Monika Mrozowska samodzielnie wychowuje czworo dzieci! Jakie ma relacje z byłymi partnerami?
Monika Mrozowska w szczerym wywiadzie o wychowywaniu czwórki dzieci i... zarabianiu pieniędzy. Czym się zajmuje na co dzień? Jak radzi sobie na co dzień?
Ma za sobą trzy rozstania. Mimo to Monika Mrozowska udowadnia, że kobieta samodzielnie wychowująca czworo dzieci może być zadowolona z życia. Jak udało jej się u łożyć relacje z byłymi partnerami? I czy jest już gotowa na nową miłość?
Bycie samodzielną mamą jednego dziecka to dla wielu kobiet wyzwanie. A co dopiero, gdy dzieci jest czwórka! Monika Mrozowska (42) coś o tym wie. Ma dwie córki z Maciejem Szaciłłą i dwóch synów, starszego z operatorem Sebastianem Jaworskim i młodszego z producentem Maciejem Auguścikiem-Lipką. Choć tatusiowie zajmują się swoimi dziećmi, aktorka i tak musiała do perfekcji opanować logistykę codziennego życia. Co ciekawe, ze wszystkimi byłymi partnerami ma dobre relacje i… nadal nie traci wiary w miłość. Jak jej się to udaje?
Niedawno obchodziłaś 42. urodziny. W jakim momencie życia dzisiaj jesteś?
Zdecydowanie w najlepszym! Jestem spełnioną kobietą, matką i w ogóle nie czuję, że mam 42 lata. Czasami na Instagramie pojawiają się filmiki, na których dziewczyny trzymają w dłoniach balony cyferki, np. 42, po czym zamieniają je miejscami, by było 24. Jakby nie chciały pogodzić się z upływającym czasem. Ja przeciwnie! Nie chciałabym mieć znów 24 lat. Życie po to płynie, by wykorzystywać je najlepiej jak umiemy. I jest mi super tu, gdzie jestem.
To wrodzony optymizm czy raczej wypracowana postawa?
To nie jest tak, że zawsze było różowo. Bywały lepsze i gorsze momenty, ale włożyłam mnóstwo pracy i energii w to, żeby czuć, że mam fajne życie. I tak jest! Sama kreuję to, co się dzieje. Może dlatego mam przekonanie, że to, co najlepsze, wciąż przede mną. Jeśli będę miała zdrowie, całą resztę sobie spokojnie ogarnę.
Sama? Bez niczyjej pomocy?
W dużej mierze sama, ale często z pomocą najbliższych przyjaciół, moich byłych partnerów i córek. Jestem kochającą, ale bardzo wymagającą mamą, która od najmłodszych lat uczy samodzielności. Uczuloną na to, że dzieci mają dwie lewe ręce, bo we wszystkim wyręczają ich rodzice. Wynikiem takiej nadopiekuńczości jest potem nieporadność w wieku nastoletnim. Sama robię wszystko, by takiego błędu nie popełnić.
Twoje dzieciaki się nie buntują?
Rzadko, jeśli ktoś próbuje czasem negocjować, to raczej tylko Józek z jego słynnym „nie umiem” (śmiech). Ale nawet on jest już tak ogarnięty, że nie muszę myśleć, czy dobrze spakował walizkę na weekendowy wyjazd. Mamy dużą rodzinę i każdy wie, że musi zająć się sobą. To ułatwia życie, daje ogrom możliwości i pozwala robić z dzieciakami wiele rzeczy. Nie czuję się umęczona, pokazuję im, że fajnie jest myśleć o sobie, bo dbając o siebie, dbamy też o innych
Twoje życie wymaga niezłej logistyki. Jak wygląda twój plan dnia?
Nie mam stałego grafiku, każdy dzień wygląda trochę inaczej. Lucek do niedawna większość czasu spędzał ze mną. Teraz z Maćkiem, jego tatą, staramy się dzielić opieką tak, żebym mogła popracować. Kiedy chłopaki wychodzą na spacer, wykorzystuję ten czas do maksimum. Mogę pojechać na zdjęcia, wywiad, przygotować materiał, odpowiedzieć na maile, odhaczyć spotkania. Kiedy widzę, że mój plan dnia zaczyna się sypać, nie denerwuję się, tylko go modernizuję.
Jesteś dobrze zorganizowana.
