Magdalena Stępień o ostatnich chwilach z Oliwierem: "Odszedł w moich ramionach. Jeszcze poprosiłam lekarzy…"
"Miał wysoką gorączkę i chciałam mu ulżyć, dlatego dałam mu lody. Zapamiętam ten moment do końca życia", mówi w rozmowie z "Party" Magdalena Stępień.
Mijają cztery miesiące od śmierci Oliwiera Rzeźniczaka, syna Magdaleny Stępień i Jakuba Rzeźniczaka. W styczniu lekarze zdiagnozowali u chłopca złośliwy guz rabdoidalny wątroby. To rzadki rodzaj nowotworu, na którego nie udało się znaleźć jeszcze żadnego leku. W rozmowie z "Party" gwiazda opowiedziała nam o ostatnich chwilach z ukochanym synem.
Magda Stępień o chorobie i śmierci synka
Oliwier Rzeźniczak był trzecim dzieckiem w Polsce z takim rozpoznaniem. Jego mama Magdalena Stępień zdecydowała się szukać ratunku dla syna w prywatnej klinice w Izraelu, która podjęła się leczenia chłopca. Oliwier poddawany był chemioterapii, dzięki której początkowo guz się zmniejszał. Lekarze planowali operację usunięcia go, ale ostatecznie do niej nie doszło. Dlaczego?
– Sytuacja się zmieniała. Raz guz się zmniejszył, potem znów rósł. Chemia na niego nie działała. Pojawił się przerzut na płuca, ale lekarze mówili, że przerzuty są w stanie usunąć. Oliwier miałby dwie duże operacje, ale to byłoby możliwe do zrobienia. Jednak guz nagle tak zaczął rosnąć, że lekarze nie chcieli podjąć się operacji. Nawet miałam plan wrócić do Polski i szukać pomocy w innym miejscu. Myślałam, że mamy czas, ale było już za późno.
Pod koniec lipca stan chłopca nagle się pogorszył.
– Zaczęły się problemy z oddychaniem i wylądowaliśmy w szpitalu. Lekarze powiedzieli mi, że on może umrzeć, ale ja nie dopuszczałam do siebie tej myśli. Dużo się modliłam. Moja wiara w Boga jest tak silna i głęboka, że ja wierzyłam w cud. Mówiłam: „Nie, Panie Boże, Ty mi go nie zabierzesz”. Czasem czuję straszny ból, jak sobie przypomnę ten widok: jego wielki brzuszek i moją niesłabnąca nadzieję, że wyjdzie z tego. Matka wierzy do końca, matka nigdy się nie poddaje… Przez te ostatnie trzy dni był z nim już mniejszy kontakt. Miał wysoką gorączkę i chciałam mu ulżyć, dlatego dałam mu lody. Zapamiętam ten moment do końca życia. Tak się cieszył, że je jadł. Wtedy w nocy zmarł. Nadzieja umiera ostatnia i ona umarła wraz z nim, gdy odszedł w moich ramionach. Jeszcze poprosiłam lekarzy, żeby zostawili go na chwilę. Nie ma nic gorszego niż moment, gdy odchodzi dziecko, a Ty nic nie jesteś w stanie zrobić - mówi w "Party" Magda.
Magdalena nie może sobie wybaczyć, że tej nocy, w której odszedł Oliwier, pozwoliła sobie na dłuższą drzemkę.
– Przez te trzy dni w szpitalu nic nie spałam i ostatniej nocy, gdy przyjechał Kuba (Rzeźniczak - ojciec Oliwiera - przyp.red) udało mi się zasnąć na dłużej. Gdybym wiedziałam, że to będą moje ostatnie godziny z Oliwierem to nigdy bym nie zasnęła. Ale on chciał, żebym wyspała się chociaż trochę, bo kolejne dni też były ciężkie. Musieliśmy sprowadzić ciało do Polski, zorganizować pogrzeb.
Stępień podkreśla, że najtrudniejsze były pierwsze tygodnie po śmierci Oliwiera. Teraz czuje się już trochę lepiej, ale nadal nie doszła do siebie po tej tragedii.
– Na pogrzebie byłam jeszcze w szoku, nie docierało to do mnie. Potem było strasznie, gdy byłam sama. Nie miałam myśli samobójczych, ale naprawdę nie chciało mi się już żyć. Mówiłam: „Panie Boże, zabierz mnie wraz z nim”. Cząstka mnie umarła. Niby żyję, ale to bardziej egzystencja. Jest mi wszystko obojętne. Już nie boję się śmierci, a kiedyś bardzo się jej bałam. Jak widzisz śmierć swojego dziecka to już niczego się nie boisz, bo nie ma nic gorszego niż to, co Cię spotkało.
Przejść przez okres żałoby pomagają jej modlitwa oraz terapia, na której próbuje oswoić się z traumą spowodowaną śmiercią synka.
Cały wywiad z Magdaleną Stępień znajdziecie w najnowszym numerze magazynu “Party”.