Okazuje się, że walka z koronawirusem nie musi wyglądać wszędzie tak samo? Jak to jest, że podczas gdy w Polsce i na świecie rządy prześcigają się w kolejnych zakazach, by ludzie pozostawali w domach, w Szwecji życie toczy się bez tak wielkich ograniczeń?

Reklama

O odpowiedź na te pytanie pokusiła się świetnie znająca szwedzkie realia pisarka Katarzyna Tubylewicz. O sytuacji Sztokholmie, gdzie mieszka, i w całym kraju rozmawiała z nią Katarzyna Sielicka z dwutygodnika „Viva!

Zobacz także: W związku z koronawirusem cmentarze w Warszawie zostały zamknięte

Koronawirus w Szwecji: zaufanie, nie zakazy

Jak wyjaśnia Katarzyna Tubylewicz, w Szwecji uważa się, że walka z koronawirusem ma się opierać na zaufaniu państwa do obywateli i odwrotnie. Okazuje się, że najważniejsze decyzje podejmują tam wcale nie politycy, a eksperci - epidemiolodzy ze szwedzkiego odpowiednika sanepidu.

Z większych organiczeń - jak do tej pory oficjalnie zakazano organizowania zgromadzeń powyżej 50 osób i odwiedzania pensjonariuszy w domach opieki dla seniorów. Zamknięto też szkoły średnie i wyższe.

Zobacz także

To właściwie teraz jedyne zakazy. A poza tym wszystko, co się dzieje, wynika z rad i sugestii, jak należy działać. Większość Szwedów pracuje z domu, większość bardzo ogranicza kontakty towarzyskie, większość nie wyjedzie nigdzie na święta, żeby nie roznosić zarazy. Ale zrobią to dlatego, że są odpowiedzialni i solidarni, nie dlatego, że grozi im mandat - mówi Tubylewicz.

Jak dodaje, szwedzkie państwo uważa, że zamknięcie kraju wcale nie jest optymalnym sposobem na walkę z koronawirusem, bo to zagrożenie szybko nie zniknie.

W Szwecji uważa się, że trzeba znaleźć taką metodę na walkę z nim, która nie zniszczy całkowicie tkanki społecznej, nie skaże ludzi na długotrwałą izolację, doprowadzającą do depresji czy innych chorób, nawet samobójstw. Metodę, która nie zniszczy gospodarki tak, że za chwilę nie będzie z czego utrzymywać służby zdrowia. Przecież ludzie muszą mieć pracę, płacić podatki, żeby ją utrzymać - zauważa pisarka.

Co z liczbą chorych i zgonów spowodowanych epidemią? Czy nie jest tak, że przez to jest ich więcej? Pisarka zauważa, że liczba zachorowań wcale nie rośnie znacznie szybciej niż w Danii, w której obowiązują restrykcyjne ograniczenia. Według szwedzkich specjalistów, by zwalczyć wirusa, trzeba wytworzyć odporność w społeczeństwie.

Ludzie spoza grup ryzyka, młodzi, silni, u których ta choroba przebiegnie bezobjawowo albo będzie bardzo nieprzyjemnym przeziębieniem, czy nawet bardzo ciężką „grypą”, muszą zachorować, żeby tworzyła się odporność zbiorowa - tak pisarka opisuje szwedzkie podejście do tematu.

Jak zauważa dziennikarka magazynu „VIVA!”, można to jednak sprowadzić do stwierdzenia, że "Szwecja poświęca część społeczeństwa dla dobra większości". Ale pisarka twierdzi, że to teza czysto propagandowa:

Tu, tak samo jak wszędzie, walczy się o każde życie. To oczywiste. Myślę, że naprawdę cały czas ulegamy pewnemu złudzeniu. Mam wrażenie, że wielu ludziom w Polsce wydaje się, że dzięki temu, że wszyscy siedzą w domu, prawie nikt nie umrze. Tak nie jest. Ten proces będzie po prostu znacznie dłużej trwał. Ale ludzie i tak się zarażą i będą chorować - czytamy.

Jak wygląda życie w Szwecji w związku z koronawirusem?

Według pisarki Szwedzi generalnie stosują się do zaleceń i np. dużo ludzi pracuje z domu. Na ulicach jest mniej ludzi, choć niemal wszystko jest ciągle otwarte. Sklepy spożywcze wpuszczają mniej klientów, mają też specjalne godziny dla ludzi starszych. Ale nie reguluje tego nakaz, a jedynie zalecenie.

W weekendy Szwedzi ciągle chodzą do knajpek, tylko raczej starają się siedzieć dalej od siebie. Takich miejsc unikają za to ludzie starsi, których z kolei można spotkać na spacerach. By zmniejszyć liczbę pasażerów komunikacji miejskiej zamknięto licea i uniwersytety, ale szkoły podstawowe i przedszkola są ciągle otwarte.

Jak zauważa Tubylewicz, w Szwecji tak demografia, jak i styl życia sprzyjają temu, by zaraza tak szybko się nie roznosiła. Starsi ludzie mieszkają sami albo w domu opieki, a nie z rodziną. Ludzie są bardziej na dystans.

Całość tej rozmowy możemy przeczytać na VIVA.pl

Reklama

Restauracje nie są zamknięte, jednak ludzie siadaja trochę dalej od siebie. To zdjęcie zrobiono w ostatnią sobote w Sztokholmie:

East News
Reklama
Reklama
Reklama