„Po rozwodzie narodziłam się na nowo”! Jak Beata Kozidrak stała się silną kobietą
„Po rozwodzie narodziłam się na nowo”! Jak Beata Kozidrak stała się silną kobietą
Beata Kozidrak na polskim rynku muzycznym panuje niepodzielnie od ponad czterech dekad. I nadal jest wulkanem energii. Jej przeboje nucą kolejne pokolenia fanów, a ona nie odcina kuponów od popularności, tylko przygotowuje nowe niespodzianki.
– Kocham śpiewać. Kiedy staję na scenie, czuję się silna i jednocześnie wzruszona, że moja muzyka porusza tysiące ludzkich serc – mówi „Party” Beata Kozidrak (58). Nam liderka Bajmu opowiedziała o kluczowych momentach w swoim życiu i karierze oraz o trudnych wyborach, które pozwoliły jej narodzić się na nowo, i jako kobiecie, i jako artystce.
Poniżej całość wywiadu dla magazynu "Party".
Zobacz także: Beata Kozidrak komentuje plotki na temat jej konfliktu z byłym mężem
1 z 4
Od ponad 40 lat zachwyca pani głosem kolejne pokolenia fanów. Czy to wystarczający czas, by zdążyła pani uwierzyć w swoją siłę?
– Te cztery dekady minęły jak jeden dzień. Dla mnie był to czas wielu przemian. Myślę, że my, kobiety, budujemy swoją wewnętrzną siłę przez całe życie. Poprzez doświadczenia, pragnienia, zmiany, które to życie przynosi. Dzięki nim człowiek ma szansę zweryfikować swoje uczucia, swój sposób myślenia, postrzegania siebie i otaczającego go świata. Przy czym to nie sukcesy dają poczucie tej siły. Często najwięcej uczymy się na błędach, których nie sposób uniknąć. Dźwigamy
na barkach problemy rodzinne, często też problemy naszych przyjaciół, a jednocześnie chcemy być szczęśliwe.
Czy 18-letnia Beata, która debiutowała na scenie w Opolu, była pewną siebie dziewczyną?
– Kiedy zaczynałam realizować swoje marzenia i śpiewać dla publiczności, niewiele wiedziałam o życiu. Wówczas na scenie stała przestraszona dziewczyna z małego miasta, która czuła, że w jej życiu nadchodzą wielkie zmiany. Otwierają się drzwi, za którymi czeka ją zupełnie nowe życie.
Ale młodziutka Beata nie przestraszyła się, tylko poszła za swoimi marzeniami.
– Kochałam Lublin, ale nie odpowiadało mi życie, którym żyli moi rodzice. Chciałam więcej. Miałam silne poczucie niezależności, decydowania o sobie, co w tamtych czasach wcale nie było takie łatwe. Chciałam zwiedzać świat, poznawać ludzi, realizować marzenia, które zrodziły się w mojej nastoletniej głowie. Nie myśląc w ogóle o splendorze, o sławie i wielkich pieniądzach.
Przeciwstawiłam się moim rodzicom, którzy byli przeciwni moim wyborom. Im świat estradowy kojarzył się z alkoholem, narkotykami, prostytucją. Bali się, że źle skończę. Chciałam odczarować ich myślenie i udowodnić, że można inaczej. Nie znosiłam zakazów, bo traktowałam je jako zamach na swoją niezależność. Zawsze stawiałam na swoim. Jeśli coś sobie zaplanowałam, robiłam to skutecznie. I tak jest do dziś.
2 z 4
Musiała pani walczyć o swoją pozycję?
– Całe szczęście, że nie. Mój mąż Andrzej robił to znakomicie za mnie. Ja zajmowałam się śpiewaniem, skupiałam na sprawach domowych. On załatwiał i negocjował występy, dbał o mój komfort i o to, by wszystko było na najwyższym poziomie. Wspólnie pracowaliśmy na sukces
Bajmu, oboje zarabialiśmy. W naszym małżeństwie nie było kłótni o pieniądze. Potrafiliśmy
mądrze inwestować z myślą o przyszłości.
Dwa lata temu dokonała pani kolejnej życiowej rewolucji i zdecydowała się na rozwód.
– Było to kolejne trudne doświadczenie, które umocniło mnie jako kobietę. Po rozwodzie poniekąd narodziłam się na nowo. Wzięłam wiele spraw w swoje ręce. Okazało się, że potrafię robić rzeczy, o których wcześniej nie miałam pojęcia, i świetnie mi to wychodzi. Te zmiany budowały kolejną silną Beatę, która nie bała się wywrócić swojego życia do góry nogami, decydując się na przeprowadzkę z rodzinnego Lublina do Warszawy.
Myślę, że wiele kobiet po 50. roku życia uznałoby to za szalone posunięcie.
– Czasem trzeba wyjść ze swojej strefy komfortu, sprawdzić się w nowych warunkach. Nigdy nie bałam się zmian i to napędzało mnie do działania. Moje życie nabrało nowego tempa. Sama decyduję o tym, co chcę robić, jakie nowe przedsięwzięcia realizować. Jeśli mam ochotę na szaloną przygodę z przyjaciółkami na drugim końcu świata, to dajemy się zwariować i jedziemy na babskie wakacje. Żyję na swoich zasadach, a nie na tych, które ktoś próbuje mi narzucić. A ludzie? Zawsze znajdzie się osoba, która skrytykuje mój strój lub to, co robię. Nigdy nie wiemy, ile jeszcze czasu nam zostało, dlatego czerpię z życia garściami.
3 z 4
Zawsze jest pani tak uśmiechniętą i pozytywnie nastawioną do świata osobą?
– Staram się, choć nie zawsze jest to łatwe. Miewam emocjonalne dołki, ale nigdy nie towarzyszy im poczucie bezsilności. Płaczę tylko wtedy, gdy się wzruszam. Nie mogę też przejść obojętnie wobec krzywdy wyrządzanej dzieciom. Jestem nie tylko mamą, ale i babcią, która lubi rozpieszczać
wnuki.
Nie boi się pani tego, co będzie za kilka lat?
– Zapewne umrę na scenie na niebotycznie wysokich obcasach (śmiech). Czasem moje córki żartują, że mam więcej życiowego luzu niż one, i przywołują mnie do porządku. Wiem, ile jeszcze mogę zdziałać. Kiedy patrzę na osoby w wieku mojej mamy, przeraża mnie, że większość z nich czeka już tylko na śmierć. To wielka życiowa niesprawiedliwość i nie godzę się na to. A tak serio to marzę o takiej starości, jaką zaobserwowałam podczas pobytu w Australii. Tam starsi ludzie aktywnie korzystają z życia. Wychodzą do restauracji, podróżują i grają też w kasynach, bo ich emerytury na to pozwalają.
Jest pani wzorem dla wielu kobiet. Czy dla swoich dwóch córek także?
– Zawsze starałam się dawać dziewczynom dobry przykład. Uczyłam je niezależności. Dużo rozmawiałyśmy, bo w naszym domu nie było tematów tabu – przynajmniej dla mnie, choć Kasia i Agata różnie na to reagowały. W szczytowym momencie popularności Bajmu zapytałam je, czy chcą, żebym zrobiła przerwę i więcej czasu spędzała z rodziną. Do dziś pamiętam słowa Kasi: „Mamo, ale my chcemy widzieć cię szczęśliwą. A ty jesteś szczęśliwa i spełniona na scenie”. Myślę, że podpatrując, jak przygotowywałam kolejne koncerty, tworzyłam i śpiewałam, widziały moją siłę i rosły w swoją. A do tego trzeba odwagi, której wielu kobietom w Polsce niestety ciągle brakuje.
4 z 4
Jak znaleźć w sobie taką odwagę?
– Wierzyć w siebie, w swoje możliwości i nie pozwolić nikomu wmawiać nam, że jest inaczej. Wiem, że nie jest to łatwe, ale nigdy nie można odpuszczać. Często pytam o rady, konsultuję muzyczne decyzje z moją menedżerką, z zespołem. I nie świadczy to wcale o mojej słabości. Przeciwnie. Silne kobiety, zwłaszcza te na świeczniku, nie mają łatwo, bo wiele osób próbuje je wykorzystać. Ale nawet te twarde sztuki są w środku kruchymi, delikatnymi istotami, które potrzebują wsparcia. Nie tylko od mężczyzn.
Jak przez tyle lat udało się pani nie wpaść w pułapki, jakie czyhają w show-biznesie?
– To kwestia poukładania priorytetów w głowie. Część artystów nie radzi sobie z popularnością, z hejtem, ze zmianami, które niesie życie sceniczne, i wpada w szpony nałogów. Część sięga po używki, by poczuć się pewniej na scenie.
Pani fani twierdzą, że ma pani niespotykany dar otwierania i uzdrawiania ludzkich serc.
– Często po koncertach słyszę od moich fanów, że moje słowa czy utwory bardzo im w życiu pomogły, a nawet to życie ocaliły. To dla mnie ogromne wyróżnienie. Na scenie zawsze jestem sobą. Nikogo nie udaję, też dzielę się z ludźmi moimi emocjami. Otwieranie ludzkich serc to najpiękniejsza misja, jaką mogę realizować, i traktuję ją jak dar.
content:0_118904,8_8517:ECVideo