Nieznana twarz Agnieszki Włodarczyk
Zachwyciła widzów programu „Jak oni śpiewają”. Ale karierę rozpoczęła dużo wcześniej. W teatrze występowała, mając 14 lat. Rok później zagrała w „Sarze” u boku Bogusława Lindy. Zupełnie bezbronna zderzyła się ze światem show-biznesu. Vivie! opowiedziała, jak uczyła się jego twardych reguł. I pokazała swoją nieznaną twarz.
– Masz w sobie determinację?
Bo wzięłam udział w programie „Jak oni śpiewają”? Chyba mam. To moje ciche marzenie, żeby nagrać płytę. Pomyślałam, że skoro jestem leniem i sama się tym nie zajmę, to może los sprawi, że moje marzenie się spełni.
– Śpiewałaś od dziecka?
Tak. I pomyślałam, że powinnam się w tym śpiewaniu podszkolić, gdyż może się tak zdarzyć, że będę śpiewać zawodowo.
– Zdobyłaś mnóstwo nowych wielbicieli, tym razem Twojego głosu. Wystarczy poczytać wpisy internetowe.
Ja ich nie czytam, bo nawet nie umiem włączyć komputera. Nie mam swojego adresu mailowego i w ogóle komputer dla mnie może nie istnieć.
– Żyć w XXI wieku bez komputera? Jak to możliwe?
Możliwe, skoro żyję. Po prostu nie chcę kolejnej pułapki, uzależnienia. Ja się boję tych wszystkich telefonów komórkowych i tak dalej. Można dostać świra, gdy ciągle dzwoni.
– Dlatego często nie odbierasz? Sama się o tym przekonałam.
Ale zawsze oddzwaniam. Szanuję ludzi. Nie mam kaprysów gwiazdy.
– A jesteś już gwiazdą?
Przeciwnie, do gwiazdy mi daleko.
– Podobnie mówiłaś kilka lat temu w wywiadzie dla VIVY! Tu się więc nic nie zmieniło.
Za to w moim życiu zmieniło się wiele. Partner życiowy na przykład.
– Wtedy byłaś w niedobrym związku. Chciałaś się z niego wyzwolić.
I wyzwoliłam się. Teraz mam już wszystko poukładane. Jestem spokojniejsza. Już wiem, czego chcę.
– A czego nie chcesz?
Wiecznego balu.
– Nie tańczysz już na stole?
Nie tańczę. Uspokoiłam się, stałam domatorką. Ta zmiana jest bardzo ważna. Łączy się z mężczyzną, z którym jestem od czterech lat. Ale boję się opowiadać o nim, żeby nie zapeszyć. I nie chcę być postrzegana tylko przez pryzmat męsko-damski. W każdym razie skończyłam z ostrym imprezowaniem.
– Jesteś monogamistką, jak Twoja babcia, która była z mężem aż do jego śmierci?
Jestem. Mam nadzieję, że mój związek też taki będzie.
– Stajesz się kobietą? Może już się stałaś?
Chyba idę w tym kierunku. Czasami myślę, że jestem za poważna na moje 26 lat. Że większość spraw mam już pozałatwianych, że wiem, z kim chcę żyć, gdzie mieszkać. Dobrze mi w tym życiu i w tym związku. Brukowce usiłowały nas skłócić, ale my się nie daliśmy. Mam plany i trzymam się ich konsekwentnie. Chciałabym mieszkać w pięknej dzielnicy, daleko od zgiełku, korków, spojrzeń, tego wszystkiego, co mi psuje humor każdego dnia. A ostatnio marzę, by kupić siedlisko na wsi. Na Mazurach widziałam wiele obór przerobionych na domy, z oknami i kominkami. Chciałabym w takie miejsce uciekać na weekendy.
– Jesteś zmęczona?
Strasznie. Dużo pracuję – ten program i „Plebania”. Muszę jeszcze przygotować dwie lub trzy piosenki, spotkać ze stylistką, wziąć lekcje emisji głosu, znaleźć czas na choreografię. Wszystko na zasadzie: a nuż się uda. Do tej pory się udawało, choć raz pomyliłam tekst. Na szczęście był po angielsku, więc mało kto zauważył. Ja w angielskim jestem cienka, przydałby mi się jakiś obóz językowy.
– Jest taka stara anegdota o Żydzie, który skarżył się rabinowi, że ma za ciasny dom. Rabin poradził mu, żeby sprawił sobie kozę, a potem się jej pozbył. Ty też może weź sobie jeszcze jakiś obowiązek na głowę i pozbądź się go. Zobaczysz, jaką odczujesz ulgę.
Ale ja się dobrze czuję, będąc tak zajęta. Już miałam półtoraroczną przerwę. Nie wiedziałam, co robić z czasem. To nie było łatwe.
– Zniknęłaś wtedy nagle.
Nie chciałam, żeby o mnie pisano. Unikałam chodzenia na tak zwane salony, żeby nie stać się niepracującą gwiazdą plotkarskich pism. Teraz też nie bywam. Po co mam spędzać dzień na stylizowaniu siebie i wydawać kupę szmalu na ciuchy? Bo wszyscy na ciebie patrzą? Zresztą niespecjalnie inwestuję w ubrania. Wydaje mi się to puste.
– Są jednak kobiety, dla których wygląd jest najważniejszy?
Może nie mają nic innego do roboty? A może mają mężów, którzy je utrzymują? A może po prostu to lubią. Ja jestem samowystarczalna.
– I dobrze Ci z tym?
Bardzo, zawsze do tego dążyłam.
– Pierwsze pieniądze zarobiłaś w teatrze Buffo, mając 14 lat.
Coś koło tego. Teraz patrzę na to z niedowierzaniem. Mam brata, który jest ode mnie o 10 lat młodszy. Postrzegam go jak dziecko, mimo że jest ode mnie o dwie głowy wyższy. Mówię mu: „Robert, ja w twoim wieku już grałam w »13. posterunku«, miałam za sobą »Sarę«, teatr”. On na to: „Ale ty ględzisz”. Ale to prawda – mając 16 lat, więcej zdobyłam doświadczeń, wiecej wiedziałam o życiu.
– Realizowałaś ambicje mamy?
Chodziło jej raczej o to, żebym się uniezależniła finansowo, żebym nie liczyła, jak inne kobiety, wyłącznie na swoich mężów czy kochanków.
– 14-letnie dziecko ma prawo jednak być niesamodzielne.
Ale to dziecko chciało zarabiać, być dorosłe. Opłaciło się.
– Dzisiaj zrobiłabyś tak samo?
Postąpiłabym tak samo, choć może nie we wszystkim. Niechętnie rozmawiam o „Sarze” i rozbieraniu się na ekranie. To było niepotrzebne, za bardzo to przeżywałam.
Z drugiej strony, gdybym nie zagrała w „Sarze”, moja kariera nie potoczyłaby się tak szybko.
– Miałaś pretensje do reżysera?
Nawet nie, bo on miał taką wizję, to był jego film. Pretensje mogę mieć tylko do dziennikarzy, którzy potem molestowali mnie o Sarę i nagość. Wtedy zdałam sobie sprawę, że rozebrałam się nie wobec trzech osób na planie, lecz dla milionowej widowni. Czułam się zbrukana.
– Ale pokazałaś, że jesteś aktorką.
Tak, lecz ludzie patrzą na piersi, a nie na to, jak się gra. Dobrze, że dostałam potem na festiwalu na Ukrainie nagrodę za debiut. Byłam z niej dumna, chociaż u nas prasa wcale tego nie nagłośniła. Od tamtej pory zahartowałam się bardzo.
– Uodporniłaś? Na co?
Nauczyłam się asertywności. Nie dam sobie niczego wmówić ani do niczego nakłonić. Niektórzy odbierają to jako bezczelność.
– Asertywność to objaw dojrzałości?
Tak myślę. Jakiejś pewności siebie, swojego zdania. Zresztą mam od kogo czerpać wzorce, bo przyjaźnię się z ludźmi starszymi ode mnie średnio o 5, 10 lat. Oni wiedza, jak korzystać z życia, potrafią to lepiej niż 20-latki.
– A Ty korzystasz z życia?
Jestem cykorem. Boję się wszystkiego. Zaszczepiła mi to moja mama. „Nie jedź na narty, bo złamiesz nogę, nie lataj na paralotni, bo się zabijesz”. Uprawiała czarnowidztwo i teraz ja je uprawiam. Dlatego nie umiem pływać. Myślę jednak, że warto czasem zaryzykować.
– W wydawaniu pieniędzy też jesteś taka rozważna?
Ostatnio bardzo. Staram się myśleć o przyszłości, żeby pieniądz rodził pieniądz. Nawet mnie to dziwi, bo zwykle wszystko wydawałam. Kiedy po „Posterunku” skończyły się propozycje, miałam do siebie żal, że nie odkładałam na „czarną godzinę”. Ale bardziej niż brak pieniędzy dotykało mnie poczucie, że nikt mnie nie chce, że może nie jestem dobra. Spotkałam się nawet z Maćkiem Ślesickim (reżyserem „Sary” i „13. posterunku” – przyp. red.), mówiąc: „Stary, chyba wpuściłeś mnie w straszne maliny, co ja mam teraz zrobić ze swoim życiem?”
– Myślałaś, że dlatego Cię nie chcą, bo się rozebrałaś?
Nie, nie. Chciałam tak ogólnie pogadać, bo przecież on mnie odkrył jako aktorkę. Odpowiedział mi, żebym wydoroślała. „Czego się spodziewałaś? Jesteś już za stara. Popatrz, ile jest nowych młodych lasek”. Postanowiłam się z nim więcej nie spotykać, bo on ma specyficzne poczucie humoru. Na początku zresztą mnie uprzedzał, że nie zawsze są propozycje w tym zawodzie.
– Zła karta jednak się odwróciła?
Tak, kiedy wróciłam drugi raz do „Plebanii”. A w „Jak oni śpiewają” pokazałam, co potrafię. Swój charakter, gust. Często wybierałam trudne piosenki.
– I że jesteś ambitna?