Nie mam innego wyjścia (śmiech). Praca jest dla mnie szalenie ważna i ciągle powtarzam moim dzieciom, że własne pieniądze są, zwłaszcza dla kobiety, bardzo ważną sprawą. To dobrze wpływa i na samopoczucie, i na związek, bo wtedy masz poczucie, że przy mężczyźnie nie trzyma cię zależność finansowa. To nasz przywilej, że możemy chodzić do pracy, rozwijać się, zarabiać i wydawać swoje pieniądze.
Po tym, jak zniknęłaś z telewizji, wiele osób zastanawia się, z czego się utrzymujesz.
Wytłumaczę to na przykładzie dzisiejszego dnia. Rano byłam na zdjęciach do programu dla jednego z klientów, za które dostanę pieniądze. Potem nagrywałam podcast – bardzo wartościowy, wspierający rodziców – za który również dostanę wynagrodzenie. Piszę e-booki, książki, bywam też szefową kuchni na warsztatach dla kobiet. Od zeszłego roku razem z przyjaciółmi prowadzimy także własną marką dziecięcą.
Której jesteś dyrektor kreatywną.
I bycie nią bardzo mi się podoba! Ale ta pani dyrektor kreatywna rozwozi też przesyłki, paczki, ogarnia zdjęcia produktowe i przygotowuje materiały na social media. Dlatego bawią mnie komentarze w stylu: „W końcu widać panią w pracy”. Wychodząc z takiego założenia, 99,9 procent polskiego społeczeństwa nie pracuje, bo tego nie widać na Instagramie. A ja? Tylko wyjeżdżam i podróżuję (śmiech).
W dodatku jesteś singielką wychowującą samodzielnie czworo dzieci!
I to też się wielu ludziom w głowie nie mieści. Nie przejmuję się opiniami na swój temat, ale czasem mam wrażenie, że kobieta, która nie żyje według jednego „słusznego” schematu, nie może być szczęśliwa. Wiele kobiet wciąż uzależnia swoje szczęście od bycia w relacji z mężczyzną. Ja do nich nie należę. Nic nie jest dane na zawsze, ale wierzę, że nawet po rozstaniu można zbudować pozytywne relacje z byłym partnerem, zwłaszcza jeśli ma się razem dziecko.
Tobie się to udało?
Myślę, że tak. Mam dobre relacje ze wszystkimi byłymi partnerami. Oczywiście na początku nie było to łatwe i sytuacja wymagała od nas wszystkich dojrzałości. Poukładaliśmy sobie w głowie różne rzeczy i skupiliśmy się na tym, że dobro naszych dzieci jest dla nas najważniejsze.
Masz za sobą trzy dość głośne medialnie rozstania. Uważasz to za swoją porażkę?
Nie mam poczucia, że poniosłam porażkę, co najlepiej widać po moich dzieciakach, które są szczęśliwe. Owszem, koniec każdej miłości jest trudnym doświadczeniem, ale też lekcją, z której wyciągasz wnioski. Porażką byłoby dla mnie to, gdyby po rozstaniu panował armagedon, który uniemożliwia normalną komunikację. Gdy emocje opadają, przychodzi taki moment, że można razem usiąść i napić się herbaty. Dziś wszyscy gramy do jednej bramki.
Trudno było wam wypracować model opieki nad dziećmi, podzielić się obowiązkami?
To nie jest tak, że za każdym razem wszystko świetnie się udaje. Każdy z nas jest tylko człowiekiem, ma swoje lepsze i gorsze dni. Jestem w tej komfortowej sytuacji, że nigdy nie musiałam walczyć o alimenty ani o spotkania ojców z dziećmi, z czym mierzą się setki mam w Polsce. Z każdym z byłych partnerów mam inny system podziału opieki. Odkąd Lucek skończył rok, jego tata zajmuje się nim średnio co drugi dzień. W pozostałych przypadkach jest to albo opieka pół na pół, albo co drugi weekend.
Wasz przykład pokazuje, że wcale nie trzeba iść do sądu, by dojść do porozumienia.
Wierzę w moc normalnej rozmowy, ale żeby ta rozmowa przynosiła efekty, musimy zapanować nad emocjami, a urażone i poturbowane ego zostawić za drzwiami. Znam pary, które prowadzą między sobą wojny latami. Ten schemat jest mi obcy.
Wspominałaś, że w podbramkowych sytuacjach możesz też liczyć na przyjaciółki.
Wierzę w siłę kobiet. Jak jest wielka, przekonałam się w ostatniej ciąży – miałam poczucie gigantycznego wsparcia. Do tej pory mam wobec nich dług wdzięczności, bo to, co otrzymałam przez ostatni rok, to jakaś magia.
Dużo mówisz o przyjaźni. A co z miłością?
