Ona przez alkohol na długie lata straciła syna, on – szansę na szczęśliwe dzieciństwo. Teraz Grażyna Wiśniewska opowiada o swojej walce z nałogiem i pojednaniu z synem Michałem Wiśniewskim. Czego nauczyła ich trudna przeszłość?

Reklama

Zobacz także: Michał Wiśniewski pokazał wózek syna. To prawdziwa limuzyna, która kosztuje fortunę!

Michał Wiśniewski o pojednaniu z mamą i wyjściu z alkoholizmu

Podczas naszego wywiadu patrzą na siebie z czułością, uśmiechają się, zapewniając o wzajemnym szacunku i miłości. Aż trudno uwierzyć, że przez ponad 20 lat Michał Wiśniewski (48) nie miał ze swoją mamą żadnego kontaktu.


– Piłam przez lata. Mimo to Michał wyciągnął do mnie rękę i namówił na terapię, dzięki której jestem trzeźwa od 16 lat – mówi Grażyna Wiśniewska (67).

30 czerwca ukaże się książka „Dziewczynka z kieliszkami”, która opowiada o jej życiu i walce z nałogiem.


– Dedykuję ją Michałowi. Chciałam się przed nim wytłumaczyć za zło, które mu wyrządziłam – mówi Wiśniewska.

Czy udało jej się nadrobić stracony czas i odbudować więź z synem? Do premiery książki „Dziewczynka z kieliszkami”został niecały miesiąc.

Zobacz także

Grażyna Wiśniewska: A mnie już paraliżuje stres! Jestem jednocześnie podekscytowana i przerażona. Najbardziej promocją i tym, że trzeba będzie stanąć twarzą w twarz z obcymi ludźmi. Całe szczęście Michał będzie obok.

Michał Wiśniewski: Nie martw się. Te rozmowy spróbuję poprowadzić tak, żeby zadbać o twój komfort psychiczny. Jasne, nie będą one łatwe, bo „Dziewczynka z kieliszkami” rzuca nowe światło na to, co się działo z twoim, a przez to również z moim życiem. To opowieść kobiety, a przede wszystkim matki, o tym, co ją pchnęło w szpony nałogu i jaką cenę za to zapłaciła.

Potrzeba odwagi, by rozliczyć się z przeszłością.

Grażyna: Było mi ciężko stanąć w prawdzie, zmierzyć się ze wszystkimi oskarżeniami i przelać na papier emocje, które od lat nosiłam w sercu. Długo nie przyznawałam się przed sobą, że mam problem. Owszem, codziennie piłam alkohol, ale żebym była alkoholiczką? Nigdy tak o sobie nie myślałam. Do czasu, aż trafiłam na terapię.

Ale to, że mama się tam znalazła, to, Michale, przede wszystkim twoja zasługa.

Michał: W dalszym ciągu uważam, że ja tylko dałem jej sygnał. Mama nie musiała tej próby podejmować, a tym bardziej jej wytrzymać. Ku zaskoczeniu terapeutów i niej samej – skończyła ją z sukcesem. Jestem z mamy dumny, choć to nie ja byłem jej sponsorem.

Sponsorem? W jakim sensie?

Michał: Tak się nazywa osobę, która wspiera alkoholika w wyjściu z nałogu. Dotarło do mnie, że muszę jej pomóc, gdy zobaczyłem ją w filmie „Gwiazdor”, który nakręcił o mnie Sylwester Latkowski.

Grażyna: Ten film był niepotrzebny. Wyglądałam tam jak wrak. Trzęsąca się, na kacu, mówiąca bzdury. Nie wiedziałam, że będę nagrywana kamerą. Wciąż się tego wstydzę.

Michał: Był bardzo potrzebny. Zmusił mnie do tego, żeby wyciągnąć do ciebie rękę, choć nie wiem, czy chciałem ratować ciebie, czy siebie, bo sam byłem wtedy uzależniony od wódki. Mnie też wydawało się, że to żaden alkoholizm, bo zaczynałem pić zawsze po 19. Każdego dnia, gdy kończyły się „Fakty”, pierwsza seta lądowała na moim biurku.

I podobno kończyłeś na 0,7 litra…

Michał: Codziennie przez 22 lata wypijałem 0,7 litra, choć niektórym trudno w to uwierzyć. To ponad cysterna alkoholu.

To cud, że wciąż żyjesz.

Michał: Bo Pan Bóg dał mi wątrobę po matce (śmiech). Naprawdę oboje mamy zdrowe wątroby.

Grażyna: Dla mnie to jest cud. Ludzie, których spotkałam na terapii, dostawali padaczki, mieli choroby jelit, marskość wątroby. Gdy tam trafiłam, byłam tak wyniszczona, że nawet nie dawałam rady pić. 22 maja 2004 roku zadzwonił do mnie Michał. Powiedział, że w Dzień Matki będę jechała na odwyk i że teraz mogę sobie wypić ostatnią ćwiarteczkę. Chciałam, ale byłam już tak słaba, że nie mogłam podnieść butelki do ust.

Michale, a tobie jak udało się wyjść na prostą?

Michał: Korzystałem z pomocy psychologa i specjalisty od uzależnień. Zawsze byłem świadomy tego, co robię, w jakim jestem miejscu – choć każdy terapeuta, który to przeczyta, zapewne walnie się w czoło. Kiedy doszedłem do wniosku, że oszukuję nie moich bliskich, ale sam siebie, postanowiłem coś z tym zrobić. Zaszyłem się i zaszywam regularnie do dziś. I wciąż nie mogę uwierzyć, że jako megapijący gość postawiłem warunek mamie alkoholiczce, że musi przestać pić, żebyśmy znów zawiązali więzi rodzinne. To było chore, ale zadziałało.

Na jakiej zasadzie działa taka „wszywka”?

Michał: Disulfiram działa kilka miesięcy. Sprawia, że wątroba przestaje trawić alkohol i nawet jego minimalna ilość może mocno zaszkodzić. Znajomi przekonują mnie, że „wszywka” nie jest mi już potrzebna, bo niezaszyty też sobie świetnie radzę. Owszem, ale to jedyny bacik, który na mnie działa. Gdy zbliża się termin wymiany, mam straszne wyrzuty sumienia, że w każdej chwili mogę się napić.

I korzystasz z tej możliwości?

Michał: Tak, ale nie w hurtowych ilościach. Zaszywam się, bo chcę być człowiekiem wolnym – również od alkoholu. Oboje z mamą jesteśmy trzeźwymi alkoholikami. Mieszkamy w jednym domu i mimo że nie pijemy, tego alkoholu przelewa się u nas dużo, bo żyję w takim, a nie innym środowisku i goszczę u siebie wielu przyjaciół. Znają naszą historię, kilkoro z nich też się dzięki mnie zaszyło.

Skąd się bierze choroba alkoholowa? To kwestia predyspozycji czy innych czynników?

Michał: To się nie bierze znikąd. To ciąg zdarzeń, które kierują człowieka w złą stronę.

Grażyna: Odkąd pamiętam, w moim domu był alkohol. Wychowywałam się z ojczymem i z mamą, ale mój biologiczny tata też był alkoholikiem. W mojej rodzinie zawsze dużo się piło. Jedyną trzeźwą osobą była moja babcia, która starała się ogarniać dom i pilnowała, żebym coś zjadła.

Kiedy pierwszy raz napiła się pani alkoholu?

Grażyna: Byłam jeszcze niepełnoletnia. Zaczęłam swoją pierwszą pracę w ośrodku pomocy społecznej w Łodzi. Był sylwester, miałam nocną zmianę, na której razem z koleżanką piłyśmy wino. Nad ranem jechałam do domu tramwajem. Wymiotowałam po drodze.

