Reklama

"Doktor Jan Kulczyk zapragnął spotkać się z Panem Bogiem. Wsiadł w swój samolot i pognał do Nieba. Święty Piotr wahał się, czy go wpuścić, ale Jan przekonał go swoim urokiem i wdziękiem. Po spotkaniu z Panem Bogiem uśmiechnięty, radosny, zadowolony wsiadł do samolotu i popędził z powrotem na Ziemię. Tymczasem Pan Bóg po spotkaniu z doktorem Janem zamyślony, zafrasowany spacerował niespokojnie po niebie. Święty Piotr długo zbierał się na odwagę, by zadać pytanie, co go tak trapi. W końcu się odważył. "Panie Boże, i jak spotkanie z doktorem Kulczykiem?", zapytał. Pan Bóg westchnął: "Świetnie, świetnie. Wspaniale. Tylko, drogi Piotrze, nie rozumiem jednego, dlaczego ja jestem wiceprezesem rady nadzorczej Nieba?!".

Reklama

Zawsze pierwszy

Ten dowcip o Janie Kulczyku od wielu lat krążył po salonach, śmiesząc za każdym razem tak samo. Lubił go też Kulczyk, który miał nieprawdopodobne poczucie humoru. Sam fantastycznie opowiadał żarty. I nie miał nic przeciwko, żeby i z niego dworować. Warunek był jeden – puenta ma przedstawiać go jako zwycięzcę. "To cały Jan", mówi Zbigniew Napierała, wieloletni przyjaciel Jana Kulczyka, prezes wydawnictwa Edipresse Polska. "Zawsze musiał być pierwszy. Zawsze musiał dominować. Ale przy tym był niezwykle ciepły i koleżeński. Wszyscy go naprawdę lubiliśmy. Miał taką cechę charakteru, że człowiek się od niego uzależniał". Prowokator. W czasie rozmowy rzucał zdanie, że na przykład filmy Kieślowskiego są kiepskie. Choć podziwiał dzieła reżysera, chciał wywołać tym stwierdzeniem burzliwą dyskusję i miał z tego niesamowitą radość. Albo niekończące się rozmowy z córką, Dominiką, na temat roli kobiety. Prowokował ją, że kobiety powinny siedzieć w domu i słuchać się mężów. A potem mówił do otoczenia: "Zobaczcie, jak ona dobrze argumentuje swoje racje!". Uważał, że takie dyskusje rozwijają, a tylko kłopotliwe pytania prowokują do myślenia.

Dar od Boga

Słowo charyzma pochodzi od greckiego charisma – dar. Opisywano nim ludzi obdarzonych łaską boską, "darem bożym". To słowo doskonale pasuje do Jana Kulczyka. "Miał w sobie ogromną charyzmę", uważa Zbigniew Napierała. "Był jak magnes. Przyciągał ludzi. Miał w sobie miękkość, wdzięk, drapieżność. Był pełnym człowiekiem".

Uwiódł nawet takiego giganta, jak prezydent Lech Wałęsa. "Wiele ładnych lat się znaliśmy i nigdy w żadnej sprawie mnie nie zawiódł", mówi dziś prezydent. "Teraz mnie tylko zawiódł, bo byliśmy umówieni w Gdańsku, a on się przeniósł do wieczności". Tylko dzięki charyzmie namówił emira Kataru do założenia spółki poszukującej bogactw naturalnych. Jak miała się nazywać? Oczywiście "Kulczyk Katar Resources". Jego megalomania nie znała granic. Napierała wspomina: "Żartowałem, że jest największym megalomanem w Polsce. Ale jak z cholesterolem – jest dobry i zły. On miał megalomanii pozytywnej znacznie więcej niż złej". Lubił komplementy, lubił być adorowany, podziwiany. Nie dopuszczał myśli, że może nie być numerem jeden na liście najbogatszych Polaków. Bardzo tam chciał być. I był.

Miliarder z Bydgoszczy

Urodził się 24 czerwca 1950 roku w Bydgoszczy. Marzył, żeby zostać architektem, ale ojciec doradził mu prawo. W 1972 roku obronił magisterium na uniwersytecie w Poznaniu, a trzy lata później obronił doktorat z prawa międzynarodowego. Powtarzał żartem, że nie musiał ukraść pierwszego miliona, bo dostał go od ojca. W jego rodzinie zajmowano się handlem od kilku pokoleń. Dziadek przed wojną prowadził dom handlowy, ojciec w latach 50. wyemigrował do Berlina Zachodniego, gdzie dorobił się majątku. Jan razem z ojcem w 1981 roku założył pod Poznaniem jedną z pierwszych firm polonijnych, Interkulpol. Zrobili genialny interes na paście bhp.

