Popis aktorski Ryana Goslinga i… mutanci. Przegląd premier kinowych weekendu
Popis aktorski Ryana Goslinga i… mutanci. Przegląd premier kinowych weekendu
1 z 4
Ani się obejrzeliśmy, a minął równo rok, odkąd opisuję tu dla Was premiery kinowe. Z tej okazji kina przygotowały całkiem fajną ofertę! ;) Zapraszam do przeglądu wybranych premier filmowych weekendu. O wszystkich przeczytacie w każdy piątek na MOIM BLOGU. A zaczynamy od:
Nienasyceni A Bigger Splash
Jeśli jeszcze mało Wam słońca, możecie zajrzeć do kina. Znajdziemy tam nienasyconych życiem bohaterów, którzy spotkają się na sycylijskiej wyspie, by oddać się typowemu, włoskiemu dolce vita. Wśród nich gwiazda muzyki Marianne Lane (Tilda Swinton), jej partner (Matthias Schoenaerts), a także wpraszający się na sycylijską imprezkę były facet Marianne, producent muzyczny (Ralph Fiennes) i jego córka (wydłużająca do 15 minut swoje 5 minut sławy zdobytej w „50 twarzach Greya” Dakota Johnson).
Dramat wisi w gorącym, sycylijskim powietrzu, ale nie spodziewajcie się żadnego thrillera, bo „Nienasyceni” to obyczajowe kino z dobrym aktorstwem i szytymi dla Tildy Swinton przez Diora kieckami.
Werdykt: O miłości i pożądaniu
Zwiastun:
2 z 4
Zakładnik z Wall Street Money Monster
George Clooney realizuje swoją wizję zbawienia świata przez kino. Tym razem wziął się za bankierów i giełdy, które obracając miliardami dolarów mają za nic tzw. szarych obywateli, którym nierzadko niszczą życie. Takich obywateli jak Kyle Budwell (Jack O'Connell), który w desperacji włamuje się do studia telewizyjnego i bierze na zakładnika gwiazdę programu ekonomicznego (Clooney). Na oczach milionów telewidzów i wydawcy programu (Julia Roberts) powalczy o sprawiedliwość. Przy okazji „Zakładnik z Wall Street” wypowie się zapewne w kwestii szalonej walki o oglądalność i tego, do czego można się posunąć, by była jak najwyższa.
„Zakładnika z Wall Street” wyreżyserowała Jodie Foster i pierwsze recenzje wskazują na to, że poradziła sobie dobrze. Choć nie pomógł jej w tym przeciętny scenariusz.
Werdykt: Solidne kino bez blasku
Zwiastun:
3 z 4
X-Men: Apocalypse
Szóste już bodaj spotkanie (nie licząc pobocznych Wolverinów) z dobrymi mutantami i mutantami złymi. Przyznam szczerze, że już pogubiłem się w liczeniu, co nie zmienia faktu, że na kolejne części przygód X-Menów czekam, bo zwyczajnie mi odpowiadają. Mniej lub bardziej, ale chyba nigdy nie jest na tyle źle, żebym narzekał. I sądzę, że z „X-Men: Apocalypse” też będzie dobrze, o ile oczywiście akceptuje się kino superbohaterskie, mnogość postaci obdarzonych przeróżnymi mocami, a co za nimi idzie dość trudne do obserwacji ze zrozumieniem kino.
Ale nie o zrozumienie tu przecież chodzi, tylko o dobrą zabawę i rozrywkę, a ta wydaje się być murowana. Akcję kontynuujemy chwilę po wydarzeniach poprzedniej części, czyli w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku. Mutanci pod wodzą profesora Xaviera (James McAvoy) stają do walki z wszechpotężnym Apocalypse (Oscar Issac) – wieść gminna niesie pierwszym i najpotężniejszym z mutantów. No ciekawe, jaki będzie wynik tego starcia? :)
Werdykt: Komiksowe kino
Zwiastun:
4 z 4
Nice Guys. Równi goście The Nice Guys
Na papierze wszystko wyglądało świetnie. Ryan Gosling i Russell Crowe w sensacyjnej komedii wyreżyserowanej i napisanej przez Shane'a Blacka, niegdyś najlepiej opłacanego scenarzystę w Hollywood, autora scenariusza do m.in. „Zabójczej broni”. Duża doza humoru, solidna porcja akcji, a wszystko umiejscowione w wyluzowanym Los Angeles końca lat 70. A jak to wszystko wypadło na dużym ekranie?
Wypadło nieźle, ale niestety nie aż tak dobrze jak by mogło być. „Nice Guys. Równi goście” mają swoje momenty, ba, mają ich całkiem sporo, ale oprócz tego zostaje dość monotonny film, który bardzo dobrze się ogląda dzięki bezbłędnej realizacji, ale któremu czegoś brakuje. Niemniej jednak dla samego Ryana Goslinga, który świetnie wcielił się w rolę nierozgarniętego prywatnego detektywa, warto „Nice Guys. Równi goście” zobaczyć. Moją recenzję filmu znajdziecie TUTAJ.
Werdykt: Dla Ryana Goslinga
Zwiastun: