Reklama

To był szalony czas. Wielkich zmian. Tyle się wydarzyło w ich życiu przez ostatni rok. Pobrali się. Zamieszkali razem. W maju przyjdzie na świat ich dziecko. W maju też ukaże się kolejna płyta Piotra Rubika, „RubikOne”. Wyjątkowa, bo choć zaprosił na nią kobiety, wspaniałe wokalistki, to zaśpiewał też sam. Kołysankę dla nienarodzonego maleństwa. „Powiedziałaś, że już nie jesteśmy sami, że pojawił się ktoś trzeci między nami. Ktoś ciekawy świata, kto na zawsze zostać chce. Ktoś na całe lata. Ciebie pół, połowa mnie. Nie wiem, co w takiej chwili mówi się. Przecież nie mogę bardziej kochać cię”. Do słów Jana Jakuba Należytego Piotr ułożył muzykę. Najpiękniejszą, bo z wielkiej miłości. Tytuł: „Kiedy mężczyzna płacze?”.

Reklama

Już niedługo. Choć to ostatni miesiąc, Agata Rubik wcale nie wygląda, jakby za chwilę miała zostać mamą. Blond włosy dziewczęco spięte w kitkę. Twarz bez śladu makijażu. Szyfonowa sukienka, granatowa, w delikatną kratę, układa się miękko na figurze. Dłonie trzyma splecione na zaokrąglonym brzuszku. „To będzie chłopiec czy…?” „Niech pani nawet nie pyta”, Piotr Rubik ze śmiechem wpada mi w słowo. „Nie zdradzimy”, ucina Agata.

Siedzą przytuleni. Jej jasna głowa obok jego ciemnej. „Pani też uważa, że czas już na powrót do naturalnego koloru włosów? Ludzie często mnie zaczepiają, radzą. Nie przypuszczałem, że moja fryzura może w kimś budzić emocje”.
A przecież powinni już wiedzieć, emocje budzi wszystko, co zrobią.

Mój mąż, moja żona
Ślub. Czy zmieniliby coś z tamtego czerwcowego dnia, kiedy we wrocławskim kościele Świętej Jadwigi mówili sobie „tak”? „Na pewno
na słynnych dziś parasolkach, które zasłaniały nas przed wścibskimi paparazzimi, umieścilibyśmy jakąś reklamę z myślą o celach charytatywnych”, nie ma wątpliwości Piotr. „Byłby z tego zamieszania jakiś pożytek”.

„Na pewno nie zmienilibyśmy tego, że na ślubie znaleźli się tylko najbliżsi. Bez względu na późniejsze docinki ochroniliśmy siebie, a to jest przecież bezcenne. W naszych wspomnieniach było idealnie. Jest jeden minus – ten dzień zdecydowanie za szybko minął”, zamyśla się Agata. I zaraz dodaje: „Nazwisko mam dziś ładniejsze. Poprzednie uwierało, gdy dorastałam. Potem właściwie już nie. Przyzwyczaiłam się do bycia Paskudzką. Ale dziś z przyjemnością mówię o sobie: Agata Rubik”. Na pytanie, czy ciężko było im się przestawić, by mówić: „mój mąż”, „moja żona”, odpowiadają: „Łatwo. Mamy wspaniały związek”.

„Nie szkodzi, że jest Pani w nim w cieniu?”, pytam. „A co to jest cień?”, Piotr się dziwi. Agata mówi spokojnie: „Nie czuję się w niczym ograniczana. Dobrze mi i nie pamiętam, żeby było inaczej. A tych, co mówią, dziwi chyba najmocniej, że zawsze chcemy być blisko siebie. Radzą, pokrzykują: Dziewczyno, trzeba mieć coś swojego, a nie tak wciąż wszędzie razem. Jak ludzie nie chcą dzielić czasu ze sobą, to chyba coś jest nie tak? Mam rację? My spędzamy ze sobą każdą niemal chwilę. Nie ścieramy się. Codziennie słyszę, że Piotr mnie kocha”.

„Nie wstydzę się okazywania uczuć”, podkreśla muzyk. „Inaczej życie byłoby bez sensu. Kiedyś może uczono, że mężczyźnie to nie przystoi. Bzdura. Miłe słowo, czułość muszą być między dwojgiem”.

Ich miejsce na ziemi
Osiedle białych domków, cegła, drewno. Na dachach rozległe tarasy. Wokół zieleń, drzewa i cisza. „Tak będzie”, uśmiecha się kompozytor. „Na razie nie ma nawet jeszcze dziury w ziemi. Musimy poczekać. Jeszcze rok, może dwa”. Jedno z piękniejszych miejsc w Warszawie – Wilanów. To tam w przyszłości stanie ich pierwszy wspólny dom. Kupili już projekt. Wybrała go Agata. Nie miała problemu z przekonaniem Piotra, że to idealny wybór. Pojechał, rozejrzał się wokół i już wiedział: „Muzyka i ludzie są zawsze wokół mnie, koncertowałem w najpiękniejszych salach w Polsce i za granicą. Czasem, by poszukać ciszy, wyjeżdżam na drugi koniec świata. Ale każdy musi mieć jedno swoje miejsce na ziemi. Tak naprawdę swoje. Dom, gdzie słyszy muzykę, zanim przeleje ją na papier. Miejsce, gdzie jest tak naprawdę cały jego świat i miłość”. Poczekają. Ważne, że nareszcie zamieszkali razem. Po kilku tygodniach od ślubu przyszedł czas na przeprowadzkę Agaty z rodzinnego Wrocławia do mieszkania w Warszawie. „Potrzebna była wielka ciężarówka?”, pytam. „Jedna walizka”, śmieje się Agata. „Nie zabrałam wiele. Trochę ubrań. Po co mi pamiątki z lat szkolnych czy licealnych. Nie przywiązuję się do rzeczy. Miśki, figurki, obrazeczki – to nie dla mnie. Mam uczulenie na kurz. Dlatego nie przepadam za bibelotami, na których z reguły jest go bardzo dużo. Na ścianach powiesiliśmy zdjęcia ze ślubu, z naszych dalekich podróży. Pakować walizki? Żaden problem. Obydwoje lubimy wyjeżdżać. A teraz i razem wracać”.

Szał i ekspresja
„Piotr staje na scenie. Cisza, podnosi batutę i jest szał, wrzask, niesamowita ekspresja. A wszystko szczere, spontaniczne, niewyreżyserowane w żaden sposób. Uwielbiam na niego patrzeć, jest prawdziwym showmanem”, opowiada o mężu Agata. „A po koncercie zwykle otaczają go zachwyceni słuchacze”.

W Stanach są każdego roku. „Gramy tam z najlepszymi amerykańskimi orkiestrami. Amerykanie są niesamowici, kupują słowniki, żeby móc zrozumieć słowa utworów”, mówi Piotr. „A na koncerty zapraszają całe rodziny. To wielka nagroda patrzeć, jak ludzie reagują na moją muzykę. Pod każdą szerokością geograficzną. W Nowym Jorku i Krakowie. Dostaję dużo maili od tych, którzy słuchają Rubika w Internecie. Pewien Japończyk pod wpływem »Tu Es Petrus« zmienił imię z Shimpei na Szymon. Tak się w tych dźwiękach zakochał”.

„Jak Pan sobie radzi z krytyką?”, to jedno z najczęstszych pytań zadawanych Rubikowi. Przez te wszystkie lata uodpornił się, zdał sobie sprawę, że to bez znaczenia, choć czasem boli. „Proszę sobie przypomnieć, co musieli kiedyś znosić niektórzy nasi słynni kompozytorzy muzyki klasycznej?”, muzyk bezwiednie podnosi głos. „Chcieli stąd uciekać tak ich dręczyli, nienawidzili krytycy. Teraz wszyscy wynoszą ich na piedestał, a za ich czasów mieli, przepraszam za słowa, przerąbane”.

Nawet spokojna dotąd Agata, wzburzona dodaje: „I co? Po śmierci dziwią się, że inny kraj uznaje kogoś za swojego? A to przecież Polak. Słuchamy tych wszystkich ostrych, raniących słów i rośnie nam gruba skóra. Uodparniamy się”.

„A do wszystkiego można się przyczepić”, Piotr nie ma wątpliwości. „Jeśli robię coś dla bezdomnych, z potrzeby serca, za darmo. Potem zachoruję na grypę i choćbym chciał, nie mogę przyjechać na premierę, to następnego dnia czytam: »Rubik zlekceważył bezdomnych«. Jest sens z tym walczyć? Czy jesteś prezydentem, mistrzem sportowym, muzykiem, w tym kraju, i tak ktoś się do ciebie przyczepi. Czy zawsze będziemy niszczyć wszelkie objawy indywidualności? Szkoda, że w szkole muzycznej młodzi ludzie, którzy próbują się przebić, zrobić coś wartościowego, a podcina im się skrzydła, nie mają przedmiotu: przygotowanie do życia w zawiści”.

Kołysanka dla malucha
„Lubię dziecku pośpiewać, poopowiadać bajki”, zdradza Piotr. „Żeby się przyzwyczajało do głosu. Gadam do brzucha. Ale to chyba nie jest dziwactwo, dużo osób tak robi”.

„W mych ramionach Ty – mój świat. W mych ramionach Wy – mój świat”, zaśpiewał na swojej najnowszej płycie. „Nie jestem wokalistą i nie mam zamiaru nim być, ale chciałem wyrazić emocje, których inaczej nie potrafię”, tłumaczy. Emocje oczekiwania na dziecko.

„Za nami gorący czas. Trudne były te ostatnie miesiące”, wspomina Agata. „Piotr wstawał rano, siadał do nut i pisał. A ja się całymi dniami uczyłam. Nie było konfliktu interesów. Nie mówiłam: »Kochanie, zróbmy coś, bo zwariuję. Pozaliczałam wszystko na studiach«”. Obroniła pracę licencjacką z dziennikarstwa w Dolnośląskiej Szkole Wyższej we Wrocławiu. „To pewien etap, który trzeba zamknąć”, mówi. „Ale też dopiero początek. Co dalej? Zobaczymy. Mało co w życiu planowałam. Los i tak podsuwał różne propozycje. Brałam, co mi przynosił. Czy zostanę dziennikarzem? Nie wiem. Na razie myślę o pełnoetatowym macierzyństwie”. Przeczytali już kilka dostępnych książek o wychowaniu malucha. „I wiemy jedno – śmieją się – że trzeba zachować zdrowy rozsądek”.

O tym, że zostaną rodzicami, dowiedzieli się dwa miesiące po ślubie. Pragnęli tego dziecka. „A mimo wszystko było to zaskoczenie, choć przecież pozytywne”, zdradza Agata. Nie przestraszyła się. Nie pomyślała: Jestem jeszcze za młoda. „Co to za moda, że dziś kobiety rodzą w okolicach czterdziestki?”, zastanawia się. „Mam 23 lata i czuję, że to na dziecko w sam raz. Mama urodziła mnie, będąc rok starszą, a przecież mam też starszego brata. Moje relacje z nią są rewelacyjne. Nie chciałabym mieć starszej mamy”.

Czy czują lęk przed tym, co się w ich życiu już za chwilę wydarzy? „Jeszcze chyba nie zdajemy sobie z tego sprawy”, Agata kładzie dłoń na brzuchu. „Chodziliśmy razem na badania usg. Ale dla mnie to wciąż abstrakcja. Widzę na ekranie, jak dziecko się porusza, czekam na nie, ale i tak pewnie największy wybuch miłości pojawi się z pierwszym spojrzeniem”.

„A dla mnie nie ma różnicy. Jeszcze naszego dziecka nie widzę, ale już je takie kocham”, dopowiada Piotr. Nie mają umówionego sztabu niań. Z maleństwem poradzą sobie sami. „Och, dajmy już spokój”, Agata marszczy brwi. „Nie chcemy o tym mówić, jakby co najmniej Księżyc przybliżył się do Ziemi (śmiech). Zaraz znów usłyszymy zjadliwe komentarze. Dziś ich nie potrzebuję. Tylko spokoju i miłości”.

Jakie będzie to dziecko? „Nie miałam wątpliwości, że jest naznaczone muzyką”, opowiadała o Piotrze jego mama Żaneta. „Bawił się zabawkami jak wszystkie dzieci, ale kiedy dziadek puszczał swoje płyty analogowe Mozarta, Beethovena, rzucał wszystko, wdrapywał się na fotelik i słuchał albo podskakiwał w rytm. Jako sześciolatek zaczął grać na wiolonczeli. Potem zdał do szkoły muzycznej. Pamiętam, że kiedy wracał, odrabiał lekcje i mówił: »A teraz sobie odpocznę«,
i... siadał do pianina”.

„Zastanawialiście się, jakie będzie wasze dziecko?”, pytam. „Niech będzie jak my – szczęśliwe”, mówią zgodnie. Piotr będzie z Agatą przy porodzie. „Chyba że ucieknie w ostatniej chwili”, śmieje się ona. „Nie ucieknę”, odpowiada jej zdecydowanie.

Reklama

Tekst Monika Kotowska
Zdjęcia Marek Straszewski
Stylizacja Karolina Kiczko
Makijaż Tomek Kocewiak/LANCÔME
Fryzury Robert Kupisz
Scenografia Anna Tyślerowicz
Produkcja sesji Elżbieta Czaja i Ewa Kwiatkowska

Reklama
Reklama
Reklama