Reklama

– Kim jesteś, Agnieszko?
Agnieszka Maciąg:
Człowiekiem, wieczną duszą. A dopiero potem kobietą: matką i żoną. Dalej są zawodowe funkcje, jakie w życiu spełniam. Taka jest hierarchia.

Reklama

– Kim jesteś, Robercie?
Robert Wolański:
Czy ja wiem? Dopiero nad tym pracuję. Zmieniłem priorytety w życiu. Najważniejsze jest teraz to, co się dzieje pomiędzy mną a Agnieszką. Kiedyś nie czułem się dobrze w swojej skórze. Teraz jest o wiele lepiej.
Agnieszka Maciąg: Myślałam, że powiesz: Robert – fotograf.
Robert Wolański: Dawniej bym tak odpowiedział. Ale bardzo dużo nauczyłem się od Agnieszki i te lekcje spodobały mi się. I coraz bardziej mi się podobają.

– Jakbyś nie spotkał Agnieszki, to kim byś był?
Robert Wolański:
Ktoś mi powiedział…
Agnieszka Maciąg: Astrolog ci powiedział…
Robert Wolański: …że bym się stoczył. Alkohol, balangi, panienki.

– Dragi?
Robert Wolański:
Dragi to nie.
Agnieszka Maciąg: Ale dobre wino – tak.
Robert Wolański: Wolałbym się upić niż naćpać.

– Napisałaś w swojej książce „Smak szczęścia”, że dopiero kiedy człowiek wie, kim jest, potrafi kochać. Długo do tego dochodziłaś?
Agnieszka Maciąg:
Przeszłam długą drogę rozwoju. Widzę ogromną różnicę między mną kiedyś a dzisiaj. Teraz nie mam roszczeń wobec partnera. Nie potrzebuję, żeby był plastrem na moje rany. Sama je musiałam wyleczyć. Nikt nie jest w stanie mnie naprawić, jeśli sama tego nie zrobię. I to jest ta najważniejsza prawda, jaką odkryłam.

– Jakie były te Twoje rany?
Agnieszka Maciąg:
Musiałabym sięgnąć do przeszłości, o której nie chcę za dużo mówić. Nie żyję przeszłością. Moje dzieciństwo było podobne do innych, trójka dzieci, rodzice, którzy wiedzieli, że do końca życia będą razem. Ale w każdej rodzinie coś nie do końca jest idealne. Musiałam więc odkryć, dlaczego nie mam pewności siebie.
Robert Wolański: Ależ masz ją, tylko u ciebie nie jest to stan stały. Kiedyś, gdy powiedziałem: „Ty jesteś silna, pewna siebie”, zarzuciłaś mi: „Nie znasz mnie”.
Agnieszka Maciąg: To było dawno temu, gdy byłam pełna sprzeczności. Nadwrażliwa, rozedrgana, mało odporna na ból, a z drugiej strony odziana w pancerz silnej kobiety. Teraz wiem, że jest we mnie siła, ale jest to siła świadomej siebie osoby. Wrażliwość już mnie nie osłabia. Stała się wartością. Gdy 20 lat temu okazało się, że jestem w ciąży, musiałam wykrzesać z siebie siłę. Byłam młoda, na początku wszystkiego. A tu dziecko! Potem rozstanie z mężem. Nie umiałam o tym mówić. Malowałam, pisałam wiersze, szukałam ujścia dla uczuć, które mną targały.

