To jej nowy ulubieniec! Podczas pandemii Ewa Chodakowska ( 39 ) kupiła pieska rasy bichon frise. Na Instagramie, pod jednym ze zdjęć, na którym jest ona, jej mąż Lefteris Kavoukis i biały pupil, napisała:

Reklama

Nie chcę nikogo urazić, bo często czytam: "EWKA! Pora na dziecko! Małżeństwo bez dzieci to nie rodzina". Hmm… Zaryzykuję i podpiszę to zdjęcie: RODZINA.

A potem dodała:

Nie trzeba mnie żałować… Mogę mieć dzieci. Mój mąż też. Po prostu dzieci nie mamy. (…) Tymczasem czekam na czas, kiedy ludzie przestaną mówić ludziom, jak mają żyć.

Większość komentarzy pod postem była przychylna. Pisano: „Brawo! Kto nie ma pieska, ten nie zrozumie” i „Rodzina jest tam, gdzie jest miłość, a nie tam, gdzie są dzieci”. Ale pojawiły się też takie, w których pouczano Ewę, że kiedyś pożałuje tej decyzji…

Zobacz także: Piękny gest Ewy Chodakowskiej! Trenerka dostarcza posiłki diagnostom walczącym z epidemią

Dlaczego Ewa Chodakowska nie chce mieć dzieci?

W jakim momencie życia teraz jesteś?

Zobacz także

Ewa Chodakowska: Zmian. Zawsze wszystkim powtarzałam: „Pamiętaj, jesteś ważna”, „Znajdź czas tylko dla siebie”. A teraz biję się w piersi, bo dopiero niedawno sama odnalazłam równowagę.

Pandemia miała na to wpływ?

Ewa Chodakowska: Tak! Jeszcze niedawno karmiłam się wyrzutami sumienia i w ogóle nie potrafiłam odpoczywać, bo chciałam być produktywna 24 godziny na dobę. Byłam pracoholiczką, ja się do tego przyznaję! Sama robiłam sobie taką presję. Bycie własnym szefem jest najtrudniejsze, bo ambicja popychała mnie do rzeczy absurdalnych. Potrafiłam obudzić się w środku nocy, zapalić światło i zapisywać nowy pomysł w telefonie. Czasem budziłam się w hotelu i dobre kilka chwil zajmowało mi dojście do tego, gdzie ja właściwie dziś jestem.

Teraz to się zmieniło?

Ewa Chodakowska: Pierwszy raz po 10 latach pracy udało mi się oddzielić życie prywatne od zawodowego. Dopiero teraz przestałam jeść z telefonem w ręku. I zaczęłam nawet serwować spokojne śniadania, podczas których skupiam uwagę na celebrowaniu czasu z mężem. Wprowadziłam też relaksację do mojego planu dnia. Zaczęłam organizować przestrzeń, w której mieszkam, i po raz pierwszy poczułam, że mam dom, do którego przynależę. Wcześniej nie było mi to potrzebne. Bałam się monotonii i stabilizacji. Dostawałam dreszczy, kiedy myślałam, że mój dzień może okazać się podobny do poprzedniego. Covidowa rutyna stała się więc moim luksusem.

Twoja wydajność spadła?

Ewa Chodakowska: Przeciwnie, odkryłam, że spokój w głowie i relaks, który mam w ciele, sprawiają, że moje myśli są bardziej precyzyjne. Do tej pory byłam chodzącą dopaminą, nie umiałam się chyba nawet porządnie wyspać. Jak się budziłam, to już biegłam, bo w kalendarzu miałam zapisane 30 rzeczy do wykonania. Gdy wpadałam rano na sesję zdjęciową, która zwyczajowo jest planowana na cały dzień, już od wejścia oznajmiałam, że kończymy najpóźniej o 14:00, bo potem mam trzy spotkania.

I nagle wybuchła pandemia. W twoim domu znalazło się miejsce dla czworonoga. Mały piesek – wielka zmiana?

Ewa Chodakowska: Kiedy o tym opowiadam, to niektórzy twierdzą, że zwariowałam. Mniej życzliwi moim decyzjom mówią nawet, że próbuję sobie zastąpić psem potomstwo. Dlatego tłumaczę, że Joe-Joe nie jest substytutem dziecka, ja po prostu chciałam mieć zwierzaka od zawsze, od dzieciństwa. Pamiętam, że jak wracałam do domu z podwórka, to ciągnął się za mną sznurek psów, a moja mama okropnie się denerwowała, bo oddawałam im swoje kanapki (śmiech).

Jak Joe-Joe do ciebie trafił?

Ewa Chodakowska: Zaczęło się od tego, że moja siostra musiała uśpić suczkę i wszyscy to bardzo przeżyliśmy. Jej córka Vanessa zaczęła szybko szukać następnego psa, bo czuła, jak duża „dziura emocjonalna” została po tym piesku w rodzinie. Pojechałyśmy we dwie do hodowli, by wybrać małego, puchatego bichonka, i gdy tak wracałyśmy z Luisem na kolanach, to ja kompletnie straciłam głowę. Kiedyś z mężem postanowiliśmy, że jak już osiądziemy na stałe w Grecji, w dużym domu, to będziemy mieć wiele psów. Ale zmieniliśmy zdanie. Tak do nas trafił Joe-Joe.

Zdjęcie z mężem i pieskiem podpisałaś na Instagramie „rodzina”, co niektórym bardzo się nie spodobało.

Ewa Chodakowska: Widzisz, kobiety często pytają mnie: „Kiedy? Ewa, kiedy będziesz miała dziecko?”. Myślę, że to wynika z tego, że większość tak bardzo kocha swoje dzieci, że nie wyobraża sobie życia bez tych emocji. Dla wielu to sens życia i jasna sprawa… To jest piękna droga. Nie znam tej miłości, ale dobrze wiem, ile wysiłku kosztuje macierzyństwo. Dla mnie każda mama codziennie zdobywa Mount Everest, a ja nie jestem gotowa na taki heroizm i świadomie nie decyduję się na dzieci. Mam swoją misję – zajmuję się propagowaniem zdrowego stylu życia, którego wpływ przedstawiam wielopłaszczyznowo. Zaszczepiam zdrowe nawyki, pomagam uwierzyć w siebie i wspieram w czerpaniu z pełnej mocy potencjału. Działam na rzecz kobiet, które doświadczają przemocy fizycznej, psychicznej i ekonomicznej. To tu angażuję swój czas, serce i energię. Chciałabym, żeby kobiety nie były oceniane za podjęcie takiej decyzji jak moja, bo przecież macierzyństwo to nie jest jedyna droga, jaką możemy wybrać.

Jestem zaskoczona, że mówisz o tym tak wprost i swobodnie.

Ewa Chodakowska: Dla mnie ten temat nie jest przykry, bo nikt tu nie rozdrapuje moich ran. Kiedyś mówiłam, że odkładam macierzyństwo na później, bo bałam się powiedzieć prawdę wprost. A ona jest taka, że już dawno z mężem zdecydowaliśmy, jak chcemy żyć. Nie opowiadałam o tym publicznie, bo bałam się niezrozumienia, wykluczenia, epitetów, ocen, może nawet linczu. Dziś już się nie boję i czuję się gotowa powiedzieć na głos: mogę mieć dzieci, ale nie planuję macierzyństwa. Nie oceniaj mnie! To świadoma decyzja.

Niektóre twoje fanki pisały na Instagramie, że jako staruszka na sto procent będziesz kiedyś żałować tej decyzji.

Ewa Chodakowska: Wszystko jest możliwe. To moje ryzyko, którego nie wykluczam. Ludzie często mnie pytają: „A kto ci, Ewa, poda szklankę wody na starość?”. Liczę, że w inny sposób zasłużę sobie na tę przysłowiową szklankę wody. Jestem w dobrej sytuacji, otoczona rodziną: siostrami, siostrzeńcami, bratową, dziećmi ze strony rodziny Lefterisa. Syna i córkę mojej siostry traktuję jak własne dzieci, w ogień bym za nimi poszła. One mówią o mnie „nasza druga mama”, a ja o nich „moje pożyczone dzieci”.

Instagram

Może ty po prostu chcesz żyć zupełnie inaczej niż twoja mama, która wychowała w trudnych czasach czwórkę dzieci.

Ewa Chodakowska: Jest duże prawdopodobieństwo, że patrząc na jej heroiczną postawę, zrozumiałam, że to nie jest droga dla mnie. Moja mama bezgranicznie poświęciła się dzieciom i pewnie gdyby miała drugi raz przeżyć swoje życie, zrobiłaby tak samo. Z dzieciństwa jednak zapamiętałam ją zajętą wszystkimi wokoło, tylko nie sobą. Jako nastolatka buntowałam się przeciwko temu, krzyczałam: „Mamuś, usiądź, odpocznij, zjedz coś!”. Moja mama zawsze jadła posiłek ostatnia, w tygodniu nigdy nie siadała z nami do stołu. Choć miała swoje pasje, od zawsze kochała czytać książki, to nigdy nie znajdowała na nie czasu. Kiedy siadaliśmy wieczorem całą rodziną do obejrzenia jakiegoś filmu, ona zasypiała, jeszcze zanim film się zaczął. Była zmęczona. Wszystko kręciło się wokół nas: jej dzieci, naszego taty i prac w domu. A przecież naczynia mogły poczekać na zmywanie, a podłoga nie musiała być tak idealnie czysta. Kiedy wyprowadzałam się z domu rodzinnego, wiedziałam, że pójdę inną drogą, choć oczywiście szanuję decyzję mamy. Wiem, że była i jest szczęśliwa. To była jej misja. Ja mam swoją.

Ale chyba nie żałujesz tych 10 lat harówki, bo dziś jesteś bajecznie bogata?

Ewa Chodakowska: Powiem ci, że na początku pieniądze były dla mnie tematem tabu, czułam się niezręcznie, mówiąc wprost, że coś zarabiam. Kiedyś dziennikarz spytał mnie, ile mam na koncie, a ja zgodnie z prawdą powiedziałam, że nie mam pojęcia. Pieniądze traktowałam jak efekt uboczny pracy, którą maniakalnie kocham.

Z prasowych rankingów wynika, że majątek twój i męża wynosi dziś około 200 mln złotych. Jesteś dumna?

Ewa Chodakowska: Tak jest wyceniana nasza wartość, ale to nie znaczy, że wchodzimy na konta bankowe, oglądamy na nich zera i zacieramy ręce, że ich przybywa. Pieniądze cały czas inwestujemy w kolejne projekty. To wszystko nie wydarzyło się w jedną noc i jesteśmy oboje z tego powodu dumni. W każdy projekt jestem zaangażowana w stu procentach, to nie są puste przebiegi bez mojego udziału, niczego nie podpiszę nazwiskiem, jeśli tego nie współtworzę, nie używam i w to nie wierzę.

Macie już tyle pieniędzy, że moglibyście wyjechać do Grecji i odpoczywać. A jednak ciągle masz nowe projekty, i to nie tylko takie, na których zarabiasz.

Ewa Chodakowska: Do tej pory zajmowałam się głównie kobietami. W ciągu 10 lat ponad 1,5 mln
fajterek, korzystając z moich materiałów, przeszło metamorfozę. Właśnie te kobiety, często matki, pytały, jak zmotywować synów i córki do aktywności fizycznej. Wiele z nich wysyłało mi filmiki i zdjęcia przedstawiające, jak trenują ze swoimi pociechami, ze słowami: „Stwórz coś dla dzieci!”.

Co wymyśliłaś?

Ewa Chodakowska: Pomyślałam, że najwyższa pora wesprzeć rodziców i opiekunów. Polskie dzieci według Narodowego Funduszu Zdrowia tyją najszybciej w Europie. Z kolei z badań World Obesity Federation (Światowa Federacja Otyłości – przyp. red.) wynika, że w roku 2030 będziemy mieć w kraju milion dzieci z otyłością i nadwagą. Dlatego we współpracy z Instytutem Matki i Dziecka stworzyłam systemy treningowe i bibliotekę ćwiczeń dla dzieci w różnym wieku. Wszystkie materiały zostaną za darmo udostępnione wszystkim nauczycielom WF-u w Polsce już na początku roku szkolnego. Razem z mężem zainwestowaliśmy w stworzenie treningu z animowanymi postaciami dla najmłodszych w wieku 4–8 lat. Pierwsze 10 minut jest dostępne na platformie beactivetv.pl bezpłatnie. Jako promotorka zdrowego stylu życia nie mogłam przejść obok tematu obojętnie. Przez kolejne 10 lat rozruszanie młodego pokolenia obieram za swój priorytet.

Rozmawiała Iwona Zgliczyńska

Reklama

Trenuj i prowadź aktywny tryb życia, jak Ewa Chodakowska! Wykorzystaj do Hop Sport kod rabatowy i uczyń swoje treningi łatwiejszymi!

Reklama
Reklama
Reklama