Reklama

Rozwiodła się po 23 latach latach małżeństwa. Czy ma poczucie winy i czy szuka nowej miłości? Paulina Smaszcz-Kurzajewska o swoich sukcesach, porażkach i sposobach na zachowanie pogody ducha. Przyznaje otwarcie, że dwa ostatnie lata były dla niej niełatwe. Poważnie chorowała, umarł jej tata, straciła pracę, a na początku tego roku rozwiodła się z Maciejem Kurzajewskim. Zostawiła piękny dom, w którym mieszkali kiedyś razem, wzięła kredyt i przeprowadziła się z młodszym synem Julianem do nowo kupionego mieszkania. Jej starszy syn Franek kończy studia za granicą. Kobieta petarda na zakręcie? Samotna i nieszczęśliwa? A może pokonała już kryzys? Jak Paulina Smaszcz-Kurzajewska (47) radzi sobie po tylu trudnych doświadczeniach?

Reklama

Zobacz także: Paulina Smaszcz-Kurzajewska po raz pierwszy tak szczerze o rozstaniu z mężem. "Nie ja odchodziłam..."

Powiedziałaś mi, że nie czujesz się samotna. Jednak twoja sytuacja rodzinna jest teraz szczególna.

Nie czuję się samotna, ponieważ zachowaliśmy dobre relacje w rodzinie. Ze starszym synem Frankiem rozmawiam przez komunikatory internetowe, z młodszym Julkiem odrabiam lekcje, wspólnie czytamy książki, czasem spotykamy się nawet z Maćkiem na obiedzie. Myślę, że udało nam się wychować wspaniałych synów. Poza tym nie wydaje mi się, że moja sytuacja jest szczególna. Podczas szkoleń, które prowadzę, spotykam kobiety po rozwodzie i jestem przekonana, że takich rodzin jest dziś wiele.

Masz poczucie winy wobec synów?

Nie! Powiedziałam im: „Jestem matką kumplem i wychowuję was nie dla siebie, ale dla świata, dla innych ludzi”. Cudownie jest się przekonywać, że nauka okazywania kobietom szacunku nie idzie w las.

Ale ja cię pytam o decyzję o rozwodzie. Czy nie obawiasz się, że ona w jakiś sposób zaważy na przyszłości synów?

Nie myślę w ten sposób i nie mam wyrzutów sumienia. Przecież nadal jesteśmy rodziną, a moi synowie mają większą szansę na odczuwanie szczęścia, kiedy widzą, że ich rodzice są zadowoleni, spełnieni, spokojni. Poza tym chcę, by pamiętali, że mają jedno życie.

Jak udało ci rozwieść po jednej rozprawie i utrzymać dobre relacje z byłym mężem?

Jest jedna odpowiedź: szacunek! Mam do Macieja ogromny szacunek – przez 23 lata byliśmy małżeństwem, a w związku przez 25 lat. Nie zapominam o czasie, kiedy byliśmy bardzo szczęśliwi, i o tym, że Maciek jest ojcem moich dzieci. One go kochają. Nie widzę więc najmniejszego powodu, by ze sobą walczyć czy się nienawidzić. Po co?

Mogłabyś dziś jednak być sfrustrowaną kobietą po tym, co przeszłaś. Jak udało ci się zachować pogodę ducha?

Po prostu skoncentrowałam się na rzeczach, które ode mnie zależą. Ostatnio sporo pracuję, kończę pisać doktorat, mam firmę szkoleniową, agencję PR, fundację. Pracuję z kobietami i naukowo. Nie powiem, że jest tylko różowo, to jednak niewątpliwie czas mojego rozwoju. Czyli czas smutku w twoim życiu już minął? Jacek Walkiewicz, który jest wybitnym psychologiem, powiedział mi kiedyś: „Paulina, jak się potkniesz, to się przewrócisz. A jak się przewrócisz, to trochę poleżysz”. Zadałam mu wtedy pytanie: „No tak, a jeśli nie będę miała siły wstać?”. On mi na to: „Spokojnie, poleżysz, odpoczniesz i znów wstaniesz”. Dałam sobie więc czas na przemyślenia i przeżycie smutku. Złapałam dystans i myślę, że jednak straty muszą być wpisane w nasze życie. A żeby odnieść sukces, trzeba popełnić błędy, wziąć za nie odpowiedzialność i iść dalej. Przeciwieństwem sukcesu nie jest porażka. Porażka to tylko drabina do sukcesu! Przeciwieństwem sukcesu natomiast jest nicnierobienie.

Przyjaciele pomogli ci przetrwać ten trudny czas?

Ostatnie dwa lata nauczyły mnie, by nie mieć dużych oczekiwań wobec ludzi, bo wtedy się nie rozczarujesz, nie będą cię bolały serce i dusza. W sytuacjach kryzysowych zwykle okazuje się, że część osób, które uważałaś za bliskie, przestaje dzwonić. Natomiast ci, którzy jakoś obok ciebie „przemykali”, nagle stają za tobą murem. I to jest cudowna weryfikacja przyjaźni. Dlatego dziś mam niewielu przyjaciół, za to ich hołubię.

W jaki sposób to robisz?

Dzwonię, pytam, upiekę, ugotuję. Zawsze mam dla nich czas, niezależnie od tego, o której godzinie mnie potrzebują. Kiedyś – przyznaję – byłam mniej uważna i mówiłam: „O rany! Może spotkamy się za dwa tygodnie!”. A teraz nawet o drugiej w nocy, nawet w piżamie – dla nich zawsze jestem. Zdałam sobie też sprawę, że kiedyś bardziej przejmowałam się drobiazgami. Ale dziś już wiem, że nie jestem zupą pomidorową i że nie każdy musi mnie lubić. To podejście do siebie i innych jest chyba przywilejem kobiet dojrzałych.

East News

Jak się czujesz ze swoim wiekiem?

Mam 47 lat i nie mogę w to uwierzyć (śmiech). Kiedy patrzę w lustro, nie widzę zmarszczek, raczej kobietę, która dała z siebie wszystko i nie ma się czego wstydzić.

Denerwujesz się, gdy ktoś mówi ci teraz: „Jesteś młoda, jeszcze sobie kogoś znajdziesz”?

(śmiech) Tak, bo czy bycie w związku jest jedynym wymiarem szczęścia dla kobiety? Wiele rozwiedzionych kobiet mówi mi, że na nowo uczy się odkrywać swoje pasje, znajduje nową pracę. To może być niezwykle ciekawy etap.

Praca pomogła ci przetrwać?

Przede wszystkim rozmowy z kobietami. Prowadzę indywidualny mentoring i przekonałam się, że niezależnie od statusu społecznego kobiety wszędzie mają podobne problemy. Bardzo mnie też cieszy, że żaden z ekspertów zaproszonych do mojej Akademii Public Relations, w której uczymy komunikacji, promocji, sprzedaży, kultury słowa i tolerancji dla inności, nie odmówił mi uczestnictwa w tym projekcie. Wspaniale mieć blisko siebie Jacka Santorskiego, Ewę Woydyłło, Katarzynę Miller, panią prezydentową Jolantę Kwaśniewską, Łukasza Jemioła.

Zobacz także: Paulina Smaszcz-Kurzajewska wyprzedaje swoją szafę po rozstaniu. Wiemy, co zrobi z pieniędzmi

Teraz wszyscy przeżywamy szczególny czas. Cały świat walczy z pandemią koronawirusa. Jak zareagowałaś jako pracodawca?

Pomyślałam sobie, że owszem, nie mogę spać po nocach i boję się jak cholera, czy przetrwamy. Ale przekuwam ten swój lęk w... ciekawość. Ciekawe, jak się zmieni rynek pracy? Jak ja zmienię myślenie o swojej firmie? Czego teraz potrzebuje ode mnie klient? I natychmiast zaczęłam działać. Nie czekałam, nie obserwowałam innych. Przerzuciłam całą moją działalność do internetu. Dzisiaj wszystkie szkolenia, i dla firm, i dla osób prywatnych, prowadzimy online.

Czego najbardziej ci brakuje podczas kwarantanny?

Wiesz, ja lubię być w moim mieszkanku. Czytam książki, nadrabiam zaległości. Lubię być ze swoimi myślami. Może brakuje mi tylko tego, by iść do ulubionej kafejki, zamówić kawę i popatrzeć sobie na ludzi. Myślę, że dziś mamy czas wielkiego testu – powrotu do prostych wartości, z których najważniejsza jest rodzina.

Wyobraźmy sobie, że pandemia jest już daleko za nami. O czym marzysz?

Życie odarło mnie z marzeń. Teraz zwyczajnie i przyziemnie chcę rozwijać swoje firmy, spłacić kredyt i nie być obciążeniem dla moich dzieci w przyszłości. Zobacz, jak niewiele człowiekowi trzeba.

Rozmawiała Iwona Zgliczyńska.

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama