Reklama

1. sierpnia 2022 roku obchodzimy 78. rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego. Z tej okazji wielu Polaków, w tym ci znani, postanowiło uczcić pamięć bohaterów z 1944 roku. Kinga Rusin w cyklu Muzeum Powstania Warszawskiego "Korzenie pamięci" opowiedziała o swoim dziadku, poruczniku Stefanie Czyżewskim, który zginął podczas Powstania Warszawskiego, własnym ciałem osłaniając 18-letniego żołnierza, oraz o babci, która samotnie musiała wychować troje dzieci:

Reklama

Nie znam babci uśmiechniętej - przyznała Kinga Rusin.

Poznajcie tę poruszającą historię.

78. rocznica Powstania Warszawskiego. Kinga Rusin wspomina dziadka

Kinga Rusin uczciła Powstanie Warszawskie, opowiadając o swoim dziadku, poruczniku Stefanie Czyżewskim "Kajtku". Z okazji 78. rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego, wzięła udział w cyklu Muzeum Powstania Warszawskiego, udzielając wywiadu, w którym podzieliła się historią swojej rodziny, a w szczególności dziadka, który w 1944 roku walczył i zginął w obronie ojczyzny.

Kinga Rusin przyznała, że jej mama prawie nie znała swojego ojca, zmarł gdy miała zaledwie dwa latka. Opowiedziała nie tylko o swoim bohaterskim dziadku, ale również o jego żonie, która w obliczu bohaterstwa męża ale również tragedii, musiała samotnie wychować troje dzieci. To bardzo ważny dla Kingi Rusin wywiad:

Mój dziadek, porucznik Stefan Czyżewski, pseudonim "Kajtek", dowódca jednego z oddziałów broniących budynek Pasty, oddał za ojczyznę życie. Został postrzelony, zasłaniając własnym ciałem, przed kulą niemieckiego snajpera, młodego żołnierza ze swojego oddziału. Poległ bohaterską śmiercią na polu walki 8 sierpnia 1944 roku, osierocając trójkę małych dzieci. Był dobrym, honorowym i bardzo odważnym człowiekiem. Pamiętamy... Chwała Bohaterom! - napisała na Instagramie.

W wywiadzie "Korzenie pamięci" w cyklu Muzeum Powstania Warszawskiego, Kinga Rusin opowiedziała o dzielnej babci, która po śmierci porucznika Stefana Czyżewskiego, została samotną matką. Kinga Rusin ze smutkiem wyznała, że "nie zna babci uśmiechniętej". Życie jej nie oszczędzało...

Wychowywała mnie babcia tak, jak to drzewiej bywało, (...) ogromny mam sentyment do babci. Babcia była osobą szalenie ważną w moim życiu i myślę, że bardzo wpłynęła na to, kim jestem, jaka jestem. Nie znam babci, to może zabrzmi dziwnie, może nawet strasznie, ale uśmiechniętej. Moja babcia była osobą surową i miała wokół siebie taką trochę taflę. Bardzo wiele w życiu przeszła - i powstanie, i tę wojnę, którą tutaj przeżyła w Warszawie, całą właściwie, mając trójkę dzieci. Jako mama mogę sobie wyobrazić, jakie to było straszne. Była bardzo dzielna w tym wszystkim, a po wojnie została sama z tą trójką dzieci, w kompletnie innych warunkach niż te, w których żyła do tej pory.

Dziadek Kingi Rusin był podoficerem. Do Legionów Piłsudskiego wstąpił mając tylko 17 lat. Z wojskiem wiązał swoją przyszłość. Po wybuchu drugiej wojny światowej został internowany i trafił do obozu:

Dziadek był internowany, tak jak wszyscy oficerowie polskiego wojska i na szczęście trafił do takiego obozu przejściowego (...). Babcia wspominała, że postawili dosyć prymitywny drut, a wojskowym pozwolono zatrzymać pieniądze (...) Lokalni mieszkańcy bardzo szybko zorientowali się, że można handlować np. papierosami i stali przy tym płocie i handlowali i mój dziadek złapał jakiś kontakt z kolejarzem i napisał list do babci, że jest w obozie (...)

Jak relacjonowała Kinga Rusin, jej babcia zostawiając w domu dzieci, "przeszmuglowała pod płotem" cywilną odzież, czym pomogła mężowi w ucieczce w obozu. Po powrocie do Warszawy dołączył do ruchu oporu.

Ponieważ był to ruch oporu, była ta organizacja podziemna, nielegalna, dziadek się bardzo bał o rodzinę, więc wuj pamięta strzępki rozmów, kiedy dziadek mówił: "Rena, wychodzę, nie będzie mnie 3 lub 4 dni"

Kinga Rusin opowiedziała również jak zmarł Stefan Czyżewski "Kajtek". Bohater brał udział w obronie PAST-y. Dowodził młodymi żołnierzami, gdy opuszczali studzienkę kanalizacyjną Stefan Czyżewski dostrzegł snajpera i osłonił kolegę z oddziału własnym ciałem. Zraniono go w udo, rana jednak nie była śmiertelna. Niemieccy żołnierze jednak skutecznie uniemożliwiali pomoc dziadkowi Kingi Rusin. Gdy próbowali przetransportować go do szpitala po zmroku, było już za późno...

Dostał ranę postrzałową w udo (...). Czekali do zmroku, jak zapadła ciemność wyciągnęli go i zawieźli go do szpitala, ale się wykrwawił w międzyczasie. Nie była to groźna rana postrzałowa, gdyby została opatrzona od razu, to dziadek by żył - wspominała Kinga Rusin.

Reklama

To jedna z historii, warta pamiętania. Cześć i chwała Bohaterom. Cały wywiad dostępny poniżej:

Karina Krystosiak/REPORTER
Jakub Kaminski/East News
Reklama
Reklama
Reklama