W tej pracy zaczęła pani popadać w nałóg?

Grażyna: Moje picie tak naprawdę zaczęło się po samobójczej śmierci ojca Michała. Wtedy świat mi się zawalił. Byliśmy po rozwodzie, ale mieszkaliśmy razem do końca. Rozstawaliśmy się i schodziliśmy po kilkanaście razy. Byłam w nim bardzo zakochana. Kiedy zmarł, uświadomiłam sobie, że już nie odzyskam Michała, który został z rodziną męża w Niemczech. Dziś w głębi duszy wciąż się boję, że mogę go stracić.

Michał: Nie stracisz, o to nie musisz się bać. Mam żonę, dzieci, ale wreszcie też mamę, która jest moim przyjacielem. Odkąd mieszkamy razem, mama oddała mi wiele miłości. Kiedyś wyznała mi, że jedyne, czego pragnie, to żebym jej wybaczył. I wszystko, co było złe, zostało już wybaczone.

Grażyna: Ale o tym, ile krzywdy cię spotkało, zapomnieć się nie da. I muszę z tym żyć.

Michale, o co miałeś największy żal do mamy?

Michał: Prawie jej nie znałem, więc trudno powiedzieć. Czułem, że mnie porzuciła.

Grażyna: Może byłoby inaczej, gdyby moja mama była inna, gdybym miała lepszy wzorzec? Gdy byłam mała, strasznie mnie biła. Wystarczyło, że przeszłam obok, by zupełnie bez powodu rzucała we mnie słoikami, ganiała mnie z metalową szufelką po podwórku, lała mnie szczotką po głowie… Pijana kładła się zimą w ogródku, w śniegu, w samej halce. Panicznie się jej bałam, ale kochałam na swój sposób, choć nie mogłam zrozumieć, dlaczego mi to robiła. Słyszałam, że byłam niechcianym dzieckiem, ale to nie powód, żeby mnie tak katować. Miała wybór. Nie musiała mnie urodzić.

A pani miała wybór? Dlaczego Michał po śmierci ojca trafił do domu dziecka, a nie do mamy?

Grażyna: Z mężem rozstałam się w zgodzie. Podczas rozwodu przyznano mi alimenty na synów: na Kubę i Michała. Mąż przyjeżdżał do dzieci, ale i tak mi nie płacił. Poszedł do pracy, popracował trzy tygodnie i znikał. Wracał po kilku dniach golusieńki, bez złotówki. Chodziłam po kierownikach, żeby go znów przyjęli, żebyśmy mieli chociaż na chleb. Teściowa namówiła nas, żebyśmy podzielili się synami. Mąż wziął dwuletniego wówczas Michała, ja Kubę. Gdy były mąż zmarł, jego matka dogadała się z moim wujem, który bez mojej zgody odebrał Michała z przedszkola i wywiózł do Niemiec. Wtedy nasz kontakt się urwał.

Michał: Ta historia jest bardziej złożona, bo nie ogranicza się tylko do bezprawnego zabrania dziecka, ale też do ciągu różnych zdarzeń, z samobójstwem mojego taty włącznie. W książce jest ich więcej i to one pozwoliły mi spojrzeć na wydarzenia z tamtych lat z innej perspektywy.

Grażyna: Mogę przysiąc i przed ludźmi, i przed Bogiem, że nigdy mojego Michała nie oddałam. Teściowa i szwagierka zaocznie pozbawiły mnie praw rodzicielskich. Potem chciały mi też odebrać Kubę, a wtedy miałam też już trzeciego syna, Jarka. Nie miały podstaw, bo pracowałam, utrzymywałam siebie i dzieci. Chciały się odegrać na mnie, a zrobiły Michałowi wielką krzywdę. Ale tego już nie zmienimy…

Udało się wam nadrobić stracony czas?

