Wywiad z Natalie Portman
Natalie Portman dla Vivy!
- Wiele osób uważa, że twoja praca przy Czarnym Łabędziu zaowocowała najlepsza rolą w Twojej karierze. Jak się z tym czujesz?
Natalie Portman: Nie jestem obiektywna! Ta praca była wielkim wyzwaniem, ale również dała mi olbrzymią satysfakcję. To przykre, że sprawdza się stare powiedzenie – im więcej włożysz w coś pracy, tym bardziej będziesz z tego zadowolony.
- Kiedy byłaś mała, chciałaś zostać tancerką?
Natalie Portman: Tak, miałam taką aspirację. Szybko zastąpiłam ją jednak pragnieniem bycia aktorką. Miałam wówczas 12 lat i przestałam tańczyć. To bardzo ciekawe. Do czasu pracy przy tym filmie wyobrażałam sobie taniec zupełnie inaczej. Dopiero później zrozumiałam ile ciężkiej pracy, dyscypliny i bólu towarzyszy procesowi zostania wirtuozem – bo tak można nazwać te kobiety. Zdobyłam zupełnie nowy poziom szacunku dla tej sztuki.
- O jakim bólu mówisz? Jaki ból towarzyszył Tobie przy tej roli?
Natalie Portman: Nie ma dnia, żeby nie towarzyszył Tobie ból. Coś zawsze Cię boli. Najgorsza kontuzja, jakiej doznałam to… przemieszczenie żebra podczas kręcenia zdjęć. Jest taka scena, w której występuję z fizjoterapeutką. To była prawdziwa sesja, którą Darren (Aronofsky, reżyser) sfilmował. Ta kobieta jest profesjonalistką, która pomagała mi nastawić żebro. W związku z moją kontuzją, przez ostatnie trzy tygodnie zdjęć zmieniono układy choreograficzne, by tancerki nosiły mnie i podtrzymywały pod ramionami – dotknięcie mnie w obolałe miejsce skutkowało bólem przypominającym ugodzenie nożem. To było ekstremalne przeżycie, jednak nie mam na co narzekać. Wszystkie te tancerki zawsze tańczą z ekstremalnymi kontuzjami i nie są to tylko zakwasy. Tańczą ze skręconymi kostkami, zwichniętym karkiem lub innymi przypadłościami. I tak jest na co dzień. Jako widz obserwujesz na scenie ich niesamowite wyczyny. Nie widzisz jednak jak schodzą ze sceny kulejąc, lub wkładają nogę do wiadra z lodem. To po prostu niesamowite, potrafią tyle wytrzymać i tyle ukryć. Część tej sztuki polega na zdolności ukrywania bólu.
Zobacz także: ból śródstopia - przyczyny i leczenie
- Jak wyglądały twoje przygotowania do roli?
Natalie Portman: Rok przed rozpoczęciem zdjęć rozpoczęłam treningi baletowe. Tańczyłam przez dwie-trzy godziny dziennie. Moja trener, Mary Helen Bowers tańczyła latami w Nowojorskim Balecie i zaczęła treningi od sztuki zapobiegania kontuzjom. Robiłam ćwiczenia polegające na staniu na stopach i palcach u nóg przez pół godziny, bez przerwy. Miało to na celu zbudowaniu małych mięśni w śródstopiu. Robiłyśmy to godzinami, by mieć pewność, że przy tym ruchu nie podnosiłam kostki, którą w balecie bardzo łatwo skręcić. Dalej pracowałyśmy nad techniką. Sześć miesięcy przed pierwszym klapsem rozpoczął się ciężki trening, który miał przekształcić moje ciało, jak i całą technikę ruchu. Dziennie przepływałam wówczas prawe dwa kilometry, wyrabiałam mięsnie i tańczyłam balet – w sumie zajmowało mi to 5 godzin. Na dwa miesiące przed zdjęciami rozpoczęłam próby z choreografem, co łącznie z treningami pochłaniało 8 godzin z każdego dnia. Na koniec zatrudniono profesjonalnych trenerów, którzy byli po prostu fenomenalni – podszkolili mnie w aktorstwie, stylu i technice tańca, by moja znajomość ruchów nie skończyła się na podstawowych krokach.
- Ty i Mila Kunis, która w filmie portretuje Lily, znacie się od lat. Pomogłaś jej zdobyć tę rolę? I na koniec, czy było Wam trudno zagrać scenę miłosną pomiędzy Niną i Lily?
Natalie Portman: Darren zapytał mnie raz “czy znam aktorkę, która jest podobna do mnie fizycznie i która potrafi dobrze tańczyć?” W tym samym czasie razem z Milą poszłyśmy na pchli targ, gdzie opowiedziałam jej, że trenuję balet, na co ona od razu rzuciła „uważaj, ja tańcząc złamałam wszystkie palce u nóg”. Zadzwoniłam do razu do Darrena i powiedziałem tylko „Ona tańczy!”. Wydaje mi się, że porozmawiali później na Skype’ie, gdzie coś zaiskrzyło i momentalnie ją zatrudnił. Robiąc to wszystko zupełnie nie myślałam jednak o tej scenie miłosnej. Wydaje mi się, że o wiele wygodniej byłoby mi zagrać ją z obca osobą, niż przyjaciółką, z którą chadzam na zakupy. Ale dobrze się przy tym bawiłyśmy i dużo śmiałyśmy, więc było miło.
-Ciężko było pożegnać się z tą rolą?
Natalie Portman: Zdecydowanie tak. Wydaje mi się, że rozstaję się z nią tak faktycznie dopiero teraz. Nie wiem jeszcze jak głęboki miała na mnie wpływ. To jedna z tych przypadłości, w których wiem, że coś się ze mną stało i na pewno wywarła na mnie wrażenie, ale musi minąć trochę czasu, zanim to wszystko przetrawię. To było wielkie wyzwanie, jednak fantastyczne było w nim to, że w tej wojnie miałam przy sobie Darrena. Jesteśmy bardzo podobni, bardzo radykalni. Skupieni, zdyscyplinowani i momentami ekstremalni. Angażujemy się w realizację działań w bardzo podobny sposób.
-Twojej postaci bardzo zależy na kontroli. Czy łatwo było się do tego odnieść?
Natalie Portman: Wiele od siebie oczekuję. Łatwo było mi zatem ja zrozumieć. Lubię dyscyplinę, porządek i reżim. Jestem żołnierzem! Co nie zawsze jest najlepsze. Kryje się w tym wyzwanie, jakim jest wolność, zatem eksploracja tego pola była zdecydowanie interesująca. Dało mi to również narzędzia, dzięki którym mogłam przetrwać ten zabójczy trening.
-Dlaczego uważasz siebie za żołnierza?
Natalie Portman: Dyscyplina bardzo mi odpowiada. Nie jestem typem rebelianta, bliżej mi do posłusznego żołnierza – ale pracuję nad tym! Miło zatem znaleźć reżysera, który tyle wymaga, bowiem ja również wówczas wymagam więcej od siebie. To ekscytujące.
- Co wyróżnia Cię od granej postaci?
Natalie Portman: W przeciwieństwie do granej postaci, ja zawsze poszukuję przyjemności w tym, co robię. Nie lubię bólu. Nie robię rzeczy, które sprawiają ból. Nie jestes w stanie się głodzić, nie jestem w stanie sprawić sobie celowo bólu. W tym aspekcie jestem absolutnym przeciwieństwem swojej postaci. Stosuję akupunkturę, chodzę na basen. Lubię gotować i spędzać dużo czasu z przyjaciółmi. Kiedy nie pracuję, odczuwam dużą potrzebę na nic nie robienie. Patrzę wówczas na ścianę przez kilka godzin i nie wykonuję żadnej czynności – to mnie resetuje. Potrafię się relaksować, jednak podczas pracy daję z siebie wszystko. Bycie dobrym pracownikiem również wymaga dyscypliny. Są osoby, które w imię pracy zatracają się całkowicie zapominając o aspektach człowieczeństwa - dla takiego zachowania nie mam cierpliwości. Jeśli ktoś jest niemiły na planie – całkowicie wytrąca mnie to z równowagi i sprawia, że nie mogę się skupić. Bycie miłym i spokojnym jest również częścią dyscypliny. Niesamowite jest to, że przy ogromnym ciśnieniu i stresie, które towarzyszą podobnym projektom można znaleźć reżysera, który potrafi się właśnie tak zachować.
- Czy Twoi rodzicie byli równie rygorystyczni w stosunku do twojej kariery, jak matka Niny?
Natalie Portman: Jeśli chodzi o pracę to moi rodzicie nie są typami, którzy pchali mnie gdzieś za wszelką cenę. Wiele oczekiwali od mojej nauki, ale to chyba ze względu fakt, że byliśmy żydowskimi imigrantami. Kiedy dostawałam 97 punktów na teście mówili, że muszę dostać 100 – jakby mój wynik nie był wystarczający! Zatem znam to pragnienie, ale w innej postaci.
- Będziesz zachęcała soje dziecko do nauki baletu?
Natalie Portman: Będę zachęcała je do realizacji swoich marzeń. W tancerzach jest coś ekstremalnie pięknego – to sztuka, w której nie m powierzchownych wyróżnień. Nie zdobywasz sławy. Jesteś rozpoznawalny w pewnych kręgach, to fakt, ale nie ma z tego i popularności i wielkich pieniędzy. Robi się to z czystej potrzeby sztuki i miłości. Niestety ten piękny świat potrafi również być okrutny.
- Boisz się wielu rzeczy?
Natalie Portman: O tak. Nie jestem łowcą adrenaliny. Lubię ekstremalne doświadczenia, ale nie takie, które zagrożą memu życiu. Uwielbiam nurkować, ale tylko z osprzętem. Tak naprawdę boję się wszystkiego. W pracy staram się robić rzeczy, których się obawiam, by w pewnym stopniu pokonać siebie. Jeśli chodzi o ten film – nie miałam pojęcia w co się wpakuję. Nie myślałam, że będzie to wymagało tyle poświęceń i wyrzeczeń. Mimo wszystko to było cudowne doświadczenie. Jestem jedną z tych osób, które spróbują wszystkiego. Chcę robić to, czego wcześniej nie miałam okazji zrobić. To moja zasada. Robię to, co w danej chwili mnie zainteresuje. Czuję, że poprzez kolejne role mogę bardziej odkrywać siebie.
- Jak zdołałaś pozostać przy zdrowych zmysłach w przemyśle filmowym?
Natalie Portman: Dziękuję, że mówisz, że nie jestem wariatką. Ostatnio zaczęłam w to powątpiewać. Mam cudownych rodziców i naprawdę wspaniałych przyjaciół. To największe szczęście na świecie. Oni dokładnie mnie znają. Nie są obcymi osobami. Potrafią zobaczyć mnie w postaci, która bardzo mnie przypomina i oddzielić to od mojej prawdziwej natury. Uważam, że najważniejszą rzeczą w tym przemyśle jest posiadanie przyjaciół, którzy będą cię chronili – znają cię na wylot do tego stopnia, że nie chcą cię zmieniać, a przez to zawsze powiedzą tobie kiedy nie jesteś sobą. To bardzo ważne.
- Dlaczego zaczęłaś wątpić w swoją poczytalność?
Natalie Portman: Po prostu za dużo pracowałam. Przez ostatni rok wzięłam na siebie za dużo obowiązków.
- Dlaczego?
Natalie Portman: To był bardzo dziwny czas w przemyśle filmowym – wszystko zaczęło się rozpadać. Na przykład ten film miał zabezpieczenie finansowe tylko na dwa tygodnie. Już mieliśmy zaczynać, po czym okazywało się, jednak musimy czekać. Zdjęcia opóźniano cztery lub pięć razy. Zdjęcia do filmów rzadko nakładają się na siebie. W tym czasie zgodziłam się na realizację projektów, które naprawdę mi się spodobały. Niestety żaden z nich, za wyjątkiem Thora nie pył pewniakiem. Następnie dowiedziałam się, że wszystkie znalazły producentów i środki finansowe na realizację, co zaowocowało czterema rolami pod rząd, bez przerwy. Czarny łabędź był drugi w kolejce. To nigdy więcej się nie powtórzy.
- Thor to Twój pierwszy wielki film od czasu Gwiezdnych Wojen.
