Przyjaciółki... jakie są prywatnie? "Pandemia pokazała nam jak wiele dla siebie znaczymy"
Przyjaciółki... jakie są prywatnie? "Pandemia pokazała nam jak wiele dla siebie znaczymy"
Serialowe „Przyjaciółki” po ośmiu latach pracy na planie czują się jak siostry! Anita Sokołowska, Małgorzata Socha, Magdalena Stużyńska-Brauer i Joanna Liszowska w kwestionariuszu magazynu "Party" zdradziły, o jakich świątecznych prezentach marzą.
Zobacz także: QUIZ: Co pamiętasz z poprzednich sezonów "Przyjaciółek"? Burzliwe rozstania, śluby, ciąże... Sprawdź się!
Kończy się 16. sezon „Przyjaciółek”. Czy przez ten czas ani razu nie chciałyście porzucić serialu?
Magdalena Stużyńska-Brauer: Czasem wyobrażam sobie, że porzucę pracę w ogóle i będę podróżować po całym świecie. Albo że się przekwalifikuję i zostanę reżyserem obsady. Albo że będę pracować w domu aukcyjnym. Bardzo lubię to, co robię, i lubię nasz serial, więc te pomysły muszą poczekać.
Anita Sokołowska: Zawód aktora polega na ciągłym poszukiwaniu nowych zadań, tematów i samorozwoju. Tylko tak nie popadamy w rutynę. Całe szczęście scenariusz „Przyjaciółek” jest tak dobrze pisany, że w każdym sezonie dla siebie i swojej postaci odnajduję nowe tematy i emocje do grania.
Joanna Liszowska: Jak w każdej pracy – z różnych powodów – mamy lepsze i gorsze chwile. Bywały momenty, kiedy cieszyłam się, że np. kończymy pracę nad danym sezonem i czeka nas przerwa, ale żeby rzucać „Przyjaciółki”? Nigdy! (śmiech)
Małgorzata Socha: Różne myśli kłębiły mi się w głowie. Ale świadomość, że serial cieszy się taką popularnością, a my jesteśmy wyjątkowo zgranym teamem, skutecznie mnie od takiej decyzji powstrzymał.
Życie waszych bohaterek nie zwalnia tempa. Zdradzicie, przed jakimi wyborami staną „Przyjaciółki” w nowym sezonie?
M.S.B.: Przyszłość mojej bohaterki, Anki, dopiero się rysuje i sama jestem ciekawa, co ją tak naprawdę czeka. Jedno, co – mam nadzieję – jest niezmienne w jej życiu, to trwała i silna relacja między przyjaciółkami.
A.S.: Zuza stanie przed dylematem, przed którym stoi mnóstwo kobiet: jak pogodzić macierzyństwo i ambicje zawodowe. To temat, który przewija się w większości polskich domów. Jak się spełniać i być spełnioną bez poczucia szantażu emocjonalnego.
Wszystko wskazuje na to, że w życiu uczuciowym Patrycji i Ingi znów zrobi się gorąco!
J.L.: Nie chcę za bardzo zdradzać losów Patrycji. Kiedy przyjdzie na to czas, trzeba po prostu zasiąść w czwartkowe wieczory przed telewizorem i śledzić losy „Przyjaciółek” (śmiech). Ale Pati jak to Pati – wciąż szuka szczęścia, miłości, a rzadko bywa jak w bajce. Łatwo można stracić z oczu właściwy kierunek tych poszukiwań.
M.S.: Indze z Maksem nie wyszło, bo nie była w stanie pogodzić się z tym, że ma dziecko z inną. Co więcej, na razie Inga nie widzi siebie w relacji z żadnym mężczyzną. Ale jak wiemy, los lubi płatać figle…
Często podkreślacie, że czujecie się jak siostry. Czy pandemia wpłynęła negatywnie na wasze relacje i pracę na planie?
M.S.B.: Najbardziej przykre i dotkliwe jest to, że nie możemy się witać i żegnać tak wylewnie jak dawniej. Nie przytulamy się i nie podajemy sobie rąk. Nie możemy się tak do siebie zbliżać. Dystans społeczny jest dla mnie bardzo trudny.
A.S.: Dla mnie każdy dzień zdjęciowy związany jest też z poczuciem lęku. Mój partner pracuje zdalnie, dziecko uczy się w domu. Wiem, że muszę pracować, ale nie pomaga mi świadomość, że teraz to ja jestem osobą, która potencjalnie może zarazić rodzinę.
Jak wyglądały kulisy kręcenia serialu w pandemii? Co zapamiętacie na zawsze?
M.S.B.: Dystans społeczny, który jest okropnie przykry. Na planie stale obecny jest medyk, a najczęściej medyczka Gabrysia, która sprawdza temperaturę i swoją obecnością daje dodatkowe poczucie bezpieczeństwa. Często dezynfekujemy ręce i zachowujemy szczególną ostrożność, ale staramy się, żeby mimo wszystko było „normalnie”, tak jak dawniej.
J.L.: Mamy już za sobą moment, kiedy w ekipie pojawiła się „korona” i produkcja na jakiś czas stanęła… Niewątpliwie zapamiętam wsparcie i falę serdeczności, jaka na nas spłynęła. To było wyjątkowe i wzruszające. Pandemia pokazała nam, jak bardzo przez te ponad osiem lat się zbliżyliśmy, jak wiele dla siebie znaczymy i że razem damy radę!
Jak radziłyście sobie w sobie w izolacji? Co robiłyście, by się nie poddawać?
M.S.: U mnie życie toczyło się normalnym rytmem. Nie obejrzałam całego Netflixa ani HBO Go, jak wielu moich znajomych. Przy trójce małych dzieci mam niewiele wolnego czasu, ciągle mam co robić. Dodatkowo, i wtedy, i teraz, zdalne nauczanie szczelnie wypełnia mój czas.
M.S.B.: Ja jestem domatorką. Korzystałam więc z wolnego czasu, nadrabiając zaległości domowe, filmowe i czytelnicze, podchodząc do tematu z wiarą i nadzieją, że ten ciężki czas minie. Strach nie pomaga w takich sytuacjach, więc robiłam i robię to, co mogę, dbając przede wszystkim o odporność i minimalizując ryzyko zakażenia.
A.S.: Ja też starałam się myśleć pozytywnie, nie dopuszczać do siebie złych myśli. Chciałam wykorzystać ten czas na bliskość ze swoją rodziną. Robić rzeczy, na które wcześniej nie miałam czasu. Więcej czytałam, nadrabiałam oglądanie seriali, wymyślałam nowe zabawy dla synka. Starałam się też ćwiczyć, by utrzymać dobrą kondycję.
Czy pandemia zweryfikowała wasze podejście do życia, rodziny? Co wam uświadomiła?
J.L.: Zawsze wiedziałam, że dom, do którego wracam z planu, to prawdziwy sens mojego życia. Moi bliscy są moją opoką. Czas pandemii pozwolił mi jeszcze mocniej poczuć wdzięczność za tych, których mam w swoim życiu. Uświadomił mi też jeszcze wyraźniej, jak ważne jest tu i teraz. Początkowe zaskoczenie nową sytuacją zamieniło się w pewność, że lepiej nie odkładać wielu spraw na później.
A.S.: Nie wiem, czy pandemia zmieniła moje priorytety, ale na pewno uświadomiła mi, że świat show-biznesu, w którym się poruszam, jest ułudą, a tym samym wzmocniła moje przekonanie, że trzeba z niego korzystać na swoich warunkach. Upewniłam się, że moja przestrzeń jest najważniejsza.
Nadchodzące święta Bożego Narodzenia wielu ludzi, niestety, spędzi z dala od bliskich. Jakie wy macie plany?
M.S.B.: Sytuacja jest na tyle dynamiczna, że nie robię jeszcze planów, żeby się nie rozczarować. Choć prezenty już mam kupione!
M.S.: Mimo obostrzeń wspólnie z mężem staramy się budować poczucie normalności, bo tylko wtedy dzieci czują się bezpiecznie. Dlatego święta urządzę u nas w domu, a zaproszę tylko najbliższą rodzinę.
J.L.: Święta od zawsze były magicznym czasem, pełnym ciepła i miłości – tak zamierzam je spędzić i tak zamierzam się czuć. Choć daleko, to i tak blisko.
Bez której świątecznej tradycji nie wyobrażacie sobie Bożego Narodzenia?
M.S.B.: Zdecydowanie bez pierników, które sama piekę i dekoruję już w listopadzie.
A.S.: Dla mnie Boże Narodzenie to duża choinka ubrana we wszystkie bombki świata. Taka z piernikami, łańcuchami z kolorowego papieru, robionymi łapkami mojego synka, i z drewnianymi figurkami.
J.L.: Nigdy, przez cały rok, nie zjem barszczu z uszkami – jest zarezerwowany na święta. Boże Narodzenie to magia i dla dzieci staram się utrzymać ją jak najdłużej. Listy do Mikołaja już napisane i… to wcale nie ja kupuję prezenty (śmiech).
M.S.: U mnie z kolei nie ma świąt bez zupy grzybowej mojej mamy. Jest wyśmienita! Kocham tę przedświąteczną krzątaninę i wspólne gotowanie, bo prawie zawsze wszystko robimy sami. Z niecierpliwością czekam na te wszystkie smaki!
A czy wy napisałyście już listy do Świętego Mikołaja? Gdybyście mogły poprosić go o trzy prezenty, co by to było?
M.S.: Ja mam tylko jedno życzenie: niech ta pandemia już się skończy!
M.S.B.: Mnie wystarczą dwa: zdrowie i święty spokój dla mnie i moich bliskich.
A.S.: Ja poprosiłabym go o zdrowie, szczęście i spokój dla każdego z mojej rodziny.
J.L.: Podobnie jak dziewczyny poprosiłabym o zdrowie dla bliskich i dalekich. O powrót do normalniejszej rzeczywistości. I… czas na przytulanie – dla wszystkich! Męczy mnie już to dystansowanie się. Chcę przytulasa!
Jak podsumujecie 2020 rok?
M.S.B.: Wirus zmienił życiowe plany ludziom na całym świecie i zdeterminował nasze życie codzienne. Cieszę się, że przed wybuchem pandemii zdążyłam spędzić tydzień na Maderze i wyjechać z teatrem do USA.
M.S.: Robiąc podsumowania, zawsze staram się skupiać na pozytywach. W tym roku skończyłam 40 lat, a może i nie, bo zaplanowana huczna impreza została odroczona, więc umówmy się, że mam 39 i czekam z niecierpliwością na kolejny rok!
Drogie panie, a co jest waszą życiową dewizą?
M.S.B.: Moją jest zdanie ze sztuki „Olśnienie” Janusza Wiśniewskiego: „Śpieszcie się, śpieszcie, bo krótka jest wiosna – biegnijcie za chwilą, bo szybko przemija”.
J.L.: „Życie jest zbyt krótkie, by się martwić, i zbyt długie, by czekać” – to moje motto.
M.S.: Trzeba przeżyć każdą chwilę tak, żeby niczego nie żałować. Jako życiowa optymistka trzymam się zasady, że nigdy nie jest tak źle, żeby nie mogło być lepiej.
A.S.: Ja trzymam się jednej zasady: rób tak, by nie krzywdzić innych, i myśl o innych tak, jak byś chciał, by oni myśleli o tobie
Przygotowała Magdalena Jabłońska-Borowik