TEST AUTO PARTY: Toyota RAV4 dla wymagających... pań?!
TEST AUTO PARTY: Toyota RAV4 dla wymagających... pań?!
Toyota, RAV4, Hybrid, test
RAV4, to dla jednych synonim trwałości i długowieczności, dla innych - ideał miejskiej terenówki. Od zawsze podoba się facetom. Ale czy wyrośnięta i zelektryfikowana RAV-ka (w wersji Hybryd) spodoba się też wymagającym... paniom? Sprawdziliśmy!
Test Toyota RAV4 Hybrid
RAV4 to legenda. Pamiętam lata 90., kiedy kolega kolegi dostał RAV4 jako samochód służbowy, którym reklamował pewną markę papierosów. Wszyscy mu zazdrościliśmy, bo terenowa Toyota była dla nas, posiadaczy maluchów, synonimem czegoś niewyobrażalnie cool. Dziś codziennie widzę taki sam "cool" samochód z lat 90. na podjeździe mojego sąsiada. Bo jak mówi - po co go zmieniać, skoro ciągle jeździ i nic się z nim nie dzieje.
Inna RAV-ka, już z lat "dwutysięcznych" służy za samochód roboczy innemu mojemu koledze - właścicielowi pensjonatu w Beskidzie Niskim. I żadnym innym autem nie można się podczas śnieżnej zimy przebić z jego domu do fińskiej sauny.
W związku z takimi skojarzeniami zawsze miałem ją za samochód męski. Bo terenowy, trochę muskularny, jak na polskie warunki przecież spory. I żyłem z tym przeświadzczenim, aż do czasu kiedy… zamieszkałem w USA. Tam okazało się, że RAV4, obok Hondy CRV, to ulubiony samochód gospodyń domowych. Takie auta podjeżdżały co rano pod szkołę, albo lokalny suprmarket. Tam było to "małe SUV".
RAV 4 - coraz większy SUV
U nas ciągle jest to spory SUV. A nawet coraz większy. Bo gdy postawisz RAV4 mojego sąsiada z 1997 roku przy najnowszej 2.5-litrowej hybrydzie wrażenie jest mniej więcej takie, jakby postawić yorka przy owczarku niemieckim. Niby i to pies, i to pies. Ale spróbuj utrzymać jednego i drugiego na smyczy, gdy poczują coś interesującego…
Wróćmy jednak do poprzedniej myśli. Jakim samochodem jest RAV4, bardziej męskim czy damskim? Postanowiłem to sprawdzić. A dzięki uprzejmości Toyota Polska miałem do dyspozycji piękną RAV4 2.5 Hybrid (155KM) ze ślicznym perłowo-białym lakierem i eleganckimi bordowymi skórami na siedzeniach.
Dla kogo RAV4
Zacząłem od wyprawy. W brzydki październikowy weekend zapakowaliśmy się z rodziną (żona i dwóch synów) do auta i ruszyliśmy spod Warszawy na południe. Konkretnie na samo południe - do Cieszyna. Zaczęliśmy ostro, bo od autostrady. Na tempomacie ustawione 140 km/h - samochód miękko, niczym duże kombi, płynie, pochłaniając kolejne kilometry. Migają ekrany odgradzające Autostradę Solidarności od świata zewnętrznego, a my testujemy systemy wspomagające jazdę.
Gdyby połączyć wszystkie zaawansowane systemy w Toyocie, pewnie już dziś mogłaby robić za auto niemal autonomiczne. Rozpoznawanie znaków - w tym ograniczeń, pasów na jezdni, połączone z systemem kontroli trakcji - tak by z tych pasów nie zjeżdżać. A do tego kamery oceniające odległość do samochodów i przeszkód i system dostosowujący jazdę do tych obserwacji. Właściwie wystarczy włączyć i puścić kierownicę…
Ale nie róbcie tego. Systemy jeszcze nie są sprzężone do końca, a ich działanie ustawiono tak, by to kierowca był nadal centrum dowodzenia pojazdu. A do tego nawet najbardziej zaawansowany i inteligentny system nie jest w stanie przewidzieć inwencji innych kierowców. Stąd też kamery reagują czasem zbyt nerwowo, gdy np. auto, które mieliśmy za sobą, wyprzedza nas z prawej, jadąc 200 km/h, wjeżdża gwałtownie tuż przed zderzakiem i po sekundzie hamuje, bo na pasie przed nami jedzie TIR wyprzedzający innego TIR-a. W tym, przypadku aktywny tempomat (ACC) ustępuje miejsca układowi wczesnego reagowania w razie ryzyka zderzenia (PCS) i płynną jazdę trafia szlag. Po kilku takich akcjach, które zdarzają się przecież na naszych autostradach co chwilę, dzieciom przestaje wystarczać lokomotiv i powstaje za duże ryzyko zabrudzenia pięknej tapicerki. A systemu reagowania na takie ryzyko akurat w tej wersji nie mamy. Dobrze więc czujnie trzymać rękę na pulsie, a właściwie nogę nad pedałem, i w razie konieczności zareagować dodając nieco gazu, lub za wczasu delikatnie przyhamowując.
Odrębna kwestia to układ rozpoznawania znaków drogowych (RSA). Robi to bezbłędnie i widzi każde ograniczenie. I tak jedziemy sobie prawidłowo 120 km/h na trasie szybkiego ruchu (to już bliżej Cieszyna), gdy bez żadnego wyraźnego powodu zapala nam się nagle na czerwono ograniczenie do 40 km/h. I gdy już przerażeni chcemy dać gwałtownie po hamulcach dostrzegamy kątem oka o co chodziło… Nasz system zauważył ograniczenie na pasie dla zjeżdżających z trasy i uznał, że dotyczy również nas.
I tu przypomina się mój kurs na prawo jazdy, z którego zapamiętałem, że najważniejszą zasadą na drodze jest zasada ograniczonego zaufania. Nie ufamy więc innym kierowcom, nie ufamy (tak do końca) czasem mylącym znakom i światłom. Teraz nie ufamy też do końca mapom w nawigacji oraz wszelkim zaawansowanym układom wspomagającym naszą jazdę. Zresztą zaleca to w instrukcji również sam producent.
Dynamicznie spalone
I tak to dynamicznie, by nie powiedzieć szybko, docieramy do południowej granicy naszego kraju. Radość szybko i wygodnie przebytej trasy mąci jedynie wskaźnik zużycia paliwa. Jak to, to już tyle poszło?! Przecież włączałem program jazdy eco!
Kilka kliknięć sterownikiem na kierownicy i docieramy do prawdy… Dynamiczna jazda spowodowała, że auto spaliło na drodze średnio ponad 9 l/100 km. To grubo powyżej średniej deklarowanej przez producenta. No cóż, zielona ikonka z samochodzikiem i literami EV, pokazująca włączony silnik elektryczny, nie pojawiała się raczej zbyt często.
Trzeba przyznać, że perłowo-białe auto robi na ulicy dobre wrażenie. Odważna, nawet drapieżna linia, zaczepne światła. Wszystko to przyciąga wzrok przechodniów. I dobrze, bo elektryczny silnik i cichutkie zawieszenie raczej nie przyciągają ich słuchu. Auto porusza się niemal bezszelestnie, nawet po kamienistej nawierzchni cieszyńskiego Rynku. Przy hamowaniu słyszymy dżwięk przypominający… hamowanie w tramwaju. Trzeba więc odpowiednio wcześniej reagować na wchodzących na jezdnię tuż przed maską przechodniów. W razie czego pomaga też wymieniany już wcześniej PCS (któremu jednak - przypominam - do końca nie ufamy).
Test terenowy
Skoro jesteśmy na południu, warto wybrać się w góry. Po 20 minutach jazdy z Cieszyna docieramy do Lesznej Górnej, naszej bramy do Beskidu Śląskiego. Przełączamy tryb z eco na sport i prostą, bardzo wąską ścieżką wspinamy się ostro w górę gdzieś między górą Tuł i Małą Czantorią. Trzeba przyznać, że zmiana trybu przekłada się bardzo mocno na to, co czujemy pod nogą. Nawet najlżejsze dotknięcie gazu budzi wszystkie ze 155 koników, które mieszkają w tłokach 2.5-litrowego benzyniaka. A gdy tylko się obudzą, ostro ruszają do galopu. Utrzymanie ich w ryzach nie jest jednak wcale trudne. Zawieszenie bez problemu stabilizuje auto na nierównościach, wystarczy pewnie trzymać kierownicę. Dodając do tego bezstopniową automatyczną skrzynię, jazda po górskich dróżkach staje się przyjemnością.
RAV4 - co z tym spalaniem?
Nauczeni poprzednimi doświadczeniami, w drodze powrotnej do Warszawy jedziemy nadal w trybie eco, ale dużo mniej dynamicznie i wolniej. Prędkość maksymalna nie przekracza 125 km/h, nawet na autostradach. To finalnie przynosi sporą oszczędność - średnie spalanie nieco powyżej 7 l/100 km. Ale ciągle jesteśmy daleko od deklarowanych przez producenta 5.2 l/100 km w trasie. No cóż, może do perfekcji trzeba dochodzić stopniowo.
Postanowiłem spróbować jeszcze raz, rano - odwożąc niczym amerykańska gospodyni domowa - swojego nastoletniego syna z bliskich przedmieść do szkoły na warszawskich Bielanach. I pierwszy raz od dawna spodobały mi się warszawskie korki! Czym dłużej poruszałem się żółwim tempem, tym bardziej spadała mi średnia spalania, zbliżając się do 5-litrowego ideału. To naprawdę piękne uczucie, dopóki nie staniesz. Wtedy znów średnie spalanie rośnie.
Razem jest jednak sporo lepiej. Na trasie z Nieporętu przez zapchaną Białołękę na Bielany, a potem przez Prymasa Tysiąclecia, Banacha i Żwirki na stołeczny Mordor średnia wyniosła… 5.8 l/100 km. Czyli już naprawdę blisko deklarowanych 5.4 l/100 km!
W całym niemal równo 1000-kilometrowym teście, po przejechaniu "na ostro" trasy Warszawa-Cieszyn, kręceniu się po górach, "łagodnym" powrocie do stolicy i oszczędzaniu paliwa w warszawskich korkach, zużycie wyniosło ok. 8 l na 100 km. Jak na 2.5-litrową benzynę mało, ale po Hybrydzie spodziewałem się troszkę lepszych wyników. Generalnie jednak...
PLUSY:
- Dynamiczny i elastyczny silnik z wyraźnym kopem po właczeniu programu "Sport"
- Świetna bezstopniowa skrzynia biegów. Idzie gładko jak po maśle!
- Wygodne wnętrze, świetnie wyprofilowane siedzenia, które nie męczą nawet przy długiej jeździe. Z tyłu rozkładane oparcia dzielonej kanapy. No i ta bordowa skóra...
- Intuicyjna obsługa elektroniki pokładowej. Choć na co dzień nie jeżdżę Toyotą, nie miałem żadnego problemu z obsługą.
- Świetne światła, doskonale doświetlające nocną autostradę.
MINUSY:
- Wyższe od spodziewanego spalanie w trasie przy dynamicznej jeździe.
- Brak bezpośrednich nawiewów na tylne siedzenia, co powoduje lekki dyskomfort małych pasażerów z tyłu.
No i pozostaje do rozstrzygnięcia pytanie, dla kogo... Żona mówi, że dla niej jak najbardziej. Dla mnie - też ok. Więc chyba mamy odpowiedź ;)
Tekst i zdjęcia Adam Michejda