Też. Poza tym szanuję piosenkarki z dawnych lat. Mają lepsze głosy, lepsze piosenki. Wiesz, co tak naprawdę przychodzi z wiekiem?
– Pokora?
Pokora także. Ale u mnie – dystans. Potrafię śmiać się z siebie. Kiedyś wszystko brałam za poważnie. Dotyka mnie tylko, gdy ktoś za bardzo wkracza na moje terytorium. Gdy kpi z moich kompleksów.
– A masz takie?
Jak większość ludzi.
– Chyba nie kompleks urody?
Oj, chyba coraz częściej. Zawsze chodziłam bez makijażu. Ostatnio jednak, wstając z łóżka, myślę, że powinnam się jednak podmalować. Bo już widać, jak się nie wyśpię albo popłaczę sobie w nocy.
– Naprawdę płaczesz? Masz powody?
Myślę, że to hormony, biologia. Płaczę bez powodu. Czasem siedzę z kimś, rozmawiamy i nagle łzy same zaczynają mi lecieć. Wszystko mnie wzrusza.
– Pamiętam, że miałaś kompleks wykształcenia.
Do dziś mam do siebie pretensję, że nie skończyłam studiów.
– Ale maturę zdałaś?
Tak, ale bardzo ciężko mi to szło. Wtedy już grałam w sitcomie i w serialu „Zostać miss”. Mieszkałam w wynajętym mieszkaniu, a zarabiać chodziłam do kasyna, bo jednak pieniędzy było ciągle za mało.
– Wygrywałaś?
Raczej ruletka. Niestety, zwykle przegrywałam. Zapożyczałam się, żeby zagrać. Śmieszne czasy były.
– Długo to trwało?
Nie, chyba ze dwa miesiące. Kiedy zaczęłam się budzić w nocy i myśleć: trzeba zagrać, to wiedziałam, że trzeba się wycofać. I wycofałam się, skończyłam z tym.
– Jesteś bardzo silna.
Jestem, ale jestem też wrażliwa, nadwrażliwa nawet. Jak ktoś coś powie nie takiego, bez złych intencji nawet, dotyka mnie to do żywego. I właśnie wtedy płaczę.
– Może już pora na dziecko, żebyś przestała się tak przejmować drobiazgami? Zmieniła hierarchię wartości?
Jeszcze muszę się trochę ogarnąć, stworzyć gniazdo. Takie docelowe. Boję się sytuacji, z których nie ma odwrotu. Tak samo, jak boję się małżeństwa. Unikam pułapek. Poza tym myślę, że na punkcie dziecka zwariuję totalnie.
– Powiedziałaś kiedyś, że kobiety powinny być poddawane testom na macierzyństwo. Czemu?
Myślę, że kobieta powinna świadomie podejmować taką decyzję, być pewna, że chce dziecka. Żeby nie było tak, że dziewczyna się upije, pójdzie z kimś do łóżka, a potem płacz, bo jest w ciąży. Kobieta powinna być świadoma tego, co robi.
– Twoja mama była świadoma? Miała dopiero 18 lat.
Moja mama już była wtedy żoną. A ja jestem dzieckiem miłości, więc wszystko jest OK.
– Wychowałaś się jednak w niepełnej rodzinie. To musiało mieć wpływ na Twoje szybkie dojrzewanie?
Może, ale niechętnie do tego wracam. Teraz wszystko się unormowało. Mam kontakt z ojcem, piszemy do siebie, dzwonimy. Mieszka w Czechach. Kiedy go zobaczyłam po latach, zdziwiłam się, jaka jestem do niego podobna. Twarz mam po nim. Poza tym oboje moi rodzice mają artystyczne dusze. Tata gra na gitarze, śpiewa. Mama też. Genów się nie da oszukać.
– Śpiewasz czasem sama dla siebie?
Tak, głównie wieczorami, bo rano jestem nie do życia.
– Bliscy oglądają Cię w telewizji i oceniają?
Nie lubię, gdy traktują mnie jak aktorkę. Dla nich chciałabym być normalna, zwyczajna.
– A Twój facet Cię ogląda?
Oczywiście. I patrzy potem na mnie w taki sposób, jakby…
– Jakby chciał Cię zjeść?
Widzę wtedy w jego oczach moje fajne odbicie.
– Która piosenka najbardziej mu się podobała?
Alicji Majewskiej. To był taki przełomowy odcinek.
– I wszystkim szczęki opadły?
Wtedy wiele osób pomyślało: ona jednak naprawdę daje sobie radę, potrafi śpiewać.
– Czego jeszcze oczekujesz od życia?
Myślę, że dostałam od życia wiele prezentów. Tak dużo, że właściwie nie chcę już nic więcej. Nie jestem pazerna.
Rozmawiała: Krystyna Pytlakowska
Zdjęcia ŁUKASZ MURGRABIA
Stylizacja JOLA CZAJA
Asystentka stylisty KAROLINA GRUSZECKA
Makijaż IZA WÓJCIK/METALUNA
Fryzury ROBERT KUPISZ
Scenografia MICHAŁ ZOMER/MELON
Produkcja PAWEŁ WALICKI