Wzdychali do nich mężczyźni, a kobiety chciały być takie jak one. Wyznaczały trendy i kształtowały nasze gusta. Były synonimem klasy i nienagannego stylu, prawdziwymi gwiazdami. Bogumiła Wander ( 78 ), Edyta Wojtczak ( 85 ) i Krystyna Loska ( 84 ) to trzy najważniejsze prezenterki PRL-u. W latach 70. i 80. zdominowały świat telewizji, w którym wcześniej panowali głównie mężczyźni. Udowodniły, że telewizja potrzebuje kobiet takich jak one – pełnych pasji, charyzmy, ale również klasy. Każda z nich zyskała grono fanów nie tylko dzięki swojej urodzie, lecz także pewności siebie i urokowi osobistemu. I choć w ich życiorysach nie brakowało skandali obyczajowych, dla widzów na zawsze pozostały prawdziwymi ikonami ze szklanego ekranu.

Reklama

Dziś stronią od szumu medialnego i coraz rzadziej pojawiają się publicznie. Choć zawodowo sięgały po najwyższe laury, ich życie prywatne nie zawsze było usłane różami. Jedną z nich los wyjątkowo doświadczył… Bogumiła Wander od kilku lat cierpi na chorobę Alzheimera, nie poznaje swojego męża, nie pamięta nawet, że była kiedyś gwiazdą. Co się dzieje z Edytą Wojtczak, która zrezygnowała z publicznych wyjść i zupełnie zniknęła z mediów? Jak się czuje Krystyna Loska, która kilka lat temu straciła męża? Poznajcie ich niesamowite historie i sprawdźcie, jak potoczyło się życie legendarnych prezenterek.

Chcę więcej!

Bogumiła Wander była uważana za jedną z najpiękniejszych spikerek PRL-u. Serca widzów zdobyła urokiem osobistym, ale podziwiano ją też za erudycję i piękny język, jakim się posługiwała. Karierę zaczynała w łódzkim ośrodku TVP, do którego dostała się dzięki konkursowi. „Na studiach ogłoszono konkurs na spikerkę, zgłosiło się ponad 270 osób, wygrała jedna osoba i to byłam ja”, mówiła Wander w jednym z wywiadów. Bardzo szybko przeniesiono ją do Warszawy, a już po kilku latach stała się gwiazdą w całej Polsce. Zapowiadała programy na żywo w Jedynce i Dwójce, prowadziła festiwale muzyczne w Opolu i w Zielonej Górze.

VIPHOTO/East News

Jednak dla niej to było za mało, dlatego zajęła się również produkcją telewizyjną: przygotowywała program „Życie na pointach”, wyreżyserowała kilka filmów. Zyskała nawet przydomek „Niezniszczalna”, bo z telewizją była związana ponad 40 lat. "Odeszłam na własne życzenie. Po tym, jak nie dostałam z redakcji publicystyki kamery i operatora, by zrobić program o zlocie żeglarzy z całego świata, doszłam do wniosku, że mam już dość", wyznała w rozmowie z „Party”. Przez wszystkie lata kariery Wander zachwycała widzów urodą i stylem. Uznawano ją za jedną z najlepiej ubierających się Polek. Chociaż nie miała stylisty, doskonale czuła trendy i przed kamerami prezentowała się perfekcyjnie. Jej piękne blond włosy i czarujący uśmiech stały się jej znakiem rozpoznawczym. Nic dziwnego, że wzdychało do niej tak wielu mężczyzn.

Bartosz KRUPA/East News

Ten jedyny

Miłość swojego życia poznała, gdy była… mężatką. Wszystko zaczęło się na Balu u Architektów w 1977 roku. Było to wydarzenie, na które przybywała cała śmietanka towarzyska stolicy, dlatego nie zabrakło tam zarówno Wander, jak i przystojnego żeglarza Krzysztofa Baranowskiego, który cztery lata wcześniej powrócił z samotnego rejsu dookoła świata i od tamtej pory był idolem Polaków. „To trwało moment. Ale wystarczyło, żebym powiedział: »To jest ta kobieta!«”, tak wspomina ich pierwsze spotkanie Baranowski. Nie podszedł wtedy do niej, a ona szybko zniknęła mu z oczu. Mimo że tego wieczoru ze sobą nie rozmawiali, wpadli sobie w oko. Ich drogi już nigdy więcej by się nie zeszły, gdyby nie przypadek. Baranowski szukał pracy i niespodziewanie zaproponował mu ją ówczesny prezes TVP Maciej Szczepański, który był pasjonatem żeglarstwa. Dał Krzysztofowi własny program. Kapitan dostał gabinet położony tuż przy telewizyjnej restauracji. Obok drzwi jego pokoju codziennie przechodzili niemal wszyscy pracownicy TVP, a więc i Wander.

