Reklama

- Czterdziestka Panią zaboli? To już w tym roku…
Edyta Górniak:
Zaboli. Na szczęście próg młodego wieku znacząco przesunęły Madonna czy Kylie Minogue. Planuję ten dzień spędzić ze swoją publicznością na wielkim koncercie urodzinowym.

Reklama

– Stanie Pani przed lustrem i powie: „Jestem stara”?
Edyta Górniak:
Nie, stanę przy oknie i pomyślę, że coraz mniej czasu zostało mi na bycie szczęśliwą i na zrealizowanie planów. Oznak upływającego czasu się nie boję, dopóki nie stracę wzajemnej miłości, zdrowia i chęci do tworzenia. Ostatni raz tak dobrze czułam się ze sobą, kiedy promowałam drugą płytę światową, a więc prawie 10 lat temu, zanim urodziłam syna. Zwolniłam tempo dla budowania rodziny. Dziś mam tę samą wolę i radość tworzenia, tyle że dziś prowadzi mnie większe doświadczenie człowieka i wokalisty.

– Skąd ten turbo napęd? Z czym musi Pani zdążyć?
Edyta Górniak:
Radość i energię czerpię z miłości do świata. Z miłości niezmiennie oddanej publiczności. Z miłości wzajemnej, która zdarza się nazbyt rzadko, a której nareszcie doświadczam. Chcę zdążyć zrobić jeszcze wiele rzeczy. Dla ludzi, dla świata, dla siebie też. Chciałabym mieć drugie dziecko. A wcześniej zamierzam nagrać trzy płyty. Chcę jeszcze otworzyć dwie firmy, których zarys mam w głowie. Wyprodukować dwa filmy fabularne z udziałem szanowanych przeze mnie polskich aktorów. Pokazać Allanowi świat, zanim ludzie go zniszczą.

– Jeśli będzie Pani kazała czekać na kolejne płyty tyle, ile na tę najnowszą, to – lekko licząc – dziecko pojawi się za jakieś 15 lat!
Edyta Górniak:
Tempo działań, jakie przyjęłam od zeszłego roku, myślę, że uspokoiło już moich słuchaczy.

– Co na to wszystko Allan? Wie o planach?
Edyta Górniak:
Poniekąd. Pytałam go kiedyś, jak przyjąłby rodzeństwo. Ucieszył się pod warunkiem, że będzie miał z kim grać w piłkę.

– Jest Pani dobrą matką?
Edyta Górniak:
Myślę, że chwilami nadgorliwą. To, czy jesteśmy dobrymi rodzicami, weryfikuje czas.

– A co będzie miarą powodzenia Pani matczynego wysiłku?
Edyta Górniak:
To, czy Allan będzie pożyteczny dla świata. Czy będzie miał poczucie sprawiedliwości, potrafił walczyć o prawdę i potrafił walczyć o siebie, zachowując przy tym odwagę i pokorę jednocześnie. Czy będzie wewnętrznie zdyscyplinowany, czy nie będzie pozwalał sobie na arogancję. Czy będzie z radością realizował swoje marzenia w sposób czysty. Jeśli tak się stanie, usiądę wygodnie w fotelu i odetchnę z ulgą. Już teraz jako ośmiolatek musi stawiać czoło kilku trudnym wyzwaniom. Dorasta w dwóch różnych domach i jest moim synem. Jeśli będzie mądry, wyciągnie z tych sytuacji ogrom nauki, siły i odporności psychicznej.

– Źle mu z tym?
Edyta Górniak:
Czasem tak, ale muszę przyznać, że tę życiową zmianę zniósł bardzo dzielnie. Już przywykł do sytuacji i nawet czasem ją wykorzystuje. Na przykład wmawia mi, że tata daje mu za mało słodyczy i wtedy naciąga na łakocie mnie. A tacie mówi to samo. Poza tym dwa domy to dwukrotne urodziny, podwójne święta, podwójne porcje prezentów, podwójne wyjścia do kina. Proszę mi wierzyć, potrafi z tego korzystać.

