Występ w „Tańcu z gwiazdami” miał być dla Joanny Mazur tylko przygodą, a zmienił jej życie!
Występ w „Tańcu z gwiazdami” miał być dla Joanny Mazur tylko przygodą, a zmienił jej życie!
Biegaczka oraz jej przewodnik i trener Michał Stawicki zdradzają magazynowi "Party", jak trudna jest droga do sukcesu!
Gdy zgodnie z umową spotykamy się w recepcji hotelu o siódmej wieczorem, Michał Stawicki (34), trener i przewodnik niewidomej biegaczki Joanny Mazur (29), uprzedza mnie, że mają dla mnie tylko godzinę, bo po ósmej oboje kładą się już spać. Muszą wstać o świcie, żeby zdążyć pobiegać przed treningiem do „Tańca z gwiazdami”.
Ale nie tylko dlatego ich życie przypomina ostatnio roller coaster. Jest o nich głośno, bo Joanna świetnie radzi sobie w show Polsatu, ale też dlatego, że uświadomili innym, jak wygląda sytuacja materialna niepełnosprawnych sportowców. A zaczęło się od krótkiego filmu, w którym pokazano, jak mieszka Mazur, mi-strzyni świata w biegu na 1500 metrów: w akademiku, w pokoju bez łazienki. Po emisji materiału ruszyło kilka zbiórek pieniędzy na kupno mieszkania dla lekkoatletki. Dziś Joanna może już planować przeprowadzkę.
Poniej treść wywiadu z Joanną i Michałem.
Zobacz także: Klucz do mieszkania był dla Joanny Mazur kompletnym zaskoczeniem! A jak będzie wyglądało?
1 z 4
Joanno, jak to się stało, że pokochałaś bieganie?
Joanna Mazur: To był mój sposób na to, by nie myśleć o tym, że tracę wzrok.
Miałaś wtedy 14 lat, wiedziałaś, że wkrótce nic nie będziesz widziała, i zaczęłaś… biegać?
J.M.: To się zaczęło, gdy wyjechałam ze Szczucina do szkoły z internatem w Krakowie. Mieszkałam wtedy w pokoju z czterema innymi dziewczynami, było dość ciasno, a ja czułam potrzebę, by wyjść na otwartą przestrzeń. Na początku wstydziłam się i brałam parasol, potem już laskę, i wychodziłam na spacer, by uczyć się orientacji w terenie. W ten sposób przełamywałam swoje lęki związane z oceną przestrzeni. Później zaczęłam też biegać, najpierw ze studentami krakowskiej AWF, którzy odbywali praktyki w mojej szkole, i tak w końcu trafiłam do trenera Lecha Salamonowicza.
A jak trafiłaś na Michała?
J.M.: To był moment, którego nie da się zapomnieć. Przełom października i listopada 2016 roku, zgrupowanie kadry narodowej w Wiśle. Miałam wtedy wypadek, bo wpadłam w płotek. Wtedy podjęliśmy decyzję, że muszę trenować z przewodnikiem.
Pamiętacie wasz pierwszy wspólny bieg?
J.M.: Poczułam się tak, jakbym znowu widziała. Niesamowicie bezpiecznie.
Michał Stawicki: Pamiętam, że biegaliśmy po szutrowej ścieżce, na której stały jeszcze kałuże, a ja bardzo starałem się, by Asia mogła je bezpiecznie omijać.
Dziś wydajecie się ze sobą bardzo zżyci – wiele osób myśli, że musicie być parą. Nie zakochaliście się w sobie?
J.M.: (śmiech) Ależ nie! Jesteśmy parą tylko na bieżni, nie prywatnie.
Przyjaźnicie się?
J.M.: Spędzamy ze sobą mnóstwo czasu, mamy tę samą pasję i wspólny cel, więc jak moglibyśmy się nie przyjaźnić? Gdy gdzieś idę z Michałem, nie muszę nawet zabierać laski. Przy nim czuję się bezpieczna.
M.S.: Gdy ktoś mnie pyta, czy przyjaźń z kobietą jest możliwa, odpowiadam, że wszystko w życiu jest możliwe. Ja czuję się za Asię szczególnie odpowiedzialny, jako jej trener, przewodnik, przyjaciel, a czasem nawet jak starszy brat.
Mam wrażenie, że strzeżesz Joanny także przed dziennikarzami. By z nią porozmawiać, trzeba najpierw sforsować twoją twierdzę.
M.S.: Asia sprawia wrażenie silnej kobiety, chyba ze względu na sport, który uprawia. Ale w środku tak naprawdę jest delikatna delikatna, co moim zdaniem trzeba umieć uszanować.
2 z 4
Joanno, jak budowałaś w sobie tę siłę?
J.M.: W szkole podstawowej było mi naprawdę ciężko. Kiedy miałam 13 lat, poczułam, że już dłużej nie zniosę tego, w jaki sposób traktują mnie rówieśnicy.
Opowiadałaś, że dzieci w szkole bardzo ci dokuczały. Nie znalazł się nikt, kto stanął w twojej obronie?
J.M.: Miałam przyjaciółkę, ale to w pewnym momencie okazało się za mało. Powiedziałam więc mamie, że już do tej szkoły nie wrócę. Nie dostrzegałam innego wyjścia. Byłam dzieckiem, nie do końca rozumiałam, co się ze mną dzieje, byłam wystraszona tym, że tracę wzrok. W dodatku nie czułam żadnej empatii ani zrozumienia w szkole. To potęgowało mój bunt przeciwko wszystkiemu. Na szczęście porozmawiałam z mamą, a ona powiedziała, żebym się nie martwiła i że jakoś ten problem rozwiążemy. Pamiętam, że kiedy się trochę uspokoiłam, ona włączyła telewizor. Nadawano reportaż o szkole dla niewidomych i słabowidzących w Krakowie.
Brzmi jak cud!
J.M.: Właśnie tak! Tydzień później pojechałyśmy tam na rozmowę. Przez pierwszy rok byłam jednak wycofana, wszystkiego się bałam, a najbardziej – zaufać ludziom. Wszystko było nowe. Dostałam książki z powiększonym drukiem, nikt się nie śmiał, że potrzebuję więcej czasu, żeby coś przeczytać, i że używam lupy.
Tęskniłaś?
J.M.: Bardzo. Na szczęście co weekend przyjeżdżała mama, by zabrać mnie do domu. A w moim pokoju mieszkały wtedy dziewczyny, które były w naprawdę trudniejszej sytuacji, bo były z rozbitych rodzin. Jedną z nich opiekowała się tylko babcia, inna jeździła do rodziny jedynie na święta.
Pogodziłaś się z niepełnosprawnością?
J.M.: Szczerze? Ja nie wiem, czy jestem z tym pogodzona. To jest dla mnie bardzo trudne, że nie mogę być samodzielna.
Czujesz złość?
J.M.: Raczej bezsilność. Mam problem z tym, by prosić o pomoc. Nawet jeśli ludzie mówią, że pomaganie sprawia im przyjemność, mnie się zdaje, że robią to z grzeczności.
3 z 4
A teraz tej pomocy dostałaś dużo, od wielu obcych ludzi. Jak sobie z tym radzisz?
J.M.: Wydaje mi się, że rozumiesz, jak duże jest moje zakłopotanie w tej sytuacji.
M.S.: Ja sobie myślę, że wiosna 2019 roku to dla Asi moment przełomowy, który pomoże jej częściej się uśmiechać.
Niestety, pojawiły się też słowa krytyki. Wypominano wam, że dostajecie dofinansowanie z Ministerstwa Sportu i Turystyki w wysokości 94 tys. złotych na rok, a to spora kwota.
M.S.: Moim zdaniem sportowcy nie powinni się tłumaczyć z pieniędzy ani się nimi przejmować. Nie powinnaś nas nawet o to pytać! My byśmy chcieli, żeby istniał system pozwalający na to, by zawodnicy, którzy osiągają dobre wyniki, mogli spokojnie trenować. My w ciągu roku spędzamy 200–300 dni w Centralnym Ośrodku Sportu. Dzienny koszt pobytu w COS to 170 złotych od osoby plus koszty zajęć z fizjoterapeutą. Sama widzisz, że jak się przemnoży te kwoty przez dwa, bo nas jest przecież dwoje, to koszty wychodzą astronomiczne. A gdzie jeszcze pieniądze na odżywki, transport, psychologa, sprzęt sportowy?
4 z 4
Joanno, czy wiedziałaś, że podczas nagrania „Tańca z gwiazdami” pan Zbigniew Jakubas przekaże ci klucz do mieszkania?
J.M.: Nie, absolutnie. Tylko trzy osoby z produkcji wiedziały, że nastąpi przekazanie symbolicznego klucza. Dopiero gdy zgasły kamery, dowiedziałam się, że o mojej sytuacji poinformowała pana Zbigniewa jego córka, zresztą moja imienniczka.
Czy wiesz już, jak urządzisz to mieszkanie?
J.M.: (Joanna się uśmiecha) Kiedyś miałam wizję takiego wymarzonego mieszkania, ale skutecznie ją od siebie odepchnęłam, bo to była tylko sfera nierealnych marzeń. Kiedy więc pan Zbyszek zaczął mnie pytać, czy chcę w swoim domu mieć wannę, czy może wolę prysznic, czułam się ogromnie zakłopotana. Miałam wrażenie, że to, owszem, dzieje się naprawdę, ale jakby obok mnie.
To zdradź chociaż, w jakich kolorach planujesz urządzić pierwsze własne mieszkanie?
J.M.: Mam taką „plamkę” w oku, do której jeśli przybliżę materiał, to widzę jeszcze jego kolor. Powiem tyle: nadal najbardziej lubię odcienie zieleni, naturalną cegłę i marzę o czystej, jasnej przestrzeni. Korzystając z okazji, chciałabym podziękować wszystkim ludziom, którzy zorganizowali dla mnie pomoc finansową. Nic więcej nie mogę zrobić oprócz powiedzenia tego jednego słowa: „Dziękuję!”. Mam jeszcze nadzieję, że kiedy będziemy z Michałem reprezentować Polskę, dostarczymy wam wszystkim wielu niezapomnianych emocji. Do zobaczenia już w listopadzie, podczas mistrzostw świata.