Ale podobno ma Pani wyjść za mąż? Tak słyszałem.
Aleksandra Kwaśniewska:
Też tak słyszałam.

– Ale od bliskich sobie osób?
Aleksandra Kwaśniewska:
Najpierw przeczytałam w gazetach. To jest taki temat, który miałam nadzieję, że uda nam się zachować dla siebie.

– No jak to?! Przecież jest Pani „tą Kwaśniewską”!
Aleksandra Kwaśniewska:
Wiem. Ale akurat w tych kwestiach ciężko jest mi się pogodzić, że media tak bardzo wchodzą mi w życie. Doprowadza mnie do szału, że jakaś gazeta zaprasza nam gości, zanim my zdążymy ich zaprosić. Że ktoś wysyła donos za pieniądze, dotyczący naszych prywatnych spraw.

– Mnie interesuje jedno: skąd Pani wie, że to jest właśnie „ten” facet? Skąd to wiadomo?
Aleksandra Kwaśniewska:
Kompletnie nie wiem. Wolałabym odpowiedzieć na to pytanie za 50 lat, kiedy już będę mogła stwierdzić z całym przekonaniem, czy rzeczywiście miałam rację.

– Ale dzisiaj, podejmując tę decyzję, coś w głowie musi Pani mieć. Że lata lecą?
Aleksandra Kwaśniewska:
Nie. Wydaje mi się, że właściwy moment na taką decyzję jest właśnie wtedy, kiedy człowiek nie zadaje już sobie pytania: po co ja to robię? Tylko jest to naturalne. Jak czasem patrzyłam na moje koleżanki, często odnosiłam wrażenie, że ten ślub się bierze po coś. Że jak będziemy małżeństwem, rodzice dadzą nam spokój, bo cały czas pytali, kiedy to zalegalizujemy. A mnie się wydaje, że przychodzi moment, kiedy ma się wewnętrzne przekonanie, że to jest po prostu dobry pomysł. I wtedy wchodzimy w małżeństwo bez lęku.

– A była Pani taką nastolatką, która marzyła o białym domku z białym płotkiem?
Aleksandra Kwaśniewska:
Nie bardzo. Nigdy specjalnie nie marzyłam też o białej sukni. Nie bawiłam się też w dom, bo wolałam na przykład w detektywa. Totalnie „jarały” mnie powieści detektywistyczne. Herkules Poirot to była moja Królewna Śnieżka. Marzyłam, żeby być taka jak on. I oczywiście bawiłam się w lekarza, jako że miałam dziadków lekarzy, więc i dostęp do strzykawek, plastrów i bandaży.

– Z chłopcami? Zabawa w lekarza z lekcją anatomii?
Aleksandra Kwaśniewska:
Nie. Wtłaczałam hektolitry różnych płynów w moje lalki oraz maskotki, które potem się rozpadały od nadmiaru wnętrzności. Byłam mało dziewczyńska. Nawet jak były bale przebierańców i wszystkie moje koleżanki przebierały się za królewny w śliczne różowe sukieneczki, to ja byłam przebrana za marchewkę albo wysmarowana kakao jako koleżka Bambo. Dla mnie fajne przebranie było takie, że wszyscy się śmiali, a nie takie, że wszyscy mówili, jaka jestem śliczna.

– A jest Pani?
Aleksandra Kwaśniewska:
Nie myślę tak o sobie. Myślę raczej, że jestem fajna.

– Jak Pani na siebie patrzy w lustrze, to…
Aleksandra Kwaśniewska:
Uważam, że jest OK.

– I obraca się Pani przed dużym lustrem do tyłu, a w drugim, małym lusterku sprawdza, czy nie ma za grubych pośladków?
Aleksandra Kwaśniewska:
Nie jestem zafiksowana na wyglądzie. Szkoda mi na to czasu. Nie lubię tych wszystkich babskich ceregieli. U kosmetyczki czy fryzjera strasznie się nudzę.

– Ubrać, umalować się… A jaki jest Pani stosunek do nagości?
Aleksandra Kwaśniewska:
Nie mam kompletnie żadnych oporów, żeby po domu chodzić nago. Natomiast niekoniecznie mam ochotę pójść na plażę nudystów albo wskoczyć na rozkładówkę w „Playboyu”.

– Raczej pytałem, czy jest Pani z takiego domu, w którym nagość jest tabu?
Aleksandra Kwaśniewska:
Nie… Nie usatysfakcjonowałam pana tą odpowiedzią?

– Tylko słucham, nie zdaje Pani żadnego egzaminu.
Aleksandra Kwaśniewska:
Czułam, że czeka pan, aż powiem coś więcej.

– Ola Kwaśniewska jest zazdrosna?
Aleksandra Kwaśniewska:
Bywam, ale nie chorobliwie. To znaczy skłamałabym, mówiąc, że nigdy w życiu nie zaznałam tego uczucia.

– Ale tłumi i nie mówi o tym, bo jest zbyt wyniosła i zbyt godna, żeby o tym mówić?
Aleksandra Kwaśniewska:
W ogóle nie jestem wyniosła, błagam! Godna tak, dumna tak, ale nie wyniosła!

