Paulla – Prosto w serce
Kim naprawdę jest ta dziewczyna? Czemu usłyszeliśmy o niej dopiero dziś? Paulina (Paulla) Ignasiak tylko VIVIE! opowiada swoją prawdziwą historię.
– Paulla, wiesz, że nigdy nie będziesz Edytą Górniak?
Paulla: Widziałam w prasie swoje zdjęcie zestawione ze zdjęciami Edyty. Krótkie fryzurki, podobne sukienki. Rzeczywiście wyglądamy na podobne. Tylko moje zdjęcie było zrobione niedawno, jej – 12 lat temu. Czy ją naśladuję? Nie. Urodziłam się z takim głosem. Z taką barwą i pięcioma oktawami. Nie mogę za to przepraszać. Pamiętasz? Kiedy Edyta zaczynała, mówiono, że ma manierę Mariah Carey. To może już lepiej mów, że ja też śpiewam jak Mariah. Prawda jest taka, że denerwuję się całym tym zamieszaniem, nieustannym gadaniem! Druga Górniak. Nie jestem, nie byłam i nigdy nie będę Edytą. Bo ona jest tylko jedna. Piękna, wyjątkowa i utalentowana kobieta.
– A Paulla?
Paulla: Paulla jest Paullą. I niech tak zostanie.
– Możesz się złościć, ale to dzięki porównaniom do Edyty jest o Tobie głośno. To prawda, że śpiewasz już 15 lat? Gdzie byłaś? Tyle czasu stałaś w drugim rzędzie?
Paulla: Nie złoszczę się, ale nie zgadzam się z tobą. Mówi się o mnie, bo piosenka „Od dziś” stała się hitem. Pytasz, gdzie byłam tyle czasu? Od kiedy tylko skończyłam szkołę muzyczną w rodzinnym Pleszewie, wiedziałam: chcę śpiewać. Rodzice długo się o mnie martwili. Tata, artystyczna dusza, pięknie maluje, zawsze stawał za mną, ale mama była przeciwna. Mówiła: „Możesz sobie mruczeć, ale idź też na studia. Zrób coś konkretnego”. Bardzo dobrze się uczyłam. Marzyła, że zostanę nauczycielką języka polskiego albo muzyki. Była chyba trochę mną rozczarowana. Ale dziś jest najlepszą przyjaciółką. Kochana mama Jola. A ja? Wyprowadziłam się z domu. Walczyłam. Doszłam do półfinału „Idola”. Choć przegrałam w „Szansie na sukces”, Elżbieta Skrętkowska zaprosiła mnie do występów
w koncertach jubileuszowych.
– Za to chyba nie płacą. Przez te wszystkie lata żyłaś ze śpiewania?
Paulla: Przyjechałam do Warszawy, śpiewałam w chórkach, w różnych przypadkowych projektach. Z pieniędzmi było krucho. Wynajęłam mieszkanie w Pruszkowie, bo najtaniej, ale i tak nie zawsze wystarczało na jedzenie. Często stawiałam na stole makaron z dżemem. Ale przyszła też chwila, kiedy został mi stary chleb, margaryna i jakaś najtańsza herbata. Sto torebek za niecałe dwa złote. Narzekałam, byłam wściekła, ale w końcu zabrakło i tego. Trzy dni nie jadłam nic.
– I nic nie powiedziałaś rodzicom?
Paulla: Mam nadzieję, że mi wybaczą. Zadzwoniłam do znajomych. Natychmiast zrobili zakupy i przywieźli mi jedzenie. Najpierw zjadłam jajecznicę, potem jakieś owoce, ciastka. I z ostatnim kęsem poczułam tak potworny ból brzucha, że musiałam wezwać pogotowie. Karetka zabrała mnie do szpitala. A tam pytali: „Dlaczego pani tyle czasu nie jadła?”. Było mi strasznie głupio. Słyszałam, jak pielęgniarki szeptały między sobą: „Pewnie się odchudzała”. Nigdy się nie odchudzałam. Do dziś, kiedy widzę żebrzącego na ulicy, nie zastanawiam się i zawsze coś wysupłam. Jeśli życie zmusiło go, żeby wyciągnął rękę po jałmużnę, nie będę się zastanawiać, tylko wyjmę pięć złotych. Nie zbiednieję. Pamiętam głód. Na szczęście niedługo po tamtej historii dostałam pracę. Opiekowałam się dziećmi. Ale też w swoim życiu pracowałam w McDonaldzie, myłam szyby na stacji benzynowej. Aż poznałam Adama Konkola, gitarzystę i kompozytora. Zaczął pisać dla mnie piosenki. Zaśpiewałam „Kolędę dla ciebie” i to był strzał w dziesiątkę, spodobała się. Jesienią ubiegłego roku wydałam pierwszą płytę. Odkąd pamiętam, o tym właśnie marzyłam. Spójrz, na ramieniu wytatuowany mam tytuł „Nigdy nie mów zawsze”. Kiedyś, mam nadzieję, obok niego pojawią się kolejne.
– „Nigdy nie mów zawsze”. Znamienny tytuł. Z Adamem chciałaś stworzyć rodzinę. Macie syna. Rozstaliście się, ale wciąż pracujecie razem.
Paulla: Rozstaliśmy się. Zostałam z dzieckiem, ale nie mogę zaprzeczać – to między innymi Adam sprawił, że jestem dziś tu, gdzie jestem. Wciąż wiąże nas kontrakt na kolejne dwie płyty. Wierzę, że napisze na nie piękne piosenki.
– To chyba trudna współpraca?
Paulla: Trzeba umieć oddzielić życie prywatne od zawodowego. Trudne jest to, że ostatnio mimo woli zostałam gwiazdą brukowców i to mnie boli. Wszystko, co piszą, to spekulacje.
– Po co na stronie internetowej cytujesz osobiste SMS-y od swojego chłopaka?
Paulla: Bo rozpierało mnie szczęście. Pisałam do fanów o tym, że w końcu zaczęło mi się w życiu układać. Tak bardzo się cieszę, że ktoś, kogo darzę uczuciem, zaakceptował mojego syna, a mały jego. Bałam się, jak to będzie, kiedy zamieszkamy razem. Rafał, młodszy o dwa lata, dotąd żył jak kawaler. Nie wie, co znaczy dziecko. Przygotowywałam go, mówiłam: „Rafałku, teraz możemy wyjść z domu, kiedy tylko chcemy, ale tak nie będzie. Być może nie spędzę z tobą każdego wieczoru, nie znajdę czasu, by wyjść do kina. W nocy będę wstawała do małego, a rano zobaczysz mnie zmęczoną, z zapuchniętymi oczami”. Bo gdy synek był u moich rodziców, spaliśmy do dziesiątej, jechaliśmy gdzieś nad wodę, szliśmy na spacer, jakiś grill, spotkanie ze znajomymi, imprezę. Pamiętam, jak mnie rozczulił, kiedy zapytał: „A o której mały chodzi spać?”, a kiedy usłyszał, że przeważnie o ósmej wieczór, natychmiast stwierdził: „To wtedy będziemy mogli wyjść”. I miał bardzo zabawną minę, kiedy zrozumiał, że nie można zostawić dziecka samego. Już sama nie wiem, które z nas bało się bardziej tego momentu, w którym mój synek dołączy do nas. Były chwile, kiedy to Rafał uspokajał mnie, mówiąc: „Wiem, że wszystko ułoży się cudownie i wcale się nie boję”. Dziś świetnie się razem bawią. Adaś we wszystkim naśladuje Rafała, a ten rozpieszcza go, jak tylko może.
– A ojciec Adasia?
Paulla: Adam postanowił ułożyć sobie życie beze mnie. Nie pytał o zdanie. Pewnego dnia, w lutym tego roku, poprosił, żebym wyprowadziła się z jego domu w Rybniku. Minął marzec, kwiecień, maj. W opiece nad synkiem pomagała mi babcia. Adam przyszedł do nas w tym czasie dwa razy. Na obiad i raz wziął małego na spacer. Wrócili po 20 minutach. Czy słyszałaś ode mnie w mediach słowo skargi? Nie. Umówiliśmy się, że nie będziemy opowiadać o naszym rozstaniu, rozdmuchiwać sprawy. Pewnego dnia wyszłam po bułki do sklepu. Sprzedawczyni już z daleka machała do mnie gazetą. Ze zdjęciami z jego ślubu na okładce. Ta sama kobieta dwa dni wcześniej pytała mnie o Adama, a ja z uśmiechem mówiłam: „Wszystko w porządku, dziękuję”. Nie powiedział mi, co planuje. Nie uprzedził. Myślałam, że zrobi to z szacunku do matki swojego dziecka. Tamtego dnia śpiewałam swój pierwszy poważny koncert, pod Opolem.
– „Bądź szczęśliwy z nią…”, potrafiłaś zaśpiewać te słowa?
Paulla: Sama nie wiem, jak? Było mi strasznie ciężko. Ale czas leczy rany i dziś staję na scenie bez tamtych emocji. Wierzę, że po każdej burzy przychodzi spokój. Kiedy staję na scenie, śpiewam „Prosto w serce” dla wszystkich kobiet. Pamiętajcie, gdy jest wam źle, w końcu przecież przychodzi odmiana, wychodzi słońce. Wierzę w to. Ta piosenka opowiada prawdziwą historię mojego życia. A teraz układam je sobie od nowa. Czytam, że Adam tęskni za synkiem. Po naszym rozstaniu z własnego wyboru praktycznie nie miał z nim kontaktu. Mieszka daleko, dzieli nas 300 kilometrów, ale u mnie drzwi są dla niego zawsze otwarte. Niech przyjedzie, weźmie małego Adasia na spacer. Niech to dziecko się z nim oswoi, przyzwyczai. Powoli, z miłością, z cierpliwością, z dala od mediów. Proszę o to. Powiem też raz na zawsze – nigdy nie będę mu utrudniała kontaktów z dzieckiem. On jest, zawsze będzie jego ojcem. Kolorowe gazety piszą, że dostaję na dziecko Bóg wie jak wielkie pieniądze. Prawda jest zupełnie inna.
– Układasz od nowa karierę, związek. Los się szczęśliwie odwrócił?
Paulla: To moje szczęście miewa też czasem i gorzki smak. Chciałabym mieć dwoje dzieci. Wspólnie z Rafałem myślimy o rodzeństwie dla mojego synka. Adaś urodził się szybko. W zwyczajnym, państwowym szpitalu. Na izbę przyjęć dotarłam w ostatniej chwili. Położna krzyknęła spanikowana: „To już! Cud, że nie urodziła pani w drodze”. Przeraziłam się. Już na wózku pojechałam na salę. Było dokładnie wpół do dziesiątej. Mały urodził się o 9.50. Cudownie, gdyby nie to, że w ciąży zachorowałam na cukrzycę. Dziś raz jest lepiej, raz gorzej. Unikam słodyczy, fast foodów. Biorę leki. Martwi mnie choroba. Odstawiam leki i przez chwilę jest wszystko w porządku, a potem przychodzą koncerty, stres i znów spada mi cukier. Rafał niesamowicie o mnie dba.
– Nie bałaś się poddać tej miłości? Zraniona znów zaufać?
Paulla: Nie mogłam inaczej. Chcesz posłuchać o tej miłości? Oboje lubimy spacerować po lesie – jest blisko. Pewnego dnia Rafał wyciągnął mnie, mówiąc: „Niespodzianka, zamykaj oczy”. Musiałam iść za nim przez ten las, zupełnie nic nie widząc. Zatrzymaliśmy się pod wielkim dębem, moim ukochanym drzewem. Kiedy otworzyłam oczy, spojrzałam na wielkie czerwone serce namalowane na samym środku starego, mocnego pnia. „Kochanie, dzięki tej książce odnalazłem ciebie”, powiedział Rafał, dając mi książkę Paulo Coelho „Największy dar”. Zerwałam wtedy cztery liście i włożyłam je do środka. „Jak się w coś wierzy, można mieć wszystko, o czym tylko zamarzymy”, Rafał lubi powtarzać te słowa, wierzy w nie. Jadąc pod koniec czerwca do Sopotu na pierwszy w swoim życiu festiwal, TOPtrendy, wzięłam te liście ze sobą na szczęście. Tuż przed wyjściem na scenę oderwałam jeden, wsunęłam pod sukienkę. I wygrałam. To najpiękniejszy prezent od Rafała. Bo uwierzyłam w siebie.
– Wygrałaś, zdobyłaś nagrodę dziennikarzy. Na Sopot Hit Festiwal zaproszono Cię jako gwiazdę. Czujesz się nią?
Paulla: Pojechałam na luzie, bardzo się cieszyłam. Miałam chore gardło, nic mi nie przeszkadzało. Tak byłam naładowana pozytywnymi emocjami. Kiedy wyszłam na scenę, ludzie wstali. A potem zaczęli klaskać i śpiewać razem ze mną. Miałam motyle w brzuchu. Pierwszy raz w życiu zobaczyłam na transparencie wypisane „Paulla, kochamy cię”. Publiczność przyjęła i potraktowała mnie jak gwiazdę. Jestem im za to wdzięczna.
Rozmawiała: Monika Kotowska
Zdjęcia Piotr Porębski/ Metaluna
Stylizacja Jola Czaja
Asystentka stylisty Agnieszka Dębska
Makijaż Beata Milczarek/Metaluna
Fryzury Sylwia Kiliś/Metaluna
Produkcja sesji Ewa Kwiatkowska