Reklama

Alicja Janosz nie tak wyobrażała sobie swoją karierę po "Idolu". Chociaż piosenkarka odniosła sukces komercyjny to przez wygraną, paradoksalnie, straciła bardzo dużo. Niekorzystny kontrakt uwięził ją w sidłach wytwórni na długie lata. Po dekadzie artystka wróciła z płytą "Vintage" i... ponownie dostała propozycję ze stacji, tym razem udziału w "Must Be The Music". W roli uczestnika kolejny raz miałaby zawalczyć o finał programu.

Reklama

Zobacz: "Miałam być wokalistką dla mas"

Telefon od producentów muzycznego show oburzył Alicję do tego stopnia, że na swoim blogu pierwszy raz postanowiła zdradzić szokujące kulisy współpracy ze "stacją matką":

Dziś rano dostałam propozycję wzięcia udziału w programie "Must Be The Music" w roli uczestnika. Zaczęłam się nad tym zastanawiać i moje przemyślenia są następujące: Czym miałabym się kierować decydując się na wzięcie udziału w tym konkursie? Tym, że tym razem w show telewizji Polsat mogłabym zagrać ze swoim zespołem własne piosenki? No tak, to jest akurat świetne, móc w popularnej telewizji, w porze znakomitej oglądalności zaprezentować własną twórczość. Ale czy aby móc to zrobić muszę ponownie wziąć udział w wyścigu po wygraną? Czy nie wystarczy że już raz wygrałam? Nie jest to powód do tego, aby prezentować publiczności moją obecną twórczość na rozmaitych koncertach czy w programach, które temu sprzyjają? Bo po porannym telefonie znów niestety przypomniano mi, że w telewizji Polsat moja osoba nie znaczy nic.

Artystka informuje, że Polsat przypomina sobie o niej tylko okazyjnie:

Co prawda zostałam zaproszona na XV a później XX lecie Polsatu, jednak i w tym drugim wypadku powiedziano mi, że występ mam potraktować jako autopromocję. Ostatecznie dostałam wynagrodzenie za swoją pracę i było bardzo sympatycznie, ale musiałam to "wywalczyć" twardo negocjując warunki udziału w wydarzeniu. Nie piszę tego, bo mam o sobie Bóg wie jakie mniemanie. Fakt jest taki, że wygrałam pierwszy w Polsce program typu talent show, a stacja, która go emitowała, przypomina sobie o tym raz na 5 lat, dając mi możliwość zaśpiewania na scenie dwóch wersów piosenki, jak powalczę, to nie za darmo. Ale zastanawiam się dalej...

Alicja nawiązała do wygranej w "Idolu". Z oburzeniem nawiązuje też do poniżającej ją propozycji stacji:

Może tym razem gdyby udało mi się z moim cudnym zespołem podbić serca publiczności i wygrać, dostalibyśmy jakąś nagrodę. Pamiętając, że w Idolu nie dostałam nawet kwiatka, byłoby świetnie, bo zyskalibyśmy zacny budżet, który z pewnością wykorzystalibyśmy na nagrania i produkcję nowej płyty. Ale co pomyśleliby inni uczestnicy, wiedząc, że panna, która wygrała już talent show w tej samej stacji, bierze ponownie udział w konkursie? Na bank zostałoby to odebrane jako jawny układ, mający na celu wypromowanie mnie (niezależnie od tego, jak by nam szło w programie), co byłoby nie fair wobec pozostałych wykonawców. Z drugiej strony, mój ponowny udział w talent show w roli uczestnika, byłby dowodem na to, że jeśli wygrasz, i tak zostaniesz potraktowany nie jako nowa gwiazda (bo chyba celem tych programów jest odkrywanie perełek na scenie muzycznej), ale jako pionek, o którego karierze zapomni się w momencie zakończenia edycji programu. Chyba że za zwrot kosztów (jak moja koleżanka, która właśnie zwyciężyła talent show) zdecydujesz się wystąpić na koncercie Sylwestrowym.

Zobacz: Jak dzisiaj wyglądają i co porabiają finaliści "Idola" - 10 lat po programie?

Dodając:

Nie jestem roszczeniową babą, która każdego dnia rozpacza nad swym losem i niewykorzystaną możliwością zrobienia kariery. Naprawdę jestem szczęśliwa. Mam swoją równowagę w życiu i spokój w głowie, serce wciąż otwarte, a na tyłku jeszcze daję radę siedzieć, choć swoje baty już dostał, może zbyt wcześnie. Robię to co kocham, a kocham dziś nie tylko śpiewać, ale również tworzyć.

Nawiązując do przeszłości, Janosz pisze:


Ciągnie się za mną menda o jajecznicy, przeżywam nieszczęścia, porażki i niesprawiedliwości jak każdy, kto jest wrażliwy i umie logicznie myśleć, więc ciężko mu zgodzić się z absurdami, jakich na co dzień na tym świecie nie brak... Ta moja historia z Idolem to spora lekcja, która mam nadzieję, że przydała się nie tylko mnie, ale będzie też przydatna innym, bo utalentowanych i zdolnych ludzi w naszym kraju jest bardzo dużo. Niestety, czasy im nie sprzyjają... Ale cholera jasna. Mimo to, że mam dystans do siebie, bo mam, i mimo to, że chciałabym, żeby więcej osób usłyszało moją muzykę, poczułam się nieswojo i najzwyczajniej w świecie zrobiło mi się przykro. Tę drogę której przejście mi zaproponowano, uważam, że mam już dawno za sobą i wydaje mi się, że jeśli stacja Polsat (lub którykolwiek jej pracownik) z jakiegokolwiek powodu zechciał wreszcie pokazać, że żyję i tworzę i warto się tym dzielić z widzami stacji (bo głęboko wierzę, że taki był powód tego telefonu), powinno to wyglądać inaczej, bo swoje frycowe już zapłaciłam.

Trudno z Alicją się nie zgodzić. Cały wpis przeczytasz tutaj.

Reklama

Alicja Janosz z mężem na wakacjach w Dubaju i Japonii:

Reklama
Reklama
Reklama