Nie żyje 38-letni mąż Justyny Kowalczyk. Życie już wcześniej boleśnie ją doświadczyło
Ogromna tragedia Justyny Kowalczyk - w Alpach zginął jej mąż, Kacper Tekieli. W jej życiu już wcześniej nie brakowało dramatów.
Nie żyje Kacper Tekieli, polski wspinacz, instruktor wspinaczki, a prywatnie mąż Justyny Kowalczyk, najbardziej utytułowanej polskiej biegaczki narciarskiej. Według medialnych informacji mężczyzna zginął podczas wspinaczki w szwajcarskich Alpach, gdzie przebywał razem z rodziną - żoną Justyną oraz synem, Hugo:
Tragiczna wiadomość z Alp – podczas wspinaczki na Jungfrau zginął Kacper Tekieli. Kacper realizował ambitny projekt zdobycia wszystkich 82 czterotysięczników. Niestety wczoraj, 17 maja, spadł podczas zejścia wraz z lawiną (deską śnieżną) na północną stronę góry… - czytamy na stronie wspinanie.pl
Mężczyzna miał 38 lat.
Mąż Justyny Kowalczyk nie żyje. W 2014 roku opowiadała o depresji i poronieniu
To kolejna, ogromna tragedia w życiu Justyny Kowalczyk. W czerwcu 2014 roku wybitna sportsmenka udzieliła wstrząsającego wywiadu - przypominamy tekst, który powstał na bazie rozmowy z biegaczką.
Justyna Kowalczyk to jeden z najbardziej utytułowanych sportowców w historii polskiego sportu. Medalistka Igrzysk Olimpijskich przez lata czarowała kibiców podczas wielkich zawodów, olimpiad i rozgrywek o Puchar Świata. Nie brakowało jej również w mediach - chętnie udzielała wywiadów i pozowała do kolorowych sesji zdjęciowych. Za kulisami rozgrywał się jednak wielki dramat.
W 2014 roku pojawiła się rozmowa z Justyną Kowalczyk dla Sport.pl. Sportsmenka mówiła otwarcie o depresji i o tym, że w 2013 roku poroniła. Był to jeden z pierwszych takich przypadków w polskich mediach, gdy osoba znana, bogata i utytułowana tak brutalnie konfrontuje wyobrażenia o życiu gwiazd z rzeczywistością.
1 z 6
Justyna Kowalczyk w 2014 roku w rozmowie ze sport.pl opowiedziała m.in. o depresji, z którą walczyła wówczas od roku.
Od ponad roku mam zdiagnozowane stany depresyjne. Od ponad półtora roku walczę z bezsennością. Może by się zebrało kilkadziesiąt nocy, które w tym czasie normalnie przespałam. Walczę ze swoim organizmem, z ciągłymi nudnościami, zasłabnięciami, gorączkami po 40 stopni, lękami. Z problemami, które mi się wcześniej nie zdarzały. W pewnym momencie byle posiłek bywał wystarczającym powodem do wymiotowania. Teraz jest trochę lepiej. Łączyć to wszystko z treningiem jest bardzo trudno. Bywały takie dni, gdy jedynym moim widokiem był sufit w pokoju. Gdy nie miałam siły ani chęci wstać z łóżka, a jedynym pytaniem było: po co?
2 z 6
Justyna Kowalczyk, kiedy zmagała się z depresją, brała udział w wielu sesjach zdjęciowych dla gazet:
Trochę się naudawałam przez te blisko dwa lata, od kiedy jestem w dole. Ale taka sesja i wywiad jak w "Twoim Stylu" to był w moim stanie ratunek. Nie musiałam tego robić, chciałam. Chciałam zobaczyć siebie z boku, na ładnych zdjęciach, jakoś się tego uczepić, odbudować poczucie własnej wartości. Chciałam coś robić, bo najgorsze to zamknąć się w mieszkaniu i nigdzie nie wychodzić. Przez cały ten zły czas starałam się zachowywać pozory. Bo mi mówiono, że tak trzeba. To udawałam, że jest najnormalniej na świecie: że są treningi, starty, a ja jestem jak zawsze kąśliwa.
3 z 6
Justyna Kowalczyk o kryzysach podczas zawodów w Sport.pl:
Mam takie chwile, gdy jestem zdolna porwać się z motyką na słońce. Rzucić cały ten smutek w diabły. A potem przychodzą takie kryzysy, gdy palcem nie jestem w stanie kiwnąć. Starty jakoś mnie mobilizowały. Akurat na wielkich zawodach, na igrzyskach w Soczi czy mistrzostwach świata w Val di Fiemme rok temu, czy nawet na wielu pucharowych startach mogłam eliminować czynnik depresyjny. Spałam dobrze, jadłam, walczyłam. Byłam szczęśliwa i normalna. Ale na reszcie Pucharów Świata najczęściej leżałam bezsennie do 4 nad ranem.
4 z 6
Justyna Kowalczyk o nadziei na poprawę sytuacji:
Było ciężko i cały czas jest. Chcę o tym wreszcie opowiedzieć otwarcie, bo coraz ciężej mi już przychodziło ukrywanie się. Coraz trudniej kłamać: dlaczego nie przyjmuję większości zaproszeń, dlaczego boję się iść do tłumów, dlaczego zemdlałam niedawno na maratonie, dlaczego mnie nie było gdzieś, gdzie miałam być. Ileż można wymyślać tych kłamstw najróżniejszych. Mam nadzieję, że może teraz choć pod tym względem będzie mi łatwiej.
5 z 6
We wstrząsającej rozmowie Justyna Kowalczyk poinformowała także, że w maju 2013 roku poroniła
Napisałam najprostszymi słowami na świecie: straciłam Dzieciątko. Tak, żeby nie było żadnych wątpliwości. Nie wiem, jak można było pomyśleć, że chodziło o psa. Ja nawet rybki w akwarium nigdy nie miałam, bo wychowałam się na wsi, gdzie się zwierząt w domu raczej nie trzyma. Piesek, którego niedawno podarował mi brat, żebym miała się kim zająć, jest moim pierwszym. Tak, byłam w ciąży, poroniłam rok temu w maju, na obozie treningowym. Na samym początku obozu. Właśnie wtedy, gdy się szykowałam do wyprostowania swoich ścieżek. Wiadomo, że gdybym donosiła tę ciążę, dość zaawansowaną, nie wystartowałabym w Soczi. Miałam już w planie inne życie, przynajmniej na najbliższy rok. Właśnie na ten obóz zaplanowałam rozmowy z trenerem, z moją drużyną, z Polskim Związkiem Narciarskim. W moje przygotowania związek zainwestował pieniądze, moja drużyna - czas. Chciałam im to wszystko wyjaśnić i zacząć rozwikływać sytuację. Niestety, los zdecydował inaczej. To były przerażające i traumatyczne dni. Tak to się wszystko poplątało, że zostałam z tym sama. Nie mówiłam nic ani trenerowi, ani rodzicom, żeby ich nie martwić.
6 z 6
Dlaczego Justyna zdecydowała się opowiedzieć o depresji?
Depresja to choroba, tyle że po prostu inna od tych powszednich. I moja wewnętrzna przekora każe mi o tym opowiedzieć właśnie teraz, gdy się czuję najbardziej osaczona. Wiele osób widzi we mnie silną dziewczynę. Mówią mi czasem, że najsilniejszą dziewczynę w Polsce. Jeśli ta najsilniejsza korzysta z pomocy specjalistów, to może i ktoś inny przełamie wstyd i skorzysta albo zrzuci maskę i się oczyści. Może ludzie coś zrozumieją. Trzeba zacząć o tym mówić.