Reklama

Alkohol i inne używki to w show-biznesie temat tabu, choć wiadomo, że dla wielu artystów i celebrytów to wręcz codzienność. Oficjalnie jednak rzadko ktoś wychodzi przed szereg i mówi otwarcie o swoim uzależnieniu czy eksperymentach, a wszystko przez strach przed konsekwencjami. Zdarzają się wyjątki. Przypomnijmy: "Wyszłam na scenę pijana!"

Reklama

Teraz na bardzo odważne wyznanie zdecydował się Lars von Trier. Słynny reżyser nigdy nie stronił od kontrowersyjnych wypowiedzi, a w najnowszym wywiadzie poszedł o krok dalej. Von Trier przyznał, że wszystkie swoje najlepsze filmy stworzył pod wpływem alkoholu i narkotyków. Obecnie jest na terapii leczącej uzależnienie i boi się, że będąc "czystym" nie stworzy już żadnego wielkiego dzieła na miarę "Dogville", "Antychrysta" czy "Melancholii".

Wszystkie swoje najlepsze filmy tworzyłem pod wpływem alkoholu i używek. To one pozwalały mi znaleźć się w "równoległym świecie", który pomagał mi być kreatywnym. Jestem na odwyku, uczęszczam na spotkania AA. Nie wypijam już dziennie butelki wódki. Nie biorę też narkotyków. I nie wiem czy potrafię nakręcić jeszcze jakieś filmy. Nie ma wartościowych artystycznie rzeczy, które by zrobił były narkoman i były pijak. Kto, do diabła, zawracałby sobie głowę Rolling Stonesami bez wódy albo Jimmy Hendriksem bez heroiny? Znalazłem się w punkcie, w którym musiałem dokonać wyboru pomiędzy człowiekiem von Trierem a reżyserem von Trierem. Ale teraz prześladuje mnie wizja, że już nigdy nie zrobię żadnego filmu. Bo boję się, że o jakimś można by było co najwyżej powiedzieć, że jest "gówniany" - tłumaczy Von Trier w wywiadzie duńskiego "Politiken".

Myślicie, że jego kariera rzeczywiście może zawisnąć na włosku?

Zobacz: "Wysypywałam cukier, aby pójść do sklepu po alkohol"

Reklama

Ilona Felicjańska na imprezie:

Reklama
Reklama
Reklama