Michał i Xavier Wiśniewscy o swojej relacji, alkoholu i życiu w patchworkowej rodzinie
Michał i Xavier Wiśniewscy o swojej relacji, alkoholu i życiu w patchworkowej rodzinie
Dlaczego rozstał się z żoną Dominiką? Czy ma już nową miłość? Te pytania chcieliśmy postawić Michałowi Wiśniewskiemu (46) od chwili, gdy wyszło na jaw, że złożył pozew rozwodowy. Wokalista Ich Troje nie chciał jednak komentować decyzji o rozwodzie ani opowiadać o swoim życiu po rozstaniu. Zgodził się jednak na to, byśmy porozmawiali o jego relacjach z synem Xavierem (17), z którym właśnie zaczął pracować.
Na pierwszy rzut oka bardzo się różnią. Michał ma czerwone włosy, mnóstwo biżuterii, lubi błyszczeć. Xavier – jest skromny, cichy, nie rzuca się w oczy. Kiedy w restauracji zamawia pierogi, jego tata śmieje się, że od 10 lat je w tym miejscu ciągle to samo i mógłby w końcu spróbować czegoś nowego. Xavier tylko śmieje się i przytula do ojca.
– W jego wieku byłem dokładnie taki sam. Pluszowy – mówi Michał.
Poniżej cały wywiad z Wiśniewskim i jego synem.
Zobacz także: Znani ojcowie po rozstaniach! Mimo trudności świetnie sprawdzają się w swojej rol
1 z 5
Pomagasz od niedawna tacie w pracy przy występach Ich Troje. Chcieliście się do siebie zbliżyć, spędzać razem więcej czasu?
Xavier Wiśniewski: – Nie, nie, to nie tak... Zawsze byłem blisko z ojcem. My w ogóle jesteśmy zgraną patchworkową ekipą. Mam trzy siostry, dwie z nich mają inną mamę niż ja, ale nigdy tak na to nie patrzyłem. To po prostu moje siostry.
Michał Wiśniewski: – Xavier miał najtrudniej, bo opiekował się całym rodzeństwem, a ja od niego wymagałem najwięcej.
Teraz, gdy razem pracujecie, też jest trudno?
M.W.: – Trzeba przyznać, że czasem potrafię zakląć i nieźle dokopać. Na szczęście mój syn się na mnie nie obraża. Mój pierworodny wdał się we mnie, ja też w jego wieku nie bałem się żadnej pracy. Śmieję się, że on teraz wykonuje zawód o nazwie PPP, czyli „przynieś, podaj, pozamiataj”. Xavier jeździ ze mną na koncerty i pomaga za kulisami. Jest w tym rewelacyjny, nikt tak nie umie o mnie dbać jak on. Wie, kiedy nalać mi wodę, wrzucić do niej lód, jak obchodzić się z kostiumami w garderobie. Czyta mi w myślach, niczego nie muszę dwa razy powtarzać. Podczas festiwalu w Opolu pracował na pełnych obrotach, wszystko dopinał.
X.W.: – Chodziło o to, by tata nie musiał się o nic martwić, tylko przyjechał, zagrał i... tyle. Miałem pod sobą kilkanaście osób, zespół, tancerzy, wokalistę, i chyba dałem radę.
M.W.: – Gdyby Xavier nie miał obowiązków w liceum, to natychmiast zatrudniłbym go jako swojego tour menedżera.
To jest tylko praca na wakacje?
X.W.: – Podczas roku szkolnego pracuję u taty w weekendy. Wysłałem też zgłoszenie do polskiego oddziału Manchester United i od dwóch lat jestem w zespole manutd.pl.
Wiedzieli, czyim jesteś synem, gdy cię zatrudniali?
X.W.: – Nie sądzę. Po drodze miałem też staż w „Przeglądzie Sportowym”, do redakcji jeździłem od razu po szkole. Bardzo chciałem się tam czegoś nauczyć, pieniądze nie były najważniejsze.
M.W.: – Mój syn świetnie pisze. Gdy był w gimnazjum, nagrałem audiobook z jego opowiadaniami i wrzuciliśmy to do sieci. Posłuchaj w wolnym czasie na YouTubie.
Michale, lubisz swoim dzieciom doradzać?
M.W.: – Nie ma takiego ojca, który nie chciałby ustrzec swojego dziecka przed własnymi błędami z młodości. Ale, niestety, gatunek ludzki jest skazany na to, by każdy uczył się na własnych błędach. Tak naprawdę, synu, to nie jest ważne, co ja ci opowiem o miłości. Mogę próbować ci wszystko opisać, ale i tak musisz ją sam przeżyć, wszystkiego doznać.
2 z 5
Wy rozmawiacie o uczuciach?
M.W.: – Pewnie, że tak. Wiem, że Xavier chciałby znaleźć prawdziwą, dorosłą miłość.
X.W.: – Teraz nikogo nie szukam.
M.W.: – Pamiętam, że jak byłem w jego wieku, zagrałem w przedstawieniu i nagle z nierozpoznawalnego chłopca stałem się osobą popularną w szkole. Zainteresowała się mną wtedy pewna dziewczyna, Amelia, wyższa ode mnie o głowę, ale to nie było ważne. Ona mnie przytuliła, a ja bym świat za to oddał. Pamiętam, że jak mnie rzuciła, to poszedłem do jej mamy na skargę (śmiech). Chciałbym dziś z Xavierem wymieniać się jedynie doświadczeniami, bez wskazówek, jak on ma żyć, co ma robić.
Michale, jakie błędy popełniałeś w miłości?
M.W.: – Chyba jak każdy dzieciak z domu dziecka byłem w miłości bardzo roszczeniowy. Zawsze wydawało mi się, że wiem o niej najwięcej i najbardziej potrafię ją docenić właśnie dlatego, że jako dziecko jej nie doświadczyłem.
X.W.: – Tata jest bardzo wrażliwy.
Ty chyba też jesteś bardzo wrażliwy. Czy ciebie, Michale, to nie martwi?
M.W.: – Czytam jego wiersze, więc mam świadomość, że taki wrażliwiec może mieć ciężko w życiu. Za bardzo ufa ludziom, za bardzo wierzy w ten świat. Ale nie chcę mu tej wrażliwości odbierać. Być może właśnie ona będzie jego największym atutem? Bo od czego są rodzice? Moim zdaniem od tego, by stać z boku w gotowości do tego, by
dziecko w razie kłopotów pozbierać.
Można powiedzieć, że się przyjaźnicie?
M.W.: – Powiem więcej, kiedy łapię doła, to dzwonię właśnie do Xaviera. Syn wie o mnie wszystko!
X.W.: – Mamy do siebie nawzajem wielkie zaufanie. Ja też nie boję się ojcu mówić o swoich problemach, nawet sercowych.
M.W.: – Oczywiście, nie ma takiej możliwości, byśmy mieli taki sam punkt widzenia na ważne sprawy. Jesteśmy przecież innymi ludźmi, dzielą nas różnice pokoleniowe. Chcę przez to powiedzieć, że mój syn ma prawo do tego, by kształtować siebie sam. Gdy Xavier się urodził, powiedziałem w programie „Jestem, jaki jestem”, że jeśli mój syn zechce zostać tramwajarzem, to kupię mu tramwaj. Nie będę zmuszał go do tego, by osiągał to, co mi się nie udało.
3 z 5
Xavierze, za co ty podziwiasz ojca?
X.W.: – Za to, że choć musiał przejść w życiu tak dużo trudnych sytuacji, to udało mu się osiągnąć niebywały sukces. I nadal tak jest. Sukces nadal trwa.
M.W.: – My ciągle upadamy, Xavier. I bez ustanku musimy się podnosić.
To twój przepis na sukces, umieć podnosić się po upadku?
M.W.: – Wolałbym nie upadać! (śmiech) A przyczynę sukcesu upatruję w tym, że konsekwentnie jestem sobą i ciężko pracuję, choć oczywiście liczy się też łut szczęścia. Bo zdanie, że szczęście trzeba sobie zorganizować, brzmi pięknie, ale w ustach Janka Nowickiego w „Wielkim Szu”. Szczęście raz jest, a raz go nie ma. Ale ja zawsze widzę szklankę do połowy pełną. W ramach akcji „Wiśnia dzieciom” jeżdżę po domach dziecka i mówię: „Pamiętajcie, że inni mają gorzej!”.
Brutalnie!
M.W.: – Ale ja chcę mówić do tych dzieciaków językiem, który one rozumieją. Przecież być może ich nikt nie kocha, ale gdzieś są inne dzieci, które nie dość, że są niekochane, to jeszcze głodne i nie mają gdzie się schronić przed deszczem. Spytaj mojego syna, jakie zdanie powtarzam najczęściej.
X.W.: – „Chciałbym na coś ponarzekać, ale nie mam na co!”
4 z 5
Serio nie masz na co narzekać?
M.W.: – Nie mam!
Nawet na portale plotkarskie, które ci teraz, podczas rozwodu, wchodzą z butami w życie?
M.W.: – Ja nie mam żadnego wpływu na to, co o mnie wypisują. Moja strefa wpływu to strefa moich zainteresowań. Nauczyłem się już tego.
Xavierze, a zdarzyło ci się, że musiałeś bronić swojego ojca w rozmowach z kumplami?
X.W.: – Tak, ale dziś wiem, że zawsze znajdą się osoby, które będą źle mówić o mojej rodzinie. Raz tylko zdarzyło mi się z kimś szarpać w obronie ojca. Dziś mam świadomość, że to ja wiem najlepiej, jacy są rodzice. I nie przejmuję się słowami innych.
M.W.: – Powiem tak trochę buńczucznie, że oboje z Martą jesteśmy dobrymi rodzicami. Albo powiem więcej: mam wspaniale wychowane, fantastyczne, kochające i szanujące mnie dzieci. Całą czwórkę!
X.W.: – Może mamy różne charaktery, ale łączy nas jedno: jesteśmy i zawsze byliśmy świetną patchworkową rodziną. Niezależnie od tego, że dwie moje najmłodsze siostry są z innej mamy. Mnie to nie robi najmniejszej różnicy. No i jest jeszcze Maks, syn Dominiki. On też jest i zawsze będzie moim bratem.
M.W.: – My, pomimo rozwodu, nie mamy zamiaru tracić kontaktu. Nadal mamy bardzo dobre relacje z Maksem, jego ojcem i jego mamą Dominiką. Nie sądzę, by to się kiedykolwiek zmieniło. Ci ludzie to jest część naszej historii.
5 z 5
Michale, co czujesz, kiedy idziesz na wspólny obiad ze wszystkimi swoimi dziećmi?
M.W.: – Przepełnia mnie wielka duma. Mam poczucie, że dzieci to jedyna sprawa, jaka mi się w życiu na sto procent udała!
A piosenki, twoje wielkie przeboje?
M.W.: – To jest bez znaczenia! Te platynowe płyty mogą robić wrażenie na kimś z zewnątrz, a ja przecież już jestem świadomym, dużym chłopcem.
Patchworkowa rodzina ma jakieś plusy?
M.W.: – Jedynym plusem jest to, że wszystko robimy dla dobra naszych dzieci, a one nie muszą oglądać rodziców, którzy walczą ze sobą. A może nawet nie o walkę tu chodzi, ale o patrzenie na to, że rodzice zaczynają być sobie obojętni. Cisza zawsze była najgorszą formą walki między ludźmi.
Michale, musisz wydać swoją biografię. Rozmawiamy już godzinę, a mam wrażenie, że nadal jesteś jedną wielką tajemnicą.
M.W.: – Ależ ja już ją napisałem. Leży i czeka. Nie wydaję jej, bo po co zadzierać z całym światem (śmiech).
Zdradź pierwsze zdanie...
M.W.: – „Poznajcie historię człowieka, który nie umie pływać, ale musi od razu skakać na główkę”. Na terapiach uczą, by najpierw sprawdzić, czy w basenie jest woda.
M.W.: – Widzisz, wszyscy mówili mi, że muszę iść na terapię, by przestać pić alkohol. Dzięki temu alkohol rzuciła moja mama, ale była jedyną osobą z kilkunastoosobowej grupy, której to się udało. Mnie pomogła „wszywka”. Nie piję sześć, może pięć lat.
X.W.: – Wszyscy jesteśmy z tego dumni.
M.W.: – Nie oczekuję za to medalu. Nie przyznałbym go ani sobie, ani mojej mamie. Mam świadomość, że mnie też na pewno można złamać. Na koniec chcę powiedzieć, że życia nie da się powtórzyć. Jak śpiewa Édith Piaf, nie ma co żałować tego, co było. Patrzmy raczej na to, co nas jeszcze czeka. Tyle że ja nie wszystko chcę wam dziś opowiedzieć.