Agata Mróz-Olszewska całe życie walczyła: o medale, dziecko, zdrowie... Nie zdołała wygrać tylko jednej batalii
Dziś 13. rocznica śmierci Agaty Mróz-Olszewskiej. Jej historia to gotowy scenariusz na film
Marzenie było proste. Agata z Lilianką przychodzi na trening koleżanek z siatkarskiej reprezentacji Polski. One cieszą się, że ona odzyskuje siły, ona chwali się pięknym uśmiechem córeczki. O tym marzyły jej przyjaciółki z drużyny i znajomi dziennikarze. Sama Agata Mróz-Olszewska miała pewnie znacznie skromniejsze życzenia. Móc wziąć Liliankę na ręce. Pocałować ją. Wyjść na spacer choć na pięć minut. Rzeczy proste, ale dla niej nieosiągalne. Jednak wszyscy wierzyli, że znów jej się uda, że stanie się cud.
Dzień po przeszczepie szpiku słabiutka, ale uśmiechnięta Agata machała do widzów TVN. Jakby chciała powiedzieć: „Spokojnie, dam radę”. Gdy trochę nabrała sił, zapewniała: „Będę walczyła do końca. Tak jak na boisku”. I dotrzymała słowa. Tylko że choroba nie przestrzega zasad fair play.
Agata Mróz-Olszewska odeszła 13 lat temu.
Zobacz także: Minęło 12 lat od śmierci Agaty Mróz. Jej córka ma już 12 lat. Lilianna Olszewska jest coraz bardziej podobna do mamy
Trudne początki
Agata urodziła się w rodzinie sportowców. Tata i brat uprawiali koszykówkę, mama i siostra były siatkarkami.
„Można powiedzieć, że wychowałam się na sali gimnastycznej”, powiedziała w jednym z wywiadów. Znakiem rozpoznawczym rodziny Mrozów jest wzrost. Najwyższy jest brat (213 cm), potem tata (196 cm), siostra (194 cm i na końcu Agata (191 cm).
Najpierw próbowała swoich sił w koszykówce, ale gdy była w siódmej klasie podstawówki, koleżanki namówiły ją, by zagrała w siatkówkę. „Na początku nie umiałam nawet odbić piłki”, śmiała się, gdy dziennikarze pytali ją o początki kariery.
Ale trenerzy szybko dostrzegli jej talent i skierowali do Szkoły Mistrzostwa Sportowego w Sosnowcu. Miała 15 lat, gdy wyjechała z rodzinnego Tarnowa. Przyznawała potem, że było to dla niej spore poświęcenie – mieszkała daleko od rodziców, a czas po szkole niemal w całości wypełniały treningi. Ale od początku wierzyła, że ten wysiłek się opłaci.
Pierwszy cud
Choroba zaatakowała, gdy Agata miała 17 lat. Nagle zaczęła czuć potworne zmęczenie, treningi stały się dla niej wysiłkiem nie do zniesienia. Trafiła na badania, a lekarze postawili druzgocącą diagnozę – choroba szpiku kostnego. „Na szczęście nie mam jeszcze białaczki. Moja choroba – MDS, czyli mielodysplazja szpiku – polega na tym, że szpik produkuje za mało krwinek. Brakuje mi wszystkich: białych, czerwonych, płytek krwi”, tłumaczyła w jednym z wywiadów.
Musiała zapomnieć o siatkówce i wrócić do domu. Jej ciało pokrywały siniaki i wybroczyny, a jej życie wypełniały wizyty u lekarzy, badania w szpitalu. Ale nie poddała się. Po trzech latach stał się cud – wyniki znacznie się poprawiły, a lekarze pozwolili Agacie wrócić do sportu. Zaczęła wtedy grać w klubie KSZO Ostrowiec Świętokrzyski.
Nie robiła sobie nadziei na wielką karierę, ale wtedy zadzwonił selekcjoner reprezentacji narodowej i powołał ją do kadry. W 2003 roku pół Polski zaciskało kciuki, gdy Mróz skakała, by zablokować ataki przeciwniczek. Robiła to doskonale i razem ze „złotkami” trenera Andrzeja Niemczyka wywalczyła złoty medal na mistrzostwach Europy. Dwa lata później nasze siatkarki zdobyły kolejne złoto, a dwudziestotrzyletnia wtedy Agata została okrzyknięta jedną z najlepszych zawodniczek świata. Choć trener i jej koleżanki wiedzieli, że jest chora i nieraz chcieli dawać jej taryfę ulgową, ona na to nie pozwalała. Nawet gdy czuła się gorzej, chciała, by traktowano ją tak, jak inne zawodniczki. W 2006 roku dostała propozycję gry w hiszpańskim klubie Gruppo Murcia i przyjęła ją.
Walka o życie
Żyła pełnią życia, jakby instynktownie czuła, że musi wykorzystać każdą chwilę, przeżyć jak najwięcej, zapamiętać ludzi, obrazy.
„Agata zawsze potrafiła cieszyć się z drobiazgów”, wspominał później Andrzej Niemczyk.
Kiedy w 2005 roku zaproponowano jej sesję do magazynu „CKM”, zgodziła się na rozbierane zdjęcia. Zobaczyliśmy na nich piękną, seksowną kobietę. Kibice widzieli w niej nie tylko mistrzynię sportu, ale i wulkan energii. Agata zarażała optymizmem, a przy tym była skromna i wrażliwa na problemy innych. Tego nauczyła ją choroba.
Własne doświadczenia skłoniły ją też do tego, by nie snuć planów na przyszłość. Często powtarzała:„Chcesz rozśmieszyć Pana Boga, powiedz mu o swoich planach”.
Ale jeden swój zamiar zdradziła, a nawet go zrealizowała. W czerwcu 2007 roku została żoną Jacka Olszewskiego. Poznała go na stoku narciarskim w Szczyrku i, jak później wspominała, to był pierwszy mężczyzna, w towarzystwie którego czuła się dobrze.
Ich uczucie przetrwało rozłąkę, gdy Agata wyjechała na roczny kontrakt do Hiszpanii. Kiedy wróciła do Polski, od razu zdecydowali się wziąć ślub. W wymarzoną podróż poślubną już jednak nie pojechali, bo choroba Agaty znów dała o sobie znać. Zaatakowała nagle, ale była znacznie cięższa niż za pierwszym razem. Nie było mowy nie tylko o treningach, Agata potrzebowała pomocy w najprostszych czynnościach.
Jej życie było pełne zakazów. Nie mogła przebywać w tłumie, bo to groziło infekcją, dlatego nie chodziła na zakupy, przestała podróżować, a nawet spotykać się ze znajomymi w kawiarniach. Szybko stało się jasne, że uratować może ją tylko przeszczep szpiku. Rozpoczęło się szukanie dawcy i ciągłe wyjazdy na transfuzje, bo po przetoczeniu krwi siatkarka nabierała sił.
Kiedy Agata zaapelowała o pomoc, Polacy zaczęli masowo oddawać krew i zgłaszać się do banków szpiku. Szczere mówienie o chorobie sprawiło, że Agata stała się ambasadorką ludzi cierpiących na choroby szpiku. Dlatego razem z mężem postanowiła nakręcić film dokumentalny o swojej walce o zdrowie. Chcieli, by trafił przede wszystkim do szkół i pokazywał młodym ludziom, że nie wolno się poddawać. W końcu znaleziono człowieka, którego szpik był w 90 procentach zgodny ze szpikiem Agaty. Ustalono datę przeszczepu…
Upragniona córka
Ale wtedy zdarzył się kolejny cud. Dwie kreseczki na teście ciążowym. W przypadku kobiet cierpiących na choroby szpiku kostnego zajście w ciążę jest niemal niemożliwe, a donoszenie jej graniczy z cudem.
„Lekarz sugerował nam, że jeżeli chcemy mieć dziecko, to musimy się starać o nie jak najprędzej. Mój organizm był tak osłabiony, że wydawało się to nierealne”, powiedziała „Dziennikowi” Agata.
Ale gdy zaszła w ciążę, niektórzy lekarze twierdzili, że powinna ją usunąć, bo dziewięć miesięcy z maleństwem w brzuchu osłabi jej i tak już kruchy organizm. Ona jednak nie chciała o tym słyszeć.
„Wiem, że przeszczep szpiku grozi powikłaniami, że można nawet umrzeć, ale nigdy nie przyjmowałam tego do wiadomości. Liczę na to, że miesiąc po przeszczepie wyjdę ze szpitala i zacznę normalne życie. Z dzieckiem i mężem”, mówiła w tym samym wywiadzie.
