Anna Jantar zginęła w katastrofie lotniczej samolotu Ił-62 14 marca 1980 roku niedaleko Okęcia. W katastrofie zginęło w sumie 87 osób - 77 pasażerów i 10 osób z obsługi. Jak wyglądały ostatnie chwile? Jak doszło do katastrofy? Dzięki zapisom rozmów z czarnych skrzynek w samolocie, specjalistom udało się odtworzyć przebieg tragedii niemal do samego końca. Samolotem kierował kapitan Paweł Lipowczan.

Reklama

– Zezwalam na push-back i zapuszczenie silników. Ile pasażerów jest na pokładzie? - zapytał radiooperator Stefan Wąsiewicz na lotnisku w John F. Kennedy International Airport w Nowym Jorku.

– 77 plus 10-osobowa załoga – odpowiedział Paweł Lipowczan. – Jasiu, odpalaj silniki, bo i tak jesteśmy już dobrze spóźnieni (...)

Samolot rzeczywiście był opóźniony, powodem była burza śnieżna w Nowym Jorku. Samolot ostatecznie o godzinie 21.18 wzbił się w powietrze - z dwugodzinnym opóźnieniem. Początkowo lot rzeczywiście rozpoczął się pechowo - chodziło właśnie o burzę śnieżną w Nowym Jorku. Sytuacja jednak się uspokoiła, kiedy samolot osiągnął już odpowiednią wysokość. Nie było żadnych problemów, lot przebiegał planowo. 14 marca 1980 roku o godzinie 10.58 samolot znalazł się nad Darłowem, leciał na wysokości 11300 metrów. Pogoda w Warszawie była wręcz wymarzona do lądowania - delikatny wiatr, mroźno, ale bardzo słonecznie:

– LOT 007 kurs 115 stopni – zaordynowali kontrolerzy z Okęcia. Była godzina 10.58.

– LOT 007 kurs 160 stopni – kontrola podejścia wektoruje Iljuszyna.

– Zrozumiałem, kurs jeden-sześć-zero – potwierdza kapitan.

– Zezwalam na lądowanie na pasie jeden-pięć.

– Potwierdzam pas jeden-pięć.

– Wypuścić podwozie – powiedział Lipowczan.

Ireneusz Łachocki chwycił za dźwignię i ją pociągnął. Zapaliła się zielona lampka , która zasygnalizowała prawidłowe zablokowanie przedniego podwozia, ale według przyrządów główne podwozie nie wyszło.

– Może przepalił się bezpiecznik czujnika? - padło pytanie w kokpicie.

Okazuje się, że w tych samolotach - iłach 62 - taka usterka zdarzała się tak często, że piloci wiedzieli już, co robić w takiej sytuacji. Procedura wyglądała tak: samolot przelatywał nad lotniskiem i powtarzał podejście do lądowania. Mechanik pokładowy w tym czasie sprawdzał obwody, a osoba z obsługi lotniska przez lornetkę sprawdzała, czy podwozie się wysunęło, a następnie przekazywała informację zwrotną pilotom.

– 007, w lewo 5 stopni.

– Tak jest, zrozumiałem… Chwileczkę, mamy trudności z sygnalizacją podwozia, przechodzimy na drugi krąg – zameldował Lipowczan.

– Zrozumiałem, kurs pasa i 650.

– Kurs pasa, 650 – potwierdził kapitan.

Nagle doszło do eksplozji - wtedy nikt z załogi nie wiedział, co się stało. Jak podaje Fakt.pl, dopiero po tragedii okazało się, że "kiedy kapitan Lipowczan zwiększył ciąg w silniku numer 2, pękł wał łączący turbinę ze sprężarką niskiego ciśnienia. Wyrzucone z ogromną siłą elementy tarczy turbiny uszkodziły silnik nr 1 oraz nr 3, niszcząc przy tym popychacze steru wysokości oraz kierunku. Jakiś odłamek przeciął również zasilanie rejestratorów lotu tzw. czarnych skrzynek". W związku z tym nie wiemy, co się dalej działo - możemy się tylko domyślać, jak rozwinęła się sytuacja.

Zobacz także

Zobacz też: Kukulska wspomina matkę w rocznicę jej śmierci. Opublikowała zdjęcie i wzruszającą notkę

Do rozpoczęcia pasa startowego został kilometr, samolot zaczął spadać z wysokości 400 metrów. Samolot uderzył prawym skrzydłem o drzewo, a potem w zamarzniętą fosę fortu Okęcie. Od momentu eksplozji do katastrofy minęło zaledwie 26 sekund. Zginęli wszyscy - 87 osób.

Zobacz także: Natalia Kukulska odkryła niepublikowane dotąd taśmy ze swoimi rodzicami. Jakie tajemnice kryją?

W katastrofie lotniczej zginęli wszyscy pasażerowie samolotu, w tym Anna Jantar, amerykański etnomuzykolog Alan Merriam, 22 członków amatorskiej reprezentacji bokserskiej USA oraz sześcioro studentów z warszawskich uczelni, wracających z obrad Międzynarodowego Stowarzyszenia Studentów Nauk Ekonomicznych i Handlowych (AIESEC).

Anna Jantar miała zaledwie 29 lat.

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama