Kiedy patrzę, jak w programie „Ameryka Express” biegnie pod górę z plecakiem, który na oko waży więcej niż ona sama, zastanawiam się, skąd w tej drobnej blondynce tyle energii. Bo Patrycja Markowska (40) entuzjazmu i poczucia humoru ma tyle, że wystarczyłoby dla kilku innych gwiazd. A przecież nie ukrywa, że gdy jechała do Gwatemali i Kolumbii, była w trudnym momencie życia. Czy udział w programie pomógł jej pokonać kryzys? Przeczytajcie wywiad z Patrycją z nowego "Flesza"!

Reklama

Zaskoczyła mnie twoja decyzja o udziale w „Ameryka Expressie”. Polecasz taką przygodę swoim znajomym?

Kiedy wróciłam z Gwatemali i Kolumbii, zadzwoniła do mnie Justyna Steczkowska i spytała: „Jak było? Bo może bym się kiedyś zdecydowała?”. A ja jej na to: „O matko, Justyna. No nie wiem...”. Ona jest bardzo dzielna, kojarzy mi się jednak z diwą. Powiedziałam więc: „Justyna, tam jako kobieta jesteś kompletnie obnażona”. Ja nawet zabrałam ze sobą puder, ale jak wstawałam po czterech godzinach snu i biegłam spocona na stopa, to nie miałam czasu go używać. Gdy obejrzałam pierwszy odcinek show, pomyślałam sobie: „Matko święta, przecież ja wyglądam, jakbym dopiero co wstała z łóżka!”. Ale z drugiej strony czy to źle czasem odpuścić, wyjąć kij z...? (śmiech) Myślę, że nie!

Warto było się tak męczyć?

Przed wyjazdem miałam słabszy moment, czułam się przepracowana i zmęczona. Byłam świeżo po wydaniu płyty „Droga” z moim tatą i po trasie koncertowej. Rok wcześniej wydarzyło się kilka ciężkich sytuacji w moim życiu osobistym i zawodowym. Wpadłam w stupor, niczego nowego nie pisałam, a bardzo lubię tworzyć. Czułam więc, że potrzebuję zmiany. I powiem ci, że na planie dostałam totalny wp***. Nie miałam kalendarza, komórki, pieniędzy, byłam zmęczona, niewyspana, głodna, bolały mnie plecy. Ale w tym wszystkim rodziły się piękne rzeczy. Nagle złapałam inne obroty. Znowu poczułam siłę. Nasz operator powiedział mi, że wielu osobom, które brały udział w programie, potem wszystko wydaje się łatwiejsze, bo mają inną perspektywę. I tak jest ze mną: dziś myślę, że mam dach nad głową, samochód, którym się przemieszczam, napełniony brzuch, cudownego syna, wspaniałą rodzinę. Wróciłam do Polski naładowana
dobrą energią, natychmiast zaczęłam pisać, tak powstał singiel „Niepoprawna”.

Zobacz także

Miałaś go wypuścić wiosną. Epidemia koronawirusa pokrzyżowała te plany?

Myślę, że niebawem ujrzy światło dzienne. W trudnych sytuacjach rodzi się kreatywność. Zrobiliśmy klip, nie wychodząc z domu. Złożony ze zdjęć z mojego życia, od dzieciństwa aż po teraźniejszość.

Jak teraz spędzasz czas z rodziną?

Przeprowadziliśmy się niedawno do domku z ogródkiem, więc domyślasz się, że jest co robić (śmiech). Wszyscy cieszymy się każdą chwilą, kiedy możemy zrobić coś dla naszego domu, bo nareszcie mamy na to czas. Uwielbiamy też czytać, oglądać filmy i seriale, więc nadrabiamy zaległości. Dokończyłam właśnie „Króla” Szczepana Twardocha, razem z Jackiem obejrzeliśmy „Boże Ciało”, a z moim synkiem Filipem „Trylogię”, bo właśnie o tych wydarzeniach uczy się teraz na historii.

Jak się czujecie jako artyści? Ty nie masz koncertów, a twój partner Jacek ma zawieszone zdjęcia do seriali i odwołane przedstawienia.

Tęsknię za koncertami i spotkaniami z ludźmi, więc mam na- dzieję, że ta sytuacja nie będzie trwała wiecznie... Zawsze staram się dostrzegać plusy. Byłam ostatnio przepracowana. Czuję, że teraz mam moment na pewne wyciszenie. Myślę natomiast o wielu ludziach, dla których obecne wydarzenia są po prostu tragedią. Martwię się i mam nadzieję, że to jak najszybciej się skończy.

Czy będąc na planie „Ameryka Expressu”, tęskniłaś za swoim 12-letnim synem Filipem? Czy uznałaś, że to jest czas tylko dla ciebie?

Pomyślałam: „Ahoj, przygodo!” (śmiech). A tak serio, to kiedy wyjeżdżam na koncerty, nie ma mnie w domu góra trzy dni. Teraz pojechałam dalej i na dłużej i tęsknota dopadała mnie w chwilach zupełnie niespodziewanych. Gdy miałam zjazd formy, patrzyłam na zdjęcie syna i to mnie rozwalało. Pamiętam jednak, że któregoś dnia, kiedy już mogliśmy zadzwonić do rodziny, Filip powiedział mi: „Mamo, walcz!”. Nie wiem, co bym zrobiła, gdybym nagle usłyszała od niego: „Wracaj”.

Który z tych trudnych momentów zapadł ci najbardziej w pamięć?

Kiedyś długo szukałyśmy noclegu, było zimno i padał deszcz. W końcu pewna kobieta, samotna matka z gromadką dzieci, zaprosiła nas do swojego domu, w którym nie było... nic. Z dachu kapało, brakowało łóżek, do ubikacji trzeba było iść przez podwórko. A ona zrobiła nam ciepłą kolację, ogrzała i... już było po mnie. Kompletnie się wtedy rozkleiłam.

Czy Żaneta, którą zaprosiłaś w tę podróż, była dla ciebie wsparciem?

Poznałyśmy się kilka lat temu na planie „The Voice of Poland”. Żaneta była moją uczestniczką i wystąpiła w finale razem z Natalią Nykiel. Potem utrzymywałyśmy kontakt, spędziłyśmy razem kilka imprez i koncertów. Żaneta napisała nawet piosenkę na moją płytę „Droga”. Zbliżyłyśmy się do siebie, ale tak naprawdę nie znałyśmy się bardzo dobrze. Wiedziałam tylko, że jest mamą i że ma świetny charakter. Dziś śmieję się, że być może jestem czarownicą, ponieważ stworzyłyśmy genialny duet. Oczywiście czasem się na nią wkurzałam, gdy biegła ostro do przodu i co chwilę pytała mnie, czy idę, a ja nie miałam tyle sił. Jednak te emocje szybko opadały. Żaneta jest dzielną i bardzo silną fizycznie kobietą. A do tego mamy podobne poczucie humoru.

Nie chciałaś wystąpić w programie ze swoim sławnym tatą?

Nie, on nigdy by się na to nie zgodził i ja to szanuję... Oboje jesteśmy dorosłymi ludźmi i już dawno temu, kiedy stawiałam pierwsze kroki na scenie, postanowiliśmy, że nie będziemy łączyć naszego życia prywatnego z zawodowym. Nie ingerujemy w swoje decyzje zawodowe.

Za to na planie spędziłaś sporo czasu z Pawłem Delągiem, który kiedyś był twoim partnerem...

Trochę tak wyglądało w pierwszym odcinku, jakbyśmy spędzili weekend w spa (śmiech). Ale uwierz, nie było mi wtedy do śmiechu. Przecież wylądowaliśmy bez bagażu, nie w tym kraju, co trzeba. Bałam się, że to już koniec naszej przygody z programem. Na szczęście okazało się, że możemy dolecieć następnego dnia innym samolotem.

Dlaczego lecieliście na plan tylko we dwójkę, a nie z całą ekipą?

Ponieważ grałam koncert i nie mogłam ruszyć ze wszystkimi, dostałam bilety na kolejny dzień. Myślałam, że będę podróżować sama, na lotnisku okazało się, że dołączy do mnie Paweł, bo on też miał zdjęcia. Dostaliśmy listę przesiadek i przysięgam, że tej ostatniej, z Kostaryki do Gwatemali, po prostu na niej nie było. Produkcjo, nie wiem, czy to było specjalnie?! (śmiech) Dlatego musieliśmy na Kostaryce zostać na noc. Paweł ogarnął hotel i wszystkie sprawy. Jestem szczęśliwa, że wtedy ze mną leciał, bo gdyby mi się to przytrafiło samej, chybabym umarła ze strachu. Życie pisze czasem najlepsze scenariusze. Jesteśmy z Pawłem dobrymi kolegami. Zawsze będę miała do niego sentyment i cieszę się z tego spotkania po latach.

Miło się na ciebie patrzy, wyglądasz na zadowoloną z życia i spełnioną kobietę. Jesteś teraz szczęśliwa?

Nie chcę niczego zapeszać i jak każdy mam swoje smutki, ale przyznaję, że ostatnio poukładało mi się wiele rzeczy. W miłości, w głowie, w pracy. Mam teraz fajny moment w życiu, czego i wszystkim czytelnikom życzę!

Rozmawiała Iwona Zgliczyńska.

x-news

W show Ameryka Express Patrycja Markowska spotkała swojego eks, Pawła Deląga.

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama