Czy bywa wredną teściową? Za co najbardziej ceni Larę? Wywiad z Magdą Gessler!
Czy bywa wredną teściową? Za co najbardziej ceni Larę? Wywiad z Magdą Gessler!
Jak wyglądają święta w jej domu?
1 z 7
Na wywiad umawiamy się u niej w domu. Przed spotkaniem mam czas, by spokojnie zwiedzić dom, ogród, oranżerię i zjeść jeden ze słynnych wypieków Magdy Gessler (65). Przez moment słyszę rozmowę, którą Magda prowadzi przez telefon z cukiernikiem. Mówi spokojnie: „Ubijasz osiem kostek masła na puch z cukrem pudrem, musisz też zagotować dwa litry czerwonego wina oraz zagęścić miskę krochmalu...”. I na koniec, już nieco ostrzej: „Tylko jadalne kwiatki poukładaj pojedynczo, a nie symetrycznie, żeby to nie wyglądało jak wieniec pogrzebowy”. Kiedy Magda schodzi na dół do salonu, ma precyzyjnie skręcone loki i makijaż, w którym mogłaby występować przed kamerą. Perfekcjonistka, dama, artystka...
Zaprosiła mnie pani do swojego domu pod Warszawą. Jestem pod wrażeniem, jak bardzo jest on niepolski. Goście czują się w nim, jakby przenieśli się do Hiszpanii...
– Kupiłam go w okropnym stanie, dlatego, że dostrzegłam w nim potencjał. Przyjechałam wtedy z Hiszpanii i inspirował mnie styl domów w Katalonii czy na Majorce, zdradzający wpływy kultury arabskiej. Kocham połączenie koloru wypalonej gliny z soczystą zielenią. Czasem im bardziej musisz w coś zainwestować, i nie mówię tu jedynie o finansach, ale o czasie czy poświęceniu, tym czujesz potem większą satysfakcję. I tak było w tym przypadku.
Skąd pomysł na oranżerię tonącą w kwiatach?
– W tym miejscu wykopano wielki dół i ocementowano go pod budowę basenu. Ponieważ nie lubię zapachu chloru ani wilgoci, stwierdziłam, że nie będę mieć basenu, tylko oranżerię, w której dziś organizuję kulinarne sesje fotograficzne oraz przyjęcia i promocje.
Polecamy: Sześć pierogów za 40 zł? Pół kilo bigosu za 45 zł? Zobacz ceny świątecznych dań u Magdy Gessler!
2 z 7
Słynęła pani kiedyś z organizowania najpiękniejszych sylwestrowych balów.
– Tylko że od dziewięciu lat prowadzę „Kuchenne rewolucje”, które mnie szalenie absorbują, i dlatego życie towarzyskie odeszło na drugi plan. Myślę jednak coraz częściej, by wrócić do organizowania zabaw w karnawale. Wspominam te czasy wspaniale. Uwielbiam być wśród ludzi, dawać im powody do radości.
Niedawno powiedziała pani, że dla rodziny planuje pani zwolnić tempo. Szykują się zmiany?
– Z tym odpoczywaniem to zawsze wychodzi u mnie tak sobie... Nie potrafię siedzieć bezczynnie, bo czuję się niespokojna. Jestem człowiekiem, który potrzebuje czerpać ze świata pomysły pełnymi garściami! Niedawno byłam w Istambule z córką i trafiłyśmy do butiku, gdzie sprzedawano otomańskie stroje, niektóre nawet sprzed trzystu lat. Szale i kaftany z szarego aksamitu, haftowane złotem i platyną przypominały mi rzeczy od Gucciego czy Versace. Obie oniemiałyśmy z wrażenia! Zawsze uczyłam dzieci, by umiały się cieszyć różnorodnością świata, szukać weny, bo przecież zawsze można się czymś zainspirować!
3 z 7
Pani syn Tadeusz mówi o pani: „osobowość renesansowo-barokowa”. A jakie są pani dzieci?
– Jestem w nich absolutnie zakochana. Moje dzieci nie są pazerne na dobra materialne, ale na wiedzę i rozwój osobisty. W naszej rodzinie wszyscy musimy być czymś zafascynowani: atmosferą, formą, kolorem, smakiem, relacją, energią... Jeśli tego nie mamy, to umieramy, bo nie potrafimy tworzyć. Odnoszę wrażenie, że i Lara, i Tadeusz odziedziczyli po mnie tę renesansową część osobowości. Córka jest cukiernikiem, pisze książki, projektuje suknie ślubne, a syn jest psychologiem, zajmował się dorosłymi cierpiącymi na autyzm, ale jego powołaniem okazała się jednak kuchnia i w tym momencie tworzy duże koncepty dla gastronomii. Oboje prowadzą restauracje. Lara – Słodki... Słony, a Tadeusz ostatnio otworzył nową, turecko-meksykańską w Soho Factory. Na wiosnę będzie miał swój program kulinarny w Food Network. Cieszę się, że oboje znaleźli swój sposób na szczęście.
