Kazia Szczuka i Kasia Kwiatkowska: Co je łączy?
Pierwszy wspólny wywiad naczelnej feministki i królowej parodii. Ale która jest która? Różnice się zacierają, bohaterki się upodabniają. Parodystka wyznaje, że nie umie udawać. Feministka przyznaje, że umie naśladować. A potem następuje opowieść o ataku krzyżackim, cioci Krupie i wielkiej przyjaźni.
– Kaziu, Kasiu, co tak naprawdę Was łączy? Czy to zwykła znajomość, czy prawdziwa przyjaźń? Czy to jest przyjaźń, czy to jest kochanie? Parodiowanie, czy lansowanie? Wzajemna pomoc, czy kumpelstwo? Pytam, bo wiem, że poznałyście się niedawno, dzięki programowi Szymon Majewski Show.
Kasia Kwiatkowska: Wiedziałam, że to będzie wstydliwa rozmowa, bo będziemy musiały się deklarować. Przeczuwałam!
Kazia Szczuka: Pierwszy problem to gramatyka. Jak facet powie o drugim facecie „mój przyjaciel”, brzmi to miło i godnie, ale „moja przyjaciółka” ma dość blisko do psiapsiółki, z którą je się ciastka i papla, jak zwalczać cellulit. Ale zgodnie z zasadą „żeńskim końcówkom mówimy tak!”, idźmy w to. Jesteśmy przyjaciółkami. Kasia w mój rodzinny krąg przyjacielski weszła dosłownie z marszu, jakby od lat z nami była. Bardzo zaimponowałam moim siostrom – feministkom, gdy ściągnęłam Kwiatkowską do naszej wyklętej grupy. Byłyśmy u Agnieszki Graff, u Agnieszki Drotkiewicz, na imprezie Krytyki Politycznej.
– Na „Paszportach Polityki” i wielu innych imprezach. Lubicie razem bankietować.
K.S.: Razem owszem, ale czy zaraz bankietować?
K.K.: Mamy podobny styl imprezowania. Kazia wciągnęła mnie w swój krąg. Okazało się, że od lat się o siebie ocierałyśmy i mamy kilku wspólnych znajomych.
K.S.: Łączyło nas też pewne miejsce, tajemny matecznik warszawskich plot.
K.K.: He, he. Kilka niezłych historyjek tam o Kazi usłyszałam.
K.S.: Szczegóły nie byłyby dla VIVY! ciekawe, bo to raczej niszowe towarzystwo. Ogólnie sprawy ujmując chodziło o kontredans męsko-damski, czyli romanse, małżeństwa i narzeczeństwa wśród warszawskiej inteligencji artystyczno-humanistycznej.
– Trochę skomplikowane…
K.K.: Wcale nie. Nawet nie takie dziwne, w końcu jesteśmy warszawiankami, a przez moment nawet byłyśmy sąsiadkami na Saskiej Kępie.
– Jak ludzie Was razem widzą, to…
K.K.: Niektórzy byli zszokowani, że Kazia jest tak wyluzowana.
– Wcale się nie dziwię. Stroiłaś sobie z Kazi okrutne żarty. Gdzie się poznałyście, ale tak naprawdę, oko w oko?
K.S.: Podczas nagrywania kolejnego programu Szymona. Podeszła do mnie Kaśka, bez makijażu, bez charakteryzacji, a ja jej niemal nie poznałam. Nie byłam do niej źle nastawiona, bo już mnie urobili wspólni znajomi, opowiadając, jaka to cudowna osoba.
K.K.: Strasznie się bałam tego momentu, bo nie wiedziałam, jak Kazia na mnie zareaguje, czy na przywitanie nie zrobi ze mnie krwawej plamy na podłodze. Jak okazało się, że jest dla mnie miła, nie mogłam uwierzyć.
– I słusznie. Niektórzy parodiowani są u Szymona bezlitośnie.
K.S.: Bądźmy szczerzy, ja nie! Kpią sobie ze mnie, ironizują, ale życzliwie. Choć i tak to rodzaj testu. Nigdy nie znasz siebie takiej, jaką widzą cię inni. Ta cała mimika, te wszystkie ruchy, tiki. To, co jest poza kontrolą, to materia pracy parodysty. Na ogół łudzimy się, że jesteśmy inni, lepsi, ciekawsi.
K.K.: Najczęściej parodiuję Szczukę – wredną złośnicę z „Najsłabszego ogniwa”, ale w taki sposób, że akceptuje to większość widzów. Kazia jest bardzo charakterystyczna. Bardzo cenię tę cechę u ludzi, a nawet jej zazdroszczę – bo nie sprawdziłam jeszcze, czy sama ją posiadam.
K.S.: A ja lubię się bawić w parodiowanie na użytek domowy. Mam, nie wiedzieć skąd, umiejętność naśladowania ludzi, tylko brak mi warsztatu aktorskiego. Robię to totalnie na czuja.
– Kasiu, trudniej Ci kpić z Kazi, odkąd ją lepiej poznałaś?
K.K.: O wiele, bo przestałam zauważać odmienności, jak jej tylnojęzykowe „r”.
– Gdzieś przeczytałam, że i tak wolisz parodiować Krystynę Jandę.
K.K.: To przeinaczenie medialne. Zawsze mówię, że nie mam ulubionej postaci. Znudziłabym się parodiując jedną osobę.
K.S.: Ale często podkreślasz, że Janda jest Twoją idolką.
K.K.: Bo jest! Jest cudowna, cenię ją, chciałabym mieć taki magnetyzm.
K.S.: Kiedy kręciłyśmy filmik dla promocji TVN i leciałyśmy helikopterem nad Warszawą, nagle Kasia wcieliła się w Jandę z „Człowieka z żelaza”, z tej słynnej sceny lotu nad Nową Hutą.
K.K.: Huczało, łomotało, a ja krzyczałam: „Powiedzcie, który dom budował Birkut?”
– Nieźle się bawicie, pozazdrościć.
K.K.: Łączy nas stacja ukochana.
K.S.: Stacja-matka.
– I co jeszcze?
K.K.: Plany. Jak napiszę pierwszą książkę, to Kazia zaprosi mnie do swojego programu „Wydanie drugie, poprawione”.
K.S.: A jak ja napiszę pierwszą sztukę...
K.K.: ...najlepiej monodram...
K.S.: ...to główna rola jest dla Kasi... A co będzie, jak monodram będzie chałą? Tyle napisano, że przyjaźń to taki dar, który się nie przekłada na żadną wymianę. Według filozofów to wcale nie jest tak, że ty mi coś dasz, ja ci coś dam, dobrze nam razem idzie, więc jesteśmy przyjaciółkami. Przeciwnie. Przyjaźń dopiero zaczyna się tam, gdzie kończy się „ekonomia wymiany”, a zaczynają rzeczy niepoliczalne.
– Takie, jak fascynacja drugim człowiekiem?
K.K.: Także. Ja czerpię też rozrywkę w dobrym gatunku, na przykład.
K.S.: I ja, bo Kasia jest osobą wyjątkowo wesołą i pogodną, wręcz tryskającą humorem. Wszyscy się teraz dołujemy sytuacją polityczną, ale Kasia ma i na to swoje sposoby.
K.K.: Dzisiaj ze 20 razy zmienił mi się nastrój. Jak zostaję sama ze sobą – dołuję, ale mam w sobie dziwny instynkt towarzyski, instynkt showmana, i kiedy wychodzę do ludzi, to nawet jak sobie zaplanuję na dziś masakrę, czarną lady, że koniec, właśnie chcę się zabić, nie widzę sensu życia, to…
– Stajesz się duszą towarzystwa?
K.S.: I wszyscy leżą u stóp! Zasada życia towarzyskiego Kasi Kwiatkowskiej jest następująca: zaczyna sobie miło rozmawiać z jakąś osobą, szybko eskaluje i wkrótce całe towarzystwo zalewa się łzami ze śmiechu z kolejnej anegdoty.
– A propos przyjaźni. Popatrzcie, tyle jest fantastycznych męskich par: Flip i Flap, Pat i Pataszon, Paweł i Gaweł...
K.S.: ...Żwirek i Muchomorek, Bolek i Lolek, Szczepcio i Tońcio, Sekielski i Morozowski.
– I tylko jedna kapitalna, żeńska para Thelma i Louise.
K.K.: I my ją zagrałyśmy w filmie promującym nową ramówkę TVN. To wtedy wyszło na jaw, że Kazia jest superuzdolnioną aktorką. Zaprezentowała taką łatwość przyswajania tekstów i naturalność przed kamerą, że ja przy niej byłam spięta. Myślałam cały czas: ale będzie wstyd, jak się zblamuję. Przecież to ona jest amatorką, a nie ja.
K.S.: Kasia przesadza z pochwałami. Tajemnica polegała na tym, że byłyśmy razem. Kiedy traciłam rezon i się gubiłam, Kasia spokojnie opanowywała sytuację. Jako profesjonalistka wie, co i w jakiej kolejności trzeba zrobić. A dodam jeszcze, że to naprawdę uzdolniona humanistycznie dziewczyna.
– Prócz stacji-matki łączy Was powinowactwo dusz?
