Reklama

Wiele wskazuje, że dzisiejsze wydanie tygodnia "Wprost" okaże się najbardziej szokującym obyczajowo wydaniem ostatnich lat (przynajmniej do przyszłego tygodnia, kiedy opublikują drugą część swojego śledztwa). Wszystko za sprawą okładkowego tematu "Nieznana twarz szefa Faktów TVN". W artykule opisano wydarzenia, które delikatnie mówiąc, negatywnie rzutują na wizerunek Kamila Durczoka.

Reklama

Kontynuując temat molestowania i mobbingu w jednej z dużych stacji telewizyjnych, do "Wprost" odezwał się warszawski biznesmen. Przedstawił historię z głównym udziałem 29-letniej PRówki i znanego dziennikarza, z drogim 130-metrowym mieszkaniem na Mokotowie, białym proszkiem, policją, potężną ilością pornografii, gadżetami erotycznymi i listem ze skarbówki w tle.

Z opisu gazety wynika, że jednym z uczestników przedstawionych wydarzeń był Kamil Durczok, co potwierdza rzecznik prasowy Policji. Dziennikarza podobno wylegitymowano i spisano przed mieszkaniem, do którego próbowali się dostać.

"Wprost" skontaktowało się z Durczokiem w tej sprawie prosząc o komentarz. Oto zapis rozmowy:

Dziennikarz unika odpowiedzi, jest wyraźnie zdenerwowany. W ciągu krótkiej rozmowy kilkakrotnie zmienia wersje. Jego tłumaczenia nie są spójne.

- Nie zamierzam się do tego ustosunkowywać - rzuca na początek.
- Dlaczego?
- Dlatego. Nic się nie wydarzyła w moim życiu na Górnym Mokotowie, żebym musiał o tym opowiadać.
- Ale zostawiłem bardzo dużo swoich osobistych rzeczy w tym mieszkaniu. Notatki, pendrive'y...
- Niczego tam nie zostawiłem.
- Tam są twoje rzeczy. Widzieliśmy je.
- Moje?!

Durczok jest coraz bardziej zdenerwowany. Najpierw sugeruje, że to nie on przyniósł swoje rzeczy do tajemniczego mieszkania.
- A czy to nie są rzeczy z mojego skradzionego laptopa, którego mi ukradli w listopadzie? Miałem włamanie do mieszkania, możecie to sprawdzić. Zgłosiłem wtedy kradzież laptopa, zegarków.

Zwracamy uwagę, że to nielogiczne, bo w apartamencie są na przykład odręczne notatki z przygotowywania "Faktów", którymi kieruje. Odpowiada, że złodzieje mogli mu zabrać różne rzeczy.

Zwracamy mu uwagę, że są dowody, że jednak był w tym mieszkaniu. Policja potwierdza, że go spisała. Dziennikarz natychmiast zmienia wersję.

- Miało miejsce takie zdarzenie. To jest prawda, że zostałem, jako świadek czegoś tam, spisany. I panowie policjanci powiedzieli: "Do widzenia". I tyle. Przepraszam, ale to nie jest rozmowa, którą chcę ciągnąć. Nie rozumiem, z czym to ma związek.

Pytamy, czemu barykadował się w mieszkaniu? W odpowiedzi Durczok żegna się i kończy rozmowę.

Nie czekając na kolejne wyjaśnienia Durczoka, dziennikarze odwiedzili feralne mieszkanie razem z jego właścicielem. W artykule opublikowano dokładny opis tego, co zastano na miejscu. Z treści jasno wynika, że "lokal wygląda jak po burzliwej imprezie". Dowodem na potwierdzenie słów są zdjęcia zamieszczone na aż czterech stronach.

- (...) Po pierwsze, wspomniane dziesiątki torebek z resztkami proszku. Dwie szklanki i pusta butelka po luksusowej wódce. Obok nieprawdopodobna ilość pornografii i gadżetów erotycznych. W kącie płócienna torba, w niej roztrzaskana w drobny mak kamera i zgniecione, rozbite telefony komórkowe. Obok połamane karty SIM. Rzeczy są nie do odtworzenia.

I teraz zaczyna się najbardziej szokujący fragment relacji "Wprost":

- W walizkach, które leżą w barłogu, znajdziemy mnóstwo osobistych i służbowych rzeczy Durczoka. Wszystko wymieszane z akcesoriami erotycznymi, bielizną. Nieotwarte pismo z urzędu skarbowego do szefa "Faktów". Pendrive z wyjazdu narciarskiego, na którym są zdjecia dziennikarza i jego przyjaciół-celebrytów. Na fotografiach m.in. jedna z najbardziej wziętych aktorem starszego pokolenia. Na następnej sławny polski kabareciarz. W tej samej walizce płyta z filmem o treści zoofilskiej. Na filmie kobieta uprawia seks z koniem. Wśród upchniętych w walizce papierów e-meile do Duroczka. Niektóre pochodzą jeszcze z 2012 roku. Są tam na przykład korespondencyjne lekcje angielskiego, którego szef "Faktów" pobierał trzy lata temu.

W dalszym opisie dowiadujemy się o kolejnych osobistych rzeczach:

- W tym samym miejscu nowy notes z firmowym hasłem TVN24 "Cała prawda, całą dobę". W środku odręczne notatki o tematach, które mają się ukazać w wieczorowych "Faktach". Ukraina, sytuacja na drogach, Kate i William, Mirosław G. Obok nazwiska reporterów wieczornego dziennika TVN, którzy mają przygotować te materiały. Zapiski te pochodzą z kwietnia 2014 roku. Pozostawiony na łóżku laptop z anonsami prostytutek. W jednej z walizek dwa eleganckie, ale wygniecione krawaty. Jeden z nich bez wątpienia należy do Durczoka, ponieważ pokazywał się w nim publicznie. Wszystko składa się na dość przerażający obraz.

Cały artykuł i zdjęcia z mieszkania znajdziesz we "Wprost".

Przypomnijmy: Głośna publikacja Wprost wywołała burzę. Mensah: Wiem o kogo chodzi

Reklama

Kamil Durczok na jednej z imprez publicznych:

Reklama
Reklama
Reklama