Agnieszka Kaczorowska-Pela i Maciej Pela o dzieciach, pieniądzach i związku... "Kłócimy się jak włoskie małżeństwo"
W lipcu Agnieszka Kaczorowska-Pela i Maciej Pela powitają na świecie drugie dziecko. Z czego zamierzają utrzymać rodzinę, skoro niedawno zamknęli szkołę tańca?
Lepszego początku 2021 roku nie mogli sobie wymarzyć. Agnieszka Kaczorowska-Pela (28) i Maciej Pela (32) potwierdzili, że w wakacje po raz drugi zostaną rodzicami.
– Od początku chcieliśmy mieć dużą rodzinę. Wiedzieliśmy, że Emilka szybko będzie miała rodzeństwo i nasze marzenie właśnie się spełnia – mówią.
Choć są małżeństwem od dwóch lat, wiele już razem przeszli. Niedawno postanowili zamknąć szkołę tańca Danceworld, która była pierwszym biznesem Agnieszki. I uważają, że bardzo dobrze zrobili…
Zobacz także: Agnieszka Kaczorowska szczerze: "Lubię zarabiać pieniądze"! Z czego się utrzymuje?
Na początku muszę wam pogratulować.
Agnieszka Kaczorowska-Pela: Decyzję o powiększeniu rodziny podjęliśmy już bardzo dawno. Oboje z Maćkiem jesteśmy z rodzin wielodzietnych i nie chcieliśmy, żeby nasza córka była jedynaczką. Ja jestem najmłodsza z trójki rodzeństwa, u Maćka w domu było ich czworo.
Maciej Pela: Zawsze wiedzieliśmy, że chcemy mieć więcej dzieci, a po narodzinach Emilki byliśmy tego jeszcze bardziej pewni. Daliśmy czas sobie, by Aga zdążyła choć trochę odpocząć, żebyśmy nauczyli się zupełnie innej rzeczywistości, i Emilce – żeby chwilę nacieszyła się byciem jedynaczką.
Między waszymi dziećmi będzie równo dwa lata różnicy.
Maciej: Czyli idealnie! (śmiech) Dokładnie tak, jak między mną a trójką mojego rodzeństwa. Może właśnie to sprawiło, że całe życie trzymaliśmy się razem.
Agnieszka: Moje rodzeństwo jest ode mnie niemal 10 lat starsze. U nas ta relacja przebiegała inaczej, ale też jest cudowna.
Rzeczywiście zdążyłaś odpocząć przed drugą ciążą?
Agnieszka: Niespecjalnie (śmiech). Właściwie kiedy tylko skończyłam karmić piersią, od razu zaszłam w drugą ciążę. Zdążyłam przespać kilka nocy, wypić z mężem lampkę wina, ale najbardziej żałuję, że nie zjadłam kogla-mogla i tiramisu, bo w ciąży i w okresie karmienia nie można jeść surowych jajek.
Maciej: Ostatnio nawet mówiłem Adze, że tytuł filmu „Ja cię kocham, a ty śpisz” idealnie pasuje do naszego życia, bo w pierwszym trymestrze czuła się tak zmęczona, że przesypiała niemal całe dnie.
Agnieszka: Ja po prostu zapadłam na cztery tygodnie w sen zimowy! (śmiech) Miałam straszne wyrzuty sumienia, bo na barkach Maćka spoczywała większość obowiązków, które do tej pory dzieliliśmy na dwoje. Nie sądziłam, że człowiek może spać 17 godzin dziennie, bo w pierwszej ciąży tak nie miałam
A jak się czujesz teraz?
Agnieszka: Lepiej, ale ciągle mnie mdli i szybciej się męczę. Już widzę, że druga ciąża jest inna. Nie tylko gorzej się czuję. Na tym etapie mam już lekko zaokrąglony brzuch. Ale najgorsze są wyrzuty sumienia…
Maciej: Gorsze samopoczucie powoduje, że Aga nie spędza z Emilką tyle czasu, ile by chciała, więc gdy tylko ma okazję, poświęca jej cały wolny czas, pomimo zawrotów głowy i innych dolegliwości.
Wiecie już, czy Emilka będzie miała braciszka, czy siostrzyczkę?
Agnieszka: Stuprocentową pewność można mieć po 20. tygodniu. Nie ukrywam, że chciałabym bardzo, żeby to był syn. Maciek ma już swoją „córeczkę tatusia” i jest w Emilce zakochany po uszy. Przyznaję, ma do niej anielską cierpliwość, której mnie czasem brakuje, choć oczywiście kocham córkę całym sercem. Dlatego „synuś mamusi” też by się przydał tej naszej gromadce (śmiech). Najważniejsze jednak, żeby dziecko urodziło się zdrowe. Wiem, że sobie ze wszystkim poradzimy, bo przez te trzy lata, od kiedy jesteśmy razem, Maciek nie raz udowodnił, że jest wspaniałym mężem i zawsze mogę na niego liczyć.
Każde małżeństwo przechodzi różne etapy, ludzie się docierają. Czy wy pierwszy poważny kryzys macie już za sobą?
Maciej: Kryzysy się zdarzają, jak wszystkim, ale czy poważne? Mamy z Agnieszką podobne charaktery. Bardzo się szanujemy i staramy się rozmawiać o wszystkim. Bywa, że kłócimy się jak włoskie małżeństwo, ale równie szybko godzimy. Wychodzę z założenia, że nie ma problemów nie do rozwiązania. Ze wszystkimi przeciwnościami radzimy sobie dobrze, a jeśli zdarzy się jakaś poważniejsza kłótnia, to jestem pewny, że nie wpłynie to w żaden sposób na nasz związek. Każde z nas musi przerobić pewne rzeczy, ale oboje potrafimy mówić „przepraszam”. To ważne.
Agnieszko, zamknęłaś swoją szkołę tańca. To prawda, że zbankrutowałaś przez pandemię?
Agnieszka: Nie, od zawsze mam kilka źródeł dochodu. Zamknięcie Danceworld było jedną z najtrudniejszych decyzji w moim życiu, poświęciłam szkole trzy lata życia, mnóstwo pieniędzy, czasu i emocji… Ale nie zrobiłam tego z powodów finansowych. Głową byłam w pracy przez całą dobę, co kładło się cieniem na naszym życiu prywatnym i pozostałych działaniach zawodowych. Do tego dochodził strach o zdrowie nasze i innych. Nie wiedzieliśmy, kiedy obostrzenia zostaną zniesione i znów będziemy mogli otworzyć szkołę.
Maciej: Zaczęliśmy zaniedbywać siebie, stres też nam nie pomagał. Nawet gdy byliśmy w domu, siedziałem przed komputerem, wymyślając z zespołem kolejne strategie marketingowe i reklamowe. A nie o to nam w życiu chodziło… Mamy dziecko, wymarzony dom.
To była dobra decyzja?
Maciej: Tak, pandemia okazała się dla nas naprawdę dobrym czasem.
Agnieszka: Świadomie zwolniliśmy tempo, w wakacje udało nam się skończyć remont w domu, zrobić ogród i wreszcie się nim nacieszyć. Początek roku w ogóle sobie odpuściliśmy, ze względu na moje samopoczucie, ale teraz bierzemy się już do pracy.
To z czego się teraz utrzymujecie?
Maciej: Jestem instruktorem tańca, ale nie prowadzę tak dużo zajęć i warsztatów jak kiedyś. Oboje z Agą pracujemy już niemal wyłącznie w sieci: prowadzimy kanał na YouTubie, konto na Instagramie i robimy różne projekty dla reklamodawców. To nam zapewnia dobre dochody. Nigdy nie zbankrutowaliśmy i nie mieliśmy takich kłopotów finansowych, jak pisano, bo nigdy nie trzymaliśmy się tylko jednej pracy. Powiem to, bo Aga się wstydzi: moja żona jest znacznie lepsza w zarabianiu pieniędzy niż ja. Ma świetne pomysły, które przekuwa w dobre biznesy. Ona ma wizje, a ja je realizuję i spinam kosztorysy. Zajmuję się też niezbędną papierologią, czyli umowami, fakturami i kontaktem z klientami. A czasem sprowadzaniem mojej żony na ziemię (śmiech).
Agnieszko, jesteś bizneswoman!
Agnieszka: Fakt, lubię zarabiać pieniądze i nie jest to żadna ujma. Polubiłam biznes i wciąż mam nowe pomysły. Mam intuicję. Tak było chociażby z moim kanałem na YouTubie. Zainwestowałam w to oszczędności, które zaczęły się pięknie zwracać. To był strzał w dziesiątkę, mimo że docieram do wąskiej grupy docelowej, bo treści kieruję do przyszłych mam i tych kobiet, które mają już dzieci. Skąd pomysł? W ciąży z Emilką sama szukałam wielu informacji, a nie miałam zbyt dużo czasu i sił na czytanie książek. Brakowało mi czegoś, co mogłabym zobaczyć w formie wideo. Do współpracy zaprosiłam wielu specjalistów i… tak znalazłam swoją niszę. Zarabiam także na Instagramie, no i od lat nieprzerwanie gram w serialu „Klan”.
Kiedy nagrywasz treści wideo – a to pochłania mnóstwo czasu – kto zajmuje się córką?
Agnieszka: Dzielimy się z Maćkiem obowiązkami. Kiedy musimy załatwić coś poza domem, w opiece nad Emilką pomaga nam moja mama, która mieszka niedaleko nas. Na razie nie wyobrażam sobie, że moglibyśmy zatrudnić nianię, bo jako rodzice chcemy spędzać z naszą córką jak najwięcej czasu, mieć wpływ na jej rozwój i wychowanie. Maciek jest mistrzem kuchni i to on dba o nasze podniebienia. Niestety do gotowania mam dwie lewe ręce, ale za to… potrafię parzyć świetną kawę (śmiech).
Maćku, nie bolą cię opinie, że jesteś utrzymankiem swojej żony?
Maciej: Słyszałem pod swoim adresem więcej takich „komplementów”. Śmieję się z tego, bo to nieprawda. Kiedyś próbowałem reagować, tłumaczyć, ale szybko zorientowałem się, że wchodzenie z trollami internetowymi w polemikę nie ma najmniejszego sensu.
Agnieszka: Ustaliliśmy z Maćkiem, że nie czytamy komentarzy, które pojawiają się poza naszymi social mediami. Trudno nas sprowokować, bo nie reagujemy hejtem na hejt.
Pamiętam, że raz wypowiedzieliście walkę hejterom i wasza reakcja była ostra.
Agnieszka: Wiele rzeczy mogę puścić mimo uszu, bo przez lata pracy zawodowej uodporniłam uodporniłam się na krytykę. Kiedy wygrywałam taneczne mistrzostwa Polski, na forach dla tancerzy podważano moje umiejętności, krytykowano mimikę, wygląd. W zasadzie wszystko! Dziś też nie muszę się każdemu podobać, ale gdy ktoś pisze, że życzy śmierci mojemu małemu dziecku, zapala mi się czerwona lampka.
Maciej: Kiedy czytam groźby, kończy się moja dyplomacja, bo nie jestem w stanie znieść ludzkiej głupoty i zawiści. Staramy się myśleć racjonalnie, ale nigdy nie wiesz, do czego ktoś potrafi się posunąć.
I kto siedzi po drugiej stronie ekranu…
Maciej: Może to być tylko sfrustrowany 14-latek, ale równie dobrze 40-letni agresor. Jednego jestem pewien: w obronie mojej rodziny jestem gotów na wszystko. Mimo to niektórzy wciąż nam się dziwią, że nie pokazujemy twarzy naszej córeczki.
Agnieszka: Znaleźliśmy uzdrawiający sposób na hejt: śmiech. Żartujemy sobie z tych komentarzy, przerzucając się w rozmowach hejterskimi cytatami. Nauczyliśmy się łączyć siły, bo razem mamy większą moc. W każdej dziedzinie życia.
Czego wam dziś życzyć?
Agnieszka: Przede wszystkim zdrowia, bo na całą resztę sobie zapracujemy. Mam nadzieję, że do wakacji wiele obostrzeń zniknie i będziemy mieli szansę na rodzinny poród, bo nie wyobrażam sobie, żeby Maćka przy mnie nie było. Podczas narodzin Emilki był dla mnie ogromnym wsparciem i… puszczał mi moje ulubione utwory!
Rozmawiała Magdalena Jabłońska-Borowik