Czy Tadeusz przypomina pani męża Volkharta Müllera, dziennikarza tygodnika „Der Spiegel”?
– Jest bardzo podobny do ojca: dyskretny, trochę wycofany, nie lubi sprawiać ludziom przykrości. Czasem patrząc na Tadka, widzę Volkharta.
Słyszałam, że synowi zawdzięcza pani przejście na wegetarianizm.
– Nie tylko Tadeuszowi, bo również moi przyjaciele lekarze twierdzą, że dieta wegetariańska minimalizuje ryzyko powstawania nowotworów. W związku z tym mocno ograniczyłam jedzenia mięsa. Moja dieta obfituje głównie w warzywa i kasze. Uwielbiam awokado, pomidory, bakłażany, granaty, owoce mango i ubóstwiam maliny. Przez cały dzień piję też ciepłą wodę.
4 z 7
A jaka w oczach mamy jest Lara?
– Zawsze wiedziałam, że Lara potrafi być niebywałą dyplomatką. Do tego jest uzdolniona artystycznie i ma obłędny gust, co widać w sposobie, w jaki się ubiera. Podglądam jej stylizacje, które szalenie mi się podobają!
Spytałam kiedyś pani córkę, za co jest wdzięczna rodzicom. Powiedziała, że nauczyliście ją cenić rzeczy, które nic nie kosztują.
- W Dzieciństwie, aby czuć się artystką, wycinałam sobie coś z gazety, przyklejałam, malowałam i to dawało mi radość. I takiego sposobu myślenia nauczyłam moje dzieci. Dla mnie ważniejsze jest być, a nie mieć. Może dlatego moje dzieci potrafią doceniać piękno, za które nie trzeba płacić?
Jest pani z nich chyba bardzo dumna?
- Aż za bardzo! Ale też oczywiście czasem się o nich martwię, bo pragnę, by ich życie rozwijało się jak najpiękniej. Jednak nie wolno mi już być matką nadgorliwą (śmiech). Co więcej, nigdy mi na to nie pozwalali.
Lara jest młodą mężatką, a Tadeusz ma partnerkę. Bywa pani czasem wredną teściową?
– Raczej taką, która nie wtrąca się do niczego. W sprawach ich związków nigdy nie wydaję negatywnych opinii, a przede wszystkim nigdy nie wydaję opinii niepytana o zdanie.
5 z 7
Za to kocha pani być gwiazdą, robić show, grać pierwsze skrzypce...
– Nie czuję się celebrytką i gwiazdą. Schowałam się w „Kuchennych rewolucjach” i to jest mój świat: ciągle w drodze, wśród ludzi. Najszczęśliwsza czuję się, pomagając, szukając rozwiązań dla tych, którzy potrzebują mojej rady. Nie oczekuję, że będę za to dostawać brawa. Dla mnie najlepszą formą docenienia moich starań są wyniki oglądalności. Czy może sobie pani wyobrazić, że „Kuchenne rewolucje”, choć są już na ekranie dziewięć lat, to co sezon biją rekordy oglądalności i ciągle nie mają sobie równych! Nie chodzę na salony i czerwone dywany. Nie szukam tego typu rozrywki. Kiedy mam wolną chwilę, spędzam ją z rodziną. To z bliskimi świętuję moje i ich sukcesy. Najczęściej oczywiście spędzamy czas, gotując i rozmawiając o jedzeniu.
O nim opowiada pani najpiękniej. Proszę zdradzić: za co ceni pani naszą kuchnię?
– Jesteśmy krajem, który posiada najwspanialszy fusion gastronomiczny, jaki istnieje na świecie, co wynika z wielu wieków naszej skomplikowanej historii. Wojny i powstania narobiły wiele krzywdy, lecz dały nam niesamowitą odporność, cudowny melanż urody naszych kobiet, ale i przepisów kulinarnych. Czy zauważyła pani, że na Pomorzu śledzie przyrządza się po szwedzku, na słodko, na południu zaś widoczny jest wpływ kuchni węgierskiej i austriackiej i wszystko jest słone i kwaśne? Nie można wyjechać z Krakowa, nie spróbowawszy placka węgierskiego. W gastronomii mamy również wpływy włoskie, bo już dzieci w szkole uczą się o tym, że włoszczyznę dostaliśmy od królowej Bony. Niewielu natomiast wie, że od Włochów pochodzi nasze zamiłowanie do makaronów i kopytek.
