Reklama

– Mówi się, że prawdziwy mężczyzna powinien spłodzić syna, zbudować dom i zasadzić drzewo. W dowolnej kolejności.
Maciej Rock:
To jeszcze dwie rzeczy zostały mi do zrobienia. Zbuduję dom, wiem już gdzie, tylko jeszcze nie znalazłem działki, a potem zasadzę drzewo.

Reklama

– Gdzie go zbudujesz?
Maciej Rock:
Niedaleko mojego rodzinnego domu w Otwocku, między innymi dlatego, że kiedy posiada się dwoje dzieci i nie posiada niani, babcia jest niezastąpiona.

– W życiu prywatnym stateczny i poukładany mąż i ojciec, w pracy żartowniś i gaduła. Jest dwóch Maćków Rocków?
Maciej Rock:
Muszę być poukładany, jestem głową rodziny. A w pracy… tam oczekuje się ode mnie, że czasem zrobię coś głupiego, chlapnę coś, czego nie powinienem. Jak ktoś zatrudnia Maćka Rocka, to nie po to, żeby coś tam sobie monotonnym głosem odklepał z promptera. I chyba dobrze mi idzie, bo na brak pracy nie narzekam.

– Zdarzało Ci się, że telefon nie dzwonił?
Maciej Rock:
Tak. W telewizji jest tak, że albo masz dużo pracy, albo nie masz jej wcale. Nie ma nic pośrodku. Kiedy skończył się „Idol”, przez rok nie miałem nowych propozycji i nie robiłem nic.

– Kompletnie nic? Leżałeś na kanapie i zastanawiałeś się, co to będzie?
Maciej Rock:
Jeździłem na motocyklu i grałem na komputerze. Dlatego teraz, gdy już jestem odpowiedzialnym mężczyzną, postarałem się, by moi bliscy byli tak zabezpieczeni, że jeśli cokolwiek zdarzy się z tatusiem i jego pracą, oni tego nie odczują.

– Przydały Ci się do tego studia na SGH?
Maciej Rock:
Absolutnie nie. Poza tym ja ich nie skończyłem, bo mnie wyrzucili po 13 latach. W pewnym momencie studiowałem już tylko po to, żeby dostać odroczenie służby wojskowej. Dzięki rządowi PO, który zniósł obowiązkową służbę wojskową, postanowiłem już nie jeździć do szkoły, a oni postanowili mnie wyrzucić.

– Czegoś tam się jednak musiałeś nauczyć.
Maciej Rock:
Po prostu mam talent do przewidywania sytuacji.

– Przewidziałeś, że zostaniesz gwiazdą?
Maciej Rock:
Gwiazdą?! Ale ja nią nie jestem. Tylko prowadzę programy z udziałem aktualnych i potencjalnych gwiazd.

– Do czego porównałbyś prowadzenie programu na żywo?
Maciej Rock:
Do jazdy na rollercoasterze. Siedzisz przypięty w wagoniku i za chwilę runiesz głową w dół. I nieważne, czy będziesz jechać do góry nogami, czy jakąś beczkę zaliczysz po drodze, czy zrobi ci się słabo. Możesz się drzeć, ile wlezie, a to i tak nie ma znaczenia, bo musisz dojechać do końca.

– Żona Cię ogląda i mówi, co jej się podobało, a co nie?
Maciej Rock:
Kiedyś to nawet notatki sobie robiła (śmiech). Nie oszczędzała mnie, ale dopiero następnego dnia. Magdę, mamę i kilku znajomych proszę o uwagi, szczególnie na starcie programu. I jeśli kilka osób mi mówi, że coś było nie tak, to wtedy staram się to zmienić.

– Odmówiłeś Ninie Terentiew poprowadzenia koncertu sylwestrowego. To głupota czy ryzykanctwo?
Maciej Rock:
Raczej bycie w zgodzie ze sobą. Odmówiłem też poprowadzenia programu, którego scenariusz mi się nie podobał. Mimo tego, że z pracą było u mnie wtedy raczej kiepsko. A jeśli chodzi o tego sylwestra… po prostu byłem już wcześniej umówiony ze znajomymi.