– Agnieszka jest trudną partnerką?
Robert Wolański:
Ależ nie! Trzeba tylko być równie trudnym partnerem dla Agnieszki (śmiech). Musiałem z czasem zrozumieć, że oboje jesteśmy dla siebie wyzwaniem, ale również szansą i nadzieją. Ja też jestem uparty, mam swoje przyzwyczajenia i zapewne jakieś urazy z dzieciństwa.
Agnieszka Maciąg: Masz wiele ran, ale się z nimi nie obnosisz. Twoja mama umarła, gdy miałeś 10 lat, ojca poznałeś dopiero na jej pogrzebie. To nie są łatwe przeżycia. Wychowywała cię babcia, która urodziła się 9 maja, jak ja.
Robert Wolański: Tylko 60 lat wcześniej.
Agnieszka Maciąg: Roberta poznałam zaraz po pogrzebie jego babci, na sesji zdjęciowej. Tak to babcia pośmiertnie zaaranżowała…

– Był taki biedny i samotny?
Agnieszka Maciąg:
To chyba ja byłam bardziej biedna i samotna. Poturbowana. I nie chciałam nikogo poznawać. Natomiast w oczach Roberta było życie, radość, ciepło. I niesamowite dobro.

– A co Ty zobaczyłeś w oczach Agnieszki?
Robert Wolański
: Byłem tak onieśmielony, że nie patrzyłem w jej oczy, tylko na czubki własnych butów.
Agnieszka Maciąg: Byłam ufryzowana, umalowana i „odstawiona”. Jak to po pokazie. Kiedy drugi raz się spotkaliśmy, Robert zażyczył sobie, żebym przyszła na sesję bez makijażu, rozczesane włosy, zwyczajna sukienka i do tego na bosaka. Nie miałam żadnego z atrybutów, które wspomagają kobiecość. Pewnie wzbudziłam w tobie litość?
Robert Wolański: Nie, miłość od razu. Rozmawialiśmy, jakbyśmy się znali 20 lat.
Agnieszka Maciąg: Mówiliśmy o tym, co nam dodaje wiatru w skrzydła, co sprawia, że chce się nam żyć. Ciekawe, że moich oczu nie widziałeś, bo do dzisiaj masz je w swoim telefonie i na pulpicie laptopa. Wszędzie.

– Masz piękne oczy, w nich wrażliwość.
Agnieszka Maciąg:
To najmilsze, co mogłam usłyszeć od kobiety. Niedawno spotkałam bardzo piękną dziewczynę. Podczas naszej rozmowy powiedziała, że gdy na nią patrzę, to czuje, jakbym dotykała jej duszy.
Robert Wolański: O, właśnie, mojej duszy też dotknęłaś.

– Zaskakujące, że związaliście się ze sobą, choć oboje działacie w show-biznesie. Myślałam, że się szuka zazwyczaj partnera spoza branży? A Ty chciałeś mieć dziewczynę modelkę?
Robert Wolański:
Nie wychodziłem z założenia, czy będzie modelką, czy sklepową. Mój znajomy aktor ożenił się z kelnerką i to fajne małżeństwo.
Agnieszka Maciąg: A ja nie chciałam związku z fotografem… Myślałam stereotypowo, że facet, który w pracy spotyka same piękne kobiety, nie może być wierny. W naszym środowisku dawano nam maksymalnie trzy miesiące.
Robert Wolański: Śmialiśmy się z tego, bo już po czterech dniach byliśmy pewni, że zostaniemy ze sobą.
Agnieszka Maciąg: Nie robiłam jednak planów na przyszłość. Czułam w sercu, że to ten człowiek, ale rozsądek mi mówił: On mieszka w Paryżu, ja w Warszawie, mam dziecko. Na stałe nie wyjadę z Polski.
Robert Wolański: Oboje byliśmy wtedy na tym samym etapie, po rozstaniach.
Agnieszka Maciąg: Dlatego tak szybko się zrozumieliśmy, byliśmy sobie potrzebni.

– I byliście świetną parą, wszyscy Wam zazdrościli miłości. A jednak po 10 latach zaczęło się psuć. Dlaczego?
Agnieszka Maciąg:
Popełniłam szereg klasycznych błędów. Po pierwsze uznałam, że w tym związku to Robert jest utalentowany, a ja jestem po to, by troszczyć się o niego. Dbać o dom i komfort rodziny. Inspirować. Moje potrzeby i aspiracje odsunęłam na dalszy plan. Wmówiłam sobie, że Robert jest wrażliwy, delikatny i potrzebuje mojego wsparcia. Chociaż on wcale mnie o to nie prosił. Skoncentrowałam się na moim mężczyźnie i moim synu. A kiedy człowiek zapomina o sobie, dzieje się coraz gorzej. Z pozoru wszystko wygląda idealnie, a wewnątrz rozgrywa się dramat.
Robert Wolański: Nie byłem świadomy, co się dzieje z Agnieszką. Jestem fotografem, a nie psychologiem. To ona była podziwiana, na okładkach magazynów. To ona była ta znana, obdarzona talentami. Pisała, malowała… Do głowy mi nie przyszło, że tak niesprawiedliwie o sobie myśli.
Agnieszka Maciąg: Nie potrafiłam docenić swoich osiągnięć. Uważałam, że to wszystko, nic nie jest warte. To był chyba właśnie ten brak wiary w siebie.
Robert Wolański: A pamiętasz, jak malowałaś, a ja się temu przyglądałem? Nie miałem pojęcia, jak bardzo siebie nie doceniasz. Kiedyś nawet malowaliśmy razem obrazy. Taka pasja twórcza jest czymś fenomenalnym. I uwielbiałem, jak przyjeżdżałaś do mnie do pracy. Fotografowałem, a ty patrzyłaś. Inspirowałaś mnie. Gdy powiedziałaś, że jest w tobie wypalenie i rezygnacja, byłem zaskoczony.

– Bo Ty pracowałeś, a ona na Ciebie czekała. Organizowała życie domowe.
Agnieszka Maciąg:
Tak naprawdę ja uwielbiam tworzyć dom. Lubię zapach ciasta. Było jednak we mnie coś, co domagało się, bym to odkryła, poznała i doceniła.

– Nie mówiłaś mu, że czujesz się niedowartościowana?
Agnieszka Maciąg:
Nie, bo to nie jest takie proste. Gdyby tak było, to wszyscy ludzie na świecie byliby szczęśliwi, a psychologowie stali się bezrobotni (śmiech). Ja nie wiedziałam, o co tak naprawdę mi chodzi. Musiałam to odkryć. Zatracając siebie dla drugiej osoby, w pewnym momencie zadajesz sobie pytanie: po co tak naprawdę istnieję? Po co jestem na tym świecie? Każdy człowiek ma jakieś powołanie, które musi w sobie uszanować, ukochać i pielęgnować.
Robert Wolański: Ale najpierw trzeba je poznać.
Agnieszka Maciąg: Jeżeli tego nie zrobimy, musi dojść do kryzysu, bo dusza w nas krzyczy. Żeby siebie usłyszeć, musiałam odsunąć się od Roberta.
Robert Wolański: Byłem w szoku, bo wydawało mi się, że wszystko jest dobrze. Mój świat runął.
Agnieszka Maciąg: A ja kompletnie się rozsypałam. Wszelkie wyobrażenia, jakie miałam na swój temat, upadły. Wcześniej studiowałam psychologię, czytałam setki książek, które były jej poświęcone. Byłam pewna, że wszystko świetnie rozumiem, ale okazało się, że oszukiwałam samą siebie. Nie możemy sami na sobie zrobić „terapii”. Nie ma takiej możliwości. Postanowiłam pójść do psychologa i zacząć odkrywać siebie. Krok po kroku. Musiałam znaleźć własną przestrzeń. Podjęłam ryzyko – postanowiłam, że nie będziemy ze sobą mieszkali. Nie miałam pojęcia, czym te moje poszukiwania się zakończą i gdzie mnie zaprowadzą. Wiedziałam jednak, że nie mam innego wyjścia i jeśli chcę dobrego życia, to muszę wyruszyć w tę najważniejszą podróż. Podróż w poszukiwaniu samej siebie. Samotnie.
Robert Wolański: Zamieszkaliśmy osobno i przestaliśmy się widywać.
Agnieszka Maciąg: Przez rok było mi naprawdę ciężko. Opuściłam wszystko to, co dawało mi poczucie bezpieczeństwa, chociaż dzisiaj wiem, że było ono złudne. Chciałam zrozumieć, dlaczego się wycofałam.

