Podobieństwo do biblijnego Hioba nasuwa się samo – Joe Biden, okrutnie doświadczony przez los, nigdy nie stracił wiary w Boga, rodzinę i w siebie samego. A historia jego drogi Joego Bidena do Białego Domu brzmi jak biblijna przypowieść, choć z amerykańskim happy endem. Już 20 stycznia Biden zostanie zaprzysiężony na 46. prezydenta Stanów Zjednoczonych.

Reklama

Jego świat runął wiele razy, ale dziś Joe Biden (77 l.) jest na szczycie. Mimo piekielnie trudnej kampanii i tego, co nastąpiło po niej, pokonał w wyborach na prezydenta USA Donalda Trumpa. To, czego dokonał, wielu wydawało się niemożliwe. Nie tylko z uwagi na Trumpa, po którym - jak potwierdziły ostatnie dni - można spodziewać się wszystkiego. Biden wygrał wybory w dramatycznym momencie – kraj jest rozdarty niemal na pół, do tego walczy z pandemią, która w USA pochłonęła już niemal 400 tysięcy osób.

Najtrudniejsze było nie tyle przekonanie Amerykanów, że Stany potrzebują zmian, ale udowodnienie, że to on, Joe Biden, potrafi ich dokonać. Jego życie jest najlepszym dowodem, że jest w stanie to zrobić. Kiedy Biden mówi, że rozumie pokrzywdzonych przez los Amerykanów, ma naprawdę mocne argumenty. Bo niewiele osób los doświadczył tak dotkliwie jak jego.

Jąkającego się Bidena nazywali w szkole „Bye-Bye” Joe

Joe od dziecka wiedział, co znaczy określenie „trudy życia”. Dorastał w Scranton w Pensylwanii, z braćmi Francisem i Jamesem oraz siostrą Valerie. Jego ojciec Joseph senior długo próbował wyjść na prostą po kilku nietrafionych biznesach, niestety bez skutku. W końcu zabrał żonę Catherine i dzieci do Wilmington w stanie Delaware, gdzie dostał pracę jako sprzedawca samochodów. Rodzina musiała się pomieścić w niewielkim domu, Joe i jego dwa bracia dzielili pokój z wujkiem Edwardem, którego nazywali „Boo-Boo”, bo się jąkał.

Problem z mową był też koszmarem Joego. W szkole chłopak stał się obiektem drwin, a koledzy nazywali go „Bye-Bye”, parodiując sposób, w jaki się przedstawiał. On jednak walczył. By w klasie nie czytać na głos akapitów podręcznika jąkając się, uczył się ich wcześniej na pamięć. Z kamieniami w ustach ćwiczył wymowę, recytując wiersze przed lustrem. I udało się! Jeszcze w szkole zdobył swoją pierwszą „prezydenturę” – został przewodniczącym (ang. president) klasowego samorządu.

Zobacz także

„Pamiętam mojego dziadka, naszego dziadka, który zawsze powtarzał, kiedy wychodziłem z domu: »Joe, nie trać wiary«. I naszą babcię, która krzyczała: »Nie, Joe, głoś ją!«”, wspominał Biden w pierwszym przemówieniu po ogłoszeniu, jeszcze nieoficjalnych, wyników wyborów prezydenckich.

I tak robił. W szkole, na studiach, w końcu stawiając pierwsze kroki na amerykańskiej scenie politycznej. I choć nie było go stać nawet na zapłacenie rachunku na randce ze swoją przyszłą żoną Neilią, gdy jej matka zapytała, co zamierza robić w życiu, bez wahania odpowiedział: „Zamierzam zostać prezydentem Stanów Zjednoczonych, proszę pani”.

Tak wyglądał w wieku 26 lat:

Joe Biden stracił żonę i córkę

13 grudnia 1972 roku to dla niego szczególny dzień. Joe pozuje do pierwszego oficjalnego portretu jako nowo wybrany senator Partii Demokratycznej z Delaware. W obiektyw aparatu patrzy pewny siebie, szczęśliwy i może lekko oszołomiony sukcesem młody człowiek. Ale nic dziwnego, w końcu w wieku ledwie 30 lat wszedł na wyżyny amerykańskiej polityki. Został jednym z najmłodszych senatorów w historii USA. Uśmiechnięty, w jednym z najszczęśliwszych momentów swojego życia, nie może się spodziewać, że za pięć dni jego świat runie po raz pierwszy.

Jego żona, Neilia Hunter, podobnie jak on, niedawno skończyła trzydziestkę. Sześć lat po ślubie państwo Bidenowie mają już troje dzieci: najstarszego, 3-letniego Josepha Robinette’a zwanego Beau, młodszego, 2-letniego Roberta Huntera i ukochaną córeczkę tatusia – roczną Naomi Christinę, nazywaną pieszczotliwie Amy.

East News

Podczas gdy mąż szykował się do przyjęcia ważnego urzędu, Neilia postanowiła zabrać dzieciaki po bożonarodzeniową choinkę. W końcu do świąt został niecały tydzień. Właśnie wyjeżdżała z wiejskiej Valley Road na stanową siódemkę. Policja ustali potem, że odwrócona, być może do dzieci, nie zauważa nadjeżdżającej ciężarówki, która z impetem uderza w prowadzone przez nią auto. Neilia i Amy umierają niedługo po przewiezieniu do szpitala. Beau i Hunter w ciężkim stanie walczą o życie.

Joe Biden myślał o samobójstwie

„Zastanawiałem się, jak by to było wejść na most Delaware Memorial i po prostu skoczyć, zakończyć to wszystko. Nigdy w życiu nie piłem, ale wtedy pamiętam, że wyjąłem 0,7, myślę, że to był gin, i położyłem butelkę na kuchennym stole. Ale nie mogłem nawet zmusić się do picia”, mówił później w reportażu CNN.

To, co go uratowało, to chłopcy ciągle walczący o życie w szpitalu. Postanowił poświęcić im każdą chwilę. Nawet przysięgę senacką składał, stojąc między szpitalnymi łóżkami swoich synów.

East News

Codziennie zaraz po pracy wsiadał w pociąg z Waszyngtonu, by móc się z nimi zobaczyć.

„Po śmierci w wypadku żony i córeczki byłem samotnym rodzicem i młodym senatorem. Dojeżdżałem ponad 220 mil (czyli ponad 350 km – przyp. red.) dziennie amtrakiem między Wilmington w Delaware a Waszyngtonem, by być z moimi chłopcami i móc utulić ich do snu co wieczór. Miałem szczęście, że była ze mną siostra, Valerie, która nam pomagała”, wspominał potem na Instagramie.

Jak Biden poznał drugą żonę, czyli randka w ciemno

Los uśmiechnął się do niego dwa lata później, gdy dzięki zorganizowanej przez brata randce w ciemno poznał piękną nauczycielkę Jill Tracy Jacobs. Znajomość szybko rozkwitła, a ponieważ obaj synowie Bidena namawiali ich do małżeństwa, po dwóch latach powiedzieli sobie „tak” w historycznym katolickim kościele w Greenville.

East News

W 1981 roku przyszła na świat córka Jill i Joego, Ashley, i od tej pory życie mogłoby być sielanką. Niestety, znów nie wyszło...

Kolejny cios przyszedł ze strony młodszego syna, Huntera. Chłopak już jako nastolatek zaczął mieć problemy z alkoholem. Potem doszły narkotyki. Walka z uzależnieniem trwała długie lata. Zresztą odbiła się czkawką nawet w kampanii prezydenckiej. Trump wyciągnął problem Huntera podczas debaty, mówiąc, że młodszy syn Bidena został wyrzucony z wojska za branie kokainy.

„Mój syn, jak wiele osób, jak wiele osób, które znacie, miał problem z narkotykami. Ale ma to za sobą, naprawił to. Pracował nad tym. Jestem z niego dumny”, oświadczył wtedy Biden.

Joe Biden, gorliwy katolik

Przetrwać życiowe zakręty pomaga mu wiara. Biden, katolik z domu i z przekonania, lubi odwoływać się do Boga, Biblii i papieża. W każdą niedzielę uczestniczy we mszy, a w kieszeni zawsze ma różaniec i używa go w trudnych momentach. Cały świat obiegło zdjęcie zrobione 1 maja 2011 roku o godz. 16.05 w Białym Domu. Widzimy na nim prezydenta Baracka Obamę i jego najbliższych współpracowników z uwagą wpatrujących się w monitor, na którym trwa transmisja ostatniej fazy polowania na Osamę bin Ladena. Finał operacji obserwuje także wiceprezydent Joe Biden. Dłonie na zdjęciu ma schowane za monitorem, jednak wiadomo z przekazów, że w tym momencie obraca w palcach paciorki różańca.

Z Obamą, dzięki któremu trafił do Białego Domu jako wiceprezydent, łączy go specyficzna więź. Świetnie oddaje ją anegdota jeszcze sprzed nominacji Obamy na kandydata na prezydenta. Jak pisze portal Politico, Joe słynął z długich i dość chaotycznych przemówień. Słuchając jednego z nich, ówczesny senator Obama podobno napisał na kartce do swojego doradcy: „Zastrzelcie mnie. Teraz”.

Dziś Biden nazywa Baracka Obamę najlepszym przyjacielem. I choć ich przyjaźń bywała szorstka – np. kiedy ustępujący Obama wyznaczył na swojego następcę Hillary Clinton, a nie Joego – to w niedawnych wyborach były prezydent wspierał Bidena jak tylko mógł.

Śmierć Beau, syna Joe Bidena

Pięć lat temu świat Joego znowu się zawalił. Biden kończył drugą kadencję na stanowisku wiceprezydenta USA, a jego najstarszy syn umierał na nowotwór mózgu. Załamany Joe miał dość, również polityki. Usiadł przy odchodzącym Beau, a on, na łożu śmierci, poprosił ojca, by wystartował w wyborach. Dzisiaj Joe Biden spełnia marzenie nie tylko swoje, nie tylko milionów Amerykanów, którzy widzą w nim nadzieję na lepsze jutro. Spełnia marzenie Beau, którego sam nazywał lepszą wersją siebie. Joem Bidenem 2.0, który miał „wszystko, co najlepsze z niego, ale pozbawiony był jego usterek i wad”.

Starszy syn Beau był, jak mówi Biden, lepszą wersją jego samego. W 2015 roku zmarł na raka mózgu.

East News
Reklama

Biden poznał Jill w 1974 roku. To synowie przekonali go, że powinien się z nią ożenić. W 1981 roku na świat przyszła ich córka Ashley.

East News
Reklama
Reklama
Reklama