Czy sprawiała problemy wychowawcze? Jaką była nastolatką? O Dodzie rozmawiamy z nią samą i jej mamą!
Czy sprawiała problemy wychowawcze? Jaką była nastolatką? O Dodzie rozmawiamy z nią samą i jej mamą!
Relacje między matką a córką często bywają trudne, ale w ich przypadku tak nie jest. Więź, która łączy Wandę Rabczewską (65) i Dorotę Rabczewską-Stępień (35), można uznać za wzorcową. Nam mama Dody opowiada, co zrobiła, by jej córka od dziecka miała poczucie, że nie ma dla niej rzeczy niemożliwych. Doda mówi zaś, dlaczego uważa, że ma najlepszych rodziców na świecie.
Doroto, często mówisz, że mama jest twoją przyjaciółką. Nadal powierzasz jej swoje sekrety, kłopoty?
Dorota Rabczewska-Stępień: – Kiedyś tak było. Jednak teraz, kiedy już jest starsza, to tego nie robię, bo wiem, że nie poradziłaby sobie z tym wszystkim psychicznie. Szkoda mi jej nerwów. Chciałabym, żeby miała fajną, spokojną, radosną starość. Problemy młodych niech zostaną przy młodych. Tym bardziej że jej życie bardzo się różni od mojego. Tu, w stolicy, jest prawo dżungli, wygrywa silniejszy. Ludzie podkładają sobie kłody pod nogi, niszczą się nawzajem, intryga goni intrygę. Show-biznes jest okrutny, nie ma żadnej etyki i daleko mu do moich zasad. Na szczęście ja już wiem, jak się poruszać w tym środowisku.
Całość wywiadu w naszej galerii.
Zobacz także: Doda zaliczyła małą bieliźnianą wpadkę, ale tylko ona mogła tak z niej wybrnąć!
1 z 4
Pani Wando, zdarza się pani jeszcze mówić Dorocie, że nieodpowiednio postępuje, że powinna iść inną drogą?
Wanda Rabczewska: – Dorotka ma silną osobowość, więc zwykle, jak mam inne zdanie, to ona mi wszystko tak wytłumaczy, że w końcu przyznaję jej rację. Ma duży dar przekonywania (śmiech). Ale kiedy była nastolatką, zdarzało mi się dać jej reprymendę. Młodość ma swoje prawa. Kiedy, jak nie w młodości, jest czas na popełnianie
błędów?
Imię pani córki z greckiego oznacza „dar boży”. Celowo takie wybraliście?
W.R.: – Dorotka była wyczekiwanym i wymarzonym dzieckiem, a imię wybrał mój mąż. Podał mi do szpitala karteczkę z napisem „Dorota”. Dziś uważam, że moja córka jest i była najwspanialszym dzieckiem.
Ale jako nastolatka dała państwu popalić?
W.R.: – Przeciwnie, ona nie przysparzała żadnych problemów.
D.R.S.: – To kolejny niesamowity fakt z mojego życia! Jako nastolatka nie miałam fazy buntu. Rodziców traktowałam jak najlepszych kumpli. Fazę buntu przeszłam później, jak już skończyłam 20 lat. Ale wtedy wyżywałam się głównie na show-biznesie.
Pokłóciłyście się kiedyś tak, że gniewałyście się na siebie dłużej niż jeden dzień?
W.R.: – Nie mamy zwyczaju gniewać się na siebie dłużej niż parę chwil, po prostu nie dałybyśmy rady funkcjonować, gdybyśmy były pokłócone. Dorotka nie nosi długo urazy, jej wielka wrażliwość na to nie pozwala.
Doroto, czy czasem wkurzasz się na mamę?
D.R.S.: – Oczywiście, mama czasem mnie wkurza. Często się droczymy, ale jeszcze częściej robimy sobie żarty. Myślisz, że moi rodzice uważają, że jestem idealna?
Wszystko na to wskazuje.
D.R.S.: – Nawet teraz zdarza im się ochrzanić mnie prosto z mostu! Ale który kochający rodzic powie coś złego na swoje dziecko publicznie?! Ja wyprowadziłam się z rodzinnego domu, gdy miałam 14 lat. I dziś, mimo że jestem bardzo rodzinna, to mam wytworzony silny rys samotnika. Mam swoje dziwne nawyki i lubię robić pewne rzeczy po swojemu, więc w domu u mamy wysiedzę maksymalnie tydzień (śmiech).
2 z 4
Nie żałuje pani czasem, że pozwoliła córce wejść do show-biznesu? Może lepsza dla niej byłaby jednak kariera sportowa?
W.R.: – W momencie, gdy Dorota została przyjęta do teatru Buffo, musiała zdecydować. Mój mąż powiedział jej wówczas, że jeśli wybierze sport, to jej wyników nikt nie będzie w stanie zakwestionować. Natomiast jeśli pójdzie w kierunku sceny, to musi liczyć się z tym, że jednemu spodoba się jej twórczość, a innemu nie. Dorotka wybrała pracę w świetle reflektorów i moim zdaniem osiągnęła ogromny sukces, zdobyła ponad 120 nagród, ale też doświadczyła po drodze wiele zła. Cały czas toczyła walkę o siebie, doświadczyła bólu, siły złych języków. Cena, którą zapłaciła za swój sukces, najbardziej nas boli. Teraz, z perspektywy czasu, gdyby to było możliwe, chcielibyśmy jej tego bólu oszczędzić. Wolałabym sama cierpieć, żeby tylko Dorotka nie cierpiała i nie musiała udowadniać, że białe jest białe. Chciałabym, żeby poczuła się wreszcie doceniona, bo na to absolutnie zasługuje.
Niewielu rodziców umie tak wspierać swoje dziecko, zapewniać je, że jest wyjątkowe.
W.R.: – Kocham moje dzieci miłością bezwarunkową, bo taka już jestem. Uważam, że rodzice, jeśli chcą dać dziecku siłę i pewność siebie na dalsze lata życia, muszą je od najmłodszych lat wspierać, podziwiać za każdą samodzielnie wykonaną rzecz i zapewnić, że jeśli tylko będzie bardzo chciało,
to może osiągnąć wszystko! Nie ganić i nie stawiać innych za wzór. Trzeba mówić dziecku, że jest wspaniałe! Ja właśnie w taki sposób postępowałam.
D.R.S.: – Na szczęście moi rodzice się uzupełniają. Dali mi różną miłość, dzięki czemu teraz stoję pewnie na swoich nogach. Gdyby w moim życiu zabrakło którejś z tych dwóch perspektyw, zaczęłabym kuleć.
Mogłaś też wpaść w Warszawie w złe towarzystwo. Czy pani się nie bała o córkę?
W.R.: – Myślę, że każdy rodzic bałby się o 14-latkę pozostawioną samą w Warszawie. Dorota wówczas nikogo w stolicy nie znała, a musiała późnymi wieczorami, po godzinie 23, wracać z teatru Buffo do internatu lub na stancję. I to była dla nas tragedia! Rozmawiałyśmy przez telefon przez całą jej drogę, dopóki nie dotarła na miejsce. Nie wspomnę już, jakie płaciliśmy rachunki za telefon. Bywało, że dzwoniłam do jej starszych kolegów czy koleżanek i prosiłam, by ją podwieźli. To był dla nas trudny czas, ale ufaliśmy Dorotce, wiedzieliśmy, że potrafi odróżnić dobro od zła i że jest mądrą dziewczyną. Czas pokazał, że mieliśmy rację. Nie wpadła w złe towarzystwo ani w nałogi. Pracowała i robiła swoje, zresztą tak samo jest teraz. To ambitna i pracowita osoba.
Zobacz także: Światowej sławy stylista zachwyca się suknią ślubną Dody!
