Robert Motyka w rozmowie z Dorotą Wellman w "Dzień dobry TVN" opowiedział o traumatycznych doświadczeniach z jakimi w ostatnich latach przyszło mu się zmierzyć. Choroba nowotworowa taty, zakończenie współpracy z przyjacielem Igorem Kwiatkowskim i walka o życie syna, po tym jak Wiktor wypadł z 5. piętra. Padły poruszające słowa na temat przeszłości i tego, co teraz jest dla Roberta Motyki najważniejsze...

Reklama

Robert Motyka wspomina wypadek syna i walkę o jego życie!

Robert Motyka przez wiele lat tworzył razem z Igorem Kwiatkowskim kabaret "Paranienormalni", ale ostatecznie ich drogi rozeszły się i było to dla aktorka trudne doświadczenie, o którym mówi wprost w rozmowie z Dorotą Wellman. Prywatnie Robert Motyka jest ojcem dwójki dzieci: Wiktora i Hani, którzy dziś są już dorośli, ale jakiś czas temu syn aktora trafił do szpitala i walczył o życie. Robert Motyka wrócił do tych wspomnień i w "Dzień dobry TVN" opowiedział szczegółowo o wypadku:

Ja budzę się w środku nocy, żona mówi, może musisz pójść do psychologa, masz depresję. Nagle okazało się, że mój tato zachorował, nowotwór złośliwy, chwilę później okazuje się, że 2. maja o godz. 5 rano otrzymujemy telefon, że nasz syn wypada z 5. piętra. To jest godzina 5. rano i my dostajemy taki telefon od jego dziewczyny, że jest taki wypadek, że on wyleciał.

Aktor razem z żoną natychmiast pojechali do szpitala, ale ze względu na pandemię kontakt był utrudniony:

Chwilę później jesteśmy w aucie, jedziemy do szpitala, bo wiemy gdzie to jest (na Targówku w Warszawie), po drodze trzy razy zatrzymuję auto, żeby wymiotować, myślę sobie, że to jest niemożliwe, że to jest pomyłka, że to się nie dzieje. Jesteśmy w środku pandemii, więc oczywiście nie wpuszczają nas do szpitala, na SOR wchodzi tylko moja żona, stoję za tą szybą i patrzę na to, moja żona mdleje, ktoś ją podnosi i co się dzieje, ona mówi, oni go nie uratują...

Robert Motyka opowiada o tych dramatycznych wydarzeniach z poruszeniem, choć jego syn ma się już dobrze, to wspomnienia tamtego dnia nadal są bardzo żywe i poruszające:

Zobacz także

Co powiedział lekarz? Że oni próbują coś robić. Później wchodzę na ten OIOM, cztery maseczki, wszystkie płaszcze, patrzę na mojego syna, 20-letniego faceta, nie przypomina mojego dzieciaka i myślę sobie... Chyba nic sobie nie myślę, próbuję usiąść, jakieś dwie panie mnie próbują pod mankiet posadzić, ja mówię, co się dzieje, to jest naprawdę?

Instagram / robert.motyka.official

Zobacz także: Fani wspierają Michała Wójcika po śmierci ukochanej: "Bądź silny dla waszego maleństwa"

Aktor kabaretowy nie ukrywa, że razem z żoną żyli w odrętwieniu i początkowo powiedzieli tylko najbliższym, ale kiedy dowiedziało się więcej osób para mogła liczyć na ogromną pomoc i wsparcie.

Bierzemy tabletki na uspokojenie, żyjemy w jakiś totalnym odrętwieniu. (...) tylko zadzwoniłem do mojego brata: Tomuś, my umieramy. Ciągle słyszymy tylko: stan jest krytyczny, krytyczny.

Robert Motyka w rozmowie z Dorotą Wellman wspomina też moment, kiedy dowiedział się, że Wiktor obudził się ze śpiączki.

Potem dzwoni szpital OIOM: "Chcieliśmy poinformować, że syn się właśnie obudził". (...) Widzę go jak wychodzi o kulach, taki wychudzony, ale się uśmiecha. "Wiktor gdzie chcesz jechać?"- pyta Robert Motyka i słyszy odpowiedź: "A możemy do McDonalda?" Jedziemy do McDonalda i zamawiamy.

Zobacz także: Tak Michał Wójcik pożegnał swoją partnerkę: "Wszystko stało się nieważne"

Obecnie syn Roberta Motyki wyprowadził się już z rodzinnego domu, ma się dobrze, a ich kontakty są naprawdę świetne. Aktor dodał też, że dla córki jest już innym ojcem:

Wiktor się wyprowadził, mieszka z dziewczyną na Mokotowie. Jesteśmy w najlepszym kontakcie, jaki może być. To co ci mówię, to są bardzo intymne rzeczy. (...) Hania ma 18 lat. Jest otwarta, bardzo odważna. Nie popełniłem tych samych błędów, jak te kiedy urodził się Wiktor. Miałem 25 lat, co ja wiedziałem o byciu ojcem.

Były gwiazdor kabaretu "Paranienormalni" nie ukrywa, że po tych trudnych doświadczeniach wyszedł na prostą i dziś realizuje się nie tylko jako tata, ale spełnia też jako aktor bez poczucia winy.

To jest to szczęśliwe zakończenie. Ta tragedia też mnie uratowała z tego wszystkiego. Z tej pracy, z obarczania się winą, że to moja wina, że za bardzo pracowałem, że ten kabaret się przegrzał, że niepotrzebne poświęcałem tyle czasu... Nagle w jednej sekundzie to wszystko znika. Nagle patrzę na mojego syna i to jest najważniejsze!

Mat. prasowe

East News
Reklama

Reklama
Reklama
Reklama