Reklama

Maja Bohosiewicz wywołała burzę w sieci. To wszystko z powodu ogłoszenia o pracę, jakie zamieściła w sieci. Aktorka szuka asystentki, a wymagania, które trzeba spełnić, aby dostać u niej pracę dla wielu internautów są nie do przyjęcia. Internauci pozwolili również sobie na określenie "niewolnicza praca". Zobaczcie, co konkretnie zbulwersowało internautów. Maja Bohosiewicz postanowiła odnieść się do kontrowersji, które wywołała i jest zszokowana tym, co zarzucili jej ludzie. Umieściła wpis na Instagramie. Jak się tłumaczy? Internauci podeszli do jej ogłoszenia zbyt poważnie i nie zrozumieli jej stylu bycia?

Reklama

Maja Bohosiewicz szuka asystentki. Szokujące ogłoszenie aktorki

Maja Bohosiewicz postanowiła powiększyć grono swoich pracowników. Idealnej asystentki postanowiła poszukać za pośrednictwem swojego Instagrama. Na co dzień pozostaje w bardzo koleżeńskich stosunkach ze swoimi odbiorcami, więc jasne dla niej było, że i ogłoszenie, że poszukuje pracownika, również może być zachowane w tym klimacie.

Internauci jednak poczuli się zaatakowani wymaganiami, które przeczytali w ogłoszeniu. Maja Bohosiewicz wyszczególniła, że liczy się dla niej, aby potencjalna asystentka mieszkała na stałe w Warszawie i doskonale czuła się za kierownicą. Podkreśliła, że praca może mieć nienormowany czas a nagłe wypadki mogą wydarzyć się nawet w środku nocy. Te wymagania przy pracy z osobą popularną mogą wydawać się logiczne, jednak pojawiły się również punkty, które dla internautów były szokujące. Niektórzy zarzucili Mai wręcz brak szacunku do potencjalnego pracownika:

Dla kogo praca? Tylko i wyłącznie dla osób, które obecnie mieszkają w Warszawie i znają jej topografię, sprawnie poruszają się po niej.
- dla osoby z prawem jazdy, która ma przynajmniej 5 lat i dobrze czuje się za kierownicą.
- nie jest to praca dorywcza, nie jest to praca zdalna.
- dla osoby dyspozycyjnej
- nienormowany czas pracy, często też nienormalny czas pracy

Z ogłoszenia wynika również, że pracownik powinien być przygotowany do pracy pod presją:

-dla osoby ze stalowymi nerwami
-Która potrafi działać pod presją czasu i pod wpływem czynników stresujacych
-Dla osób, którą informując o problemie, przychodzi przynajmniej z jednym (nawet średniej jakości) rozwiązaniem
- Osoba "w punkcik”, której nie umyka żadna data, fakturka czy spotkanko.

Kontrowersje wzbudził też podpunkt sugerujący, że pracownik będzie również odpowiedzialny za pomoc przy sprawach życia codziennego, nie tylko w sprawach zawodowych:

- Ogarniacz życia
-Dobra energia, pozytywne nastawienie do życia
-Osoby, które wiedzą, że ich stan zdrowia interesuje tylko dwie osoby na świecie: mamę oraz lekarza prowadzącego - wymienia Maja.

majabohosiewicz/Instagram

Internauci krytykują Maję Bohosiewicz za ogłoszenie o pracę

Ostatni punkt wzbudził wiele wątpliwości internautek. Przede wszystkim uznały takie podejście za nieludzkie, stwierdziły, że Maję Bohosiewicz nie interesuje stan zdrowia jej pracownika, a jedynie zadania, które będą musiały być wykonane:

- To ogłoszenie brzmi mniej więcej tak: Nie obchodzi mnie czy będziesz miała napad migreny, atak kolki nerkowej czy zapalenie wyrostka. Mam też w d***e to, czy masz dziecko, męża, chorą matkę czy pracę skończyłaś o 16. Jeśli o czwartej nad ranem zapragnę tego pysznego ramenu, który zjadłam w Białymstoku dwa lata temu, masz wsiąść do samochodu i po niego pojechać. Oznaczę na Insta, że jesteś moim aniołem. A i żebym nie zapomniała: synek jutro do przedszkola musi przynieść klej i kolorową bibułę, ogarnij z samego rana.

- Rozumiem, że nie chce pani słuchać w pracy marudzeń o czyimś stanie zdrowia, ale tutaj zabrzmiało to, jakby z góry miała pani w d***e, czy ten ktoś nie jest np. przepracowany albo poważnie chory, gruny, żeby (przepraszam za wyrażenie) "je... do śmierci - napisała jedna z internautek - krytykują internautki.

Maja Bohosiewicz tłumaczy się z szokującego ogłoszenia

Maja Bohosiewicz nie zgadza się z krytyką, która spadła na nią po umieszczeniu ogłoszenia o pracę w sieci. Postanowiła wyjaśnić, co miała na myśli, mówiąc, że szuka osoby, która jest świadoma, że "jej stan zdrowia interesuje tylko dwie osoby na świecie":

Wiele osób zrozumiało w taki sposób i mnie krytykuje, więc wytłumaczę: do choroby ma każdy prawo - choroba nie wybiera. Natomiast nie lubię przebywać z ludźmi, którzy pasjonują się swoimi chorobami, przebytymi wycięciami migdałków i opowiadają o pobytach w szpitalach. Takie rzeczy mnie zawsze przerażają i jedyne o czym lubię słuchać, to o zdrowiu, którego wam wszystkim życzę. Jeżeli kogoś takie określenie uderzyło, to mi przykro, bo nie miało. Czasami lepiej coś wytłumaczyć - aby nie zostawiać po do dyskusji - wytłumaczyła natychmiast.

Dodatkowo przyznała, że jest zszokowana faktem, że ludzie wymagania z ogłoszenia porównali do niewolnictwa, co godzi w jej dobre imię i jest mocno krzywdzące:

(...) Znajdźmy definicję, co to jest niewolnictwo i zastanówmy się czy sugerowanie czegoś takiego jest podstawne czy również sugerujące i kłamliwe na mój temat.

Ogłoszenie z wymaganiami, które wzbudziły tyle kontrowersji zniknęło a jego miejsce zajęła nieco okrojona wersja. Też uważacie, że internauci podeszli do tego, co przeczytali zbyt poważnie? Maja Bohosiewicz nie trzeźwo podeszła do afery i śmiało odniosła się do zarzutów. Co sądzicie o tej aferze? Wybuchła niepotrzebnie?

Zobacz także: Maja Bohosiewicz miała rotawirusa na własnym weselu! "Szłam ze złotą torebeczką, abym mogła zwymiotować"

Maja Bohosiewicz oznajmiła, że jeśli komuś nie podoba się oferta, to niech po prostu na nią nie aplikuje. Na zarzuty, że nie jest to ogłoszenie profesjonalne, zaznaczyła, że nie miało takie być. Jest to forma, która pasuje na Instagram.

majabohosiewicz/Instagram
Reklama

Maję bardzo poruszył zarzut, że szuka "niewolnika". Zdenerwowana, pokazała fanom, która z internautek postawiła jej taki zarzut.

majabohosiewicz/Instagram
Reklama
Reklama
Reklama