Reklama

Walka między Weroniką Rosati a Robertem Śmigielskim nabiera na sile. Aktorka, po tym jak udzieliła głośnego wywiadu, w którym oskarżyła partnera o stosowanie przemocy, wyjechała do Los Angeles. Tam w połowie kwietnia złożyła wniosek do sądu o wydanie zakazu zbliżania się do niej byłego partnera. Decyzja w tej sprawie ma zapaść na początku maja. Wcześniej jednak Weronikę i Roberta czekała rozprawa w Warszawie.

Reklama

Zobacz także: Ostra wymiana zdań między Weroniką Rosati a Robertem Śmigielskim: "Masz się trzymać ode mnie z daleka!"

Opieka i alimenty

Robert Śmigielski długo odmawiał jakichkolwiek komentarzy związanych z oskarżeniami Weroniki. Odsyłał do swojego oświadczenia, opublikowanego kilka tygodni temu w jednym z portali, w którym kategorycznie zaprzeczył zarzutom o to, że stosował przemoc wobec swojej partnerki.

– Ustaliłem z prawnikami, że nie będę wchodził w polemikę na łamach prasy. Od rozstrzygania o winie są sądy. I niech tak zostanie. Weronika bazuje na emocjach i pomówieniach, ja nie chcę podejmować takiej wymiany. Mam z nią córeczkę, kiedyś będzie to czytała. Dobrze, żeby chociaż jedna strona zachowała zimną krew – wyjaśnia Śmigielski w rozmowie z magazynem „Party”.

Twierdzi też, że nie widział córki od 10 października i chciałby prawnie uregulować kwestię spotkań i opieki nad małą. Były partner Weroniki chce mieć opiekę naprzemienną nad Elizabeth.

Aktorka nie zamierza się na to zgodzić i chce pozbawić Śmigielskiego praw rodzicielskich. Tego dotyczy pierwszy proces. Kolejnym punktem zapalnym są alimenty. Śmigielski stwierdził, że prawnicy jego byłej partnerki zaproponowali mu porozumienie, w wyniku którego miałby łożyć na utrzymanie córki aż 22 tys. złotych miesięcznie (według naszych informacji dotychczas płacił 4 tys. złotych).

Zobacz także: 22 tysiące złotych? Ile naprawdę alimentów żąda Weronika Rosati?

Reakcja Rosati była błyskawiczna.

„Oczywiście nie ma żądania z mojej strony alimentów w kosmicznej kwocie 22 tysięcy! Chociaż mojemu dziecku się należy tyle, ile według prawa powinno być. Może przy kosmicznych zarobkach lekarza tyle wychodzi (...). Na razie zostałam zepchnięta do roli matki proszącej, której ojciec dziecka narzucił kwotę alimentów, które niechętnie i z opóźnieniem płaci. Co miesiąc muszę prosić o pieniądze na podstawowe potrzeby Eli. A Eli i tak jest na moim utrzymaniu”, napisała Weronika w swoim oświadczeniu na Instagramie.

Według dokumentów, do których udało nam się dotrzeć, aktorka faktycznie kilka razy prosiła byłego partnera o przekazywanie na czas przelewów. Jak zdradziła aktorka, Śmigielski nie pojawił się także na pierwszych urodzinach córki.

„Czy kolejnym etapem będzie zapomnienie o Eli, tak jak zapomniał o trójce swoich dzieci?”, zapytała retorycznie Rosati w swoim wpisie w mediach społecznościowych.

W tej sytuacji sądowa batalia pary z pewnością nie będzie należała do spokojnych i nie zakończy się szybko. Na świadków Śmigielski powołał m.in. swoich przyjaciół Krystynę i Daniela Olbrychskich, a Weronika – ojca, Dariusza Rosatiego, i Aidę, znaną warszawską wróżkę, a zarazem swoją dobrą przyjaciółkę.

Rozprawa goni rozprawę

Na razie Weronice udało się uzyskać jedno: jak się dowiedzieliśmy, sąd w Los Angeles wydał postanowienie o zmianie nazwiska Elizabeth ze Śmigielska na Rosati. W Polsce wciąż trwa postępowanie związane z rzekomą przemocą, której miał się dopuścić Śmigielski wobec Rosati. Jak się dowiedzieliśmy, zeznania w tej sprawie złożyli już m.in. Dariusz Rosati oraz jeden z bliskich znajomych Weroniki.
W ostatnich dniach przed publikacją magazynu "Party" Weronika próbowała porozumieć się z partnerem. Zakończyło się to jednak fiaskiem. Wszystko więc w rękach sądów.

Weronika Rosati odniosła pierwszy sukces w walce z byłym partnerem. Sąd przychylił się do jej wniosku o to, by jej córka Elizabeth nosiła nazwisko Rosati, a nie Śmigielska.

EastNews
Reklama

Reklama
Reklama
Reklama