– Nie bałeś się, że jak odmówisz, to już nigdy niczego więcej Ci nie zaproponuje?
Maciej Rock:
Trochę się bałem. I długo mi nikt poprowadzenia sylwestra nie zaproponował. Ale uważam, że niezależnie od tego, czym się zajmuję, muszę to robić w zgodzie ze sobą. I choćby w krótkim okresie wydawało się to ogromnym błędem, to z doświadczenia wiem, że na całe dalsze życie taka postawa procentuje. A jeśli chodzi o panią dyrektor… dużo później się dowiedziałem, że jej się nie odmawia (śmiech). Ale ona to wspomina do dzisiaj. Mówi: „Pamiętam, jak ci zaproponowałam sylwestra. A ty powiedziałeś: »Nie«, bo jadę z dziećmi i ze znajomymi nad morze. I strasznie cię wtedy polubiłam”. Pozostawanie w zgodzie ze sobą powoduje, że ludzie cię szanują.

– Zaprzyjaźniliście się z Maćkiem Dowborem?
Maciej Rock:
Tak. Wiesz, to jedna z fajniejszych rzeczy, jaka spotkała mnie w „Się kręci”.

– Intensywne muszą być te kontakty, skoro Twoja żona bywa zazdrosna.
Maciej Rock:
(Śmiech). Denerwuje się, gdy zbyt długo gadamy przez telefon. Prawda jest taka, że Maciek jest moim najlepszym kumplem, może dzięki temu, że jesteśmy w prawie identycznej sytuacji. Mamy po tyle samo lat, małe dzieci, wykonujemy tę samą pracę i tak samo mało mamy czasu wolnego. Czyli… jesteśmy w podobnym miejscu w życiu. Szczególnie zbliża nas nieregularność naszej pracy. Nikt inny, kto w tym nie siedzi, nie jest w stanie zrozumieć, że to, iż po raz piąty odwołuję spotkanie tuż przed, nie wynika z lekceważenia, tylko z obowiązków zawodowych. Zostałem poniekąd wykluczony z życia towarzyskiego. Spowodowały to dwa połączone czynniki – nieregularna praca i rodzina.

– Nie chodzisz więc z kumplami na piwo?
Maciej Rock:
Szczerze mówiąc, nawet nie pamiętam, kiedy byłem ostatni raz.

– Wygląda na to, że praca jest dla Ciebie najważniejsza.
Maciej Rock:
Najważniejsza jest rodzina. Kiedyś nie wierzyłem, że moją pracę da się pogodzić z posiadaniem rodziny. Odkryłem, że taki tryb życia sprawdza się. Codziennie rano odwożę córkę do przedszkola na 9., a nie na 7.30. Potem mam czas dla syna, więc siedzimy na placu zabaw albo jeździmy na rowerze. Często możemy spędzić razem cały dzień, a wieczorem, kiedy dzieciaki idą spać, ja idę do pracy. Ale pracę również traktuję bardzo poważnie, choć przyznaję, udałem się niedawno na wagary (śmiech). Jeden tydzień w roku poświęcamy z żoną tylko sobie. Dzieci zostają z babciami, a my uciekamy w świat. I w tym roku nikomu nie powiedziałem, że wyjeżdżam. Powiedziałem, że potrzebuję tylko weekendu. Ale potem zadzwoniłem, że weekend się trochę przedłużył. Warto było, bo spędziliśmy cudowny czas.

– Która rola Rocka jest najważniejsza? Ojciec, mąż, gwiazda?
Maciej Rock:
Bycie ojcem! Gdyby mój mózg porównać do pamięci RAM w komputerze, to jej 60 procent zajmuje obecnie edukacja mojej córki, która za rok pójdzie do zerówki. Przejrzałem oferty szkół i bardzo dużo na temat edukacji poczytałem, i na razie nie chcę posłać dziecka do podstawówki. W szkole będą ją uczyć, w jaki sposób rozmnaża się pierwotniak, i będą jej kazali zapamiętać miliony dat. A po co moja córka ma pamiętać, w którym roku była bitwa nad Bzurą i jacy generałowie tam dowodzili? Na zakończenie każdego etapu edukacji jest test. Trzeba zakuwać ze wszystkich przedmiotów, żeby mieć dobrą średnią, bo potem ta średnia jest brana pod uwagę dalej i dalej. A gdzieś w tym wszystkim gubi się rozwijanie pasji, odkrywanie talentu i kończąc szkołę średnią z najlepszymi wynikami ze wszystkich przedmiotów, nie za bardzo wiesz, co dalej ze sobą zrobić, niczym się nie interesujesz, za to jesteś kandydatem do szpitala psychiatrycznego.

– Nie przesadzasz? My się tak uczyliśmy i jakoś w szpitalu nie wylądowaliśmy.
Maciej Rock:
Za naszych czasów było trochę inaczej, dlatego teraz szukam jakiejś alternatywy. Może jakiegoś nauczyciela? Halo! Drodzy czytelnicy VIVY! Poszukuję świra. Nauczyciela, który jest nienormalny, którego zwolnili ze szkoły za niestandardowe metody nauczania. Jeśli jesteś jak Keating ze „Stowarzyszenia umarłych poetów”, pisz: www.maciekrock.pl. Potrzebuję cię, drogi nauczycielu, zgłoś się do mnie! Albo wiesz, co? Może założę własną szkołę?

– Co na to Magda?
Maciej Rock:
Ponieważ, jak to kobieta, jest bardziej praktyczna, próbuje mi wytłumaczyć, że przecież inne dzieci chodzą do normalnych szkół i żyją. Jeśli jednak przedstawię jej bardzo, bardzo dobrą propozycję, to myślę, że uda mi się ją przeforsować. Co prawda pokłócimy się ze sto razy. Nie będziemy się do siebie odzywać. Potem znowu się pokłócimy, i znowu nie będziemy się do siebie odzywać, a na końcu dojdziemy do porozumienia.

– Często się kłócicie?
Maciej Rock:
Tak. Raz chyba nawet rzuciłem talerzem (śmiech).

– Jesteście modelową rodziną – tata pracuje, mama siedzi z dziećmi.
Maciej Rock:
Teraz ty szydzisz. Warszawski standardzik jest taki, że mama dwa tygodnie po urodzeniu dziecka już nie może wytrzymać w domu, wraca do pracy, zatrudnia nianię na pełen etat i wraz z tatą realizują się w pracy. A to, co my robimy, jest cholernie dalekie od takich standardów. Wymaga znacznie większego poświęcenia i włożenia energii w coś, co tak naprawdę jest kompletnie nieatrakcyjne. Nie wiem, kto wolałby siedzieć z dziećmi w domu, niż pojechać gdzieś czy po prostu pójść do pracy. Ale my się na to porwaliśmy, bo wierzymy, że tak będzie lepiej.

– Jesteś świadomym ojcem. Czytasz mądre książki o wychowaniu dzieci?
Maciej Rock:
Magda czyta, a ja tylko zaznaczone przez nią fragmenty (śmiech). Poza tym działam intuicyjnie, ale ogólnie wygląda na to, że pozwalamy dzieciom na bardzo dużo. Dlaczego mam dwulatkowi zabronić wchodzenia na stół? On przecież w ten sposób sprawdzi, co tam jest, i spojrzy na świat z innej perspektywy. Jak chce, to niech wejdzie też pod stół.

– A jak spadnie ze stołu?
Maciej Rock:
To będzie wiedział, że to boli, i następnym razem już tego nie zrobi. A jak tylko mu będę mówił, że tego czy tamtego mu nie wolno, to on i tak to zrobi, wtedy gdy nie będę patrzył. Moja córka już nie wchodzi, bo ona już wie, co jest na stole. Mój syn już nie próbuje kotu mojej mamy ukręcić głowy, bo wie, że to grozi podrapaniem. Nienawidzę słów: „Nie wolno”!

– Tobie tak wielu rzeczy nie było wolno?
Maciej Rock:
Tak. A jak się zerwałem ze smyczy, to zrobiłem wszystko, czego mi zabraniano – najarałem się, łyknąłem jakąś pigułę, nie wróciłem na noc, bo szlajałem się po Dworcu Centralnym. Nie chciałbym, żeby moje dzieci zrobiły to samo. A zresztą! Najważniejsze, żeby były szczęśliwe. Tak jak ja.

Reklama

Rozmawiała Katarzyna Zwolińska
Zdjecia Zuza Krajewska i Bartek Wieczorek
Stylizacja Maciej Spadło/Van Dorsen Talents
Makijaż i fryzury PaweŁ Bik
Produkcja sesji Piotr Wojtasik

Reklama
Reklama
Reklama