Straciłaś w nią wiarę? Absolutnie nie! Mam jej tyle wokół, że nie było takiej opcji. Ale jeśli chcesz zapytać, czy szukam miłości, to od razu odpowiem, że nie, choć może kiedyś się to zmieni. Żebyśmy miały jasność, to nie jest tak, że zamknęłam się na wszelkie relacje damsko- -męskie i otaczam się wyłącznie kobietami. Po prostu teraz całą uwagę skupiam na Lucku. Mój syn ma dopiero kilkanaście miesięcy i jeszcze nie zdążyłam nacieszyć się macierzyństwem. Co przyniesie czas? Zobaczymy.
Moniko, co jest dla ciebie najtrudniejsze w byciu samodzielną mamą?
Pogodzenie opieki nad Luckiem ze spędzeniem czasu z pozostałą trójką dzieci, pracą i moim odpoczynkiem, np. praktyką jogi. Zawsze dbałam o to, żeby z Karoliną, Jadzią i Józkiem spędzać czas jeden na jeden. Przez ostatni rok, kiedy karmiłam piersią, było to niemal niemożliwe. Ten okres był naprawdę bardzo trudny, wymagający, ale teraz mogę już odetchnąć i wrócić do naszych starych rytuałów.
Jakich?
Choćby do moich rozmów z Karolą, z którą pijemy o poranku kawę na mleku owsianym. Wspólne posiłki są dla całej naszej piątki świetną okazją do rozmów – tych zwykłych i tych ważnych. Opowiadamy sobie, co się u nas wydarzyło, dyskutujemy na różne tematy. Wieczorem wszyscy się przytulamy. Często z Jadzią, Józkiem i Luckiem leżymy w jednym łóżku i oglądamy filmy. Żyjemy w pełnej symbiozie, co czasami bywa wkurzające, bo która mama nie marzy czasem o tym, żeby spokojnie skorzystać z toalety czy wziąć prysznic, żeby nie dołączył do niej żaden pasażer? (śmiech) Tak, czasem brakuje mi prywatności.
Są chwile, że puszczają ci nerwy?
Oczywiście, że puszczają, i wtedy się odpalam. Ale nie mam problemu z tym, żeby potem przeprosić za podniesiony głos i wrócić do jakiegoś tematu, który rozpętał domową awanturkę. Traktuję moje dzieci bardzo poważnie, jak równych sobie partnerów do rozmowy, i to się sprawdza. Całe szczęście tych naszych kłótni jest coraz mniej. Karolina jest już dorosła. Jadzia czas buntu też ma za sobą. W okolicy dziewiątych urodzin odpaliła jej się aplikacja, do której nie dostałam kodu dostępu, i nie wiedziałam, co się dzieje. To trwało około dwóch lat. Pełne spektrum emocji – od radości, przez krzyki, po wyprowadzki z domu. Teraz znów nadajemy na tych samych falach. Kolejna jazda bez trzymanki czeka mnie, jak chłopaki zaczną dorastać.
Macie w domu spis zasad, których każdy się trzyma?
Tylko jedną. Najgorsza prawda jest lepsza od najpiękniejszego kłamstwa – to jedyna reguła, która najlepiej określa nasze wzajemne relacje. Moje dzieci wiedzą, że mogą przyjść do mnie z każdym problemem.
Najstarsza Karolina to tegoroczna maturzystka. Chce iść w twoje ślady?
Zamierza pójść na studia psychologiczne, ale jej wielkim marzeniem jest zostać pilotem. Wcześniej jednak chce aplikować na stewardesę. Jadzia ma zacięcie artystyczne. Pięknie rysuje i jest megakreatywna, może mnie jeszcze wieloma rzeczami zaskoczyć.
A najmłodsi muszkieterowie?
To są bajeranci! Na razie i jeden, i drugi załatwia wszystko na ładne oczy (śmiech). I ta metoda działa! Józek świetnie tańczy, jest wygadany, a przy tym bardzo wrażliwy i prowadzi ze mną rozmowy jak dorosły! Lucek ma jeszcze swój świat, ale już widzę, że roznosi go energia. Powiem to z pełną odpowiedzialnością: mam absolutnie fantastyczne dzieciaki.
W takim razie potrzeba ci jeszcze czegoś do szczęścia?
Jeśli o czymś marzę, nie boję się po to sięgać! Mam cudowną rodzinę, przyjaciół, zdrowie. Spokój w sercu i w duszy. I na dziś w zupełności mi to wystarcza.
Zobacz także: Monika Mrozowska straciła ukochaną osobę: "Będzie cicho i smutno bez Ciebie…"