– A straty?
Edyta Górniak:
Miewał dwa lata temu momenty lęku. Nie chciał wychodzić z domu, bał się rozstania. Siadał wtedy na schodach i płakał. A ja ze wszystkich matczynych sił starałam się nie płakać razem z nim. Próbowałam przez trzy lata przekonać tatę Allana, aby to Allan wybierał, do kogo chce po szkole pojechać. U kogo chce być na weekend. Nie udało się to, niestety. Nie będziemy już żyli razem, ale i tak pozostaniemy rodziną. Mam więc nadzieję, że kiedyś gorycz opuści mojego byłego męża i dla szczęścia Allana będziemy spotykali się na okazjonalne, rodzinne z dziadkami obiady. Czekałam na to trzy lata, jeśli trzeba, poczekam następne trzy.

– Ten strach jest normalny. Rozstanie dorosłych to dla dzieci utrata poczucia bezpieczeństwa. Boją się pewnie zniknięcia na zawsze.
Edyta Górniak:
Tak sądzę. Allan powtarzał do niedawna, że boi się mojej śmierci. Pytał sam siebie, co zrobi, gdy ja umrę. Moje serce krzyczało wtedy, a do niego zwracałam się z uśmiechem i miłością, obiecując, że zawsze będziemy razem.

– Dzieci boją się, że stracą rodziców, a my musimy nauczyć się żyć z lękiem, że to naszym pociechom może stać się krzywda. Zanim staniemy się rodzicami, jesteśmy wolni od tych emocji.
Edyta Górniak:
Myślę, że nigdy nie pozbędę się uczucia obezwładniającego strachu o syna. Jestem pełna obaw za każdym razem, gdy wsiadam do samochodu czy samolotu.

– Czy Pani partner będzie dobrym ojcem?
Edyta Górniak:
Na pewno będzie ojcem kochającym i bardzo szczęśliwym. Kiedy Piotr poznał Allana, zapytał mnie, co powinien wobec niego robić, aby nie narzucać swojej osoby. Poprosiłam, aby nie przynosił mu prezentów. Dziecko jest przekupne, a ja musiałam poznać prawdziwe emocje Allana. Dzięki temu relacja między nimi nawiązała się w naturalny sposób. Nadszedł dzień, kiedy mój syn zaakceptował Piotra z miłością. Przytulił się do niego przed snem. Pamiętam ten moment do dzisiaj. Odczułam wtedy ogromne szczęście i ulgę. Gdyby Allan nie akceptował Piotra, raczej nie budowałabym naszej relacji. Czternastego lutego Allan wysłał Piotrowi SMS-a, że go kocha.

– Co takiego się stało? Miało już nie być mężczyzny. Mówiła Pani, że dwa charaktery tak blisko siebie to za dużo.
Edyta Górniak:
Po rozwodzie miałam w sobie silne przekonanie, że nie będę już w stanie zaufać mężczyźnie. Byłam wewnętrznie poturbowana. Konieczność rozstania zraniła mnie głębiej, niż można było o tym przeczytać w kolorowej prasie. Głębiej, niż było to wtedy słychać w piosenkach. Spektakl rozstania, odegrany wtedy wobec mnie w przestrzeni publicznej, zafundował mi okrutne, bezlitosne i bezgraniczne odarcie z własnej tożsamości. Jak pani widzi, przetrwałam to.

– Chciała być Pani singielką?
Edyta Górniak:
Tak, dokładnie. To właśnie sobie założyłam. Samowystarczalna. Niezależna, wolna. Nie widziałam najmniejszej możliwości, by zaufać komukolwiek. Uznałam, że skoro poświęciłam dla budowania związku siedem lat, a on się nie udał, znaczy to, że nie jest mi pisane partnerstwo. Tak mocno się zaprogramowałam, że myślę, iż tym wewnętrznym przekonaniem udręczyłam Piotra.

– Długo kazała mu Pani do siebie pukać?
Edyta Górniak:
Pozostawił mi przestrzeń i czas, abym mogła uporać się ze swoimi strachami, podejrzliwością. I niezmienny trwał. Był cierpliwy, spokojny, niezmienny jak skała. Właśnie ta jego stałość pomogła mi zgnieść w sobie gorycz. Nic go nie dziwiło, wszystko rozumiał i przyjmował. Nie prowadził żadnych gier. Poświęcał mi bardzo dużo uwagi, choć jest ogromnie zajętym człowiekiem. Gdybyśmy spotkali się dzisiaj, byłoby łatwiej, ale na tamtym etapie mojego życia to nie miało szansy się udać. Tymczasem w kwietniu będzie nasza druga rocznica.

– Jest zadowolony, że Pani o tym mówi?
Edyta Górniak:
Z pewnością nie. To człowiek o innych wartościach niż te na co dzień spotykane. W całym moim życiu nie poznałam nikogo o tak wysokim poziomie kultury osobistej, wrażliwości, bystrości, taktu. Nie wiem naprawdę, czym zasłużyłam sobie na to, że tak niezwykły, mądry człowiek pokochał szaloną mnie!

– Uczy się Pani czegoś od partnera?
Edyta Górniak:
Każdego dnia. Gdyby nie był ekspertem prawa międzynarodowego, myślę, że byłby filozofem. Ma niezwykłą osobowość i potężny intelekt. Można go słuchać godzinami, niezmiennie zachwycać się jego wiedzą i rozumieniem rzeczywistości. Uczę się od niego cierpliwości i jeszcze szerszego rozumienia świata. Piotr wniósł do mojego życia spokój i poczucie bezpieczeństwa. Dlatego wreszcie nagrałam płytę. Dlatego chce mi się żyć!

– Czyli życie pod jednym dachem już blisko?
Edyta Górniak:
Myślę, że Allan jest już na to gotowy. Kiedy mój syn zaczął sam prosić Piotra, by zostawał, dopytywać się, kiedy przyjedzie, uznałam, że czas wspólnego zamieszkania zbliża się wielkimi krokami. Poza tym widziałam, jak obaj reagują na siebie w czasie wspólnych wyjazdów czy wakacji.

– Nie boi się Pani, że codzienność Was zniszczy?
Edyta Górniak:
Nie jesteśmy zdolni do rutyny. W moim zawodzie i z moją osobowością to kompletnie obca materia. Podobnie u Piotra. Jest tak wszechstronny i stale się rozwija, że o rutynie mowy być nie może. O codziennym zmęczeniu ilością pracy – tak.

– Da się całe swoje wcześniejsze życie oddzielić od tego nowego grubą kreską?
Edyta Górniak:
Naturalnie, nie tylko się da, ale wręcz powinno się odcinać od światów dla nas toksycznych. Rzadko się zdarza, by ktoś swoją postawą po rozstaniu udowodnił, że zasługuje na przyjaźń. Tym osobom, które są na początku lub w trakcie podejmowania decyzji o zmianie życia, chcę z całym przekonaniem dodać sił i odwagi i przekazać, że przychodzi dzień, kiedy odchodzą wszystkie emocje. I dobre, i złe. Zostaje wtedy nie pustka, lecz przestrzeń, którą można dowolnie zagospodarować. Naprawdę przychodzi ten dzień. Trzeba tylko przeczekać. Trudem zmian w życiu jest jedynie czas przetrwania. Wystarczy pamiętać wtedy, że destrukcja jest jedynie początkiem czegoś nowego.

– Można nauczyć się żyć ze świadomością, że nic nie jest na zawsze?
Edyta Górniak:
Sądzę, że można. Filozofia buddyjska mówi, że liczy się tylko „tu i teraz”. I w tym właśnie jest wieczność. Bo zawsze będzie „tu i teraz”. I choć wyznaję tę filozofię, silniejszym ode mnie jest uczucie przywiązania. Dlatego czasem dogania mnie lęk. Czy zdążę uszczęśliwić, czy zdążę powiedzieć, zbudować, ofiarować…

– Drugie dziecko, trzy lub cztery płyty to Pani plan pięcioletni. Coś tam się jeszcze zmieści?
Edyta Górniak:
Mam nadzieję pobudzić w ludziach pewną reakcję. Obserwując, jak zmienia się nasz świat, nasza żywność, sen, zdrowie, wydaje się, że ludzie zapomnieli, iż Ziemia jest żywym organizmem, na którym mieszkamy i z którego nieustannie czerpiemy życie. Ma, owszem, ogromną zdolność regeneracji, jak widać, ale ze wszystkich stron potwornie ją zatruwamy. Zapomnieliśmy, że Ziemia reaguje na wszystko, co robimy przeciwko niej lub dla niej. Kiedyś zastanowiłam się, co my oddajemy naszej planecie w zamian za życie na niej. Otóż nic. Nie oddajemy nic. Jedynie bierzemy. To, co zniszczymy teraz swoją obojętnością, odbieramy naszym dzieciom na zawsze. To potwornie niesprawiedliwe. Ziemia ma tylko nas, musimy ją chronić, jak chronimy swój dom.

– Patos! Edyta Górniak staje się walczącym ekologiem! Kto w to uwierzy?
Edyta Górniak:
To nie jest kwestia wiary, to nie teoria, którą chcę udowodnić. To jedynie fakty. Mam przekonanie, że można jeszcze zmienić bieg wydarzeń. Wszyscy się boją przepowiedni tego roku. Świat, choć potężny, jest bezbronny. Ma prawo odreagować trzęsieniami ziemi, tsunami, śniegiem w maju. Chrońmy świat, on będzie schronieniem dla nas.

– Ale to już było… Michael Jackson śpiewał „Heal the World”.
Edyta Górniak:
Nie on jeden. Choć rzeczywiście on najgłośniej uświadamiał światu o zagrożeniach dla nas. Będę starała się kontynuować to, co on rozpoczął. Choć niepokornym byłoby porównywać się do niego.

– Przykuje się Pani do drzewa w proteście przeciwko budowie elektrowni atomowej?
Edyta Górniak:
Nie żartujmy, tak zrobię, jeśli trzeba będzie. Przedtem jednak wprowadzę pewną zmianę. Do mojego biura przychodzi mnóstwo korespondencji z prośbą o odesłanie zdjęcia z autografem. Zdecydowałam, że jeśli ktoś chce mój podpis, musi zasadzić drzewo, sfilmować to i przesłać do firmy jako dowód, że to zrobił. Wtedy dostanie mój własnoręczny podpis. Podpis składam przecież na papierze, oddamy Ziemi drzewo i jesteśmy OK. Będę namawiała do sadzenia drzew całą Polskę.

– Ekoszantaż, ekoterroryzm!
Edyta Górniak:
Nie (śmiech). Będę tylko wymieniać autografy na drzewa. Nie zakładam żadnej fundacji. Nie jest do niczego potrzebna. To prosta akcja. Poprawimy ekosystem w kraju.

– Ekologia jest modna.
Edyta Górniak:
Kompletnie mnie to nie interesuje. Nie chcę być modna, tylko użyteczna. Jeśli ludzie przyjmą tę inicjatywę, przy tej liczbie próśb o autograf odniesiemy gigantyczny sukces.

– Przy okazji pewnie będzie Pani weryfikować jakość swoich fanów…
Edyta Górniak:
Nie muszę. Moi fani są niezmiennie oddani. Myślę, że będą chcieli być częścią tej akcji.

– Bytowanie w przestrzeni publicznej jest rodzajem odpowiedzialności. Zaczęła Pani nagle czuć jej ciężar? Że Pani głos waży więcej niż Kowalskiego i że to trzeba wykorzystać?
Edyta Górniak:
Zawsze uważałam, że bycie wyróżnionym przez ludzi zobowiązuje do właściwej postawy. Zaufanie społeczne to zaszczyt. Nie należy z niego kpić ani go nadużywać, przynosząc zły przykład młodzieży wzorującej się przecież na osobach publicznych. Żyjemy w potężnym pędzie, w którym umykają banalne, ale niezwykle potrzebne prawdy. Jeśli ktoś z nas może choć na moment zatrzymać uwagę tych rozpędzonych ludzi, to powinien to robić. Naturalnie jeśli robi to w dobrej intencji.

– A ile Pani już posadziła drzew?
Edyta Górniak:
Sporo. Uczyłam się w szkole ogrodniczej.

– A tak z własnej woli?
Edyta Górniak:
Zaledwie kilka. Ale nie widzę, jak rosną. Zostały w ogrodzie byłego domu. Kiedy Allan wraca od taty, opowiada mi, ile podrosły.

– Nauczyła Panią czegoś Maja Sablewska?
Edyta Górniak:
Tak. To było bardzo dobre doświadczenie. Dzięki 10-miesięcznej współpracy z nią wiem już, że nigdy nie będę chciała już mieć menedżera.

– Jest już Pani pewna, że potrafi rozpoznać nieuczciwość na „dzień dobry”?
Edyta Górniak:
Jeśli kiedyś pozwoliłabym uśpić swoją czujność kolejny raz, uznam, że jestem marna, bo niczego w życiu się nie nauczyłam. Nie chciałabym tak nigdy o sobie myśleć, zatem czujności już nie wyłączę.

– Co by Pani powiedziała dzisiaj Mai Sablewskiej?
Edyta Górniak:
Życzę jej zrozumienia, że spryt to nie jest mądrość. Spryt nie ma ani trwałych korzeni, ani perspektyw.

– Jak Pani sobie radzi bez menedżera?
Edyta Górniak:
Bardzo dobrze czuję się w roli osoby decyzyjnej.

– Chciałaby Pani, żeby Allan był taki jak jego mama?
Edyta Górniak:
Och, nie! Gdyby był taki jak ja, miałby…

– Przerąbane?
Edyta Górniak:
Właśnie, przerąbane (śmiech). On musi być jeszcze mocniejszy niż ja. Mnie nikt nie uczył walki o siebie i stawania w swojej własnej obronie. On musi to umieć.

– Nie boi się Pani krytyki po wydaniu nowego albumu?
Edyta Górniak:
Krytyka nie jest w stanie mnie zaskoczyć. Jestem do niej przyzwyczajona od dziecka. Interesuje mnie natomiast odbiór ludzi, którym ta płyta jest dedykowana. To nie jest płyta dla każdego. Ta płyta ma odnaleźć ludzi, którzy odnajdują na niej siebie i choćby jedną swoją historię. Płyta zawiera 11 historii, 11 momentów życia.

– Jeśli nie będzie w życiu balansu, można skończyć jak Whitney Houston?
Edyta Górniak:
Whitney Houston miała najpiękniejszy głos, jaki Ziemia kiedykolwiek urodziła. Z pewnością była świadoma swojego piękna. I była też świadoma, kiedy to piękno utraciła. W moim odczuciu początkiem drogi upadku jej wielkości była toksyczna relacja z mężczyzną. Whitney była niezwykle utalentowana, ale widocznie też słaba psychicznie, jeśli nigdy nie odnalazła sił, by tę relację przekształcić.

– A Pani się nie boi młodszych, lepszych, utalentowanych? W „Bitwie na głosy”, w której ma się Pani opiekować grupą wokalistów, mogą ujawnić się prawdziwe perełki.
Edyta Górniak:
To cudownie! Niech rodzą się nowe talenty. Z lepszymi nigdy nie wstyd przegrać. Na osobowość muzyczną składa się wiele elementów. Jeśli ktoś z nich będzie miał ich odpowiednią ilość, to absolutnie powinien zająć miejsce artysty. Zbyt wiele na scenie polskiej jest ludzi, którzy nie zasługują talentem na to, aby stać na środku sceny. Może ten program ujawni w mojej drużynie lub w drużynie kolegów niezwykły talent? Mielibyśmy wtedy radość, że przyczyniliśmy się do czyjegoś rozwoju i samorealizacji. Uważam, że dla prawdziwych talentów miejsca nigdy dość.

– Chce być Pani artystycznie nieśmiertelna?
Edyta Górniak:
Każdy człowiek chce w sercach ludzi pozostać nieśmiertelnym. Od 21 lat staram się na to zapracować. (Śmiech).

– Miłość musiała dać Pani niezłego „kopa”?
Edyta Górniak:
Niezła miłość! (Śmiech).

Rozmawiała Beata Tadla
Zdjęcia Marlena Bielińska/Move
Stylizacja Jola Czaja
Makijaż Eryka Sokólska
Fryzury Adam Szaro
Produkcja Elżbieta Czaja, Piotr Wojtasik
Postprodukcja PLUPART

Wyprawę ekipy VIVY! na Zanzibar zorganizowała firma Red Chili Sebastian Sielewicz i Magdalena Sadkowska, www.red-chili.pl.

Reklama

Za pomoc w realizacji sesji składamy podziękowania Mai Witce, współwłaścicielce Spirit Spa i Atelier N’1.

Reklama
Reklama
Reklama