Reklama

Ostatnie miesiące były dla niego bardzo trudne, ale Antoni Królikowski poczuł, że musi ruszyć dalej. Nam aktor opowiada, skąd czerpał siłę po śmierci taty, co jest mu winien i czego nie zdążył zrobić.

Reklama

Pod koniec lutego oczy wszystkich zwróciły się na jego rodzinę. Śmierć Pawła Królikowskiego poruszyła wiele osób. Te z branży filmowej straciły kolegę, widzowie – aktora, on – tatę. Antoniemu Królikowskiemu (31) nie było łatwo, ale wymyślił, co zrobić, aby uczcić pamięć ojca. Pracują nad tym całą rodziną. Do tego dochodzą obowiązki – Antoni jest przecież wziętym aktorem, a lada chwila do kin wejdą dwa filmy, w których zagrał. Stoją też przed nim inne wyzwania, nie tylko zawodowe.

Zobacz także: Antek Królikowski rozstał się z partnerką! Kasia Dąbrowska opublikowała w sieci szczery wpis!

Za nami trzymiesięczna izolacja. Dla ciebie był to jednak czas szczególny z dwóch powodów. Jak go wspominasz?

Dużo się wtedy nałożyło. Odszedł mój tata, a chwilę potem cały świat znalazł się nagle w jakiejś dziwnej, nowej dla wszystkich rzeczywistości. W dodatku jeszcze kończyłem pracę nad filmem. Musieliśmy zdecydować, czy nagrywamy dalej, czy czekamy. W końcu uznaliśmy, że dopóki możemy zachować bezpieczeństwo w czasie kręcenia i robić to zgodnie z prawem, to powinniśmy pracować. Zdjęcia skończyliśmy na parę dni przed wprowadzeniem nakazu noszenia maseczek. Kilka wcześniejszych miesięcy było dla mnie wyjątkowo intensywnych, więc kiedy zamknąłem wszystkie zaległe sprawy i projekty, mogłem w spokoju poświęcić czas rodzinie. Moje główne wspomnienia z pandemii to odpoczynek, regeneracja i bliscy. Izolacja wśród najbliższych. Doceniam ten czas, myślę, że był nam wszystkim potrzebny. Nigdy wcześniej nasze pokolenie nie doświadczyło podobnego zjawiska, które wszystkich by tak wystraszyło, a jednocześnie połączyło.

Połączyło, choć nie mogliśmy się spotykać.

Z wiadomych przyczyn ludzie zaczęli się od siebie oddalać fizycznie, ale równocześnie znaleźliśmy przeróżne sposoby na zachowanie kontaktu. Na pewno pomógł w tym internet. Nagle okazało się, że można zdalnie utrzymywać znajomości, wspierać się, a nawet czytać bajki dzieciakom. Choćby na tym z pozoru pustym Instagramie widać było, jak wiele osób poświęca swój czas innym.

Czy izolacja pomogła twojej rodzinie w przeżywaniu żałoby? Dzięki niej nikt was nie obserwował. Mogliście w spokoju zaszyć się w domu.

Faktycznie nikt nam nie przeszkadzał i nasza żałoba została w pełni uszanowana. Ale nie miałem poczucia, że mieliśmy lżej. W tym smutnym czasie staraliśmy się znajdować w sobie pokłady uśmiechu, przeżywać żałobę w godny sposób. Nie chcieliśmy się wzajemnie dołować, raczej inspirować, pomagać uśmiechem niż smutkiem. Choć oczywiście na smutek też był czas, jego również trzeba było przeżyć. Szybko zrozumiałem, że w sytuacji, kiedy ma się tak dużą rodzinę, trzeba działać. Ja, jako ten najstarszy, nie miałem innego wyjścia.

Poczułeś, że musisz przejąć sprawy po tacie?

Tak, ale jest jeszcze za wcześnie, żeby o tym mówić. Znalazłem się w nowych okolicznościach, w których nigdy wcześniej nie byłem, bo nie musiałem być. Nagle okazało się, że muszę stanąć na wysokości zadania. Zostało dużo tematów i spraw, którymi trzeba się zająć.

Masz na myśli na przykład festiwal kultury polskiej i czeskiej, którego pomysłodawcą był właśnie twój tata?

Tata od czterech lat organizował w Kudowie-Zdroju Festiwal Kultury i Piosenki Polskiej i Czeskiej CZPL. Bardzo chciałem, aby w tym roku również się odbył – i się odbędzie. To zawsze był taki fajny czas na tej polsko-czeskiej granicy w Kudowie-Zdroju i pobliskim, przygranicznym Náchodzie. Miasta pięknie ze sobą współgrały, panowała świetna atmosfera, były organizowane fajne spotkania. Festiwal zawsze kończył się wielkim koncertem organizowanym przez ojca, na którym występowali wspaniali artyści polscy i czescy, między innymi Jaromír Nohavica, Helena Vondráčková, Andrzej Sikorowski, Paweł Domagała i wielu innych. Prowadzącym zawsze był Artur Andrus.

Przyjeżdżałeś na poprzednie edycje festiwalu?

Bywałem w Kudowie-Zdroju zawsze, gdy tata organizował festiwal. Teraz zrozumiałem, że muszę zrobić wszystko, żeby ten festiwal się odbył. Znalazłem nawet sposób na to, jak go zorganizować, żeby każdy był bezpieczny: kino samochodowe. Chcę pokazać kilka filmów, w których tata występował. Nakręcimy również materiał audiowizualny, który tam wyświetlimy. Odbędzie się koncert poświęcony tacie, ale nadal zostaniemy w tematyce polsko-czeskiej. Coraz więcej artystów potwierdza swoją obecność, więc szykuje się coś naprawdę wyjątkowego. Przez to mamy też bardzo dużo pracy, angażujemy się całą rodziną, żeby wszystko się udało i żebyśmy mogli się spotkać w ostatni weekend lipca w Kudowie-Zdroju na Festiwalu CZPL im. Pawła Królikowskiego.

Zajmują cię teraz głównie przygotowania do festiwalu?

Szykuje mi się parę nowych projektów, ale jeszcze nie chcę o nich mówić. Czekają mnie też w tym roku premiery dwóch filmów, w których gram, choć nie wiadomo jeszcze, gdzie zostaną one wyświetlone (śmiech). Pierwszy, „Banksterzy” Marcina Ziębińskiego, opowiada o ludziach, którzy zostali wrobieni w kredyt frankowy. Drugi to „Pętla” Patryka Vegi.

Vega w „Pętli” jak zwykle porusza kontrowersyjne tematy, ale tym razem także niebezpieczne: mafia, służby specjalne, sekstaśmy, ważni politycy. Komuś może się to nie spodobać…

W tym filmie wszyscy gramy prawdziwe postaci. Mało tego, wcielamy się w osoby, które wyraziły zgodę na ten film i są w kontakcie z Patrykiem. Historia, którą opowiada on w filmie, jest niesamowita i choć trudno chwilami w to uwierzyć, wydarzyła się naprawdę. Ale nie zapominajmy o tym, że to tylko film. Podobnie jak „Polityka” czy „Bad Boy”, w których również zagrałem. Choć wiele osób doszukuje się w nich analogii do prawdziwych osób czy sytuacji, to wciąż jest tylko kino, fikcja – oparta oczywiście na prawdziwych zdarzeniach, ale fikcja. Nikogo nie zamierzamy krzywdzić ani piętnować. Patryk robi kino rozrywkowe i przy okazji promocji każdego swojego filmu zawsze to podkreśla. Mimo to wciąż spotyka się z jakimś niezrozumieniem, dzięki czemu o jego filmach zawsze dużo się mówi. To akurat moim zdaniem dobrze, bo uważam, że aktor, jeśli ma taką okazję, powinien występować w głośnych produkcjach. Dlatego też lubię robić filmy z Patrykiem.

Twój bohater w „Pętli” nie jest aniołem. Łatwo wchodzisz w takie role?