Grażyna: Nie wiem, czy kiedykolwiek będzie to możliwe. Ominęło mnie wiele ważnych momentów z życia Michała: dzieciństwo, dorastanie. Wychowałam dwoje dzieci, a Michała nie było przy mnie. Serce matki nigdy tego nie przeboleje. Dziś patrzę na niego z dumą, cieszę się z każdej rozmowy, chwili spędzonej razem. Tak bardzo go kocham. Dla mnie to wielkie szczęście, że go odzyskałam, niczego więcej nie potrzebuję. To, co mi Bóg zabrał, teraz mi oddał.

Michał: Z nawiązką (śmiech).

Czy dziś te pokłady miłości przelewa pani na swoje wnuki?

Grażyna: Staram się, choć mam w sumie dziewięcioro wnucząt. Część z nich jest już wprawie dorosła, ale to kochane dzieci.

Michał: Moje dzieci są szczęśliwe, przebywając z babcią. Wiedzą, że mogą jej zaufać, porozmawiać. Ten proces trochę trwał, ale dziś mama jest ukochaną babcią.

Grażyna: Wie pani, jakie to piękne uczucie?

Jak udało wam się znaleźć receptę na rodzinne szczęście?

Michał: Nie ma recepty na miłość, na sukces, na przebój i nie ma recepty na szczęśliwy patchwork, choć nam udało się taki stworzyć. Można jedynie szanować drugiego człowieka, być dla siebie dobrym i wyrozumiałym. Nasza historia pokazuje, że czas leczy rany. Bardzo pomogło też to, że oboje porzuciliśmy alkohol. Zniknęła obojętność na wiele spraw.

Czy twoje dzieciństwo miało wpływ na to, jakim jesteś ojcem?

Michał: Na pewno. O jedno, o co w życiu naprawdę dbałem, to właśnie dzieci. Cieszy mnie, że spędzamy ze sobą dużo czasu. Nie zawsze się zgadzamy, ale rozumiem i szanuję ich argumenty. Mamy wiele wspólnych pasji. Przy okazji rozmawiamy o rzeczach dla nas istotnych i staramy się to robić całą rodziną, by każdy czuł się ważny.

Boisz się czasem, że one też kiedyś mogą sięgnąć po alkohol?

Michał: Absolutnie nie. Kiedyś powiedziałem swoim nastoletnim dzieciom, że jeśli będą miały ochotę się napić, to bardzo proszę, by mi o tym powiedziały. I tak się stało. Całe szczęście na razie alkohol nie jest ich bajką, ale… to wszystko może się zmienić. W końcu są DDA (Dorosłe Dzieci Alkoholików – przyp. red.), ale zrobię wszystko, by nie powieliły moich błędów.

Grażyna: Nie powielą. To są mądre dzieciaki.

Z czego jesteście dziś najbardziej dumni?

Michał: Ja z mamy! Że tak dzielnie się trzyma, choć pokus nie brakowało.

Grażyna: A ja z tego, że znów mam rodzinę. Odzyskałam miłość syna i to się liczy.

Michał: I ja jestem z tego powodu szczęśliwy. Moja żona, dzieci i malutki Falco Amadeus dają mi tyle energii, że mogę tylko tym żyć. Mam garstkę, ale za to sprawdzonych przyjaciół, odzyskałem mamę, zdrowie nam dopisuje. I niech to trwa!

East News/TRICOLORS
Reklama

Michał Wiśniewski i jego mama, Grażyna Wiśniewska, udzielili nam poruszającego wywiadu. Gwiazdor wyjawił między innymi, że przez 22 lata codziennie wypijał 0,7 litra alkoholu, ale na szczęście dzięki terapii, dziś jest już jest wolny od nałogu. Piosenkarz pomógł wyjść na prostą również swojej mamie, która także była uzależniona od alkoholu. Pomimo trudnej przeszłości, dziś mają piękną relację i nadrabiają stracone lata...

East News/TRICOLORS
Reklama
Reklama
Reklama