Reklama

Reklama

Do tej pory nie mówili o tym głośno. Dwa lata temu Dawid Kwiatkowski stoczył ciężką walkę o zdrowie i życie swojej mamy Agnieszki. Dziś próbują nadrobić stracony czas. Chcą zacząć od pierwszych wspólnych wakacji...

Na pierwszy rzut oka wydaje się, że Dawid (22 lata) ma wszystko, o czym może marzyć młody chłopak: talent, sławę, rzesze fanów, pieniądze... On sam przyznaje, że w pełni szczęśliwy czuje się dopiero od dwóch lat. Powód? To właśnie wtedy, na początku grudnia, odzyskał swoją mamę Agnieszkę.

– Mówię to po raz pierwszy w życiu, bo wiem, że najgorsze mamy już za sobą. Wierzę, że nasza historia, którą szczegółowo opowiem w moim biograficznym filmie, może pomóc wielu ludziom. Mama wygrała walkę z chorobą alkoholową i jestem z niej cholernie dumny – mówi wokalista.

Tę ważną dla całej ich rodziny rocznicę Dawid chce uczcić w wyjątkowy sposób. Jaki? Wkrótce planuje zabrać mamę na pierwsze wspólne wakacje i zrobić z nich nową świąteczną tradycję!

Zobacz też: Który z braci Kwiatkowskich jest przystojniejszy? Zobacz zdjęcia i zagłosuj! POJEDYNEK

Planujecie pierwszą wspólną podróż. Zgaduję, że będzie to samochodowa wyprawa?

Dawid Kwiatkowski: Wszyscy, którzy mnie znają, wiedzą, że panicznie się boję latać samolotem. Jestem gotów przejechać kilka tysięcy kilometrów autem, do czego też wielokrotnie zmusiłem moich przyjaciół, byleby tylko tego uniknąć. Ale dla mamy zrobię wyjątek i wsiądę na pokład.

Agnieszka Kwiatkowska: Mam prawie 50 lat, a nigdy nie leciałam samolotem. Uwierzy pani? Gdy Dawid zaproponował mi, żebyśmy wyjechali tylko we dwoje, a wcześniej nie mieliśmy takiej możliwości, od razu się zgodziłam. Jestem tym i podekscytowana, i trochę się denerwuję.

Loty nie są wcale takie straszne!

Dawid: Ja mam inne zdanie (śmiech). Kiedy jadę autem, czuję się jak władca szos. W samolocie człowiek nad niczym nie ma kontroli.

Agnieszka: Jak się nie będziesz wstydził, to mogę trzymać cię za rękę. W najgorszym wypadku razem będziemy krzyczeć ze strachu (śmiech). Najwyżej nas wyrzucą! Musimy zaryzykować. Nie wiem, ile czasu mi zostało, a nie chcę zmarnować już ani jednego dnia. Życie jest zbyt ulotne...

W tym roku przekonaliście się o tym wyjątkowo boleśnie. Zwłaszcza ty, Dawidzie.

Dawid: Dwa miesiące temu pożegnałem moich ukochanych dziadków, rodziców taty. Teraz została mi już tylko jedna babcia Lusia, którą też oczywiście bardzo kocham.

Wiem, że bardzo przeżyłeś ich śmierć, bo byłeś z nimi niezwykle zżyty.

Dawid: Całe życie mieszkaliśmy w jednym bloku. Dziadkowie piętro niżej niż my. Kiedy u nas „na górze” coś się psuło, uciekałem do nich ze wszystkimi swoimi problemami. Jako 14-latek miałem wrażenie, że mogę wszystko naprawić, uspokoić sytuację w domu, zarobić pieniądze, których brakowało, i jednocześnie dobrze się uczyć. Przynajmniej raz w tygodniu przychodziłem do dziadka z pomysłem na biznesplan, który miał uzdrowić moją rodzinę. Wymyśliłem na przykład, że wypiszę się z religii i będę w tym czasie zbierał czereśnie, a pieniądze przeznaczę na pomoc rodzicom. Dziadek wtedy mi powtarzał: „Jeśli ktoś skacze do wody z rekinami, nie skacze się za nim”.

Co konkretnie miał na myśli?

Dawid: Nigdy o tym nie mówiłem publicznie, ale nie dlatego, że się wstydziłem. Mam prawie 23 lata i wreszcie do tego dojrzałem, bo moi rodzice wygrali walkę z nałogiem. Chcę pomóc innym rodzinom, w których jest problem z alkoholem, a tych jest naprawdę wiele.

Agnieszka: Każdy dzień, a są lepsze i gorsze, jest walką – i tak już zostanie. Ale pogodziłam się z tym. Wiem, ile zmarnowałam lat, i mam świadomość, jak poświęcili się dla mnie i moje dziecko, i moja mama. Będę robić wszystko, by Dawidowi to wynagrodzić, bo walczył o mnie całym sercem, ile tylko miał sił. Tak jak ja sama nie potrafiłam o siebie zawalczyć.

Dawidzie, kiedy poczułeś, że chcesz odzyskać mamę, przywrócić jej normalne życie?

Dawid: Poczułem, że jestem w stanie to zrobić, kiedy już sam byłem dorosły i niezależny finansowo. Pierwsze działania podjęliśmy wspólnie z babcią, czyli mamą mamy. Byłem przekonany, że skoro nie przebywam już pod opieką rodziców, to niewiele mogę zdziałać. A tak nie jest! Otóż jeśli ktoś się zatracił w nałogu, może stwarzać zagrożenie dla siebie i dla otoczenia – państwo pomaga wyleczyć taką osobę.

Gdzie szukałeś pomocy?

Dawid: Gdzie tylko się dało: w szkole u pedagoga, w domu opieki społecznej. O tej walce opowiem szczegółowo w moim biograficznym filmie, który ukaże się w przyszłym roku. Chcę to zrobić, by moi fani wiedzieli, że nie można się bać! Wiem z doświadczenia, że wyjawienie bolesnych sekretów osobie, której się nie zna, jest często największym problemem.

Agnieszka: Młodzież potrzebuje wzorców i jeśli nasza historia pomoże uratować choć jedną rodzinę, to warto ją opowiedzieć. Jako matka nie życzę żadnemu dziecku, by tak jak Dawid musiało stanąć w drzwiach i powiedzieć: „piłaś”. Nigdy tego nie zapomnę. Dziś nie mam słów, by wyrazić swoją wdzięczność. Dzięki mojemu synowi czuję, że żyję, że znów mogę być mamą i szczęśliwym człowiekiem.

Kiedy poczuliście, że jesteście na dobrej drodze, żeby wygrać tę trudną walkę?

Dawid: Ostatecznie wygrała ją moja mama! Choć to ja pierwszy wytoczyłem działa i rozpocząłem bitwę. Ale na pierwszy sukces musieliśmy trochę poczekać. Teraz chcemy go celebrować. Zawsze zazdrościłem moim przyjaciołom, że wyjeżdżali ze swoimi rodzicami na wakacje. Myśmy nie mieli takiej możliwości i trzeba to zmienić. Chcę pokazać mamie inne życie. Zabrać ją do egzotycznych zakątków świata, nauczyć nurkować, namówić na skosztowanie nowych potraw.

Taki syn to prawdziwy skarb!

Agnieszka: A żeby pani wiedziała! Choć nie do końca umiem sobie radzić z jego popularnością. Nie zawsze wiem, jak się zachować, bo nie jestem przyzwyczajona do wywiadów, zdjęć, pytań na jego temat. Dawid wyjechał do Warszawy, gdy był w szkole średniej. Jego kariera nabrała tempa, a nasz dom opustoszał. Najbardziej brakowało mi robienia mu śniadań do szkoły. Nie miałam już nawet na kogo krzyczeć za te talerze po jajecznicy pozostawione w pościeli czy skarpetki pod łóżkiem.

Jako nastolatek często wywijał numery?

Dawid: Byłem grzecznym chłopakiem!

Agnieszka: Kłamie! Kiedyś syn zadzwonił do mnie i powiedział, że złamał sobie rękę. Wystraszył mnie śmiertelnie! Panikowałam, kazałam robić mu prześwietlenia, badania, bo był z dala od domu. I co? Ostatnio przeczytałam w Internecie, jak na jednym z czatów mój synek mówi, że nic mu się nie stało. Taka z niego glista! Od małego Dawid uwielbiał wspinać się po drzewach i starych garażach wyłożonych papą. Opalał się na dachu razem ze swoją przyjaciółką i wiecznie czegoś zapominał, co zresztą zostało mu do dziś. Na to nie ma lekarstwa! Pamiętam, jak zostałam wezwana na dywanik, bo w liceum mył zęby na lekcji. Oczywiście, potem oszukiwałam męża, próbując ukryć te szkolne grzeszki.

I chronić syna przed laniem?

Agnieszka: Dawid nigdy nie dostał lania! Wystarczyło, że mąż na niego huknął, i od razu posłuchał. A ja? Zawsze wchodziłam do niego do pokoju, gadałam i gadałam. A on tylko szelmowsko się uśmiechał i odpowiadał: „No i po co tyle się produkujesz?”. Albo odprawiał mnie w progu z kwitkiem, mówiąc: „Już to słyszałem!”. A potem? Już tylko śpiewał, śpiewał, śpiewał i nagrywał piosenki. Tak głośno, że zagłuszał telewizor (śmiech).

Dawid: No tak, nikt nie skomplementuje człowieka lepiej niż jego własna mama...

Każdy czasem musi dostać reprymendę.

Agnieszka: Zdradzę pani tajemnicę. Nam się tak odwróciły role w życiu, że ja się bardziej boję własnego syna niż on mnie!

Dawid: Mamo, co ty wygadujesz?

Agnieszka: Tak, tak. Wystarczy jedno jego srogie spojrzenie i już milczę! Choć czasem mam ochotę, tak jak w dzieciństwie, po prostu poczochrać mu tę jego misternie ułożoną fryzurę albo podrapać go po plecach. I sprawdzić, czy wciąż ma tak silne gilgotki! Takich rzeczy mi ogromnie brakuje... Ale dostaliśmy drugie życie, więc na pewno będzie jeszcze okazja.

Drugie życie. Pięknie to pani ujęła...

Agnieszka: Niedawno z okazji urodzin podarowałam mamie kartkę, na której napisałam ważne dla mnie słowa. Dotyczyły też Dawida. Podziękowałam jej, że dała mi dwa razy życie. Pierwsze, gdy mnie urodziła. Drugie, gdy wspólnie z Dawidem o mnie zawalczyli. Gdyby nie ich determinacja, nie rozmawiałaby pani ze mną dzisiaj. Gdy trafiłam do szpitala, mój stan zdrowia był zły. A syn przywrócił mnie znów do żywych...

Dawid: Mamo, tylko nie płacz! Najgorsze mamy już za sobą. Najważniejsze, że życie znów ma sens, a my znów mamy siebie.

EastNews

To znaczy, że jesteście na dobrej drodze, by odbudować swoje relacje na nowo.

Agnieszka: Mówi się, że straconego czasu nie nie da się nadrobić. A ja udowodnię i sobie, i Dawidowi, że można. W tym złym okresie mojego życia nie myślałam racjonalnie. Zachowywałam się jak maszyna, która próbuje wykonać codzienne obowiązki. Nie byłam matką, jakiej potrzebowało moje dziecko. A mimo to ono dało mi szansę! Myślę, że te nasze wakacje będą dużym sprawdzianem. Dawid wie, że może sobie na dużo pozwolić, ale gwarantuję, że na głowę nie dam sobie wejść (śmiech).

Dawid: Ale będziesz odbierać moje telefony o drugiej nad ranem?

Serio, o drugiej nad ranem?

Agnieszka: To ulubiona pora mojego syna, żeby zapytać: „Cześć, mamuś, co robisz?” (śmiech). Jasne, że będę odbierać! A w święta będę czekała z twoim ulubionym ciastem: biszkoptem przełożonym budyniem, herbatnikami, czekoladą i wiórkami kokosowymi. Dla Weedy’ego też bym chętnie coś ugotowała...

A kim jest Weedy?

Agnieszka: To jego pies, którego traktuję bez mała jak wnuczka. Przyrządziłabym mu indyka, choć Dawid zawsze na mnie krzyczy, kiedy podkarmiam Weedy’ego.

Dawid: Pamiętasz, jak to się kiedyś skończyło? Po gościnie u mamy, w drodze do Warszawy, zatrzymywaliśmy się co godzinę, bo pies wymiotował z przejedzenia.

Agnieszka: Oj tam. Ty tylko te puszki byś mu dawał. Trochę kurczaka z wątróbką i z ryżem na pewno mu nie zaszkodzi. Prawda? Dawid nawet w święta nie pozwala psu spać w łóżku. Ale u babci obowiązują inne zasady (śmiech).

Każda babcia rozpieszcza wnuki do granic.

Dawid: Mama te granice mocno przesuwa!

Agnieszka: Dla swoich obu babć zawsze byłeś oczkiem w głowie. Do dziś razem z moją mamą zbieramy każdy, nawet najmniejszy, artykuł, który pojawia się na temat Dawida w gazecie. Jesteśmy jego najwierniejszymi fankami, a ostatnio nawet szalałyśmy na jego koncercie. To było wspaniałe uczucie widzieć, jak porywa młodych ludzi do zabawy.

Dawid: O takie fanki jak wy trzeba dbać, dlatego w przyszłym roku będziecie gośćmi honorowymi na premierze mojego filmu.

Czuję, że to będzie wyciskacz łez...

Dawid: Jestem jedną z nielicznych osób w show-biznesie, która ma odwagę mówić o piekle, jakie codziennie z powodu uzależnień przeżywa mnóstwo rodzin w Polsce. Dla mnie ten film to rodzaj spowiedzi, katharsis. Ale będzie on dotyczył nie tylko naszej wygranej walki. To będzie opowieść o moim życiu zawodowym, mojej rodzinie, przyjaciołach i osobach, które odeszły, a które na zawsze pozostaną w moim sercu. To zapis przyspieszonego kursu dorastania, który przeszedłem. Chciałbym, żeby moi fani uwierzyli, że nie ma w życiu sytuacji bez wyjścia, problemów, których nie da się rozwiązać. W końcu zrzucę ten balast, który nosiłem.

Jak zaczniesz ten nowy, lepszy rozdział?

Dawid: Myślałem, że wreszcie uda mi się zorganizować wigilię u siebie i zaprosić na nią całą rodzinę. Niestety, jeszcze nie będzie to możliwe, bo w moim mieszkaniu ciągle trwa remont. Rodzina to największa wartość, jaką człowiek ma w życiu, i powinien o nią dbać. Zdaję sobie sprawę, że z biegiem lat zostaje coraz mniej ukochanych osób. Nie wyobrażam sobie świąt gdzie indziej niż w Gorzowie Wielkopolskim – z mamą, tatą i babcią Lusią.

Agnieszka: Nie martw się, synku, może spotkamy się u ciebie w przyszłym roku?

Co się odwlecze, to nie uciecze!

Dawid: To prawda, poza tym ja nigdy nie porzucam marzeń! Chciałabym moim bliskim zorganizować iście filmową wigilię: z wielką choinką, pięknie udekorowanym stołem, kolędami granymi przy fortepianie. Wierzę, że w przyszłym roku to ja, pierwszy raz od 23 lat, własnoręcznie coś ugotuję i nie będę tylko tym, który wszystko zjada.

Co zaserwujesz swoim gościom?

Dawid: Na pewno karpia, rybę po grecku i barszcz, bo bez nich nie wyobrażam sobie wigilii. W menu pojawi się też bardzo dużo jajek z majonezem, które uwielbiam.

Agnieszka: W dzieciństwie szykowałam dla Dawida osobny półmisek z jajkami. Kiedyś zjadł 18 połówek za jednym zamachem!

Dawid: Kto wie, może jeszcze kiedyś się przemogę i zjem pierogi.

Jak to? Naprawdę nie jesz pierogów?

Agnieszka: Dawid ma traumę (śmiech).

Dawid: Nie wiem, czy powinienem opowiadać tę historię, ale... Miałem wtedy może z dziewięć lat. Razem z babcią Anią robiliśmy pierogi. Jednocześnie babcia przygotowywała inne dania, w tym jedzenie dla psa, bo – tak jak moja mama – nie uznawała gotowych karm. Do garnka wkładała kolejno podroby: serca i wątroby, czyli wszystko, co dawało niezbyt przyjemną woń. Po czym, nie myjąc rąk, zaczęła zagniatać ciasto na pierogi. To mi wystarczyło. Od tego czasu nie zjadłem żadnego pieroga.

Nie próbowała odkupić swoich win, przygotowując ci ulubione smakołyki?

Dawid: Na całe szczęście nie! Prawda jest taka, że babcia Ania nie za bardzo potrafiła gotować, choć jej się wydawało, że jest kulinarną boginią. Dla mnie gotowała tylko mama, ale moi bracia nie mieli tyle szczęścia i musieli jeść u babci trzy posiłki dziennie! Na kilka miesięcy przed śmiercią dziadek się zbuntował i powiedział jej prawdę prosto w oczy. Obruszona babcia nigdy więcej nie dotknęła garów! Tego samego dnia kupiła dziadkowi sto zupek chińskich, które zastąpiły mu domowe obiadki.

Reklama

Wracając do świąt: o co poprosicie Mikołaja?

Dawid: O wenę, by moja muzyka była coraz lepsza. I czas na lekcje gry na gitarze, abym wreszcie wymiatał tak jak Slash! (śmiech)

Agnieszka: Najpiękniejszy prezent dostałam od losu. Dlatego prosiłabym już tylko o zdrowie, by móc się nim cieszyć jak najdłużej.

Reklama
Reklama
Reklama