Od dwóch tygodni nie milkną echa dotyczące sprawy "Pandora Gate", którą nagłośnili Sylwester Wardęga i Mikołaj Tylko. Głównym "bohaterem" całej afery jest Stuart B., który do tej pory nie komentował zarzutów, które padły w jego stronę. Aktualnie sprawą zajmuje się już prokuratura, a były youtuber został już zatrzymany w Wielkiej Brytanii.

Reklama

W niedzielę, 15 października, głośno zrobiło się z kolei wokół filmu, który został umieszczony na kanale youtubera Amadeusza Ferrariego. Wspomniany youtuber opublikował bowiem nagranie, na którym widzimy tłumaczącego się rzekomo Stuarta B. Nagranie budzi jednak mnóstwo emocji, ponieważ niektórzy obawiają się, że materiał mógł powstać dzięki technologii AI, a wypowiadający się w nim mężczyzna to wcale nie Stuart B. Po publikacji wspomnianego materiału głos zabrał także Sylwester Wardęga.

W sieci pojawił się film z tłumaczeniami Stuarta B.?

We wspomnianym materiale, rzekomo to właśnie Stuart B. odnosi się do wydarzeń z ostatnich dni związanych z "Pandora Gate". Nagranie miało powstać 13 października, czyli dzień przed zatrzymaniem byłego youtubera.

- Nagrywam ten film w razie, gdyby coś mi się stało. Uważam, że jest wysokie prawdopodobieństwo na to i chciałem coś powiedzieć na wszelki wypadek. Żeby nie było, że nic nie powiedziałem. Piątek 13 dzisiaj jest, robię to nagranie, bo czuję, że muszę, mam takie przeczucie. Jak to oglądacie, to coś mi się wydarzyło, bo to jest taki film na taki wypadek. [...] Zacznijmy od tego, że od trzech lat nie jestem w internecie, nie dlatego, że uciekłem gdzieś. Od 2,5 roku jestem w Anglii, bo mama zachorowała na raka. [...] sam przykład tego, co się dzieje teraz w internecie jest powodem, dlaczego nie uważam, że internet jest dobrym miejscem - słyszymy na nagraniu.

Youtube/Amadi

Zobacz także: Anna Markowska o "Pandora Gate": "To nie jest to, na co dziewczynki powinny patrzeć"

Następnie mężczyzna nawiązał do materiałów opublikowanych przez Sylwestra Wardęgę i Konopskyy'ego. Podobno, gdy Stuart B. dowiedział się, że youtuberzy przygotowują o nim film, próbował się od nich dowiedzieć, co będzie w nim zawarte, by mógł przygotować swoją odpowiedź.

Zobacz także

- Zaczęło się od filmu Oli, gdzie chciałem się do tego odnieść, ale nie dostałem takiej możliwości, żeby cokolwiek powiedzieć z mojej strony. To był pierwszy punkt, że wiedziałem, że nie mogę liczyć na internet,na media, na jakichś redaktorów, dziennikarzy, więc wysłaliśmy prawnie pismo do Konopskyy'ego i Wardęgi z tą samą prośbą: słuchajcie, wiemy, że jakiś tam film będzie, czy możecie powiedzieć, co tam jest, żebym mógł powiedzieć swoją stronę, bo zawsze są dwie strony.

Następnie mężczyzna dodał:

- Od razu, jak oglądałem miałem takie... Po prostu nie wierzyłem, nie wierzyłem, że coś takiego może być powiedziane. Mówię: muszę to wyjaśnić. Muszę to przedstawić jakoś. Muszę powiedzieć jaka jest prawda. Ale ze względu na to, że Wardęga i Konop nie odpisali, nie dali takiej możliwości, Kuba Wątor też nie dał mi takiej możliwości, a tam w ogóle nie wiem co się stało, że ta narracja Oli... wszystko się tam pomieszało i było widać, że to jest wątpliwe, że coś tu nie na rzeczach [...]. Nie mogę liczyć na swoją prawdę. Ja coś powiem, ten powie, że tak nie było, ten coś inaczej przedstawi, ten zmieni kolejność jakichś rozmów, ten powie to, ktoś komuś opłaci coś, żeby powiedzieli to czy tamto. To jest tak przeklęte i przegięte wszystko, co tam się dzieje za kulisami, mówię, coś tu się dzieje dziwnego.

ADAM JANKOWSKI/REPORTER

Przyznał także, dlaczego zdecydował się jednak nagrać ten film.

- Robię to teraz, bo martwię się o swoje życie i chcę, żeby coś zostało dla was. I to będzie tylko opublikowane, gdyby coś mi się wydarzyło złego. [...] Wracając do tematu. [...] Zostawiłem wszystko i mówię, dobrze ja mogę liczyć na polski rząd, ja mogę liczyć na policję, tam wszystko się wyjaśni, tam oczyszczę swoje imię, tam powiem jak było. To zostanie obalone, tamto zostanie obalone, będzie moja wersja, pokażę chociaż swoją stronę i tam będę pokazany uczciwie, tam na pewno mnie wysłuchają. I co się wydarzyło? Zostałem wciągnięty w jakąś sprawę polityczną i teraz nie mam komu ufać, nie mam gdzie wysłowić swoje zdanie - dodał.

Cały materiał możecie zobaczyć tutaj.

Sylwester Wardęga o filmie z rzekomymi tłumaczeniami Stuu

Zdania na temat nagrania zamieszczonego na profilu Amadeusza Ferrariego są podzielone. Część internautów bowiem poważnie zastanawia się, czy na nagraniu aby na pewno jest Stuu, czy też materiał mógł powstać dzięki technologii AI, a wypowiadający się w nim mężczyzna to wcale nie Stuart B. Również Sylwester Wardęga ma co do tego wątpliwości.

- Nie mam pewności, czy materiał z wyjaśnieniami Stuu jest prawdziwy, czy wygenerowany przez Al, ale odniosę się. W materiale zarzucono, że nikt nie kontaktował się ze Stuu, by poznać jego zdanie. To nieprawda. W połowie września został zapytany i poproszony, by odniósł się do pojawiających się zarzutów. Zasugerowano mu nawet, że powinien nagrać film z wyjaśnieniami. Odpowiedział, że nie będzie nagrywał wyjaśnień, bo cytuję: "ja uważam, że jestem niewinny i jakby ja czekam po prostu i obserwuję, co się dzieje" - przyznał Wardęga.

Instagram/Sylwester Wardęga

Zobacz także: Wardęga ujawnia nowe dowody w sprawie „Pandora Gate”. Pokazał kontrowersyjne zdjęcia

Sylwester Wardęga zaczął również wnikliwie analizować rzekome nagranie Stuu. Wygląda na to, że ma coraz więcej wątpliwości co do jego autentyczności.

- Widzicie dziwne przeskoki tekstury bluzy? Chyba, że mam zwidy

Reklama

A Wy, co myślicie o całej sprawie?

Instagram/Werdęga
Reklama
Reklama
Reklama