Gdy Rosja rozpoczęła inwazję Wojciech Bojanowski był w samym sercu wydarzeń - w Kijowie. Kilka razy dziennie możemy oglądać jego relacje w Faktach TVN czy w TVN24. Stara się być wszędzie tam, gdzie dzieją się rzeczy ważne. W kamizelce kuloodpornej z napisem PRESS, czasem hełmie na głowie, przy akompaniamencie wystrzałów, a nawet przelatujących rakiet opowiada, co dzieje się na lini frontu. Nie wszyscy wiedzą, że Bojanowski sam przeżył wielki dramat. Gdy tworzył jeden ze swoich najbardziej pamiętnych reportaży umierało jego dziecko...

Reklama

Kim jest Wojciech Bojanowski, dziennikarz TVN i TVN24?

38-letni dziennikarz od 2007 roku związany jest ze stacjami grupy TVN. Jego relacje oglądamy w głównym wydaniu Faktów TVN i na antenie TVN24. Stacja regularnie pokazuje jego reportaże i materiały śledcze z różnych zakątków świata. Pracując często nadstawia głowy, zdarzyło się nawet, że Bojanowski został aresztowany w Tajlandii.

Stworzył kilka filmów dokumentalnych - najgłośniejszy z nich "Niech toną" opowiada o sytuacji uchodźców i obojętności wobec nich państw europejskich. Autor towarzyszył na jednym z najbardziej niebezpiecznych szlaków migracyjnych świata załodze statku Sea-Watch 3. Film zdobył wiele nagród, w tym Grand Press w kategorii Reportaż TV/wideo, czy nagrodę im. Samii Yusuf Omar na Festiwalu Filmów o Prawach Człowieka w Neapolu. Ale, co ważniejsze, reportaż Bojanowskiego przyczynił się do uratowania 31 migrantów.

Wojtek Laski/East News

Wojciech Bojanowski o śmierci dziecka

Podczas gali rozdania Grand Press 2020 opowiedział o rodzinnej tragedii, którą przeżył w czasie gdy powstawał słynny reportaż. Gdy on przyglądał się dramatowi uchodźców, w jego domu również rozgrywała się tragedia. Umierało jego dziecko. Opowiedział o tym w poruszającym wyznaniu...

– Moja żona była brzemienna. Ja pracuję, a u mnie w domu się rozgrywa dramat - moje dziecko urodzi się chore albo się w ogóle nie urodzi. Ja się przez taki komunikator dowiedziałem o tym. Byliśmy gotowi na to, by w domu urządzić szpital. By zmierzyć się z tym wszystkim, co się dzieje. Po kilkunastu dniach okazało się, że jego serduszko przestało bić – mówił Bojanowski podczas gali.

Na początku ciąży wraz z żoną dowiedzieli się, że ich syn ma zespół Edwardsa, chorobę genetyczną prowadzącą do zespołu wad wrodzonych. Zdecydowali się jednak utrzymać ciążę. Niestety, niedługo po narodzeniu dziecko zmarło. A dziennikarz mocno to przeżył...

Zobacz także

– (...) przechodziłem depresję, próbowałem montować ten materiał, ale płakałem nad klawiaturą. Nie do końca mi to wychodziło. Dobrzy ludzie u mnie w firmie bardzo mi pomogli, więc w końcu udało się to złożyć – mówił dalej Bojanowski.

Upragnione dziecko Bojanowskiego przyszło na świat w czasie pandemii. Wspomniał, że kiedy chłopiec płakał, pomyślał o dzieciach imigrantów, ze swojego reportażu.

Reklama

– Ta nasza historia też ma happy end. W szczycie pandemii urodził nam się synek, zdrowy, szczęśliwy Janek. I jak dzisiaj rano on płakał, to pomyślałem, że to super, że on płacze, bo te dzieci na Morzu Śródziemnym nie mają na to szansy – mówił Bojanowski.

Wojciech Bojanowski na wojnie w Ukrainie

Dziś Wojciech Bojanowski znów jest na pierwszej linii. Codziennie możemy oglądać jego relację z najbardziej zapalnych punktów trwającej za naszą granicą wojny. Kilka dni temu widzów zszokowały zdjęcia uchwycone podczas jednej z relacji, jak nad głowami polskiej ekipy dziennikarskiej przeleciały rosyjskie rakiety bojowe.

Kiedy nagrywaliśmy dziś w Kijowie jeden z posterunków Gwardii Narodowej, nad głowami przeleciały nam dwie rakiety typu Cruise, które trafiły w gmach ukraińskiej telewizji na Babim Jarze. Zginęło pięciu cywilów, pięć kolejnych osób zostało rannych - pisał na Instagramie.

Reklama
Reklama
Reklama