3 z 4
Doroto, twoja mama mówi o tobie w samych superlatywach. Zastanawiam się: za co ty jesteś najbardziej wdzięczna?
D.R.S.: – Za wszystko! To ogromne szczęście, że ją mam. Kiedy przychodzi jakiś gorszy dzień lub czuję, że dotknęła mnie jakaś niesprawiedliwość, to sobie powtarzam: „Dziewczyno! Masz szczęście, bo takich rodziców jak twoi ze świecą szukać!”.
Słyszałam, że uwielbiasz dbać o mamę. Podobno wiele lat temu spłaciłaś za rodziców kredyt. To możliwe?
D.R.S.: – Jak się gra koncerty co drugi dzień, to, owszem, jest to możliwe (śmiech). Ja od dziecka byłam bardzo pracowita. Nie pochodzę z zamożnego domu, więc kiedy udało mi się zarobić większe pieniądze, od razu chciałam odwdzięczyć się rodzicom. Mam dobrą pamięć i potrafię być wdzięczna.
W.R.: – Pamiętam tamten moment. Dorota miała wtedy kilkanaście lat i za pierwsze zarobione pieniądze spłaciła ten kredyt, żeby uwolnić nas od uciążliwych rat. Kiedyś na Gwiazdkę dała nam pieniądze ukryte w pięknej maskotce, którą mam do dziś. Podarowała też tacie samochód, a ostatnio kupiła mi thermomix i odkurzacz samosprzątający, z czego jestem bardzo zadowolona, bo te prezenty niesamowicie ułatwiają nam życie. Nie wspomnę już, ile dostajemy od niej kosmetyków, perfum, no i pięknych ubrań. Długo by wyliczać, bo Dorotka robi nam prezenty bez okazji, tak po prostu. I non stop. Na przykład w najmniej oczekiwanym momencie przyjeżdżają meble do ogrodu.
4 z 4
Doroto, czy mogę cię spytać o czas choroby rodziców? W jaki sposób ich wtedy wspierałaś? Byłaś wojowniczką czy raczej pocieszałaś ich dobrym słowem?
D.R.S.: – Oczywiście, że wojowniczką! Za rodzicami skoczę w ogień, oddam za nich wszystkie pieniądze i całą karierę. Rodzicom oddam serce. W przenośni i dosłownie. Nie wahałabym się, gdyby była taka potrzeba.
A jak pani wspomina ten trudny czas?
W.R.: – Córka po prostu była z nami, pomagała znaleźć najlepszych lekarzy, wspierała swoją wiedzą i finansami. Do mnie przychodziła codziennie do szpitala, czasem siedziała przy mnie na podłodze na kocyku. Podobnie było w przypadku męża. Aby go wspierać, zawiesiła nawet swoje koncerty. To najlepsza córka, jaką można sobie wymarzyć.
Masz wspaniałą mamę, ale mówisz, że sama nie planujesz powiększenia rodziny. Czy jest szansa, że zmienisz zdanie?
D.R.S.: – Powiem krótko: nie ma.
Zastanawiasz się czasem, co by było, gdybyś nie była piosenkarką?
D.R.S.: – Postawiłabym wtedy na sport. Kiedy miałam 14 lat, tata miał dla mnie dokładnie rozpisany plan. Najpierw miałam się przenieść do klubu sportowego w Warszawie, ale tata szukał też szkoły w USA, gdzie mogłabym dalej rozwijać się jako zawodniczka w lekkiej atletyce. Ludzie tacy jak ja są skazani na sukces! Nie ma dla nas granic! Uważam, że ludzie sami sobie je tworzą. Gdybym więc nie wyjechała do Warszawy grać w teatrze, być może teraz robiłabyś wywiad w mojej willi na wzgórzach Hollywood, a ja pokazywałbym ci moje medale z olimpiady... Kto wie?
content:0_119364,0_119160:CMNews