Blanka Lipińska odpowiada na krytykę po premierze filmu "365 dni". Pierwszy polski erotyk trafił do kin już przed weekendem i zbiera pierwsze recenzje. Krytycy filmowi nie szczędzą autorce a zarazem producentce gorzkich słów, jednak ona nie bierze sobie ich do siebie, twierdząc, że najważniejsza dla niej jest opinia widzów. Co jeszcze powiedziała?

Reklama

Zobacz także: Oto najostrzejsze sceny seksu w "365 dni". Uwaga, spoilery!

Blanka Lipińska ostro o krytyce filmu "365 dni"

Blanka Lipińska stara się być w stałym kontakcie z fanami, szczególnie teraz, kiedy do kin trafił jej pierwszy film. Pisarka czeka na relacje od widzów, jednocześnie odnosząc się do niepochlebnych opinii o filmie wydanych przez krytyków. Autorka kontrowersyjnej powieści zaznacza, że nie przejmuje się opinią ludzi, którzy nie specjalizują się w filmach erotycznych:

To, że się komuś nie podoba ten film… No cóż, ja wciąż nie rozumiem, zadawałam to pytanie parę razy na wywiadach u 'specjalistów kinowych: kim jest krytyk? Wiecie, krytyk to jest ktoś, kto zna się na danej dziedzinie. Z tego co wiem, w Polsce nie mamy dobrobytu filmów erotycznych. W ogóle na świecie nie ma dobrobytu filmów erotycznych! Więc jak ktoś jest specjalistą od erotyki, to chciałabym wiedzieć, kto to, bo faktycznie zdanie takiego człowieka by się dla mnie liczyło. Natomiast bardzo wam dziękuję kochani za to, że ucieracie nosa tym wszystkim krytykom, okazując wsparcie tym, że film się wam podoba. Czymże, kimże są krytycy w odniesieniu do milionów fanów?

Zgadzacie się z tym podejściem?

Zobacz także: "365 dni" - czy warto iść do kina? Te opinie mówią wszystko: "Trzymał w napięciu! Zakończenie totalnie mnie zaskoczyło!"

Zobacz także

Blanka Lipińska nie przejmuje się opiniami krytyków filmowych dotyczących "365 dni". Produkcja weszła do kin 7 lutego. Książka, na podstawie której został nakręcony film, pozwoliła jej zostać najlepiej zarabiającą polską pisarką.

Film "365 dni" to pierwszy polski erotyk, na podstawie książki o tym samym tytule. W główne role wcielili się Michele Morrone i Anna Maria Sieklucka.

Materiały prasowe
Reklama

Reklama
Reklama
Reklama