Reklama

Zbigniew Marculewicz, były koszykarz i wielokrotny reprezentant klubów takich jak Polpharma Starogard czy ŁKS Łódź, zginął w tragicznym pożarze domu w Nowodzilu, na Podlasiu. Miał 46 lat. Śmierć sportowca wstrząsnęła nie tylko jego rodziną, ale także całym środowiskiem sportowym, z którym był związany przez wiele lat. Pomimo szybkiej reakcji strażaków, którzy dotarli na miejsce pożaru, na ratunek było już za późno. Jego siostra, przebywająca w tym samym domu, wołała o pomoc, ale niestety mężczyzny nie dało się uratować.

Reklama

Nie żyje Zbigniew Marculewicz. 46-latek zginął w pożarze

Zbigniew Marculewicz był cenionym koszykarzem, który swoją karierę sportową rozpoczął w latach 90. Grał w takich klubach, jak Polpharma Starogard, ŁKS Łódź, a także innych zespołach z polskiej ekstraklasy koszykarskiej. Był znany nie tylko ze swoich umiejętności na parkiecie, ale także z zaangażowania i walki o każdy punkt. Mimo że zakończył karierę sportową, jego pasja do koszykówki nie wygasła, a Marculewicz pozostawał aktywny w lokalnych inicjatywach sportowych. Jego śmierć jest ogromną stratą dla świata sportu, a także dla społeczności lokalnej, w której był dobrze znany i lubiany.

Do tragedii doszło w małej miejscowości Nowodziel na Podlasiu. Wczesnym rankiem wybuchł pożar, który najprawdopodobniej został wywołany przez zapalenie się sadzy w kominie. Gęsty dym szybko rozprzestrzenił się po całym budynku. Strażacy przybyli na miejsce zdarzenia w krótkim czasie, ale było już za późno na uratowanie Marculewicza. Mimo reanimacji nie udało się go uratować. Polski Związek Koszykówki z żalem żegna utalentowanego sportowca:

Z wielkim żalem przyjęliśmy informację, że w wieku 46 lat zginął tragicznie Zbigniew Marculewicz, wieloletni zawodnik ekstraklasy. Na poziomie ekstraklasy występował w zespołach z Białegostoku, Tarnowa oraz Starogardu Gdańskiego
— przekazuje Polski Związek Koszykówki.

Po dotarciu na miejscu ratownicy natychmiast podjęli działania, by ugasić pożar i dotrzeć do osób wewnątrz budynku, ale niestety Marculewicz zmarł.

Pożar zaczął się prawdopodobnie od zapalenia sadzy w kominie — przypuszcza Krzysztof Chlistowski (47 l.), sąsiad. - Zbyszek musiał zatruć się czadem i nie dał rady samodzielnie się wydostać. Kiedy zobaczyłem dym wydobywający się z domu sąsiadów, natychmiast pobiegłem na pomoc. Ale sytuacja pogarszała się z sekundy na sekundę. Budynek błyskawicznie stanął w płomieniach. Zobaczyłem, że siostra Zbyszka wyprowadza ich mamę, Irenę
— relacjonuje pan Krzysztof dla ''Super Expressu''.

Śmierć Zbigniewa Marculewicza to ogromna tragedia nie tylko dla jego najbliższych, ale także dla całego środowiska sportowego, w którym był znany i szanowany. Pożary domów są niestety wciąż zbyt częstym zjawiskiem, a ich skutki bywają tragiczne. Przyczyna pożaru zostanie jeszcze dokładnie zbadana przez służby, jednak już teraz wiadomo, że był to ogromny cios dla rodziny oraz lokalnej społeczności. Koszykarz był bardzo lubiany przez swoich sąsiadów.

Wiedzieliśmy, że tęsknił do dawnego życia, ale był bardzo dobrym sąsiadem. Z każdym porozmawiał, każdemu coś doradził. Pewnie mógł robić karierę w wielkich miastach, ale wrócił i opiekował się mamą, która mocno podupadła na zdrowiu

Rodzinie i bliskim składamy najszczersze kondolencje.

Reklama

Zobacz także: Nie żyje wybitny muzyk Ollie Olsen. Zmarł po długiej walce z chorobą

znicz
Marcin Bruniecki/REPORTER EastNews
Reklama
Reklama
Reklama