– A przeżyła Pani taką czarną zazdrość?
Aleksandra Kwaśniewska:
Nie wiem, czy aż taką czarną. Ale zdarzały mi się jakieś jej „strzały”.

– Jak to wtedy jest? Ciemno się robi przed oczami?
Aleksandra Kwaśniewska:
To pan nie wie?

– Nie.
Aleksandra Kwaśniewska:
Ja, mając lat naście czy dwadzieścia, miałam takie emocje, że potrafiłam się rozpędzić do furii w trzy sekundy.

Zobacz także: mroczki przed oczami

– Ale do furii? Czy do ryku w poduszkę?
Aleksandra Kwaśniewska:
Nieee, proszę pana, ja nie z tych. Nic z tych rzeczy. Normalna elegancka furia. Nawet raz mi się zdarzyło rzucanie przedmiotami, acz miękkimi. Ale teraz to mi się już kompletnie nie zdarza. Jakoś zawładnęłam nad tą emocją. Czuję, jak się zbliża, i nie daję jej się rozpędzić. Dziś mężczyzna bardzo musiałby przegiąć, żeby we mnie wzbudzić furię z zazdrości, bo na dużo więcej teraz jestem skłonna przymknąć oko.

– Żyje Pani z zazdrosnym mężczyzną?
Aleksandra Kwaśniewska:
Nie, też nie.

– Sprawdzanie telefonów?
Aleksandra Kwaśniewska:
No, to byłby skandal.

– A ja słyszałem, że to jest skandal powszechny.
Aleksandra Kwaśniewska:
Chyba tak, ale to jest potworne, że jest powszechne. W ten sposób naprawdę można zrobić burzę w szklance wody. O nic.

– Ma Pani taki niefart, że kocha Pani twórcę.
Aleksandra Kwaśniewska:
To takie straszne?

– To niefart, ponieważ niestety rolą takiej kobiety jest też obcowanie z jego twórczością i nie ucieknie się wtedy od ocen. Czy trzeba a priori kochać całą jego twórczość?
Aleksandra Kwaśniewska:
Trochę tak, ale ja mam to szczęście, że kocham ją niezależnie. Byłam fanką mojego narzeczonego i jego twórczości długo, zanim go poznałam.

– Jak napisze coś słabszego, to jest Pani zdolna do krytyki? Czy nie napisał nic słabszego?
Aleksandra Kwaśniewska:
Jeśli coś mi się podoba mniej, to mówię, że to mi się podoba mniej, ale tamto jest wspaniałe. Nie zdarzyło się jednak, żeby napisał coś takiego, żebym powiedziała albo pomyślała, że to nic niewarte.

– No dobrze. Zaplątała się Pani w rozrywkę. Będzie ślub. Nadal będzie Pani, niezależnie od nazwiska, córką prezydenta Kwaśniewskiego. I co dalej?
Aleksandra Kwaśniewska:
A o jak dalekiej przyszłości mówimy?

– Pięć lat. Dzieciaki, które rozwiążą wszystkie dylematy zawodowe każdej młodej matki?
Aleksandra Kwaśniewska:
Może, choć trochę się tego boję, że one rozwiążą te dylematy jednoznacznie. Ale mimo wszystko mam nadzieję, tu odwołam się do wyższych instancji: jak Bóg da…

– A bocian udźwignie.
Aleksandra Kwaśniewska:
I kapusta będzie wystarczająco duża na dziecko dziedziczące tę moją gigantyczną głowę…

– Ma Pani kompleks zbyt dużej głowy?
Aleksandra Kwaśniewska:
Nie, ale bardzo często to się pojawia w różnych komentarzach, więc mam na względzie. Generalnie chciałabym, żeby ludzie traktowali mnie coraz poważniej i żeby jak najdalej uciec od tej nieszczęsnej celebrytki. Cały czas wierzę w to, że małymi kroczkami, żmudną, codzienną pracą wydepczę sobie miejsce w ludzkich sercach (śmiech).

– Jakbym słyszał szanowną mamusię…
Aleksandra Kwaśniewska:
Tak naprawdę chciałabym tylko, żeby oddano mi to, że pracuję. Żeby już nie pisano o mnie „bezrobotna Kwaśniewska”, bo to mnie doprowadza do szału. Nie jestem bezrobotna, nigdy, odkąd skończyłam studia, nie byłam i nie jestem utrzymywana przez moich rodziców, a tym bardziej przez podatników. I tyle.

Reklama

Rozmawiał Piotr Najsztub
Zdjęcia Zuza Krajewska i Bartek Wieczorek/LAF AM
Stylizacja Jola Czaja
Asystentka stylisty Justyna Terej
Makijaż Izabela Wójcik kosmetykami MAC COSMETICS
Fryzury Piotr Wasiński/Van Dorsen Talents
Scenografia Anna Tyślerowicz
Produkcja sesji Ela Czaja

Reklama
Reklama
Reklama