6 z 7
A pierogi są z Chin, o dziwo! Myślałam, że pierogi przywędrowały do nas z Rosji. Ale muszę pani uwierzyć na słowo, przecież w pani żyłach płynie krew...
– …włoska, polska i rosyjska. Pamiętam, że w moim rodzinnym domu na święta pojawiały się tradycyjne dania z nutą wileńską. Uważam, że dziś mniej doświadczone gospodynie powinny sięgnąć do tych naszych starych, zapomnianych przepisów sprzed wojny. W tym celu warto zajrzeć choćby do „Kuchni polskiej” z 1962 roku, która jest zbiorem przedwojennych przepisów, oczywiście już z pewnymi modyfikacjami PRL-owskimi. Zamiast masła pojawia się margaryna, a liczba jaj w ciastach jest zminimalizowana.
Jak teraz w waszym domu wygląda wigilia? Każdy z pani rodziny jest odpowiedzialny za swoją popisową potrawę?
– Jeśli to ja organizuję u siebie w domu wigilię, nikt niczego nie przynosi. Wszystko czeka gotowe. Nie podaję homarów ani krewetek. Na moim stole może za to znaleźć się dobry bulion z dorsza typu bouillabaisse lub barszcz czerwony gotowany na pełnych kapeluszach prawdziwków oraz nieprawdopodobne uszka grzybowe. Bardzo ważna jest też kapusta, która przyjeżdża do mnie z Charsznicy i którą gotuję z pigwą, gruszką, cebulą, cynamonem i grzybami prawdziwkami.
Kto jest w pani domu Mikołajem?
- Moje dzieci! Potrafią wymyślać prezenty nieprzesadnie drogie, ale z charakterem. Natomiast mój mąż zawsze daje mi coś niewielkiego, za to pięknego i cennego. Mam już całą kolekcję biżuteryjnych perełek od niego. Waldemar co roku przygotowuje także w prezencie dla mnie książkę z moimi zdjęciami, coś w rodzaju pamiętnika, w którym komentuje to, co robiłam przez cały rok.
7 z 7
Niesamowity prezent!
– Muszę również powiedzieć, że dla mnie cały nasz związek jest niesamowity. Znamy się już 36 lat i nasza miłość ciągle trwa.
Żyjecie na odległość. Pani w Polsce, a pan Waldemar w Kanadzie. Jaki jest wasz przepis na utrzymanie takiej relacji?
– Dużo zaufania, wzajemnego szacunku i zrozumienia.
Nie dodałaby pani do tego jeszcze szczypty szaleństwa?
– Jakże może nie być między nami szaleństwa, jeśli potrafimy wsiąść do samolotu, by zobaczyć się tylko na chwilę? Waldemar przyleciał teraz do Polski, ponieważ jego syn otrzymał dyplom stomatologa. Za moment wraca do Kanady, by znów przylecieć do mnie na Wigilię, a potem wyjeżdżamy na Sycylię, bo chcemy spędzić pięć dni, mam nadzieję pełnych słońca, tylko we dwoje.
Ile osób zasiada przy pani stole na święta?
– Tego nie da się nigdy przewidzieć. Moja rodzina to nieprawdopodobny zespół indywidualności. Dlatego każdemu może wpaść do głowy szalony pomysł, by nagle na święta np. pojechać w egzotyczną podróż. Mój dom jest pełen miłości, ale też dajemy sobie wzajemnie prawo do wolności. Nikt na nikogo się nie gniewa, nikt nie zmusza do spędzania razem czasu za stołem. W tym roku jednak mamy plan, aby spotkać się w rodzinnym gronie i cieszyć atmosferą bliskości jak najdłużej. To był wyjątkowo długi rok, wypełniony po brzegi rozmaitymi obowiązkami, podróżami i spotkaniami… Dlatego zależy nam, aby święta były spokojniejsze. Pozwoliły nam na refleksję, wyciszenie się i nabranie sił, ale żebyśmy też nacieszyli się sobą. Czekam na to i cieszę się, że mam taką cudowną rodzinę. To mój największy skarb!