Pod koniec lat 80. Kulczyk zaczął reprezentować w Polsce niemieckie koncerny Krupp i Rau, produkujące między innymi maszyny rolnicze. Uczył się robić wielki biznes. Gdy w 1989 roku skończył się komunizm, był gotowy wypłynąć na szerokie wody. W roku 2015 "Forbes" wycenił jego majątek na 15 miliardów złotych. On sam nigdy nie wiedział, ile ma dokładnie pieniędzy. "Przypuszczam, że tego w ogóle nikt nie wie", powiedział Piotrowi Najsztubowi w wywiadzie dla VIVY! na początku tysiąclecia. "Bo nie wiem, jaki jest dzisiaj kurs moich akcji. Ten, kto liczy pieniądze, już nie ma czasu na cokolwiek innego".

Viva!

Więcej:

Bobbi Kristina zmarła w hospicjum?Jan Kulczyk nie żyjeAnna Maria Jopek o życiu po 40-tce

[CMS_PAGE_BREAK]

Wizjoner

Dostrzegał szansę tam, gdzie inni przechodzili obojętnie. Łączył ze sobą ludzi i kontynenty. Jego najbardziej ambitnym planem było poszukiwanie ropy naftowej w Afryce. Rok temu kupił w Namibii kopalnię złota. Jako pierwszy zagraniczny biznesmen dostał tytuł "Przyjaciela Nigerii". "Niespełnienie pchało go ku coraz nowym wizjom", mówi Waldemar Dąbrowski, niegdyś minister kultury, dziś dyrektor Teatru Wielkiego – Opery Narodowej. "Jego plany wybiegały daleko w przyszłość. Przypominam sobie nasze spotkanie z ministrami niemieckimi czy brytyjskimi, gdzie usiłował promować swoją ideę połączenia Europy i Afryki".

"W działaniach biznesowych był niezwykle błyskotliwy", mówi Zbigniew Napierała. "Nie można się tego nauczyć. Był dotknięty przez Boga jednym palcem". Przyjaciołom, też doświadczonym biznesmenom, jego plany wydawały się mrzonkami. "Czasem coś mu radziłem", uśmiecha się Zbigniew Napierała. "Odpowiadał: »Wiesz, pewnie masz rację. Ale gdybym ciebie słuchał, nigdy nie zrobiłbym takich pieniędzy«".

Rodzina

Przez ponad 30 lat był żonaty. Wierzył, że stabilizacja pomaga robić interesy. "Nie znam ludzi, którzy są zadowoleni, szczęśliwi i robią kariery przy połamanym życiu osobistym", mówił Najsztubowi w 2001 roku. "Nie wyobrażam sobie »budowania« bez oparcia w silnej szczęściem rodzinie". Żonę Grażynę poznał na studiach. Wychowali dwoje dzieci: 35-letniego dziś Sebastiana i 38-letnią Dominikę. "Wszystko było podporządkowane mężowi", wspominała w "Twoim Stylu" Grażyna Kulczyk po rozstaniu. "Na niego się czekało, gdy wyjeżdżał w interesach. Był pachnący placek, wyprasowane koszule, dzieci z piątkami w zeszytach. Taki stereotyp wpoiła mi mama. Gdy urodziła się moja Dominika, zrezygnowałam z pracy. Gdybym przy aktywności męża i ja chciała robić karierę, rodzina by się rozpadła". Rozwiedli się w 2006 roku.

Potem biznesmen związał się z Joanną Przetakiewicz. Rozstali się po ośmiu latach. Swoje uczucia przelał na dzieci. "Był prawdziwie kochającym ojcem", ocenia Niemczycki. "Martwił się o ich kariery, utrzymywał z nimi bardzo częsty kontakt". Oboje dopuścił do zarządzania swoimi biznesami. Dominika jest członkinią rady nadzorczej funduszu Kulczyk Investments. Sebastian w zeszłym roku został prezesem Kulczyk Investments. "Uważam, że prawdziwą oceną ludzi jest to, jak wychowają swoje dzieci", mówił Kulczyk senior Najsztubowi. "To jest naszym prawdziwym obowiązkiem. Dbanie o istnienie".

Król życia

Brał życie pełnymi garściami. "Świat w jego towarzystwie wydawał się zawsze większy", mówi Zbigniew Napierała. Uwielbiał ludzi. Uwielbiał spotkania, kolacje przy winie, rozmowy. "Gdziekolwiek chodziliśmy do najlepszych restauracji francuskich, włoskich czy niemieckich, widziałem, jak wśród kelnerów wybuchała radość", wspomina Waldemar Dąbrowski. "Natychmiast wychodzili mu na spotkanie właściciele restauracji i było ceremonialne powitanie. Nawet gdy wszystkie miejsca były zajęte, bo zwykle w takich restauracjach zamawia się je na kilka tygodni naprzód, stolik dla doktora Kulczyka znajdował się od ręki".

Zbigniew Niemczycki jest wstrząśnięty: "Ciężko mówić o nim w czasie przeszłym. Był wspaniałym przyjacielem. Szczerym, lojalnym. Choć nieraz się spieraliśmy o polską politykę, sprawy gospodarcze. Pamiętam, pojechaliśmy z Jurkiem Starakiem i Rysiem Krauze do Doliny Krzemowej. Po biznesowym spotkaniu o drugiej w nocy Janek powiedział: »Lećmy na Florydę, bo tu nudno«. I polecieliśmy jego odrzutowcem. Rano zrobiłem dla wszystkich jajecznicę. To był
rytuał".

Więcej:

Bobbi Kristina zmarła w hospicjum?Jan Kulczyk nie żyjeAnna Maria Jopek o życiu po 40-tce

[CMS_PAGE_BREAK]

Sztuka pomocy

Mówił, że nie lubi być sam. Cenił sobie towarzystwo przyjaciół. I pozostawał im wierny. Nawet tym z liceum. "Pojechaliśmy kilka miesięcy temu do Bydgoszczy na premierę »Rigoletta« w Operze Bydgoskiej", mówi Waldemar Dąbrowski. "A potem wprowadził mnie w krąg przyjaciół z klasy licealnej. Jego relacje z nimi były tak ciepłe, bliskie, jakby rozstali się wczoraj. Cenił te przyjaźnie jak największy skarb. To pokazuje, jakie w nim były pokłady wrażliwości". "Przyjaźnie ze szkoły były dla niego ważne", dodaje Napierała. "Gdy kolega potrzebował pieniędzy na leczenie, pomagał nieproszony". Z działalności charytatywnej uczynił sztukę. Poeta i malarz Jan Wołek wspomina taką scenę: "Siedzimy gdzieś na końcu świata, palmy, parna noc, a on zasłuchany w śpiewie młodej wokalistki, która miała pewnie 18 lat, pyta: »Jasiu, dobra jest?«. Ja, który napisałem ze trzy tysiące piosenek: »Znakomita«. On: »A jak jej pomóc?«. Powiedziałem, że można by ją wysłać do którejś ze szkół dla wokalistów i tu rzuciłem nazwy kilku najlepszych w świecie. Nie minęło pięć minut i dziewczyna stoi w objęciach matki, obie ryczą wniebogłosy. Okazało się, że Jasiu, działając pod dyktando serca, po prostu wypisał już czek dziewczynie na studia w Berkley School of Music".

Reklama

Założył fundację, która pomaga zdolnym, niezamożnym dzieciom. Pomagał poznańskim uczelniom, fundował dziesiątki nagród naukowych. Płacił setki tysięcy złotych na Międzynarodowy Konkurs Skrzypcowy im. Henryka Wieniawskiego. Dał 20 milionów złotych na powstające Muzeum Historii Żydów Polskich w Warszawie. Lech Wałęsa też wiele mu zawdzięcza. "Amerykanie w Huston bardzo dużo zrobili dla ratowania mojego serca, ale wszystkie dodatkowe rzeczy potrzebne w terapii załatwił Kulczyk", mówi prezydent. "Nawet nie wiedziałem kiedy i jak. Pomagał mi też w sprawach mojego Instytutu. Mogłem się nie przejmować różnymi rzeczami, bo on je załatwiał. Podziwiałem w nim bezinteresowność i rozmach".
Tekst Roman Praszyński /Viva!

Reklama
Reklama
Reklama