Natalie Portman: Był jeszcze obraz V jak Vendetta. Ten, jak że jest filmem Marvela ma swoją publikę i to jest niesamowite. Kiedy dowiedziałam się, że wyreżyseruje go Kenneth Branagh pomyślałam “to bardzo dziwny, interesujący, mądry wybór” i było super. Praca z nim to marzenie. Jest niezwykle kreatywny. Praca przy tak wielkim projekcie z reżyserem, który tak bardzo dba o rys charakterologiczny bohaterów była fantastyczna. To było świetne doświadczenie. Cieszę się, że zdecydowałam się na ten projekt.
- Jak istotny jest dla Ciebie dyplom z psychologii na Uniwersytecie Harvarda?
Natalie Portman: Najważniejsze jest to, że dzięki za wszystko i uniwersytetowi dowiedziałam się jak ciężko potrafię pracować. Kiedy dostałam do rąk listę materiałów źródłowych na pierwszy tydzień zajęć i odkryłam, że to są tysiące stron, które muszę przeczytać w cztery dni – mój żołądek tego nie wytrzymał. Następnie człowiek odkrywa, że jest w stanie sprostać temu zadaniu i co więcej – może je wykorzystać w swojej pracy. Co do psychologii – rzeczywiście to bardzo pomaga w budowaniu takich ról, jak ta, z obsesyjną naturą i narcyzmem.
- Czy łatwo jest Tobie prowadzić normalne życie?
Natalie Portman: Jestem w stanie to robić i jestem bardzo szczęśliwa. Prowadzę relatywnie prywatne życie, z dala od reflektorów. Nie mówię, że wygląda ono jak żywot moich przyjaciół, którzy nie są aktorami. Moja prywatność jest czasem naruszana, ale nie mam powodu do narzekania.
- Czy wierzysz w słynną “Metodę” aktorską? (sztuka polegająca na całkowitym utożsamieniu się z granym bohaterem, od myśli, przez uczucia, po zachowanie) Nie rozumiem, jak w takim wypadku można zagrać na przykład seryjnego mordercę?!
Natalie Portman: Nieuniknionym jest ćwiczenie roli w domu, ale to nawet nie jest wybór. Dlatego musisz bardzo uważać na role, które wybierasz. One mają na ciebie bardzo duży wpływ. Nie rozumiem jednak idei utożsamiania się z graną postacią. Ze względów prawnych nie pozwoliłoby to na wcielenie się w ponad połowę ról.
- Skończyłaś właśnie zdjęcia do filmu Your Highness. Jakie to było doświadczenie?
Natalie Portman: To film, który nakręciłam tuż przed Czarnym Łabędziem. Kręciłam go i jednocześnie przez 5 godzin dziennie przygotowywałam się do łabędzia. To było ekstremalne przeżycie. Na szczęście byliśmy Belfaście. Nie miałam tu wielu przyjaciół, wiec mogłam poświęcić się obu projektom. Treningi były ciężkie, ale całość sprawiła mi wielką frajdę. David (Gordon Green) jest wspaniałym amerykańskim filmowcem. Moim zdaniem jest genialny, a Danny McBride jest po prostu przezabawny. To była fantastyczna i niezwykle komiczna przygoda.
- Jak reagujesz na swoje poprzednie role? Wracasz do nich z sentymentem?
Natalie Portman: Problem tkwi w tym, ze nie możesz już ich zmienić. Patrzę na swoją pracę bardzo krytycznie. Ciężko ogląda mi się wszystko, co nakręciłam. Najchętniej zagrałabym to jeszcze raz. Nie staram się zatem oglądać swoich ról – to nie jest praktyczne – myślenie o tym tylko marnuje czas.
- W pewnym momencie swojej kariery zaczęłaś wybierać bardziej dojrzały materiał, jak film Bliżej, czy V jak Vendetta.
Natalie Portman: Wydaje mi się, że to było konieczne. Starałam się wówczas odkryć swoją tożsamość.
Wszystkie role mają na ciebie wielki wpływ. Chciałam dowiedzieć się kim jestem zanim zacznę eksplorować inne pola. To doświadczenie było trochę straszne – odkryłam, że niektóre role mogą mieć duży wpływ nawet na twoją poczytalność. Jestem szczęśliwa, że odkryłam siebie i byłam na tyle silna, by poradzić sobie z tymi postaciami. Niektóre role mogą nieźle z człowiekiem namieszać.
- Masz teraz przerwę?
Natalie Portman: O tak. Minie trochę czasu zanim w czymś wystąpię.