Żeby urodzić zdrowe dziecko, Mróz musiała leżeć w szpitalu. Dzięki akcji „Krew dla Agaty”, regularnym transfuzjom i opiece lekarzy ciąża przebiegała prawidłowo.
„Oprócz małżeństwa to była jedyna dobra rzecz, która mnie ostatnio spotkała. Wiadomość o dziecku sprawiła, że znowu poczułam się szczęściarą. Cieszyłam się, że poczuję, jak to jest być matką”, powiedziała w rozmowie z „Dziennikiem”. I dodawała: „Albo będzie Liliana, albo Szymon”.
4 kwietnia 2008 roku, na trzy dni przed 26. urodzinami, Agata urodziła dziewczynkę. Liliana przyszła na świat przed terminem, ale była zdrowa. Mierzyła 47 centymetrów i ważyła dwa kilogramy, ale to w przypadku wcześniaków nic zaskakującego.
„To naród pomógł Agacie donosić dziecko”, mówił wtedy w wywiadach Jacek Olszewski.
Siatkarka spełniła swoje marzenie, ale nie mogła w pełni cieszyć się macierzyństwem. Chciała wstawać w nocy, by móc karmić i tulić córeczkę, chciała moc ją kąpać, urządzać jej pokoik. Ale mogła tylko na nią patrzeć i to rzadko.
„Liliana rośnie jak na drożdżach. Niestety nie widuję jej zbyt często”, powiedziała wtedy w rozmowie z dziennikarzem Polsatu Sport.
Nie mogła brać córki na ręce, bo najpierw Liliana leżała w inkubatorze, a potem sama Agata przygotowywała się do przeszczepu i musiała uważać, by nie złapać infekcji. Córeczkę widywała z daleka, przez szybę. Jej marzenia ograniczały się wtedy do tego, by wyzdrowieć, wyjść ze szpitala i móc zrobić kilka banalnych rzeczy.
„Chciałabym położyć się we własnym łóżku, popatrzeć na własne ściany i pooddychać powietrzem, w którym nie czuć zapachu leków. I jeszcze marzę, by zjeść normalny obiad, a nie szpitalny. No i chciałabym się wreszcie ubrać nie w szlafrok, tylko w sukienkę. I posiedzieć z mężem przy kawie”, mówiła.
Żegnaj na zawsze
Potwornie cierpiała, bo nie mogła brać antybiotyków ani leków przeciwbólowych. Ale była twarda. „Staram się nie dołować i walczyć do końca”, mówiła. Nadziei nie tracił też jej mąż. „Wierzę, że wróci do mnie i córeczki”, wyznawał.
Przeszczep odbył się 22 maja 2008 roku w Klinice Transplantologii Szpiku we Wrocławiu. Lekarze mówili, że się udał, choć na każdym kroku powtarzali, że o sukcesie będzie można mówić dopiero wtedy, gdy szpik się przyjmie. Agata rozpoczęła chemioterapię i trafiła na miesiąc do specjalnego, sterylnego namiotu, bo miała tak zniszczoną odporność, że każda bakteria była dla niej śmiertelnym zagrożeniem.
Dwa tygodnie po operacji przyszedł kryzys, organizm Agaty zaatakowała infekcja. Podano leki, ale nie zdążyły zadziałać. Agata zmarła 4 czerwca nad ranem. Zabrakło kilku godzin, aby jej szpik zaczął pracować.
Agatę pożegnano 9 czerwca w Tarnowie, w tym samym kościele, w którym rok wcześniej brała ślub. Jej mąż stwierdził wtedy, że ta śmierć nie pójdzie na marne.
„Agata całym swoim życiem chciała pokazać światu, że z chorobą można wygrać”, mówił. Tym zwycięstwem nad chorobą była córka. „Liliana była jej największym szczęściem. Pozostawiła po sobie kogoś niesamowitego”, dodawał. Ale po Agacie zostały też wspomnienia, które wielu z nas przechowuje w sercu do dziś.
Zobacz także: „Podjęłam walkę o moje dziecko”. Ostatnia rozmowa z siatkarką Agatą Mróz
Kiedy Agata Mróz-Olszewska walczyła na boisku, trzymało za nią kciuki tysiące kibiców siatkówki. Gdy toczyła walkę o życie, kibicowała jej cała Polska.
Dziś Lilianna Oleszewska ma już 12 lat i jest coraz bardziej podobna do swojej wspaniałej mamusi: