Express do sławy Darii Ładochy. Czy boi się porównań do Agnieszki Woźniak-Starak?
Express do sławy Darii Ładochy. Czy boi się porównań do Agnieszki Woźniak-Starak?
Ekspertka od gotowania znowu postanowiła nas zaskoczyć – wiosną zobaczymy ją w roli prowadzącej show „Ameryka Express”. Czy Daria Ładocha nie boi się porównań z Agnieszką Woźniak-Starak? Dlaczego płakała na planie? I jak radziła sobie z tęsknotą za córkami?
Jest jak kolorowy ptak: ma w sobie coś takiego, że trudno od niej oderwać wzrok. Poza tym Daria Ładocha (37) to gwiazda o wielu talentach. Blogerka kulinarna i coach zdrowego żywienia – długo stawiała tylko na kuchnię: prowadzenie warsztatów, pisanie książek kucharskich, gotowanie w telewizji. Aż poczuła, że kulinaria to dla niej za mało. Dwa lata temu wygrała show „Agent. Gwiazdy 2”. A już w marcu zobaczymy ją w roli prowadzącej „Ameryka Expess” w TVN.
Poniżej całość wywiadu z Darią Ładochą z magazynu "Flesz".
Zobacz także: Agnieszka Woźniak-Starak już wcześniej chciała, by Daria Ładocha zastąpiła ją w "Ameryka Express"?
1 z 5
Spędziłaś kilka tygodni w Kolumbii i Gwatemali z uczestnikami nowej edycji „Ameryka Expressu”. Którą z ośmiu par polubiłaś najbardziej?
Uwielbiam wszystkie! W rzeczywistości tacy ludzie nie mieliby szans na spotkanie się w grupie: kick bokser, aktorka, mechanik samochodowy, modelka („Różal”, Grażyna Wolszczak, bracia Collins, Karolina Pisarek – przyp. red.). Każdy jest z innej bajki i w tym tkwi siła wiosennej edycji. Ale przyznam, że kiedy jedna para odpadała, to się popłakałam. Nie mogę jednak zdradzić która. Zapraszam przed telewizory na początku marca!
Ostatnia edycja show była pełna emocji. Kłótnie Fit Loversów, płacze Oli Domańskiej, zasłabnięcie Zygmunta Chajzera…
Zapewniam, że w tej edycji każdy odcinek też jest pełen zwrotów akcji.
Będzie trudno? Czy wśród zadań, jakie dostali uczestnicy, było takie, którego ty byś nie wykonała za żadne skarby świata?
Były ekstremalne zadania, ale wydaje mi się, że pod presją próbowałabym zrobić wszystkie. Pamiętasz, jak zakopałam się w trumnie podczas „Agenta”, a przecież mam klaustrofobię?! To było właśnie moje „niewykonalne zadanie”, dzięki któremu zyskałam poczucie, że już nic nie jest mi straszne.
Nie obawiasz się trochę porównań do Agnieszki Woźniak-Starak, która była gospodynią poprzednich edycji?
Ależ oczywiście się obawiam, ponieważ poprzeczka została postawiona wysoko! Agnieszka to wspaniała dziennikarka, piękna i mądra kobieta. Czułam więc, że oczekiwania są wobec mnie co najmniej takie, by było tak samo dobrze (śmiech).
Czy rozmawiałaś z nią o programie?
To właśnie Agnieszka rok temu, podczas prezentacji ramówki TVN, powiedziała mi, że rezygnuje z prowadzenia „Ameryka Expressu” i że mam o co zawalczyć. Potem w jej życiu wydarzyła się ogromna tragedia, dlatego uznałam, że nie ma sensu zawracać Agnieszce głowy wyjazdem i programem.
2 z 5
Rozumiem, że sama zgłosiłaś swoją chęć poprowadzenia „Ameryka Expressu”? Walczyłaś o ten program?
Walka to za duże słowo, ale faktycznie, nie czekałam, aż ktoś się domyśli. Sama się zgłosiłam, ponieważ poczułam, że ten program to kwintesencja moich pasji. Kocham rozmowy z ludźmi, podróże i wyzwania kulinarne. Nie będę standardową prowadzącą. Nikogo nie naśladuję, niczego nie udaję. Na pewno was zaskoczę.
Czy Kolumbia i Gwatemala zrobiły na tobie wrażenie?
Obiecuję: uczestnicy programu dostarczą wam największych wrażeń, a krajobrazy oczarują. Najpiękniej moim zdaniem było pod trzema aktywnymi wulkanami, które leżą nad gigantycznym jeziorem Atitlán. Czegoś takiego nie można doświadczyć w Polsce! Pokochałam też wielką kulinarną czwórkę: granat, kolendrę, mango i awokado. Wystarczy dodać jedno z nich, by podkręcić smak każdego dania.
Kręciłaś program pięć tygodni. Tęskniłaś za córkami? Dziewczynki są przecież małe: Laura ma dziesięć, a Matylda sześć lat.
Bardzo! Na szczęście zawsze mogłam zadzwonić, by z nimi porozmawiać. Mam z nimi dobry kontakt i o wielu sprawach rozmawiamy w domu. Kiedy moje córki jadą na kolonie, zawsze mówię im, żeby cieszyły się z tego, co dzieje się „tu i teraz”. Niech jeżdżą konno, niech pływają, bawią się i nie myślą zbyt często o rodzicach. Umówiłyśmy się, że jak jest im smutno, to mogą otworzyć „Dziennik tęsknoty”, w którym malują uczucia. Czasem też przebierały się w moje ciuchy, a tata kręcił im śmieszne filmiki. Kiedy zabawa była przednia, to zapominały o tęsknocie.
Na pewno się ucieszyły, kiedy wreszcie wróciłaś do domu.
Podczas mojej nieobecności narodziła się między nimi i ich tatą więź, która nie mogłaby powstać, gdybym była blisko. Musiałam poznać ich nowe zwyczaje. Pamiętam, że pierwszego wieczoru po powrocie chciałam nacieszyć się córkami, a one pilnowały zegarka, bo przecież tata przygotowywał im kolację o godzinie dwudziestej. „Mamo, dzięki temu my idziemy do szkoły wyspane”, dostawało mi się po nosie.
3 z 5
Laura i Matylda występują z tobą w programie TVN Style pt. „Patenciary”. Nie obawiałaś się wprowadzenia ich w świat mediów?
Nie, przecież dbam o to, by miały normalne życie, jak ich rówieśnicy. Poza tym „Patenciary” to supersprawa. Nie dość, że moje córki zaczęły gotować, to jeszcze mogę przemycić im taką niepisaną kobiecą wiedzę, że jeśli będziemy działać „na patencie”, to wszystko nam się uda.
Co przez to rozumiesz?
Kuchnia jest tylko takim pretekstem do tego, by uczyć się patentów ułatwiających nam nie tylko gotowanie, ale i życie. Nie ma sensu rozkładać bezradnie rąk czy rwać włosów z głowy. Na wszystko trzeba znaleźć swój patent: na męża, mamę, szefa.
Zdradzisz, jaki masz patent na swojego partnera?
Kiedy pojechałam kręcić zdjęcia, mój partner Bartek wymyślił potrawę, którą nazwał LaMaTa, czyli Laura, Matylda i tata. Wrzucał do niej warzywa, a że był bardzo gorliwy, zdarzało mu się dokładać ich aż dwanaście. Potem kazał dziewczynkom zgadywać nazwy. Ten konkurs tak się spodobał Laurze i Matyldzie, że teraz chcą, by tata gotował przynajmniej na weekend. To jest właśnie mój patent na sobotni „święty spokój”.
4 z 5
Nigdy nie pokazujesz swojego partnera na Instagramie. Dlaczego?
Jesteśmy razem z Bartkiem dokładnie 20 lat. Kiedy się poznaliśmy, miałam 17 lat i przez ten czas nauczyliśmy się, że jeśli związek ma być udany, to musimy dawać sobie dużo wolności i uczyć tolerancji. Dlatego jeśli Bartek mówi, że czegoś nie chce, to ja to szanuję i nie umieszczam jego zdjęć na Instagramie.
Waszą wspólną pasją są podróże z córkami?
Dwa i pół miesiąca jesteśmy razem, tylko we czwórkę. Nie oszukujmy się, jeśli dzieci są w szkole do godziny siedemnastej i jeszcze wieziemy je na zajęcia dodatkowe, to trudno dbać o rodzinną więź. Czasem dopiero na wakacjach nam, rodzicom, udaje się porozmawiać z dziećmi o ważnych sprawach. Wtedy też pojawia się pełny wachlarz emocji i to mnie cieszy. Kiedy moje dziewczynki wściekają się, mówię im, że nie ma złych emocji, nawet złość czy lęk uczą nas czegoś ważnego o sobie. Wierzę, że zaufanie buduje się poprzez obecność, a o nią najłatwiej, kiedy jesteśmy non stop razem.
Dobrze, że macie możliwość, by co roku jeździć na tak długie wakacje.
Ależ my tej możliwości kiedyś nie mieliśmy! My ją sobie przez lata wypracowaliśmy. Kiedy urodziłam dzieci, powiedziałam sobie, że moim celem życiowym jest pracować w taki sposób, by co najmniej dwa miesiące móc poświęcić tylko rodzinie. Jedni postanawiają sobie, że wybudują dom i pracują na to z poświęceniem, a ja chciałam podróżować. To kwestia priorytetów.
5 z 5
Wszystko zawsze ci się udaje?
Nie wszystko, ale dzięki temu potrafię docenić to, co dobre. Wolę myśleć o porażkach jak o lekcjach.
Co ci się zatem nie udało?
Kiedy moja przyjaciółka otwierała butik, zaprosiła mnie do współpracy. Jednak po kilku miesiącach zrezygnowałam ze względu na córkę i przyznam, że potem przez moment bardzo żałowałam tej decyzji. Jednak dzięki niej udało mi się rozwinąć w innych dziedzinach. Powiem ci też, że miałam dość trudną relację z moim tatą. Ale czy ona była porażką? Nie sądzę. Ta relacja nauczyła mnie bezgranicznej miłości, bo kiedy mój ojciec odchodził z tego świata, przebaczyliśmy sobie wszystko i za to jestem ogromnie wdzięczna.
Jesteś optymistką?
Mogłabym być pesymistką, bo nie miałam najłatwiejszego dzieciństwa. Jednak ratuje mnie to, że umiem cieszyć się z małych rzeczy. Kiedyś wylądowaliśmy w podróży w mieście Sandakan w Malezji. Byłam sfrustrowana, bo było tam brzydko. I nagle przeleciał ptak, który zaczął ćwierkać i z oczu popłynęły mi łzy. Dzieci spytały, dlaczego płaczę. Powiedziałam: „Ze szczęścia. Tylko że ono jest tak ulotne, że trzeba umieć je chwycić”. Ptak był brzydki jak noc. Ale dla nas zaśpiewał. Pomyślałam, że zawsze i w każdej sytuacji może zdarzyć się coś, co pozwoli nam odmienić rzeczywistość na dobre.
content:1_38781,0_124227:CMNews