Zobacz także
Bartosz KRUPA/East News

Któregoś dnia Baranowski zobaczył prezenterkę czekającą na taksówkę i zaproponował, że ją podwiezie. „Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że coś więcej może nas połączyć. Kochałem swoją żonę i chciałem pozostać jej wierny. Ale z drugiej strony ta kobieta mnie fascynowała”, wspominał w książce „Spowiedź kapitana”. Znajomość z Wander nie była pierwszym romansem Baranowskiego. Wcześniej spotykał się z kobietami poza małżeństwem, ale dopiero w Bogumile zakochał się na zabój. „Po samotnym rejsie, kiedy nabrałem śmiałości i poczułem się prawdziwym facetem, poderwałem jedną słynną aktorkę, potem drugą, ale to były znajomości, które kończyły się po paru lub kilkunastu miesiącach. Z Bogusią zapowiadało się podobnie”, mówił. Tak się jednak nie stało. Strzała Amora trafiła prosto w jego serce, ich płomienny romans trwał w najlepsze. Nie przeszkodziło im nawet to, że szybko dowiedział się o nich… mąż Bogumiły. Tolerował to jednak, nie godził się tylko, by Wander od niego odeszła. Inaczej było z żoną kapitana, która o romansie z prezenterką dowiedziała się z jego dziennika. Ostatecznie Baranowski rozstał się z żoną w 1992 roku i zamieszkał z Bogumiłą. Pierwsze tygodnie pod jednym dachem były bardzo trudne.

ANDRZEJ STAWINSKI/REPORTER

„Bogusia powiedziała, że wraca do męża. Nie mogła żyć bez dziecka. Właściwie nie wiem, dlaczego nie zabrała go ze sobą. Może mąż jej na to nie pozwolił?”, wspominał Baranowski, który wtedy szalał z rozpaczy. Postanowił, że się utopi. Wypłynął w rejs, ale nie popełnił samobójstwa, napisał za to książkę »Samotny żeglarz«, w której przedstawił historię ich miłości i rozstania. „Ostatni rozdział kończyłem na lotnisku. Tymczasem okazało się, że w Warszawie czeka na mnie stęskniona Bogusia”, wspominał.

Michal WARGIN/East News

„Bogusia jest w innym świecie”

Od tamtego momentu byli nierozłączni. Tworzyli zgraną i szczęśliwą parę. Aż do 2018 roku. Wtedy choroba Alzheimera zaczęła dawać pierwsze poważne objawy. Wander była zagubiona, musiała nosić naszyjnik z numerem telefonu. W końcu trafiła pod opiekę specjalistów w ośrodku dla osób dotkniętych alzheimerem w Konstancinie. Teraz nie pamięta nawet swojego męża, nad czym Baranowski bardzo ubolewa. „Bogusia żyje już w innym świecie. Oddałbym wszystko, by mnie pamiętała”, mówił. Do tego sytuację pogorszył koronawirus, który uniemożliwił przez jakiś czas odwiedzanie Wander w ośrodku. Na szczęście teraz Krzysztof stara się widywać z żoną coraz częściej: „Ostatnio zastałem ją w dobrej formie, siedziałem przy niej, trzymałem za rękę. Nawet sobie tutaj tańczyła”, wyznał w jednym z wywiadów. Wander jest w dobrej kondycji fizycznej, jednak jej stan psychiczny nie ulega poprawie: „Nie poznaje mnie, ale będziemy się teraz częściej widywać i może się coś zmieni”, dodaje Baranowski. Bogumiła i Krzysztof przeżyli wielką miłość, podobnie jak koleżanka Wander z telewizji – Krystyna Loska, która tego jedynego spotkała już jako dziecko. A potem straciła miłość bezpowrotnie… Jak się dziś czuje? I czy planuje jeszcze powrót na szklany ekran?

VIPHOTO/East News

Klasa, wdzięk i ta fryzura…

Dziś nie możemy sobie wyobrazić Telewizji Polskiej doby PRL-u bez Krystyny Loski, choć w środowisku dziennikarzy krąży anegdota, że prezenterka wcale nie chciała wiązać kariery ze szklanym ekranem, a bliżej jej było… do zakonu! Jej przygoda z telewizją zaczęła się zupełnym przypadkiem. Najpierw Krystyna studiowała aktorstwo w Krakowie, ale musiała przerwać naukę z powodu ciąży. Wówczas na świat przyszła jej córka, obecnie jedna z najpopularniejszych dziennikarek Grażyna Torbicka. „Byłam z Grażynką przez pierwsze cztery lata, bo uważam, że nikt nie zastąpi dziecku mamy”, mówiła Krystyna w jednym z wywiadów. Potem wróciła na studia, a następnie trafiła do TVP Katowice, gdzie pierwszy raz pojawiła się na wizji – zapowiedziała emisję serialu Walta Disneya „Zorro”.

Mateusz Jagielski/East News

Dekadę później przeniosła się do stolicy. Jako spikerka zasłynęła niezwykłą umiejętnością przedstawienia z pamięci programu na cały dzień. „Gdy wszyscy w telewizji bez żadnej żenady przekładali kartki, Krystyna patrzyła widzom prosto w oczy! (…) Była najmniej nabzdyczona ze wszystkich spikerów. Miała znacznie większy luz, potrafiła łączyć patos z luzem i dowcipem, zażartować na wizji. Urzekała bezpośredniością”, wspominał specjalista ds. wizerunku Piotr Tymochowicz w książce „Prezenterki”. Polacy ją pokochali i traktowali jak przyjaciółkę. „Faktycznie, stało się tak, że zostałam ikoną telewizji, ale przecież nie ma się co dziwić. Na wizji spędziłam połowę swego życia. Widzowie traktowali mnie jak członka rodziny. Pozdrawiali mnie, kiedy szłam ulicą”, wyznała w jednym z wywiadów. Znakiem rozpoznawczym Loski od zawsze była jej fryzura – lekko uniesione i natapirowane blond loki. Ciekawostką jest to, że prezenterka jest naturalną szatynką. „Oświetleniowcy uznali jednak, że lepiej będę wyglądała przed kamerą z jasnymi włosami”, wspomina. I tak powstała jej charakterystyczna fryzura, której nie zmieniła przez kilkadziesiąt lat. Loska zachwycała także kreacjami. Miała zaprzyjaźnioną na Śląsku krawcową, która przed wojną szyła u Diora. Kobiety masowo kopiowały styl spikerki, a dla mężczyzn była ideałem kobiecości.

Michal Wozniak/East News

Liczy się rodzina

Kariera w telewizji była jej życiem, ale jednocześnie Krystyna podkreślała, że „to tylko praca”. Na pierwszym miejscu stawiała rodzinę. Przyszłego męża, Henryka Loskę, poznała jako 5-latka. Byli sąsiadami, połączyła ich miłość do muzyki, ale dopiero gdy poszli na studia, zostali parą. Nawet kiedy Loska była na szczycie, unikali rozgłosu, a w domu nie rozmawiali o jej pracy. „Nigdy nie dopuściłam do tego, żeby telewizja dominowała w naszym domu”, mówiła Krystyna. Przez prawie 60 lat tworzyli wzorowe małżeństwo, dlatego śmierć Henryka w 2016 roku była dla niej wielkim ciosem. „Zadumę po nim mam każdego dnia”, mówiła.

Michal Wozniak/East News

Rok po śmierci męża Loska przeszła zawał, potem zamieszkała z córką, która do dziś bardzo się o nią troszczy. Obecnie czuje się na tyle dobrze, że zamierza jeszcze kontynuować pracę lektora. „Wbrew temu, co piszą, jestem w dobrej formie. To jednak przykre uczucie, kiedy zerkam na gazetę i czytam, że jestem ciężko chora. A ludzie stojący wokół mnie dziwią się, że ja z nimi stoję i rozmawiam. Ja czuję się znakomicie, to dla mnie najważniejsze”, mówiła niedawno. W dobrej formie jest też jej koleżanka ze szklanego ekranu Edyta Wojtczak.

TRICOLORS/East News

„Bierzmy to cudo na antenę!”

Należała do grona najpopularniejszych spikerek w Polsce, choć początkowo swoją karierę zawodową wiązała z księgowością. Do telewizji trafiła przez przypadek. Edytę Wojtczak do konkursu „Piękne dziewczyny na ekrany” zgłosił jej ówczesny chłopak. Jury zakochało się w tej drobnej blondynce, a ona zakochała się na zabój w telewizji. I to na całe cztery dekady. Miała zaledwie 21 lat, kiedy słynna dziennikarka Irena Dziedzic dostrzegła w niej potencjał. To ona stała się mentorką Edyty, uczyła ją, jak siadać przed kamerą i swobodnie się wysławiać. Mówiono, że gdy ówczesny prezes TVP Włodzimierz Sokorski zobaczył Wojtczak na ekranie, krzyknął: „Bierzmy to cudo na antenę!”. „Byłam skromną szarą myszką, a teraz mówiłam do milionów. Telewizja odmieniła moje życie”, wspominała prezenterka. Skromnością, profesjonalizmem, ale i uroczymi wpadkami na wizji urzekła ogromne rzesze Polaków. Do dziś wspominamy jej kichnięcie podczas zapowiadania programu. W mikroskopijnym pomieszczeniu dla spikerek lampy mocno grzały, wokół unosiły się drobiny kurzu. Wojtczak zakręciło się w nosie i… głośno kichnęła! Po wszystkim z emocji i roztrzęsienia się rozpłakała. Dyrektor ją pocieszył: „Nie rycz, mała! Był to najzabawniejszy i najmilszy punkt dzisiejszego programu”. Prezenterka, mimo że spośród koleżanek po fachu nie wyróżniała się stylem, bardzo dbała o wygląd. Sztuczne rzęsy sprowadzała zza granicy.

Reklama
TRICOLORS/East News

Nieszczęśliwa miłość

Sercem Edyty Wojtczak chciało zawładnąć wielu mężczyzn, ale ona była wierna temu jedynemu. Związała się z Michałem „Misiem” Szymańskim, inżynierem działu technicznego TVP. Para stanęła na ślubnym kobiercu w 1969 roku, ich małżeństwo przetrwało tylko 10 lat. Nie doczekali się dzieci. On, nie informując o tym ukochanej, wyjechał do Stanów Zjednoczonych tuż przed ogłoszeniem stanu wojennego i zostawił ją samą w Polsce. Od tamtej pory nie mają ze sobą kontaktu. Wojtczak nie wie nawet, czy Szymański żyje, choć mówi się, że zmarł w USA w 1999 roku. Prezenterka po nieudanym małżeństwie już nigdy z nikim się nie związała, mimo że adoratorów jej nie brakowało. O tym, co działo się w jej życiu prywatnym później, niewiele wiemy. Przygodę z telewizją zakończyła w 1996 roku. Usunięto ją za karę po tym, jak wystąpiła w reklamie proszku do prania. „Całe życie spędziłam w telewizyjnym okienku, więc rozstanie z widzami przeżyłam bardzo boleśnie”, mówiła w jednym z wywiadów. Jak jej życie wygląda teraz? 85-letnia dziś Edyta Wojtczak żyje bardzo skromnie: mieszka w kawalerce w centrum Warszawy, jeździ starym fiatem seicento. Najbardziej ceni sobie święty spokój. „Jestem dziś osobą prywatną, prowadzę żywot emerytki”, mówi wprost. I choć teraz unika mediów, to podobnie jak Krystyna Loska i Bogumiła Wander, legendarną prezenterką telewizyjną zostanie na zawsze.

Zenon Zyburtowicz/East News
ADAM JANKOWSKI/REPORTER
Reklama
Reklama
Reklama