– Z czego?
Agnieszka Maciąg:
Dlaczego przestałam realizować własne plany i marzenia.

– Przestałaś brać udział w pokazach mody, przestałaś malować?
Agnieszka Maciąg:
Pokazy mody to nie jest przestrzeń, w której można się spełnić jako człowiek (śmiech). Przestałam pisać i malować, ponieważ mój najsurowszy, wewnętrzny krytyk ocenił, że nie ma w tym wartości. Nie można do tego dopuścić! A ja to zrobiłam. W końcu nie potrafiłam nawet się modlić. Szłam do kościoła z pustką w sercu.
Robert Wolański: Nienawidzę o tym mówić, najchętniej bym to wszystko zapomniał, ale dzisiaj cieszę się z tego, co przeszliśmy, a tę lekcję będę zawsze pamiętać.
Agnieszka Maciąg: Dzięki temu, że podjęłam ryzyko poszukiwania siebie, zaczęłam naprawdę wiedzieć, kim jestem. Na swojej drodze spotkałam mnóstwo nauczycieli, mądrych ludzi, przeszłam przez psychologię Gestalt, jogę, medytację, kurs Vedic Art. Rozkwitłam. Odżyłam. Stałam się silna i odważna. Odkrywałam siebie, a ty robiłeś to razem ze mną. Zaczęliśmy znowu rozmawiać godzinami.

– Bo Cię naprawdę kochał.
Agnieszka Maciąg:
Ja myślę, że on właśnie wtedy naprawdę zaczął mnie kochać. Przestałam udawać, że jestem taka idealna, i dzięki temu stałam się… dużo bardziej ciekawa! Wydaje mi się, że przedtem kochał nie mnie, tylko wyobrażenie o mnie. Mężczyźni rzadko chcą wyruszyć w podróż odkrywania kobiety. To wymaga odwagi. W naszym przypadku to właśnie było początkiem prawdziwego, głębokiego i radosnego związku.
Robert Wolański: Ta miłość trysnęła z nas po prostu. Nastąpił nawrót uczuć tak intensywnych i świeżych, jak na początku, tylko bardziej głębokich i piękniejszych. Na początku jest fascynacja, namiętność. Nie wiedziałem jednak do końca, kim naprawdę jest Agnieszka. Oczywiście zawsze była piękna. Rano piękna, wieczorem piękna, w ciągu dnia piękna.
Agnieszka Maciąg: A ja samej siebie tak nie widziałam (śmiech).
Robert Wolański: To uniesienie trwało 10 lat, ale nie dostrzegałem tego, co Agnieszka mi daje, co dzięki niej mogę zrobić w życiu. A gdy bańka mydlana pęka, to zjeżdża się bez trzymanki na sam dół. Dopiero gdy przeszliśmy przez kryzys, zobaczyłem, że jesteś nie tylko piękna, ale i bardzo głęboka, mądra, nad wyraz wrażliwa. Wtedy znowu zaczęłaś pisać i malować. To jest ci potrzebne jak powietrze. Tak samo jak mnie robienie zdjęć.
Agnieszka Maciąg: Pisałam też do ciebie. Zwierzałam ci się, ponieważ zrozumiałam, że coś naprawdę wartościowego można zbudować tylko na otwartości i autentyczności. Tylko to jest cenne.
Robert Wolański: Potrafiłaś napisać 300 stron sms-ów, mam je skopiowane. Jeden czytałem przez cały wieczór, próbując dostrzec to, o czym do mnie mówisz. Wiedziałem, że zaczyna się między nami odbudowa. Bo przyszedł już taki moment, że pogodziłem się z twoim odejściem. Powiedziałem: „OK, rozumiem, powinna pójść, jeżeli dzięki temu będzie szczęśliwa”.
Agnieszka Maciąg: Nie pobiegłeś po nowe życie i nowe atrakcje. Niczego ode mnie nie oczekiwałeś. Po prostu słuchałeś mnie. Przyglądałeś się temu, co się ze mną dzieje. Zaczekałeś. Ale sam również pięknie wykorzystałeś ten czas na refleksję i rozwój. Gdybym ja biegła do przodu, a ty został w tyle, to nie moglibyśmy iść dzisiaj razem, obok siebie, trzymając się za ręce. Myślę, że mamy szczęście.
Robert Wolański: Daliśmy sobie czas i spodobało nam się to, co w sobie odkryliśmy. Zaczęliśmy chodzić na randki, poznawać siebie na nowo. I pojawił się zachwyt!
Agnieszka Maciąg: No i wreszcie zatęskniliśmy za sobą. Myślałam: czemu nie budzę się przy tobie? Ponownie wpadliśmy w swoje ramiona, ale teraz bardzo dojrzale, głęboko, a jednocześnie z niesamowitą świeżością i spontanicznością.

– Pobraliście się po 15 latach, bo już byliście pewni Waszych uczuć?
Agnieszka Maciąg:
Robert po tym kryzysie oświadczył mi się po raz drugi. Kupił mi drugi pierścionek. Noszę obydwa, bo jeden oznacza historię „przed”, a drugi „po”. Oba są ważne, ponieważ obie historie to my. Świadectwo naszej drogi, rozwoju, dojrzewania.
Robert Wolański: Tak naprawdę chcieliśmy wziąć ten ślub od razu, tylko czas nam zbyt szybko uciekał.
Agnieszka Maciąg: Ludzie nas pytają: „Po co wam ten papier?”. Chcieliśmy mieć do siebie pełne prawa. Takie nowoczesne, artystyczne życie oznacza pozorną wolność. Ale czy w samotności jest wolność? Coraz częściej ludzie stają się niewolnikami wolności. W tej wolności są całkowicie samotni. Czy to daje poczucie spełnienia? Bez bliskiej, ukochanej osoby nasze życie staje się w istocie niekompletne.

– A jakie jest wspólne życie po takim kryzysie?
Agnieszka Maciąg:
Radosne. Każde z nas przerobiło swoje. Przepracowało, co wcale nie było ani przyjemne, ani łatwe. Jednak gdy człowiek jest już po tej drugiej stronie, to pojawia się niesamowita satysfakcja. Spełnienie. Poczucie pewności i spokoju. Możemy mocno trzymać się za ręce i powiedzieć: „Chodź, idziemy razem, bo ja wiem, kim ty jesteś, a ty wiesz, kim jestem ja”.

– Nie płaczesz już w poduszkę, tylko na ramieniu Roberta?
Agnieszka Maciąg:
W ogóle już nie płaczę. Gdy spotykają mnie trudności, jestem pewna, że są po to, by mnie czegoś nauczyć, bym się rozwijała. Ostatnio przejmowałam się jedynie szkołą i maturą mojego syna.

– Michał i Robert – Twoi mężczyźni. Jakie są między nimi relacje?
Agnieszka Maciąg:
Są dla siebie nawzajem wyzwaniem. Mam wrażenie, że praca nad sobą, którą ja zapoczątkowałam, wpłynęła nie tylko na Roberta, ale również na Michała. Gdy rozwija się jedna osoba, korzystają na tym wszyscy. Wszelkie relacje nabierają głębi i stają się autentyczne.

– A co tak w sobie naprawiacie?
Agnieszka Maciąg:
Michał uczy Roberta, żeby nie skupiał się na szczegółach, nie koncentrował się na przykład na brudnej szklance. Żeby widział ważniejsze sprawy.
Robert Wolański: Lubię porządek. Nie kładziemy się spać, jak nie pozmywamy po kolacji. Zwracałem więc uwagę Michałowi, żeby również to robił. Musiałem znaleźć odpowiedni ton i język, bo Michał jest taki jak ja: gdy mi się coś każe, nie robię tego, ale jak ktoś mnie o coś poprosi, to nie ma ze mną problemu.
Agnieszka Maciąg: Uczę ich empatii, wzajemnego zrozumienia i otwierania serca dla drugiego człowieka. W przypadku mężczyzn to ciężka praca (śmiech). Ale wiesz, co jest fajne? Że naprawdę warto się starać. Robert chodzi ze mną na jogę, medytujemy razem. Raz na zajęcia jogi poszedł z nami nawet Michał. Szybko jednak zrezygnował, na tym etapie życia bardziej mu odpowiada siłownia. Robert jednak pozostał, chociaż musiał pokonać własne ograniczenia.
Robert Wolański: Nie lubię robić czegoś masowo, w grupie. Ale medytacja ma ogromne znaczenie.
Agnieszka Maciąg: Uczę Roberta, że pokonywanie tego, co nas irytuje, jest najlepszym nauczycielem.

– Co dało Wam bycie ze sobą?
Robert Wolański:
Życie całe nam dało. Mamy niewiarygodnie większą moc tworzenia, napędzamy się nawzajem.

– I wtedy powstają takie książki, jak „Smak życia” i „Smak szczęścia”?
Agnieszka Maciąg:
Jestem zdania, że swoimi doświadczeniami należy się dzielić. Jeśli mi udało się wyjść z takiego stanu totalnej depresji, dojrzeć i odkryć radość życia, to inni też potrafią tego dokonać. Pragnę, by moje doświadczenia wzmocniły i zainspirowały inne kobiety.

– Teraz żyjecie inaczej?
Robert Wolański:
Każde z nas ma swoją osobistą i zawodową przestrzeń oraz to, co kocha robić. Bardzo dużo ze sobą rozmawiamy i staramy się spędzać ze sobą dużo czasu. Uwielbiamy przebywać na wsi, doceniamy proste przyjemności. Zacząłem odkrywać nową stronę życia. Teraz, jadąc w korku, medytuję. Wszyscy trąbią, denerwują się, klną, a ja mam do tego dystans. Nie biorę w tym udziału.
Agnieszka Maciąg: W weekendy wyłączamy komórki. Czasem w ciągu zwykłego dnia uciekamy „na wagary”, żeby na chwilę pójść do parku, położyć się na trawie. Po prostu być. Odetchnąć zielenią. I nagle okazuje się, że to właśnie jest życie, a nie ta gonitwa.
Robert Wolański: Zacząłem dużo czytać.
Agnieszka Maciąg: To przełom, bo światem Roberta były kiedyś głównie obrazy. Ale moje książki nie są dla ciebie, bo ja piszę z myślą o kobietach (śmiech).

– A napiszesz książkę o tym, że miłość to też bitwa na poduszki?
Robert Wolański:
I skakanie na łóżku.
Agnieszka Maciąg: Bardzo dużo się śmiejemy, od rana do wieczora właściwie. Uwielbiam chować się przed Robertem, a on nagle szuka mnie w sklepie. Ja chichoczę schowana za półką. Tak łatwo cię wkręcić! Albo zaczynam niespodziewanie gasić wszystkie światła w domu.
Robert Wolański: I ja zostaję w ciemnościach z odkręconym kranem.
Agnieszka Maciąg: Wiesz, co to jest miłość? Miłość nie powinna być gorzka, ciężka i trudna, ale lekka, niewinna, spontaniczna. Nawet najbardziej bolesne doświadczenia trzeba zostawić za sobą i iść do przodu bez tego bagażu. Z uśmiechem, nadzieją i wiarą.
Robert Wolański: Miłość to ufność. Bardzo ufam Agnieszce, chociaż jestem o nią wściekle zazdrosny. Ale zazdrość to też miłość.

Reklama

Rozmawiała Krystyna Pytlakowska
Zdjęcia Piotr Porębski/Metaluna
Stylizacja Jola Czaja
Asystentka stylistki Magda Smus
Makijaż Tomek Kocewiak
Fryzury Piotr Wasiński/Van Dorsen Talents
Produkcja sesji Ela Czaja

Reklama
Reklama
Reklama