Mam już na to sposób, ale wciąż dużo mnie to kosztuje. Postaci grane przeze mnie w filmach Patryka to tak bardzo źli ludzie, że niestety w pewnym momencie proces wchodzenia w rolę staje się niezwykle męczący. Gdy gra się kogoś tak bardzo zdegenerowanego, nie spływa to tak od razu po człowieku. Kiedy szykuję się do wyjątkowo brutalnych scen, patrzę sobie prosto w oczy w lustrze, uderzam się z lewej i z prawej strony i mówię sobie: „Hej, stary, to tylko film, możemy sobie pozwolić na wszystko”. Najważniejsze jest to, aby za chwilę znowu walnąć się w twarz i powiedzieć: „Dobra, już wracamy z powrotem”.

Wiem, że kiedyś studiowałeś reżyserię. Bliżej ci do grania czy reżyserowania?

Na Festiwalu CZPL zamierzam pokazać 30-minutowy film, który sam nakręciłem. Rolę ojca głównego bohatera zagrał mój tata. To mi też przypomniało, że minęło już 10 lat od mojego ostatniego filmu „Noc życia” i chyba najwyższy czas, abym może wrócił do przygody z reżyserią. Mam poczucie, że i tacie, i sobie jestem to trochę winien. Miałem pewne plany, aby zrobić coś razem z moim tatą, niestety nie zdążyłem.

Na Instagramie pokazałeś niedawno wzruszające zdjęcie z małym fiatem twojego taty, odkrytym w garażu w waszym domu w Kudowie-Zdroju. Tata często was tak zaskakiwał?

Faktycznie tata wykonał parę takich numerów. Pasjonował się motoryzacją, miał słabość do maluchów. Kiedy przyjechałem do domu w Kudowie-Zdroju, odkryłem tego fiata, ale na tym nie koniec! Jeszcze jeden trzymany jest w garażu w naszym domu w Zalesiu, a inny stoi podobno u jakiegoś mechanika. Muszę się nimi zająć, załatwić ubezpieczenie, zadbać o wszystkie potrzebne dokumenty. Wiem, że tych maluchów na pewno nigdy nie sprzedam. Masz podobne pasje? Lubię uprawiać różne sporty, gram w piłkę nożną, tenisa, mam bardzo dużo takich swoich „wkrętów”. Ale moją największą pasją jest to, co robię zawodowo. Granie w filmach i wszystko, co się z tym wiąże, daje mi najwięcej możliwości rozwoju. To jest zdecydowanie mój główny konik (śmiech).

Choć dla twojej rodziny ostatnie miesiące były bardzo trudne, trzymacie się razem, wspieracie i staracie optymistycznie patrzeć na świat. To zasługa twojej mamy?

Na pewno za każdym sukcesem naszej rodziny stoi mama. Ale w takim samym stopniu stał za nimi tata, dopóki z nami był. Tak jak ostatnio w wywiadzie mówiła moja mama, my wciąż czujemy, że jego duch jest wśród nas, i staramy się żyć tak, jakby tata tu był, jakby śledził nasze poczynania. Chcielibyśmy, żeby był zadowolony z tego, co robimy, i z tego, jak żyjemy. Dlatego trzymamy się razem, wspólnie chcemy pracować nad festiwalem i robić jeszcze inne rzeczy, jeśli tylko będzie taka możliwość. Pozytywna energia, o której mówisz, na pewno w dużej mierze jest zasługą rodziców. Ale mam też dwie wspaniałe, za chwilę dorosłe już siostry, dwóch braci, fajne ciotki, fajnych wujków, dziadków. Mamy potężną rodzinę, która trzyma się razem. Odejście taty pokazało, że jak trzeba, to wszyscy potrafią stanąć na wysokości zadania. Cieszę się, że to się nie rozpadło, bo w rodzinach i tak bywa. Staramy się pielęgnować nasze relacje. I zobaczymy, co będzie dalej. Jestem naprawdę dumny z mojej rodziny.

Rozmawiała Maria Dąbrowska

Zobacz także: Antoni Królikowski wspomina Pawła Królikowskiego. Pokazał archiwalne nagranie: "Dziękuję, tato!"

W tym roku Antoniego zobaczymy w dwóch nowych filmach, m.in. w „Pętli” Patryka Vegi.

East News
Reklama

Antoni kontynuuje dzieło taty

Reklama
Reklama
Reklama