Teresa Lipowska o Polsce: „Bez tej miłości można żyć, ale nie można owocować” Wywiad z aktorką o Polakach i o tym, czego uczy nas "M jak miłość"
Teresa Lipowska o Polsce: „Bez tej miłości można żyć, ale nie można owocować” Wywiad z aktorką o Polakach i o tym, czego uczy nas "M jak miłość"
1 z 5
(_gdeaq = window._gdeaq || ).push( 'nc', 'false'); (_gdeaq = window._gdeaq || ).push( 'hit', 'edipresse', 'bIFAexPGRwTnRr58znnMK2YlrhbBSoNgugP8hqwIgZj.77', 'pcqfgvjjyp', 'hwmeafmkauhgmycjamrvlhvjuslc');
O wyższości Bieszczad na Seszelami, Święcie Niepodległości i tym, dlaczego nie ma czasu na oglądanie telewizji. Tylko nam Teresa Lipowska udzieliła tak szczerego wywiadu! Chociaż niedawno obchodziła 80. urodziny, Teresa Lipowska wciąż zadziwia wszystkich swoją niespożytą energią. Nie tylko występuje w serialu „M jak miłość”, ale i chętnie podróżuje po Polsce na spotkania z fanami. Nam aktorka zdradza, o czym rozmawia ze swoimi wielbicielami, oraz tłumaczy, dlaczego uważa, że młodzi ludzie w Polsce zbyt mało interesują się historią, i jaki ma pomysł, aby to zmienić.
Uważa pani, że współczesna młodzież zna dobrze swój kraj?
– Niestety, wydaje mi się, że nie. Młode pokolenie ma zupełnie inny stosunek do Polski niż moje. Po wojnie bardzo chcieliśmy przyczynić się do budowy kraju. Podczas zajęć szkolnych odbudowywaliśmy Teatr Wielki w Łodzi. Nosiliśmy cegły, co może się dzisiaj wydawać śmieszne albo niezrozumiałe. Ale wtedy czuliśmy przez to, że jesteśmy potrzebni ojczyźnie. Cieszyliśmy się nawet z takich małych rzeczy jak nowe ławki w szkole.
Pani zdaniem współczesnej młodzieży nie zależy tak na własnym kraju, jak to miało miejsce w czasach, o których pani mówi?
– Teraz młodzież ma swobodny dostęp do wszystkiego, z wyjazdami za granicę na czele. Polska zrobiła się tylko jednym z punktów na mapie ich życia. Nie ma w nich potrzeby odkrywania cudownych miejsc związanych z naszą historią. Uważam, że w szkole nadal lekcji historii jest zdecydowanie zbyt mało. Efekt jest taki, że obserwuję potem jakiegoś młodego człowieka, który występuje w teleturnieju i zaskakują go podstawowe pytania dotyczące naszego kraju i kwestii, które dla mojego pokolenia są oczywistością, podstawową wiedzą.
Zobacz: Czy byli aktorzy "M jak Miłość" utrzymują ze sobą kontakt? Teresa Lipowska rozwiewa wątpliwości
2 z 5
Skąd się bierze taka mała świadomość młodych ludzi? To wina tylko szkoły?
– Nie tylko. Za mało rozmawiamy w domu, za mało czytamy lektur. Polacy, jeśli już decydują się zwiedzić swój kraj, ograniczają się do podstawowych miejsc: Mazury, morze, ewentualnie jeszcze góry. Natomiast ja gorąco zachęcam do podróży tam, gdzie nie brakuje miejsc związanych z historią: w Bieszczady, na Zamojszczyznę czy Roztocze. Choć wiem, że Seszele, plaże w Hiszpanii czy Nowy Jork brzmią atrakcyjniej.
Ma pani dużo okazji do rozmów z młodzieżą?
– Na szczęście tak. Choćby przy takich akcjach jak „Cała Polska czyta dzieciom”. I bardzo dużo podróżuję. Spotykam się w szkołach z dziećmi, z młodzieżą szkolną, licealną czy studentami. Mam pełny obraz różnych pokoleń Polaków. Oczywiście, spotykam wiele osób, które są przepełnione miłością do ojczyzny. Chociaż w dzisiejszych czasach nie wypada używać takiego określenia...
Wstyd dzisiaj kochać własny kraj?
– Szymborska bardzo pięknie to ujęła: „Bez tej miłości można żyć, ale nie można owocować”. Jestem wielką fanką polskiej poezji. Podczas spotkań bardzo często sięgam po różne wiersze związane z Polską albo z Warszawą. Mam satysfakcję, kiedy słuchając tych wierszy, ludzie często mają łzy w oczach, zazwyczaj są też zaskoczeni, bo nie mieli pojęcia o takich pięknych strofach, które pochodzą na przykład z okresu wojennego, ale nie są jeszcze tak bardzo oklepane.
3 z 5
Lubi pani spotkania autorskie, na których można porozmawiać z publicznością?
– Ostatnio jeździłam po Polsce z moją biografią, którą napisałam razem z Iloną Łepkowską. Bardzo długo wzbraniałam się przed pisaniem o swoim życiu. Ale wreszcie powiedziałam wydawcy, że jeśli znajdzie się ktoś, kto będzie potrafił to wszystko dobrze ułożyć, to zdecyduję się trochę opowiedzieć o sobie. Okazja była akurat idealna, bo kończyłam jednocześnie 80 lat życia i 60 lat pracy zawodowej. Zrobiłyśmy z Iloną taką dość długą rozmowę.
Jakie pytania najczęściej powtarzają się podczas spotkań?
– Na spotkania ze mną przychodzą najczęściej seniorzy, ale zdarzają się też młodzi ludzie. To jest zawsze jakieś dziesięć procent publiczności. Ich pytania potrafią być zaskakujące. Bardzo często rozmawiamy nie tylko o książce, lecz także o Polsce. Więc to nie jest tak, że cała młodzież jest niezainteresowana swoim krajem. Tylko jest ich trochę mało. Zbyt mało Polaków jest dumnych z tego, skąd pochodzi.
Jest na to jakaś recepta?
– Wciąż najważniejsza jest szkoła. Mam 15-letniego wnuka, który opowiada mi czasami, co się tam dzieje. Zaobserwowałam, że jest niewielu nauczycieli, którzy potrafią w ciekawy sposób poprowadzić lekcję. To naprawdę wielka sztuka, żeby dzisiaj na tyle zainteresować młodzież, aby chociaż na chwilę oderwała się od ekranu swojego telefonu. Nie twierdzę, że każdy musi szczegółowo znać historię Polski, ale wypadałoby mieć wiedzę przynajmniej na podstawowym poziomie. Jestem osobą ze starszego pokolenia i wciąż wierzę, że każdego z nas powinno interesować, skąd pochodzi i jaki historia miała wpływ na współczesne życie.
4 z 5
Telewizja publiczna też ma misję edukowania. Zrealizowała na przykład serial „Korona królów”, który choć nie zawsze miał dobre recenzje, ostatecznie doczekał się całkiem niezłej oglądalności...
– Tak, i to dzięki takim serialom dowiadujemy się o tym, kto na polskim dworze był czyją żoną czy o innych szczegółach, o których większość z nas nie miała pojęcia. Ale przyznam się panu, że chociaż jestem emerytką i teoretycznie powinnam mieć dużo wolnego czasu, to bardzo rzadko poświęcam go na oglądanie telewizji. Wciąż jestem bardzo aktywną osobą, która podróżuje po całej Polsce.
Nie ma pani wrażenia, że największe poczucie tożsamości narodowej mają dzisiaj raczej ci Polacy, którzy mieszkają za granicą?
– Czasami zdarzają mi się wyjazdy poza Polskę. Byłam w Londynie na spotkaniu z Polonią oraz w Toronto na organizowanych tam „wiankach”. Wszyscy, którzy angażują się w działalność ośrodków polonijnych, z pewnością kultywują polskość. W Toronto widziałam dziecięce zespoły taneczne, które nie tylko znały układy naszych ludowych tańców, ale i mówiły świetnie po polsku. Oczywiście, zdarzają się też rodziny, które już w drugim pokoleniu zapominają swojego języka. Takie doświadczenie miałam na przykład w Australii, gdzie pojechaliśmy z akcją związaną z graniem bajek dla dzieci. Idea była prosta: podczas odgrywania najbardziej znanych bajek, takich jak choćby „Czerwony Kapturek”, mieliśmy włączać dzieci do wspólnej zabawy. Niestety, w wielu przypadkach okazało się to niemożliwe. Ze smutkiem patrzyłam na babcie, które tłumaczyły swoim wnukom treść tych bajek. To było dla mnie naprawdę szokujące, że rodzice nie potrafili zadbać, aby ich dzieci nauczyły się mówić po polsku.
Przed nami Święto Niepodległości. Czy jego obchody pani zdaniem łączą młodzież, czy też raczej ją antagonizują?
– Oprócz głównego marszu jest też bardzo dużo pobocznych uroczystości, na które ludzie przychodzą, kierując się potrzebą uczestniczenia w tym historycznym wydarzeniu. Na takich spotkaniach widzę osoby z różnych środowisk i w różnym wieku. Zazwyczaj są to jednak ludzie starsi. Uważam, że do świadomości narodowej niestety trzeba dorosnąć. To wymaga czasu.
5 z 5
Serial „M jak miłość” pokazuje różne pokolenia. Ma też funkcję edukacyjną?
– Ten serial na pewno integruje rodziny. Przed telewizorami zasiadają różne pokolenia i dlatego być może przez tyle lat tak dobrze się trzyma w rankingach popularności. W serialu pokazujemy na przykład przygotowania do wigilii, sytuacje, kiedy różne pokolenia odwiedzają się w domach i ze sobą rozmawiają. To jest świat idealny, bo w rzeczywistym tak często to się już nie zdarza. Tradycja niedzielnych obiadów i rodzinnych rozmów zaczyna zanikać.
Zanika też słynna polska gościnność?
– Kiedyś Polacy byli bardziej gościnni. I to nawet między sobą, nie tylko wtedy, kiedy przyjeżdżał ktoś z zagranicy. Dawniej po prostu się więcej bywało. Zapraszaliśmy gości, nawet gdy stać nas było tylko na śledzika i sałatkę jarzynową. Teraz imieniny czy inną uroczystość najczęściej robi się w knajpie. Dlaczego? Bo tak jest wygodniej.
W pani rodzinie nadal kultywuje się tradycję przyjmowania gości w domu?
– Tak zawsze u nas było. Chociaż od kiedy zmarł mój mąż, zazwyczaj spotykamy się u syna lub u rodziny ze strony synowej. Święta obchodzimy tradycyjnie: z kolędami, jajeczkiem i święconką. I taką tradycję kultywuje także teściowa mojego syna.
W „M jak miłość” też czuje pani rodzinną integrację? Aktorzy mają ze sobą kontakt prywatnie?
– Mam osobistą satysfakcję, bo za dwa lata będziemy obchodzić 20-lecie serialu. Mam świadomość, że dla wielu aktorów, którzy w nim się pojawili, to był jedynie etap w zawodowym życiu. Kiedy praca na planie się kończy, dla większości z nich zaczyna się nowa rzeczywistość. Ale trudno mieć do nich o to pretensję. Takie jest przecież życie! Jednak jestem bardzo szczęśliwa, że mogę w nim grać, bo ten serial łączy pokolenia.
Partnerem publikacji jest TVP