Nudzi was leżenie na plaży czy zwiedzanie kolejnej świątyni? Szukacie pomysłu na wakacje, które będą także przygodą, pozwolą poznać lokalną społeczność i zdobyć nowe umiejętności? Zapraszam na alternatywne wczasy w Tajlandii.

Reklama

Coraz popularniejszą formą spędzania wolnego czasu jest udział w warsztatach i szkoleniach – od warsztatów kulinarnych po kurs tworzenia obrazów z mchów czy dziergania kilimów. Czemu więc nie robić tego na wakacjach? Sprawdziłam, czego można nauczyć się w Tajlandii.

East News

Moda w kolorze indygo

Jeśli zamiast do popularnych kurortów, udamy się w głąb kraju, trafimy do niezwykłego, niemal nieodkrytego jeszcze regionu – Phrae. To kraina poniżej Chang Mai i Chang Rai, która turystyczne oblężenie ma jeszcze przed sobą. Znajdziemy tu za to wiele lokalnych społeczności, które z radością zdradzą nam techniki swojej pracy.

Pierwszym miejscem, do którego się udałam była wioska Ban Thung Hong, słynąca z naturalnych metod farbowania ubrań na kolor indygo. Indygo, czyli ciemnoniebieski barwnik pozyskiwany z egzotycznych roślin, to podobno jeden z najstarszych barwników świata! Jego syntetyczne odmiany wykorzystywane są dziś głównie do nadawania niebieskiego koloru jeansom. W krajach azjatyckich jednak ciągle stosuje się barwnik naturalny, a farbowanym ręcznie tkaninom można nadawać najróżniejsze wzory. W Phrae najpierw nauczyłam się jak złożyć i związać chustę, by po zamoczeniu w farbie otrzymać kratkę, paski, koła, a nawet… smoka.

Potem przyszedł czas na najważniejsze, czyli moczenie tkanin w beczce z barwnikiem. Od tego na jak długo i ile razy nasz materiał wyląduje w beczce z farbą będzie zależała intensywność i odcień koloru indygo. Możemy otrzymacie odcienie od morskiego po ciemny granat.

Zobacz także

Wszyscy uczestnicy warsztatów otrzymują odzież ochronną: fartuch i rękawice. Jedna z moich rękawic była jednak dziurawa, przez co warsztaty zakończyłam z dłonią przypominającą… Smerfa.

Ręcznie malowane

Kolejne warsztaty w czasie mojej podróży to warsztaty ceramiczne. Odbyły się w niewielkiej galerii sztuki w Sukhothai, pradawnej stolicy Tajlandii. W galerii były ławki, tablica, a każdy przy swoim stanowisku miał pędzel, tusz i wodę – zupełnie jak w szkole! Potem krok po kroku uczyliśmy się jak narysować rybę – często powtarzający się w tym regionie motyw, podobno przynoszący szczęście.

Każdy z nas miał swój własny gliniany talerz do ozdobienia. Moja sześcioosobowa grupa bawiła się świetnie, szczególnie podczas porównywania efektów swojej pracy. Choć bardzo staraliśmy, naszym rybom trochę brakowało do perfekcji – jedne były zbyt grube, inne wyglądały jak z kreskówki. Wszystkie były świetnymi pamiątkami z podróży, choć jak okazało, jestem jedyną osobą, której udało się dowieźć talerz w całości do Polski!

Co jeszcze warto zobaczyć w Sukhothai? Koniecznie park historyczny Sukhothai, gdzie znajdziemy świątynie z XII wieku i wielkie posągi Buddy, a także świątynie Wat Traphang Thong. Jeśli wstaniemy przed wschodem słońca, będziemy mogli wziąć udział w rytualne karmienia mnichów!

Farmy organiczne

Kolejnym przystankiem w Sukhothai była farma organiczna należąca do linii lotniczych Bangkok Airways, ulokowana tuż przy lotnisku. Od razu zachwyciły nas pięknie pachnące orchidee, kolorowe storczyki i ogromne pola ryżu. Na nich czekała nas szybka lekcja uprawy zboża. Mało kto, kupując ryż w supermarkecie zdaje sobie sprawę, jak wymagające są te ziarenka – lubią nie tylko ciepło, ale i wilgoć. Najpierw trzeba je zasiać, a po prawie miesiącu przesadzić na pola ryżowe. Potem strzec przed chwastami i dbać o odpowiednią ilość wody. Wszystko to w glinianym błocie i upale ponad 30 stopni. Dodatkowo, w wilgotnym podłożu lubią czaić się węże. Nam udało się uniknąć spotkania z nimi, ale niestety na efekty naszego przesadzania ryżu, trzeba będzie poczekać dwa miesiące.

Reklama

Wizyta na farmie organicznej to warsztat, z którego nie przywiozłam własnoręcznie zrobionej pamiątki, mimo to warto było spędzić tam dzień. Tak jak i w Bangkoku uczyć się układać kwiaty lotosu, a w Phrae tkać szal, a z łodyg bambusów robić pałeczki do jedzenia curry. Do Polski nie przywiozłam też pysznego pad thai i papaya salad, ale umiejętności ich przygotowania na pewno wykorzystam zapraszając do siebie moich znajomych, by przekonać ich, że Tajlandia to nie tylko rajskie wyspy.

Reklama
Reklama
Reklama