K.K.: I to jakie! Żadnych kompromisów emocjonalnych. Jak Kazia cię lubi, to o tym wiesz, ale jak cię nie lubi, też o tym wiesz. Ja też tak mam. Nie potrafię udawać. Zanim się poznałyśmy, już nosiłyśmy takie same ubrania. Naprawdę! Rok temu na manifie 8 marca patrzę i własnym oczom nie wierzę: idzie mój płaszcz, rzadki model, krótka seria z Benettona, jejku, toż to Szczuka! Potem się okazało, że mamy identyczne buty, których w ogóle nie ma w Polsce. Moje kupił mi eks-narzeczony, Kazi – jej partner Robinio. Mamy prawie identyczne czapki z daszkiem i tak samo je nosimy, takie same, wielkie czarne torby z brezentu, dobrej, ale mało znanej firmy.
K.S.: Zrobiono kiedyś eksperyment psychologiczny: do sali wpuszczono wielką grupę ludzi, którzy mieli się dobrać w pary. Stało się to błyskawicznie według klucza – podobne doświadczenia z dzieciństwa, podobny krąg społeczny, te same kulturowe kody, strój, mowa ciała. To, że nosi się podobne, charakterystyczne buty, świadczy nie tylko o podobnym guście, ale także o tym, że najprawdopodobniej się z tą osobą polubisz.
– A Wasi faceci się lubią?
K.K.: Mój eks-chłopak nie znosił Kazi. To było straszne.
K.S.: Siał między nami intrygi. Z moim Robertem jest zupełnie inaczej, Kasię uwielbia. Pojechaliśmy razem do Rospudy, gdzie przeżyliśmy atak krzyżacki. Co najśmieszniejsze, Krzyżacy myśleli, że Kasia jest mną…
K.K.: Przez kwadrans krzyczeli do mnie: „Pani Kazimiero”. Obie byłyśmy zakutane, bo zimno było diabelnie.
K.S.: Bo ja jestem bardziej znana jako ta Szczuka, którą gra Kasia u Szymona, niż ta, którą naprawdę jestem.
– Co na to wszystko Wasze rodziny?
K.K.: Miałam bajkowo szczęśliwe dzieciństwo, mimo skomplikowanej sytuacji rodzinnej. Jestem skórą ściągniętą z ojca i jego rodziny, tylko nie znam ojca i nie chcę tego zmieniać. Za to mama strasznie lubi i szanuje Kazię.
K.S.: Dobrze wychowała swoje dziecko, które chodzi na manify i rozumie pewne rzeczy w lot. Zapomniałaś powiedzieć, że jestem podobna do twojej zwariowanej ciotki – siostry ojca.
K.K.: Więcej! Do całej linii po mieczu. Patrzę na Kazię i widzę, że całe pokolenia rodziny Kwiatkowskich przemawiają przez te oczy. Widzę w nich swoją babcię i ciocię. Któregoś razu, kiedy jeszcze słabo się znałyśmy, Kazia nagle spojrzała na mnie tak, że wyjąkałam „Booożee, ciociu...” – to była cała ciocia Krupa.
– No to dziewczyny, podsumowując, jak to jest z tą przyjaźnią?
K.K.: Nawiązywanie przyjaźni w późniejszym wieku jest trudniejsze, niż w ławie szkolnej. Zwierzam się Kazi, a potem się tego wstydzę. Dla mnie to trochę szokujące, że tak na siebie wpadłyśmy i się otworzyłyśmy przed sobą. Musisz koniecznie napisać, że Kazia kocha przyrodę i się nią egzaltuje. „Boże, to cudownie, cudownie”, powtarza. Takie dziewczyńskie, szczere, spontaniczne zachwyty.
K.S.: Ej, zaraz wyjdziemy na idiotki. Przyroda to zawsze sprawa chwytająca za serce. W tym się natychmiast porozumiałyśmy. Poza tym Kasia też ma swoje cudowne paranoje, choć nie powinnyśmy się do nich przyznawać.
– Ale do paranoi kuchennej – możecie.
K.K.: Kazia bardzo mi imponuje, bo jest fanką „kuchni pięciu przemian”. W kuchni zachowuje się jak Harry Potter. Sypie i opowiada, dosypuje i objaśnia, co wrzuca do garnka. Zawsze jest u niej kasza, taka czy inna, zawsze zdrowa.
K.S.: Kasia niedawno rzuciła palenie, więc odzyskała apetyt. Ja, niestety, wciąż popalam. Kasia jest młoda, ma życie przez sobą, ja jestem tą starą ciotką o ostrym spojrzeniu. I to jedna z niewielu rzeczy, która nas różni.
Rozmawiała: Liliana Śnieg-Czaplewska
Zdjęcia Szymon Szcześniak/AF Photo
Stylizacja Vasina
Makijaż Izabela Wójcik/metaluna
Fryzury Sylwia Habdas-Zardoni/metaluna
Produkcja sesji Ewa Kwiatkowska