Jolanta Kwaśniewska: "Teraz jest nas więcej..."
„Czy życie się zmienia, gdy córka wychodzi za mąż? I tak, i nie. Ale ja teraz myślenie rozkładam na dwoje..." - Jolanta Kwaśniewska we wzruszającej rozmowie z Krystyną Pytlakowską.
- Pani Prezydentowo, to pierwsze święta, kiedy do wigilii zasiądzie więcej osób niż dotąd?
Jolanta Kwaśniewska: U nas zawsze w Wigilię zbierało się przy stole znacznie więcej osób, niż liczyła nasza rodzina – mój tata, moje dwie siostry, dwóch szwagrów, ich troje dzieci, siostra Olka z mężem, mieszkająca w Szwajcarii. Kiedy wszyscy mogli pojawić się w Warszawie, przy wigilijnym stole było minimum 12 nakryć, no i wolny talerz dla wędrowca. Zapraszaliśmy też współpracowników, członków BOR-u. Było dużo szumu i bardzo wesoło. Wtedy jeszcze mieszkaliśmy w Pałacu Prezydenckim i przez te chwile zapominaliśmy, że nasza rodzina liczy tylko trzy osoby.
– Tak, ale w tym roku doszedł ktoś jeszcze – mąż Oli.
Jolanta Kwaśniewska: Wigilię spędzimy więc też z Kubą i jego mamą, tatą i bratem. Rodzina nam się tak pięknie zdublowała. Oboje z mężem cieszymy się, że Ola wybrała sobie takiego fajnego męża, ciepłego i utalentowanego. I rodzinnego, co jest dla nas bardzo ważne.
– Miło patrzeć na młodych, tak bardzo w sobie zakochanych?
Jolanta Kwaśniewska: Tym milej, że Boże Narodzenie to przecież święta miłości, a tę miłość u Oli i Kuby widać na każdym kroku. W ich oczach, gestach. Myślę, że my – rodzice – czekamy na taki moment, gdy u boku naszego dziecka pojawi się człowiek, w którym widzimy uczucie, jakim darzy nasze dziecko. Ja to widzę, czuję i napełnia mnie to wielką radością i nadzieją.
– Wraca Pani myślami do własnych pierwszych świąt z Pani mężem? A może jeszcze narzeczonym?
Jolanta Kwaśniewska: Z mężem, z mężem. Tata był konserwatywny. Pierwsze wspólne święta spędziliśmy już po ślubie. Pamiętam, jak Olek przyszedł do niego i powiedział, że bardzo by chciał, żebyśmy wspólnie przeszli przez życie. I że dostał propozycję pracy w Warszawie, więc pragnie, żebym z nim tam zamieszkała. Na to mój tata odpowiedział: „Więc natychmiast ślub!”. Jedynym wolnym terminem był 23 listopada i choć ostrzegano nas, że w nazwie miesiąca nie ma litery „r”, pobraliśmy się mimo wszystko. I myślę, że cały czas tworzymy dobry związek. Zanim przeprowadziliśmy się do Warszawy, pojechaliśmy na Wigilię do rodziców męża do Białogardu, a po świętach przyjechaliśmy do mojego domu. Moja mateńka, kiedy miałam wyrzuty sumienia, że zostawimy ich na święta samych, powiedziała: „Nie martw się, córeczko, zostańcie u rodziców Olka, bo nie przyjedzie jego siostra, więc oni będą tam zupełnie sami”. Myślę, że takie same rozterki mają wszyscy młodzi ludzie.
Cały wywiad z Jolantą Kwaśniewską znajdziesz w najnowszym magazynie "Viva!"