Artur Barciś był jedną z pierwszych polskich gwiazd, która publicznie zdradziła, że walczy z covid-19. Choroba mocno dotknęła gwiazdora takich produkcji jak "Znachor", "Ranczo" czy "Miodowe lata", o czym mówił w rozmowie z magazynem "Viva!":

Reklama

Pamiętam moment, kiedy uświadomiłem sobie, że mogę umrzeć. Tak szybko…

Jednak to nie jedyny moment, który odcisnął piętno na życiu aktora. Artur Barciś w wywiadzie wspominał również moment, kiedy wraz z żoną drżeli o życie syna, Franciszka, kiedy podczas zabawy w piaskownicy "dostał drgawek i cały zesztywniał".

Artur Barciś o chorobie: "Uświadomiłem sobie, że mogę umrzeć"

Artur Barciś zakażenie koronarowirusem przeszedł bardzo źle, zmagał się z nim około dwa tygodnie. Najgorsze były pierwsze dni, kiedy miał wysoką gorączkę i nie mógł w ogóle spać. Po ponad dwóch latach od choroby gwiazdor opowiadał o swoich przeżyciach w "Vivie!". Otwarcie przyznaje, że był na granicy śmierci i życia:

Pamiętam moment, kiedy uświadomiłem sobie, że mogę umrzeć. Tak szybko… Zawsze myślałem, że będę żył długo, bo moja babcia żyła 96 lat, a mama właśnie świętowała 90. urodziny. Liczyłem na dobre geny, poza tym regularnie się badam. Nagle covid spowodował, że znalazłem się na granicy, i nie wiedziałem, w którą stronę popchnie mnie los. Byłem sam w domu. Leżałem w barłogu, potwornie się pociłem, ale nie miałem siły, żeby zmienić pościel. Nie spałem pięć dób. Na szczęście dzięki komórce Beba (żona Beata - przyp. red) cały czas była przy mnie…

PIOTR FOTEK/REPORTER

Arturem Barcisiem opiekowali się m.in. bliscy - wśród nich znajoma lekarka Ewa oraz przyjaciel aktora, Piotr:

Oboje z Ewą przez telefon monitorowali mój stan. Piotrek powiedział: „Jeśli tylko spadnie ci saturacja, masz dzwonić o każdej porze dnia i nocy. Podstawimy ci karetkę”. Godzinę schodziłem do kuchni, schudłem siedem kilo. Po czterech dniach Ewa telefonicznie stwierdziła, że oprócz covidu mam zapalenie płuc. Miałem 40 stopni gorączki i musiałem natychmiast wziąć antybiotyk. Zwlokłem się na dół i okazało się, że po jakiejś kuracji został mi listek antybiotyku, który był potrzebny w tym wypadku. Zażyłem go, ale o czwartej nad ranem przyszedł kryzys, było coraz gorzej. Nie miałem sumienia budzić Piotra i prosić o karetkę. Pomyślałem: Wytrzymam, nie będę dzwonił. No i wytrzymałem. Na drugi dzień Piotr strasznie mnie obsobaczył, krzyczał na mnie, że mogłem umrzeć - mówi aktor.

Barciś z żoną, Beatą.

Zobacz także
Justyna ROJEK/East News

Artur Barciś bał się o życie syna

W rozmowie z "Vivą!" gwiazdor został zapytany o inne tak traumatyczne życiowe doświadczenia. Wówczas Barciś opowiedział o historii sprzed lat, kiedy wraz z Beatą zamartwiali się o dwuletniego wówczas syna, Franciszka:

Franek miał dwa latka, kiedy nagle przewrócił się w piaskownicy, dostał drgawek i cały zesztywniał. Miał bardzo wysoką temperaturę, więc szybko zapakowaliśmy go do malucha i pojechaliśmy na pogotowie. Powiedzieli, że nas nie przyjmą, bo nie mają pediatry. Pojechaliśmy do szpitala, gdzie usłyszeliśmy od lekarki, że muszą zrobić punkcję, bo bardzo możliwe, że to jest zapalenie opon mózgowych i należy się liczyć ze zgonem. Kazała wrócić do domu i zadzwonić za dwie godziny. Siedzieliśmy te dwie godziny na kanapie, trzymaliśmy się za ręce i płakaliśmy. Po godzinie Beba mówiła: „Zadzwoń już. Zadzwoń tam”. Ja odmawiałem. Bałem się, że usłyszę coś strasznego. No i w końcu zadzwoniłem. Okazało się, że dziecko ma zapalenie gardła.

Dziś Franciszek ma 34 lata i niedawno pojawił się z ojcem w show Krzysztofa Ibisza, "Demakijaż".

Reklama

Zobacz także: QUIZ! Powstaje nowy "Znachor". A jak dobrze znasz kultowy film Jerzego Hoffmana?

Pawel Wodzynski/East News
Reklama
Reklama
Reklama