Joanna Koroniewska opublikowała na Instagramie wstrząsający wpis, w którym po raz pierwszy wspomina dramatyczną sytuację, do której doszło kiedy była studentką Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej w Łodzi. Aktorka zareagowała na aferę dotyczącą łódzkiej filmówki i przyznaje, że ona również bardzo cierpiała przez jedną ze swoich wykładowczyń. Joanna Koroniewska ujawniła nazwisko opisywanej kobiety i zdradziła, jak wykładowczyni ją potraktowała. Wpis gwiazdy szokuje!

Reklama

Joanna Koroniewska o śmierć ukochanej mamy

Nie milkną echa głośnego wpisu Anny Paligi, która kilka dni temu ujawniła szokujące zachowanie niektórych wykładowców z łódzkiej filmówki. Po jej wpisie głos w sprawie przemocy w szkole aktorskiej zaczęli zabierać kolejni absolwenci. O ciemnych stronach szkoły wspominała ostatnio m.in. Zofia Wichłacz, czy Weronika Rosati, a teraz swoją historią podzieliła się również Joanna Koroniewska.

Była gwiazda "M jak miłość" w najnowszym wpisie na Instagramie wspomina trudny czas, kiedy jej mama umierała, a ona nie mogła być przy niej - jak twierdzi - właśnie przez jedną z wykładowczyń. Joanna Koroniewska zdradza, że profesor miała nie zgodzić sie, by wzięła dzień wolny i została przy mamie.

(...) Wybitna Pani Pedagog wymyślała mi ksywy, które raniły mnie do żywego, wciąż zwracała uwagę na to jaka to jestem głupia, używając przy tym naprawdę mocnych słów. Najgorszych. Najmocniejszych. Do historii przejdzie jeden z egzaminów, w trakcie, którego podczas mojego monologu na scenie, przerwała mi i z wściekłością zaczęła mnie poprawiać i krzyczeć na mnie, żebym zaczynała raz jeszcze, i tak parokrotnie. Bawiła się chyba tym moim strachem, ewidentnie TO lubiła - pisze Joanna Koroniewska.

W dalszej części wpisu aktorka opisuje, jak została potraktowana, kiedy zadzwoniła do szkoły z prośbą o wolny dzień.

(...) nie zapomnę jej jednego. I niestety nie wybaczę jej tego nigdy. Kiedy umierała na raka moja mama, byłam w trakcie prób do przedstawnienia dyplomowego, od którego zależało moje być albo nie być na uczelni.

Jak pisze dalej na Instagramie Koroniewska, była z umierającą mamą sama, bez rodzeństwa i pomocy ojca. Wtedy zadzwoniła do wykładowczyni mówiąc jej, że to ostatnie godziny jej mamy i że bardzo chce ją pożegnać.

Zobacz także

Byłam w tej sytuacji sama. Tak jak i sama była moja matka, która bardzo mnie potrzebowała. Pamiętam jak dziś - były dwa tygodnie do spektaklu dyplomowego (jedynego, w którym mogłam wystąpić w danym roku, ze względu na wspomnianą krytyczną sytuację rodzinną). Spektakl był przygotowany, rola zrobiona a ja prosiłam o zaledwie jeden dzień. Usłyszałam w słuchawce wzburzony głos mojej Profesorki, że absolutnie nie ma takiej możliwości, że muszę wracać mimo, że usilnie tłumaczyłam, że nie mam z kim zostawić mojej mamy. Zostałam wtedy wyzwana od egoistek, że myślę tylko o sobie, a nie o Kolegach, którzy potrzebują próby ze mną, po czym rzucona została słuchawka. Kiedy ponownie wybierałam numer, nikt nie odebrał, co było jednoznacznym sygnałem, że nie mam wyboru.

Joanna Koroniewska zdradziła, że ostatecznie musiała pojawić się na próbie.

(...) tego samego dnia którego wyjechałam na próbę do Łodzi, moja mama umarła. W hispicjum. W samotności - dodała Joanna Koroniewska.

Zobaczcie cały wpis Joanny Koroniewskiej, która wspomina szokujące wydarzenia z łódzkiej filmówki.

Zobacz także: Joanna Koroniewska poroniła aż sześć ciąż: „ból był ogromny. I niemoc”

Joanna Koroniewska komentuje aferę ws. łódzkiej filmówki (kliknij na strzałkę po prawej stronie zdjęcia, żeby zobaczyć dalszą część wpisu aktorki).

Aktorka twierdzi, że jedna z wykładowczyń nie pozwoliła jej na dzień wolnego w czasie kiedy jej mama ciężko chorowała.

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama